Jacek Zielinski

Jacek Zieliński: Celuję w transfery do podstawowej jedenastki

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

07.04.2022 12:25

(akt. 09.04.2022 08:24)

- Oczywiście, zdarzą się sytuacje, że trzeba będzie wziąć kogoś do rywalizacji, trafi się jakieś uzupełnienie. Ale będę celował w to, aby większość transferów była do podstawowej jedenastki, czyli w zawodników jakościowych, którzy mają być wzmocnieniami. Idąc tą drogą, to z każdą rundą możemy być lepsi - opowiada w rozmowie z Legia.Net dyrektor sportowy Legii Warszawa, Jacek Zieliński.

Zacznijmy od zimowego okienka transferowego. Jest pan z niego zadowolony? Udało się zrealizować założenia? Do pierwszego zespołu przyszli Wszołek, Sokołowski, Verbic i Strebinger.

– Jeśli chodzi o założenia, to w części udało się je zrealizować. Zacznijmy od bramki. Mieliśmy duże wątpliwości czy sprowadzać tego doświadczonego bramkarza, czy nie. Od zimy rozmawialiśmy o tym z Aleksandarem Vukoviciem, mieliśmy wytypowanych trzech spośród wielu. Oczywiście poruszaliśmy się wśród bramkarzy dostępnych, którzy mogli do nas trafić zimą. Pewnie gdybyśmy wybierali ze wszystkich najlepszych, to wybór byłby ciekawszy. Ale z tych co byli w naszym zasięgu, byli dostępni, wytypowaliśmy trzech. Byliśmy cały czas gotowi na to, by jeden z nich do nas trafił. Po nieszczęsnym, przegranym meczu z Wartą Poznań, po czerwonej kartce dla Artura Boruca, wiedzieliśmy, że musimy mieć jeszcze doświadczonego bramkarza. Nie mogliśmy w tej krytycznej sytuacji zostać z dwoma niezwykle utalentowanymi chłopakami, dobrymi golkiperami, ale jednak zawodnikami bez doświadczenia.

Stąpaliśmy wtedy po kruchym lodzie, byliśmy w takiej sytuacji, że byliśmy o krok od doprowadzenia do największej kompromitacji w historii klubu, czyli do spadku. A było to niestety bardzo realne po jesieni, w której zdobyliśmy 15 punktów w 18 meczach. Wiedzieliśmy, że wiosną w 16 meczach musimy zrobić tych punktów blisko dwa razy więcej by na pewno się utrzymać. Sprowadzenie Richarda Strebingera było dla nas zabezpieczeniem. To dobry bramkarz.

W pierwszym meczu było widać, że na linii świetnie sobie radzi.

– Tak, a po obejrzeniu wielu jego meczów przed tym, jak doznał kontuzji, widać też, że bardzo dobry był na przedpolu. Natomiast Richard jest po sześciu miesiącach przerwy w grze. Najpierw doznał urazu, a potem trener nie chciał zmieniać bramkarza, który wszedł w jego miejsce i spisywał się bez zarzutu. Kontuzji doznał w spotkaniu z SV Ried i od października nie grał. Teraz wyszedł na Lechię w pierwszym składzie i trudno oczekiwać, by po takiej pauzie szalał na przedpolu. Widać było, że nie chciał popełnić błędu, był ostrożny. Ale on ma inklinacje do tego by wychodzić z bramki. Przeglądałem jego mecze, statystyki, na przestrzeni kilku lat. On w pewnym momencie swojej kariery mocno opuszczał pole karne, wychodził na 20-25 metr, był takim ostatnim obrońcą, libero. Gdy rywale posyłali piłkę za linię obrony, był tym, który je kasował, czyścił wszystko na przedpolu. Początkowo popełniał błędy, ale z czasem ich nie było, nauczył się tak grać, był skuteczny w tym co robił. Wiedział, że taki jest trend i takim kierunku chciał podążać. Na ten moment tego nie robi, ale to oczywiste po tak długiej przerwie.

Podpisał umowę na kolejny sezon z opcją przedłużenia. Zostanie na kolejny sezon?

