News: Jacek Magiera: Nie będzie syndromu drugiej płyty

Jacek Magiera: Nie będzie syndromu drugiej płyty

Marcin Szymczyk

Źródło: Łączy Nas Piłka

07.07.2017 09:49

(akt. 02.12.2018 12:24)

- Mamy trzy rozgrywki, które na nas czekają, więc będzie większa rotacja. Większa, niż w okresie nadrabiania kilkunastopunktowej straty do lidera. Wtedy trzeba było tu i teraz wydobyć z każdego maksimum umiejętności, aby gonić. Nie mieliśmy żadnego meczu, by na sekundę usiąść na ławce i spokojnie popatrzeć na spotkanie. Powtórzę się, ale dla mnie to, że udało się odrobić i wygrać tytuł jest osiągnięciem na miarę mistrzostwa świata - mówi w rozmowie z "Łączy nas piłka" trener Legii, Jacek Magiera.

- Dziewięć miesięcy odkąd objąłem drużynę było bardzo szalone. Było tyle meczów, że brakowało czasu na przećwiczenie schematów, które chciałem wdrożyć w zespół, zimą straciliśmy dwóch najlepszych napastników. Musieliśmy cały czas szukać nowych rozwiązań, jak drużyna powinna funkcjonować bez Nikolicia i Prijovicia. Potrzebowaliśmy czasu i – co dziś już wiem – zbyt dużo go traciliśmy na skomplikowane rozwiązania, gdy najlepsze byłyby te najprostsze. Czasami mniej myślenia spowoduje, że będzie się lepiej grało. Styczeń i luty mieliśmy pod względem układania zespołu bardzo intensywne, popełniliśmy przez to wiele błędów. Wiemy o tym. Ale marzec, kwiecień i maj to już finalizacja sezonu, odejście od tego myślenia i postawienie na zawodników, których znaliśmy, na poprawę meczową taktyki w obronie i w ataku. Natomiast w tym okresie przygotowawczym chcieliśmy popracować nad zmianą podejścia, innymi ustawieniami, by nie grać w jeden sposób. Być może już w spotkaniach o stawkę spróbować czegoś nowego. Oczywiście nie można zrobić tego tak po prostu, trzeba patrzeć na predyspozycje zawodników, jakich mamy. Gdyby było trzech świetnych napastników, to trudno trzymać ich wszystkich na ławce – łatwiej wpasować ich w system 4-3-3 lub 3-4-3. Dlatego na obozach poświęcaliśmy cztery, pięć godzin dziennie na rozmowach wewnątrz sztabu: by każdy mógł się wypowiedzieć, byśmy mogli się „pokłócić” na temat założeń i zadań. Wszystko dla dobra drużyny i tego, by w sezonie funkcjonowała jak najlepiej.


Skąd trener bierze inspiracje?


- Biorę inspiracje z książek, filmów, obserwacji ludzi, nawet z tego, co widziałem na urlopie. Animatorzy z Turcji, ze Słowacji, z Niemiec i Polski potrafili w sześć godzin zrobić świetne przedstawienie, choć poznali się tego samego dnia. Nagle jeden lider doprowadził do tego, że przez krótki trening, kilka ruchów ich występ się udał. To pokazało, że gdy szuka się rozwiązań, inspiracji i zaszczepi się ją u innych, to można wiele osiągnąć małym kosztem. A im więcej się pracuje, tym efekt może być lepszy.


Pana pierwszy sezon był niezwykle udany: po odrobieniu strat Legia obroniła mistrzostwo Polski, z Ligi Mistrzów przeszła do Ligi Europy, do tego może dołożyć Superpuchar. Można to porównać do rynku muzycznego: sprzedaż pierwszego albumu zakończyła się sukcesem, natomiast każdy zespół ma obawę przed „syndromem drugiej płyty” – nie jest w stanie zachwycić drugi raz ani tym samym, ani odpowiednio zmienić się, by utrzymać poziom. Pan ma takie zmartwienia przed zbliżającym się sezonem?


