News: Jacek Magiera: Każdy jest kierowcą swego życia

Jacek Magiera pozostanie trenerem rezerw Legii

Marcin Szymczyk

Źródło: legia.com

25.11.2014 15:53

(akt. 04.01.2019 13:18)

Trener Legii II Jacek Magiera poprowadzi trzecioligowy zespół rezerw Legii w rundzie wiosennej. - Rozgrywki skończyliśmy 15 listopada ale na swoich obiektach zamierzamy trenować do 12 grudnia. Do 5 stycznia zawodnicy będą mieli wolne, wtedy wrócą do treningów indywidualnych z Tomkiem Grudzińskim - choć oczywiście dostaną rozpiski z wytycznymi na przerwę świąteczną - a 12 stycznia zaczniemy przygotowania drużynowe. Do 22 lutego zagramy pięć lub sześć sparingów - pod balonem lub na wyjeździe, jeśli pozwoli na to pogoda. Na koniec chcemy wyjechać na wspólne zgrupowanie "dwójki" i CLJ. Tam będziemy szlifować formę przed rundą rewanżową, która zacznie się w marcu - wyjaśnił w rozmowie z oficjalnym serwisem legia.com Magiera.

A gdzie sięgają pana ambicje? Czuje się pan teraz lepszym trenerem?


- Zdecydowanie. Na wiele spraw patrzę inaczej niż kilka lat temu, kiedy byłem jeszcze drugim trenerem. Dziś muszę zarządzać nie tylko zawodnikami, ale i sztabem szkoleniowym, medycznym i w jak największym stopniu wykorzystać ich potencjał. Współpracownicy większą robotę wykonują na boisku, prowadzą treningi, ale do wszystkich mam bardzo duże zaufanie i uważam, że sztab drugiej drużyny jest dobrze dobrany pod względem merytorycznym oraz mentalnym. Pracują u nas fachowcy, którzy na pewno daleko zajdą. Krzysiek Dębek przez wiele lat pracował z młodzieżą i wielu zawodników wychował oraz ukształtował np. taktycznie. Rafał Kubów wykonuje kawał dobrej roboty analitycznej, a także związanej z treningiem indywidualnym, Tomek Grudziński z przygotowaniem fizycznym, Arek Białostocki z treningiem bramkarskim. Do tego kierownik drużyny Marcin Muszyński i sztab medyczny z "maserami" Marcinem Batorem, Sebastianem Karstem, Przemkiem Wielebskim, którzy dostępni są dla zawodników praktycznie 24 godziny na dobę. Wszystko to "hula" jak należy i nie ma w naszym działaniu żadnych nerwowych ruchów. Dziś nie jestem w stanie powiedzieć, jakie będą moje cele w przyszłości, choć moje ambicje sięgają bardzo wysoko. Poprzeczkę podnoszę sobie stopniowo, w miarę osiąganych sukcesów - to samo robiłem będąc jeszcze piłkarzem. Ludzi, z którymi występowałem na jednym boisku, a którzy dziś działają w profesjonalnej piłce, mogę policzyć na palcach jednej ręki. Nie byli wystarczająco konsekwentni, zdeterminowani czy pracowici. Talent, liczne kontakty i dobry manager to nie wszystko. Mając to, owszem, można otrzymać swoją szansę. Ale jeszcze raz powtórzę - trzeba być na nią przygotowanym.

 

Prezes Leśnodorski powiedział w wywiadzie dla legia.net coś takiego: "Największy kłopot jest chyba w ambicjach. Jak młody chłopak trenował z pierwszym zespołem, a po chwili ma zagrać w juniorach, to powstaje jakiś problem w głowie". Pan by się pod tym podpisał?