– Mamy zapisane pewne warunki, które mogą spowodować, że zostanie z nami na dłużej. Jeśli nie zostaną spełnione, to siadamy do stołu i rozmawiamy o tym czy z nami zostanie czy też nie.

Chodzi o jakąś liczbę rozegranych minut?

– Nie chciałem robić tego zapisu, ale ostatecznie się na niego zgodziłem, by zabezpieczyć w jakiś sposób klub. Ale tak, jest tam zapisana liczba meczów, które muszą być rozegrane by doszło do automatycznego przedłużenia umowy.

Jako pierwszy w tym roku do zespołu dołączył Patryk Sokołowski.

– Od początku bardzo go chwaliłem. W ostatnich trzech latach zrobił niesamowity progres w Piaście Gliwice. I widzę potencjał, by rozwinął się jeszcze bardziej. Poza tym to Polak, legionista, a to istotne aspekty przy budowie struktury zespołu, choć najważniejsza oczywiście jest jakość. Sokół dobrze zaczął, był znakomity w styczniu gdy do nas trafił, jeden z lepszych naszych piłkarzy na obozie.

Ale forma przyszła za wcześnie?

– To jest normalna sprawa. Od zawodników po zmianie klubu często oczekuje się gry na tu i teraz. Często skutkuje to urazami czy spadkiem formy, bo zmieniają się treningi. Zupełnie inną filozofię w kwestii obciążeń na zajęciach w każdym mikrocyklu czy podczas przygotowań do sezonu ma Aco Vuković, a inaczej podchodzą do tego inni trenerzy. Gdy zawodnicy trafiają do nas z innych klubów, okres adaptacji zwykle jest dłuższy. Sokół wszedł do nas bardzo dobrze, ale potem go to troszeczkę przygniotło. Ale on wróci do dobrej formy i będziemy z niego mieli pożytek, bo to pracowity, dobry technicznie, wybiegany chłopak – może nam jeszcze dużo dać.

W styczniu, podczas przygotowań był jednym z lepszych naszych piłkarzy, potem przyszło załamanie formy, teraz czekamy aż wróci do swojej normalnej dyspozycji. Jestem zadowolony z tego transferu, będziemy z niego mieli pożytek i na boisku i w szatni. Atmosfera jest bardzo ważna by osiągać wyniki, nawet kluczowa. Mówił o tym Nagelsman, że 70 procent to atmosfera, a 30 procent to taktyka. Ten cytat pokazuje, jak ważne są relacje interpersonalne między zawodnikami. To jest bardzo mocna strona Vuko.

Nowy – stary zawodnik czyli Paweł Wszołek.

– Nie grał długo, było związane z tym pewne ryzyko. To zawodnik, który nigdy nie był efektowny, ale zawsze miał imponujące liczby. I to potwierdził teraz w Legii, mimo iż był pół roku bez gry. Mocno dba o siebie, fizycznie był gotowy, tkanki tłuszczowej właściwie nie było. To jeden z aktywniejszych zawodników w zespole jeśli chodzi o kinematykę, ale i jeden z lepszych jeśli chodzi o to, co daje zespołowi pod kątem asyst, asyst drugiego stopnia i goli czyli po prostu daje nam punkty. Bez Pawła byłoby nam dużo trudniej. Dzięki Wszołkowi  mamy możliwość rozgrywania meczów w nieco innym ustawieniu niż graliśmy wcześniej. Mamy zawodników o nieco innych profilach. W pewnym momencie było przestawienie sterów na ustawienie 3-4-2-1, pod to ustawienie byli ściągani zawodnicy. Przez to nie mieliśmy typowych skrzydłowych, tylko takich nieco naciąganych – w ten sposób Maciek Rosołek z napastnika stał się skrzydłowym. Dobraliśmy do niego Wszołka, przyszedł Benjamin Verbic i jeszcze jest Kacper Skibicki, który też może grać na tej pozycji. Wszołek od momentu swojego transferu pomógł nam naprawdę bardzo wiele.

A w jego przypadku co musi się zdarzyć aby pozostał w Legii po sezonie? Jest wypożyczony z Unionu do końca czerwca.

