Jacek Kacprzak: Rywale byli tłamszeni w szatni
05.11.2010 14:08
Jako zawodnik Legii miałeś okazję mierzyć się z Jagiellonią Białystok w meczu Ekstraklasy w pamiętnym sezonie 1992/93. Jak wspominasz tamto spotkanie?
- Oj, wspomniałeś mecz, który był tak dawno... Jagiellonia spadała wtedy z ligi, grała głównie młodzieżą, natomiast my walczyliśmy o tytuł mistrza kraju. Pamiętam jednak, że na boisku nie widać było tej różnicy. Młodzi, zdolni zawodnicy z Białegostoku postawili nam trudne warunki, dość długo się z nimi męczyliśmy, ostatecznie zwyciężając 1:0. To nie był jednak słaby zespół – występował tam m.in. Marek Citko, później świetny zawodnik, a także kilku innych, którzy potem zrobili sporą karierę.
Teraz Jagiellonia ani myśli bronić się przed spadkiem – szykuje się do skoku na mistrzostwo...
- Wszystko się jeszcze może zdarzyć, ale nie wierzę, że im się uda. Sądzę, że to się rozłoży i tak, jak Jaga zdobyła sporo punktów na początku sezonu, tak je w późniejszej części straci. Nie oszukujmy się, zawodnicy z Białegostoku mieli trochę szczęścia, kilka oczek zdobyli dzięki bramkom zdobywanym w ostatnich minutach. Każdy zespół ma słabszy okres i jeszcze taki przyjdzie dla Jagiellonii. Zostało sporo spotkań, nie upatrywałbym w obecnym liderze faworyta do ostatecznego triumfu.
To kto według Ciebie może się liczyć? Jak myślisz, jakie są powody zapaści dotychczasowych „dominatorów” ligi?
- Przed sezonem czołowe kluby przeszły wiele zmian, począwszy od nowych stadionów, na dużych rotacjach w kadrach kończąc. Był to swoisty wyścig z czasem. Osobiście byłem bardzo zaskoczony słabym początkiem zwłaszcza w wykonaniu Legii. Oglądałem z trybun mecz z Arsenalem, bardzo dobrą postawę legionistów. Wiadomo, że to tylko mecz towarzyski, ale w końcu Arsenal to Arsenal. Nagle przychodzi mecz z Polonią i gra 20% drużyny. Logiczne jest jednak, że po wymianie połowy zespołu potrzebny jest czas. Legia szczęśliwie wraca na właściwe tory.
Wracając do meczu z Jagiellonią, jakie są według Ciebie jej najmocniejsze strony?
- Przede wszystkim Tomek Frankowski i Kamil Grosicki. „Franek” wraca do gry i będzie bardzo groźny. Największą siłą białostocczan jest jednak kolektyw. Poza wspominanymi przeze mnie zawodnikami nie ma w tym zespole gwiazd. Atutem jest zgranie i monolit.
Jak musi więc zagrać Legia, żeby okazać się lepszą?
- Czujnie. Poza tym? Jagiellonia może być liderem, ale Legia to Legia. Podopieczni Macieja Skorży muszą grać swoją piłkę, narzucić gościom swój styl gry. Kiedyś rywale przyjeżdżali do Warszawy i już w szatni byli stłamszeni, musieli radzić sobie z ogromną presją, przez to Legia miała łatwiej. Samo hasło „Legia” straszyło przeciwników. Dziś wygląda to trochę inaczej.
Ostatnio warszawianie jednak wygrywają. Uważasz, że to scementowało ostatecznie zespół?
- Triumfy w ostatnich spotkaniach na pewno w dużym stopniu pomogły w uzdrowieniu atmosfery. Mimo to zespół ciągle się dociera, a w przerwie zimowej nastąpią zapewne kolejne roszady. Niemniej jednak bardzo dobrze, że taka seria nadeszła. Kolejnym zespołem do ogrania jest Jagiellonia. Ona też musi te punkty gdzieś zgubić, a z kim, jak nie z Legią?
Będziesz oglądał mecz z trybun?
- Niestety nie, pora jest dla mnie nieodpowiednia. W weekendy mam zajęcia na uczelni i ciężko będzie się wyrwać, jednak w telewizji na pewno będę śledził poczynania Legii i trzymał kciuki za chłopaków.
Widzisz w zespole Legii zdecydowanego lidera?
- Nie. Media kreowały na takiego Ivicę Vrdoljaka, ale według mnie jeszcze trochę mu brakuje do bycia rzeczywistym liderem. Fajnie, że swego czasu kapitan wstawił się za zesłaną do Młodej Ekstraklasy trójką. To buduje atmosferę i wzajemne zaufanie. Legia może nie mieć wyraźnego przywódcy. Musi stanowić drużynę, każdy ma ciągnąć wózek w tę samą stronę. Za moich czasów liderem był Leszek Pisz, jednak nie było w zespole ważnych i ważniejszych. Wszyscy byliśmy równi.
Właśnie, w czasach Twojej gry w Legii w drużynie było wielu niepokornych. Czy myślisz, że dziś troszeczkę brakuje zawodnikom tego charakteru?
- Kiedyś był czas na wszystko (śmiech), ale było trochę ciężej coś osiągnąć. Żeby zdobyć jakieś trofeum, trzeba było naprawdę mocno się napracować. Do klubu przychodzili wtedy wszyscy najlepsi, mniej było obcokrajowców. Nie było więc barier językowych, kulturowych. Poziom ligi był wyższy. Nie mówię, że teraz ściąganie tak wielu obcokrajowców jest bardzo złe, ale na pewno powoduje lekkie zachwianie równowagi. Zespół personalnie może wyglądać na bardzo silny, ale mimo to coś nie gra. Jest tego sporo przyczyn, i wśród nich także właśnie czynnik charakterologiczny.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.