- Nie do końca, zależy to od charakteru i świadomości. Gdy z Legii II ktoś "schodzi" do juniorów, zazwyczaj wygląda tam jak profesor, bo gra z równieśnikami. Ale ten, który "schodzi" z "jedynki" do nas, gra z przeciwnikami starszymi od siebie i na boisku zaczynają się większe problemy, bo brakuje mu doświadczenia. Człowiek chce osiągnąć jak najwięcej. Gdybyśmy na początku roku porozmawiali z jakimkolwiek 17-letnim zawodnikiem drugiej drużyny, to oddałby on wszystko, żeby tylko trenować z pierwszym zespołem. Kiedy już tam trafi, to samo trenowanie przestaje go interesować i chce coraz więcej. Przebywa w szatni z zawodnikami, którzy mają lepsze kontrakty, którzy są rozpoznawani na mieście, wśród kibiców, którzy powoływani są do kadry, których zaprasza telewizja. Patrząc na nich otwiera buzie i też chce być taki. Nie interesuje go tylko trening, chce zacząć grać. W pewnym momencie dochodzi do sytuacji jak z jabłkiem - piłkarz się stara, pięknie wygląda, ubrany w strój Legii niczym nie różni się od pozostałych, z zewnątrz wszystko cudownie, ale jest "kwaśny", brakuje dojrzałości. Brakuje szczegółów, które decydują o tym czy gra czy nie. Zaczyna się frustracja i szukanie błędów dookoła, zamiast pracować nad własnymi słabościami. "Schodząc" w takiej sytuacji do drugiego zespołu, zawodnik ten nie gra na sto procent swoich możliwości, ale nie dlatego że nie chce, ale głowę ma zaprzątniętą zupełnie innymi sprawami, często niepotrzebnymi, które powinien szybko z niej wyrzucić, aby jej nie zaśmiecać. Jednak w zawodowym sporcie u młodych ludzi to normalna rzecz, której trzeba się nauczyć. Z drugiej strony to właśnie w tym wieku - między piłką juniorską a seniorską - jest największy przesiew, największa selekcja. Kolejna rzecz - w juniorach często bierze się zawodnika na bok i tłumaczy mu się powody, dla których nie gra. W zawodowej piłce sentymentów już nie ma, każdy musi zakasać rękawy i zasuwać. Tam są rodziny, sława, europejskie puchary - niby wszyscy nadal są kolegami, ale tak naprawdę walczą między sobą o grę, powołania i piłkarskie życie. Zdrzemniesz się na moment i od razu ktoś wchodzi na twoje miejsce, a ciebie nie ma. Kolejna sprawa - samozadowolenie. Jestem w pierwszej drużynie, czyli mam to, co chciałem. Kiedyś na odprawie z zawodnikami porównałem to z żabą, którą wrzuca się do gorącej wody. Szybko wyskoczy, zareaguje, bo wie, że coś jest nie tak. Ale jak wrzuci się ją do zimnej wody, to będzie sobie pływać. Zaczniesz powoli podgrzewać wodę i żabie będzie coraz lepiej, przyzwyczai się, rozleniwi, aż w końcu ogłupiała się ugotuje i będzie po niej - sama się załatwi. To samo dzieje się z młodzieżą, która musi nieustannie pielęgnować to, co dostaje od losu. Wiem, że nie jest to łatwe, bo inaczej na świat patrzy się mając 17, a inaczej mając 30 lat. Kiedyś z Górnikiem na Legię przyjechał Błażej Augustyn i mówi do mnie, że gdyby kilka lat temu miał dzisiejszy rozum, to jego kariera wyglądałaby zupełnie inaczej. Wtedy nie chciał mnie słuchać, wydawało mu się, że gadam głupoty. U młodych ludzi to jednak normalne.

Ci którzy przez ostatnie pół roku trenowali z "jedynką" są dojrzalsi, zmienili się? Czy "schodząc" do drugiej drużyny w głowie mają ciągle dorosły zespół?


- Mają go w głowie, bo posmakowali tego, do czego dążą. Gdybyśmy w styczniu powiedzieli im, że zagrają jeden mecz w Ekstraklasie, a potem będą musieli występować niżej, to byliby przeszczęśliwi, bo pół roku temu było to dla nich nieosiągalne wręcz marzenie. Ciężką pracą doprowadzili do swojego debiutu i nie interesuje ich już, że miał to być tylko jeden mecz. Chcą więcej i więcej. Muszą jednak wiedzieć, że nie rywalizują już z rówieśnikami, tylko z najlepszymi piłkarzami w tym kraju oraz obcokrajowcami na poziomie reprezentacyjnym, jak Orlando Sa, Miro Radović, Ivica Vrdoljak czy Dusan Kuciak. Topowi zawodnicy. Nikt więc nie będzie stawiał na młodego tylko dlatego, że jest młody. Wracając do pierwszej części pytania - zmienili się i to bardzo. W pierwszej drużynie zwraca się uwagę na inne aspekty, 90 procent ludzi to ludzie bardziej dojrzali, mający swoje rodziny, którzy zdążyli się już wyszumieć. W "dwójce" mamy zupełnie inne problemy - szkoła, dziewczyny, pierwsze miłości. Tam są z kolei większe pieniądze, samochody, inwestycje, rozmowy na zupełnie innym poziomie. Młodym to imponuje, chcą być jak Rzeźniczak, Astiz czy Saganowski. Ale wszystko krok po kroku, trzeba iść swoją drogą, kierować się swoim zasadami, choć w środowisku sportowym nie jest to łatwe, bo zazwyczaj otaczamy się ludźmi zamożnymi.


Wypożyczenia są optymalnym rozwiązaniem? Patrząc na to, jak wygląda sytuacja co poniektórych naszych zawodników, można mieć co do tego spore wątpliwości. Przykład Olka Jagiełły jest chyba najlepszym.