– Jest kilka rzeczy, które będą wpływać na to, czy Paweł u nas zostanie. Przede wszystkim musi być do tego wola Unionu Berlin, który ma ważną umowę z zawodnikiem. Musi być też wola samego Pawła. I na końcu zależeć też będzie od naszych możliwości, od tego czy będziemy mogli spełnić oczekiwania piłkarza. Wiadomo, że w niemieckim klubie zarabia o wiele większe pieniądze, niż w Legii Warszawa.

Pozostał nam do omówienia Benjamin Verbic.

– Skorzystaliśmy z możliwości jaka się pojawiła. Interesowaliśmy się nim wcześniej, na początku lutego były pierwsze rozmowy. Rozmawialiśmy wtedy z trenerem o zmianie ustawienia i chcieliśmy mieć zawodników, którzy nam to umożliwią. Samo ustawienie być może nie jest najważniejsze, ale to jaką strukturę się oferuje w ataku i obronie zawodnikom, do czego się dąży. Ale muszą być zawodnicy o odpowiednich profilach do tego, którzy mogą grać i na boku obrony i na wahadle czy mogą grać skrzydłowego ale i wahadłowego gdy zajdzie taka potrzeba, gdy będziemy zmuszeni do ataku pozycyjnego. Verbic nam pomagał otworzyć wiele opcji wiosną, do tego dochodziło doświadczenie – to jak w przypadku Strebingera świeża krew. Oni dwaj nie byli tak psychicznie obciążeni jak pozostali, oni wchodzą do drużyny i nie są winni stanowi rzeczy, który był w tym zespole czyli tego, że znaleźliśmy się niemal na dnie tabeli. A jak ten aspekt psychiczny jest ważny to pewnie sam wiesz, bo byłeś blisko zespołu i pewnie jak oglądałeś niektórych zawodników w styczniu na obozie i pewnie w lutym po wznowieniu ligi, to pewnie ich nie rozpoznawałeś. I faktycznie to byli jak różni piłkarze. A Verbic i Strebinger mieli dać nowy impuls, dodać nieco więcej pewności siebie.

A Verbic zostanie u nas dłużej niż do końca sezonu?

– Biorąc pod uwagę sytuację jaka jest na Ukrainie, to jakieś opcje w tym względzie dla nas się otwierają, ale musimy mieć świadomość, że to gracz z takiej półki, że normalnie nie byłoby nas na niego stać. Zarabia bardzo dobre pieniądze w Dynamie Kijów. Zobaczymy jak się u nas zaaklimatyzuje, czy nasz klub będzie mu odpowiadał, czy będzie skłonny nieco zejść z zarobków, dużych zarobków, jakie miał na Ukrainie. A wiadomo, że my nie możemy płacić jak Dynamo.

Był temat Guilherme?

– Sondowałem ten temat. Rozmawialiśmy, rozważaliśmy wspólnie z Vuko czy byłby to dobry ruch dla nas, dla Guilherme. Ostatecznie, do transferu nie doszło, nie wszystko się spinało. Żeby była jasność – nie chodziło o kwestie finansowe. Zawodnik miał pewne obawy ze swojej strony, nie chcę mówić za niego.

Brazylijczyk ponoć obawiał się sytuacji, wojny, bezpieczeństwa rodziny.

– No właśnie, był to istotny aspekt. Gdy ktoś mieszka daleko stąd i ogląda obrazki z Ukrainy, wie jak niedaleko od tych wydarzeń jest Warszawa, to może sobie układać w głowie różne scenariusze, często dość fatalne, czarne. Nie dziwię się, że Guilherme się tego obawiał. To był chyba jeden z głównych czynników.

Były jakieś bardziej znane nazwiska, z którymi rozmawialiście, ale nie doszliście do porozumienia? Niedawno wyszła sprawa Władysława Koczerhina z Zorii Ługańsk, który trafił do Rakowa.

– Tak, byt temat Koczerhina. Rozmowy trwały dość długo, od grudnia albo stycznia. Czy przenosiny zastopowała obecna sytuacja na Ukrainie? Były też inne powody, ale wybuch wojny również okazał się niezwykle istotny. Na chwilę straciliśmy kontakt, potem relacje się trochę rozluźniły, ostatecznie – wzięliśmy Benjamina Verbicia, ale dalej sądziłem, że będzie szansa, iż może trafi do nas latem.