- Nie, bo trzeba być zawsze odważnym. Będą porażki, ale w tej chwili o nich nie myślę. Rzeczywiście, te dziewięć miesięcy było fantastycznych, wygraliśmy 19 z 27 spotkań w lidze, tylko dwa przegraliśmy… Zdobyliśmy do tego cztery punkty w Lidze Mistrzów i wiemy, jak trudno będzie to powtórzyć. Drużyna się zmienia: jedni zawodnicy odchodzą, inni przychodzą. Natomiast patrzę przed siebie i jestem na wszystko przygotowany. Moim zadaniem jest zadbanie, by zespół był zawsze gotów do walki, na przeciwnika, który będzie nam utrudniał sprawy. Jest coś takiego jak „syndrom drugiej płyty” i można to odnieść do wielu aspektów życia, ale… do odważnych świat należy.

Legia w poprzednim sezonie była drużyną wyraźnych liderów: najpierw Nikolicia i Prijovicia, a w drugiej części Vadisa. O tym pierwszym pana poprzednik, Stanisław Czerczesow mówił, że często służył kolegom za alibi: wystarczy mu podać, a on coś z tego zrobił. Takie wrażenie można było odnieść z końcówki sezonu i tego, ile dla Legii znaczył Odjidja-Ofoe. Czy teraz, przy jego bardzo prawdopodobnej nieobecności, kibice mogą liczyć, że ta odpowiedzialność się rozłoży, że liderów będzie więcej?


- Vadis jest bardzo dobrym piłkarzem, autorytetem, który skupia na sobie mnóstwo uwagi. W wielu przypadkach jego dobra postawa, bycie liderem powodowało, że kilku innych piłkarzy mogło czuć się onieśmielonych. Rozumiem taki odbiór. Graliśmy taki mecz w Krakowie bez Vadisa i wygraliśmy 2:1 – wtedy ta odpowiedzialność była rozłożona na więcej ludzi. I liczę, że teraz zostanie tak na stałe. Kolejnym aspektem jest fakt, że piłkarze są teraz o rok starsi, bogatsi o doświadczenia. A rok w futbolu to naprawdę wiele. Zawodnicy, którzy przychodzą z zagranicy dowiadują się, czym jest Legia, jaka tu jest presja, ile klub osiągnął i ile znaczy. To wpływa wyłącznie na ich korzyść. Chciałbym, by Vadis z nami został, bo on świetnie funkcjonował w szatni oraz na boisku. Wokół niego inni zrobili postęp: Dominik Nagy, Guilherme, Sebastian Szymański… i jeszcze przynajmniej z piętnastu mógłbym wymieć. To ważna postać, która zrobiła dla klubu wiele.


Sezon zaczyna się dla Legii w piątek meczem o Superpuchar. Czy w związku z tym pan odczuwa jakąkolwiek presję?


- Presja to za duże słowo. Czuję zaciekawienie tym, co przyniesie nowy sezon. Lata pobytu tutaj uodporniły mnie, wiem przecież, że ten klub co rusz jest poddawany próbie i zawsze liczy się zwycięstwo. Wiem, jakie są cele do zrealizowania, czego chcemy. Ale nie możemy zwariować i stresować się, bo to może wpłynąć na nas negatywnie. Drużyna musi być pewna siebie, gotowa w stu procentach i wszystko wykonująca na maksimum możliwości, nigdy mniej. To staramy się zawodnikom wpajać: najbliższy trening i najbliższy mecz są najważniejsze. We wtorek żegnaliśmy takiego zawodnika, Kubę Rzeźniczaka, który pięć razy wygrywał mistrzostwo i sześć razy Puchar Polski. Często nawiązuję do takich piłkarzy: że ciężką pracą można zatuszować swoje braki, a zdobywać trofea i mieć lepsze CV od tych wybitniejszych, którzy jednak nie dają z siebie maksimum. I takich chcemy zawodników: których poznaje się po tym, ile mają na półce trofeów, a nie ile pieniędzy na koncie.


Zapis całej rozmowy z trenerem Jackiem Magierą można przeczytać w serwisie "Łączy nas piłka".

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.