- Tu znów musimy wrócić do dojrzałości i metafory z jabłkiem. Niektórym wydaje się, oglądając mecz w telewizji, że daliby sobie radę w Ekstraklasie czy nawet reprezentacji. My drugi zespół traktujemy jak uniwersytet, który ma ich nauczyć życia, walki, gry w seniorach, podejścia do zawodu. Wszystko po to, aby w przyszłości było im łatwiej. Olek Jagiełło w pewnym momencie za szybko trafił do pierwszej drużyny. Potrzebował wtedy stopniowego, harmonijnego rozwoju, nie zebrał wystarczającego doświadczenia w Młodej Ekstraklasie i przeskok okazał się zbyt gwałtowny. Tym bardziej, że Olek wchodził do drużyny nie jako gotowy, uformowany piłkarz, ale taki, który musi o wszystko walczyć. Zawodnik idący z Legii do innego klubu musi robić różnicę - wtedy trener na niego postawi. W II lidze nie ma też takiej rywalizacji, bo na boisku musi przebywać dwóch młodzieżowców, więc o miejsce w składzie jest łatwiej. Problem zaczyna się wtedy, gdy kończy się wiek młodzieżowca i trzeba zacząć walczyć z mężczyznami nawet z rocznika '77. Po rundzie będziemy rozmawiać z trenerem Bergiem na temat kształtu drużyny, zobaczymy kto dostanie szansę wyjazdu na obóz. Dziś trwa jeszcze Ekstraklasa, Liga Europy - na rozmowy o personaliach przyjdzie czas, choć jesteśmy już na nie przygotowani, mamy raporty na każdy temat i nowe zadania do wykonania. Łatwo nikt miał nie będzie, ale spójrzmy na przykład Sebastiana Mili, który rok temu został odsunięty od zespołu z powodu nadwagi. Był obrażony na wszystkich, na trenera w pierwszej kolejności, wydawało mu się, że jest najlepszy na świecie i nie musi nad sobą pracować. Podejrzewam, że był cholernie wściekły na trenera Pawłowskiego, a dziś uważa, że to świetny fachowiec, bo doprowadził go do miejsca, w którym się teraz znajduje - wrócił do kadry, strzela Niemcom. Pracować nad sobą trzeba całe życie. Jeśli ktoś powie, że wszystko już umie, to będzie to początek jego końca. Największym zagrożeniem nie są imprezy czy alkohol, ale samozadowolenie i szukanie problemów wszędzie, tylko nie w samym sobie. Było już wielu takich, co w wieku 20 lat byli panami świata, a dziś nikt o nich nie pamięta, są wrakami. Jeśli ktoś postępuje w ten sposób, to jest po prostu głupi.


A z czego wynika fakt, że sześć z siedmiu porażek miało miejsce u siebie, a sześć z siedmiu zwycięstw odnieśliście na wyjazdach?


- Dla mnie to największy paradoks tej rundy, nie potrafię tego wytłumaczyć. Biorąc pod uwagę mecze na własnym boisku, jesteśmy na ostatnim miejscu w tabeli. Patrząc na mecze wyjazdowe jesteśmy liderem. Na pewno jest to temat do dyskusji, do głębszego przemyślenia. Na Polonię przyszło 3 tysiące widzów, na ŁKS 2,3, na Broń Radom niespełna tysiąc - może to jest przyczyna, bo w Sulejówku, mimo że warunki do gry mamy świetne - wielu kibiców się nie pojawia. Czy zawodników paraliżuje obecność członków sztabu pierwszej drużyny i przedstawicieli władz klubu? Może, chociaż tak być nie powinno, byłby to duży problem. Zawodnik, których chce grać na wysokim poziomie, nie może patrzeć na trybuny i być sparaliżowany obecnością trenera Berga. Są mecze, kiedy gra się przy kilkudziesięciu tysiącach, pojawia się prezydent, politycy, aktorzy, rodzina czy kibice, którzy w Warszawie są bardzo wymagający - i co wtedy? Taki ktoś nie nadawałby się do piłki.


Jaki jest w takim razie cel Legii II na drugą rundę? Gdzie chcecie znaleźć się na koniec sezonu?


- Nie chcę w tej chwili mówić, czy będzie to drugie czy trzecie miejsce. Zobaczymy, którzy zawodnicy zostaną na "wiosnę", którzy odejdą, kto przyjdzie, kto będzie "wskakiwał" do "jedynki". Gramy o jak najlepszy wynik - ja jestem ambitny, zawodnicy też i chcemy wygrać wszystko, co tylko się da. Czas pokaże, które zajmiemy miejsce. W pierwszej kolejności patrzymy na rozwój, dopiero potem na wynik, dlatego rozmowy o awansie póki co odkładamy na bok, bo nie da się wygrywać cały czas eksperymentując składem. Potrzebna jest stabilizacja. W klubie zapadły decyzje, że liczy się rozwój, a awans na pewno przyjdzie. Czy za rok, czy za dwa - zobaczymy.


Zapis całej rozmowy z trenerem Jackiem Magierą można znaleźć na "legia.com".

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.