Jeśli chodzi o Władysława, to problem był na kilku płaszczyznach. Po pierwsze – nie grał od października, bo nie chciał przedłużyć kontraktu, brakowało mu regularnego treningu. Nie był na pierwszym zgrupowaniu Zorii, na drugi obóz pojechał, ale wystąpił tylko przez 10 minut w jednym meczu. Chcieli chyba poukładać jeszcze stosunki z klubem z Ługańska, liczyli, że może uda się go przekonać do pozostania, co się nie powiodło. Potem rozpoczęła się wojna. Sytuacja dość skomplikowana, z problemami, trudno było ją spiąć. Pojawiły się niedoprecyzowane wymagania agenta. Była także kwestia odbioru sytuacji, czyli jak zostanie potraktowany zawodnik, Ukrainiec w wieku poborowym, który w trakcie wojny gra w sąsiedniej lidze. Uważam, że to istotna sprawa, też o niej myśleliśmy. Było dużo tematów, ale świat nie kończy się na Koczerhinie, są inni zawodnicy.

Przyszedł Verbic – myślę, że nazwisko i umiejętności są po jego stronie.

– Dokładnie. Postaramy się, żeby latem też trafił do nas piłkarz ofensywny. Chcemy, szukamy zawodników, przede wszystkim, do pierwszej linii, aby pod względem jakości byli na poziomie nie gorszym od Verbicia. Z kolei Koczerhin to też pewna niewiadoma, nie grał przez pół roku. To bardzo dobry chłopak, ale będzie pewnie potrzebował czasu, aby pokazać umiejętności.

Tym bardziej, że w ostatnim czasie wszyscy byli skupieni na czymś innym. Widać to nawet po Verbiciu, jak się z nim rozmawia, że organizuje akcje charytatywne, pomaga…

– Tak, oni to wszystko przeżywają, aspekt stanu psychicznego też jest wysoki. Zastanawiałem się także nad tym czy taki zawodnik, który do nas przyjdzie, nie będzie narażony na ostracyzm. Pojawiały się myśli jak to wówczas rozwiązać, czy to będzie OK, czy nie. To również istotna sprawa, jak on to będzie przeżywał… Reakcje mogły być skrajne, nie wiadomo tego. Mogłoby się okazać, że taki ruch to też spore ryzyko.

W lutym i marcu zespół zdobył więcej punktów, niż przez całą rundę jesienną. Jest pan więc zadowolony z gry i wyników drużyny?

– Jestem zadowolony. Było dużo krytyki jeśli chodzi o naszą grę, dopiero teraz pojawiają się pierwsze pochwały. Krytyka dotyczyła efektowności, stylu gry. Takie były nasze założenia, chcieliśmy od początku grać bardzo pragmatycznie i Vuko od stycznia nad tym mocno pracował – zaczął od linii obrony, od gry defensywnej całego zespołu. Jesienią straciliśmy 30 goli. Pierwszą rzeczą jaką trzeba było zrobić by zacząć gromadzić punkty to zapobiegać stracie kolejnych goli. I to się udawało. Tych bramek traciliśmy bardzo mało już w sparingach w Zjednoczonych Emiratach Arabskich. I mało tracimy też w lidze.

… z czego 5 nieprawidłowych jak mówi trener.

– Mówił, że 4 z 5 się pod nie podpinają, to było jeszcze przed ostatnim meczem ligowym. Dwa kontrowersyjne wolne, rzut karny w Częstochowie, faul na Miszcie... Ale mniejsza o to, my musimy się mierzyć z takimi rzeczami. Uważam, iż zawsze jest coś takiego, że jak zostanie popełniony błąd na niekorzyść Legii, to jakoś się to rozchodzi po kościach, lecz jak jest pomyłka na korzyść stołecznego klubu, to jest wielki raban. W związku z tym sędziowie, może intuicyjnie, wolą być wstrzemięźliwi i niekoniecznie gwizdać obiektywnie – jak mają wątpliwości, to wolą stanąć po stronie przeciwnika, a nie po naszej. Musimy z tym żyć, nie możemy narzekać. Pamiętam, że od zawsze się mówiło, iż Legii się pomaga, ale to absolutnie nie jest prawda. Gdybyśmy podsumowali, sezon w sezon, wszystkie błędy arbitrów na naszą korzyść i niekorzyść, to bilans byłby dla nas pewnie dość niekorzystny.

Ale nie chcę narzekać na sędziów, absolutnie, to nie jest moją intencją. Rozumiem, że ludzie mówią różne rzeczy pod presją, wiem też jak presja i stres może sponiewierać każdego człowieka – ci, którzy tego doświadczyli, to wiedzą. My też mieliśmy takie problemy na początku sezonu. Część piłkarzy udźwignęła ogromny ciężar, natomiast niektórzy mieli z tym kłopoty, co też jest normalne. Najlepsi, wybitni sportowcy mają problemy ze stresem, momenty, w których nie mogą sobie poradzić. Nie każdy chciał zrozumieć, dlaczego jest nam tak trudno. Pragmatyzm, o którym mówiłem od początku, był najlepszym rozwiązaniem. Trener Vuković też miał takie podejście. Można powiedzieć, że upychaliśmy mecze, a potem – gdy zaczęliśmy się rozkręcać – dochodziła coraz lepsza gra.

Marek Jóźwiak Jacek Zieliński

Jak jest pan zadowolony z wyników, to znaczy, że też i ze szkoleniowca Vukovicia i jego pracy.

– Jestem bardzo zadowolony, zrobił świetną robotę. To obopólny deal. Vuko, znając drużynę, zdecydował się pomóc. Uważam, że jego powrót – to nie był jeszcze mój wybór – okazał się bardzo dobrym, optymalnym ruchem na ten moment. Aleksandar trochę zniknął z rynku trenerskiego, więc miał szansę na to, żeby się pokazać.

Pytam o to, bo wszyscy cały czas się zastanawiają czy już zdecydował pan o wyborze szkoleniowca na przyszły sezon. Czy trener Vuković jest nadal brany pod uwagę w kontekście kolejnych rozgrywek? Mówi się, że przenosiny Kosty Runjaicia z Pogoni Szczecin są już zaklepane.

– Wiem, że to zwykła ludzka ciekawość, ale gdy znajdowaliśmy się na samym dnie i widmo porażki, katastrofy, największej kompromitacji w historii klubu było jak najbardziej realne, to takie pytania strasznie mnie irytowały. Pytano się kto będzie trenerem, ilu nowych zawodników przyjdzie w letnim okienku… Mieliśmy wówczas zupełnie inne problemy na głowie. Musieliśmy przypilnować wszystkiego, każdego detalu, aby poradzić sobie z kłopotami – i na tym byliśmy skupieni. Teraz jest troszeczkę swobodniej, więc rozumiem, że będzie nieco więcej miejsca na rozmowy dotyczące trenera, dyrektora akademii, innych ruchów personalnych czy transferów.

Jeżeli chodzi o szkoleniowca, to opinia publiczna dowie się o tym, kiedy zostaną spełnione dwa warunki. Pierwszy – podpiszę z nim kontrakt, a drugi – uznam, że to odpowiedni moment na ogłoszenie decyzji.

Czyli jak zostanie osiągnięty jakiś cel, np. gra w pucharach lub gdy wszelkie cele będą już poza zasięgiem?

– Po prostu, jak będzie odpowiedni moment. Można sobie planować – „Vuko” opowiadał o planach trenerskich, ja też je mam. Często wybiegają na miesiące, a nawet – jeżeli mówimy o strategii sportowej klubu, idei gry – na lata. Natomiast plany w krótszym dystansie trzeba cały czas modyfikować, rzucać deklaracje, że np. za 2-3 tygodnie ogłoszę nazwisko szkoleniowca albo wtedy, gdy będziemy na konkretnym miejscu w tabeli. To jest bez sensu. Musi być to poparte wcześniejszą analizą i uznaniem, że to dobry czas. Załóżmy – jeśli podpisałbym kontrakt z trenerem w grudniu, to kiedy byś to ogłosił?

W momencie, gdy wszystko byłoby już wyjaśnione w lidze.

– No tak. Zaczęliśmy drugą część sezonu od wygranej w Lubinie, potem przegraliśmy u siebie w słabym stylu z Wartą Poznań – czerwona kartka, na trzy mecze wypadł podstawowy bramkarz (Artur Boruc – red.). To chyba nie byłby dobry moment na ogłoszenie nazwiska trenera, bo następnego dnia trzeba by było drużynę zeskrobywać, odklejać od podłogi, aby postawić ją do pionu. Teraz sytuacja zaczyna się prostować, złapaliśmy dobrą serię. Dlatego hipotetycznie – jeżeli byśmy mieli taką opcję, to trzeba wiedzieć czy jest to dobry moment do poinformowania, czy nie. Mamy jeszcze cele do zrealizowania, chaos nie jest nam potrzebny. Nie są mi potrzebne rozmowy o trenerze, nie chcę też za dużo dywagować na temat transferów w letnim okienku. Nie zdobyliśmy jeszcze dostatecznej liczby punktów, aby być pewnym utrzymania. Jesteśmy jeszcze w grze o Puchar Polski… (rozmawialiśmy w środę rano - przyp. red.)

I o mistrzostwo Mazowsza…

– Okej, też można o to powalczyć. Trzeba naprawdę dużego wyczucia, detale są bardzo istotne – kiedy z czym wyjść i coś ogłosić. Dziennikarzom jest fajnie powiedzieć, słyszę: „Przecież to powinno być bardzo transparentne”, tylko że oni za to nie odpowiadają, nie wiedzą jak to jest w środku, jakie to może mieć konsekwencje. W ogóle tego nie analizują, rzucają sobie po prostu takie rzeczy – ja to rozumiem, nie krytykuję tego.

Na obozie w Dubaju mówił pan, że za dwa miesiące będzie wiedział, kto będzie trenerem Legii w przyszłym sezonie.

– To że będę coś wiedział za dwa miesiące, nie znaczy, że od razu muszę się tym ze wszystkimi dzielić. Ogłoszenie mojej decyzji nastąpi wtedy, gdy zostaną spełnione dwa warunki. Muszę wiedzieć i być przekonanym, że to odpowiedni moment. I muszę mieć w kieszeni kontrakt.

Wady i zalety „Vuko” znamy. Świetnie czuje klub, wie jakie są jego potrzeby, problemy, o trenerskich rzeczach też wiemy. Jakie są największe atuty trenera Runjaicia, które sprawiają, że jest brany pod uwagę w kontekście poprowadzenia Legii?

– Nie chciałbym omawiać trenera Runjaicia, bo to szkoleniowiec Pogoni, a nie Legii. Dlaczego zatem miałbym mówić o swojej ocenie? To tak, jakbym miał się wypowiadać na temat zawodników z innych klubów. Skupiam się na tym, co i kogo mamy tutaj.

Ale jest w kręgu zainteresowań.

– Mam analizę większej grupy szkoleniowców, którą przeprowadziła dla mnie firma zewnętrzna, i moją własną, bardziej szczegółową. I na tej podstawie chcę być zorientowany w rynku trenerskim, to normalna sprawa. Z Vuko nie mam podpisanego kontraktu, jeszcze w ogóle nie rozmawialiśmy na ten temat, więc chcę wiedzieć, który trener będzie dla Legii, na najbliższe lata, odpowiedni.

Bierze pan pod uwagę trenera, który już tutaj był, rozwinął klub w jakiś sposób, a ostatnio został bez pracy, czyli Henninga Berga?

 – Ale drążysz, haha. Nie będę rozmawiał na temat transferów, ewentualnych wymian zawodników, trenerów.

Uważa pan go za dobrego szkoleniowca – takiego, który zrobił tutaj dużo fajnego?

– Oczywiście, był też na mojej short liście.

Po tym sezonie kontrakty kończą się Borucowi, Hołowni, Włodarczykowi i Pekhartowi, a wypożyczenia wygasają Nawrockiemu, Wszołkowi, Verbiciowi. Rozmawialiśmy w Dubaju, że Boruc fajnie pracuje i być może zostanie tu na dłużej, a teraz – z różnych powodów – wypadł poza kadrę meczową. Co z nim dalej?

– Jeżeli chodzi o decyzje personalne zawodników, to jest podobnie jak z trenerami – będzie potrzebny odpowiedni moment na ogłoszenie. A wcześniej dojdzie do rozmów z tymi piłkarzami. Nic więcej nie powiem.

A rozmowy z Piotrkiem i Szymkiem Włodarczykami? Posunęły się do przodu od stycznia?

– Nie będę rozmawiał o takich rzeczach, nie mogę. Jeżeli dyskutujemy o takich sprawach i zastrzegamy, że to między nami, to trudno, żebym potem wyszedł do dziennikarzy i o tym mówił na zewnątrz. Po drugie, nie chcę wprowadzać żadnego chaosu, tylko spokojnie dokończyć rundę, to jest dla mnie istotne.

Jacek Zieliński

Zakłada pan, że łatwiej będzie zrealizować ten drugi cel, czyli Europę, przez Puchar Polski (rozmawialiśmy w środę rano - przyp. red.) czy np. przez zajęcie 4. miejsca w lidze, które da kwalifikacje?

– Szanse, żeby wskoczyć tuż za podium, są – powiedzmy sobie szczerze – bardzo małe, to duża strata punktowa. Nawiążę do tego, co mówił Vuko, ale nie chcę, żeby ktoś pomyślał, że to krytyka decyzji sędziego, bo pomyłki się zdarzają, a czasami też i my nie mamy racji w ocenie sytuacji, bo jesteśmy nieobiektywni. Ale karnego w Częstochowie nie było, decyzja okazała się kontrowersyjna. Gdyby nie został odgwizdany, to Raków mógł mieć problemy, żeby wyrównać. Rywale znakomicie prezentowali się w pierwszej połowie, ale po zmianie stron się pogubili. Po przerwie to my mieliśmy trochę więcej z gry, uspokoiliśmy ją, lecz po golu na 1:1 znowu straciliśmy rezon. Gdybyśmy po tamtym spotkaniu mieli dwa punkty więcej, to moglibyśmy o tym rozmawiać (o 4. miejscu – red.), bo byłaby realna szansa. Jednak w tej sytuacji, to za duża strata. Musielibyśmy faktycznie wszystko wygrywać, a zespoły przed nami – mocno się potykać.

Jeśli spojrzymy na skład Legii rok temu i teraz, to ten zespół aż tak bardzo się nie zmienił, jeśli chodzi o podstawowy skład. Duża część jedenastki, bo dziewięciu piłkarzy, została.

– Jeśli mówisz o wyjściowym składzie, to tak. Natomiast ten zespół zmienił się jako kadra. Spójrzmy na sezon, w którym zdobyliśmy mistrzostwo – zimą nie było dużego ruchu, ale latem się trochę podziało. Ktoś mówi, że mamy słabych zawodników. Nie mamy. Posiadamy bardzo dobrych, dobrych, przeciętnych – jak w każdym zespole. Tylko nie mamy ich dopasowanych profilowo do naszej idei gry. Paru chłopaków wpisuje się w profile niepożądane. Dlaczego o tym mówię? Narzekania były i będą, że mamy słaby zespół. Nie zgodzę się z tym. Kompozycja drużyny, profili – tutaj jest dla nas wyzwanie, aby to poprawić transferami.

Bardziej by pan chciał, aby zmian było niewiele czy zespół będzie trzeba przebudować, zrobić 6-7 transferów, aby był on dobrze skomponowany profilowo?

– To zależy. Oczywiście, zdarzą się sytuacje, że trzeba będzie wziąć kogoś do rywalizacji, trafi się jakieś uzupełnienie. Ale będę celował w to, aby większość transferów była do podstawowej jedenastki, czyli w zawodników jakościowych, którzy mają być wzmocnieniami. Idąc tą drogą, to z każdą rundą możemy być lepsi. Nawet jak oddamy jakiegoś młodego, utalentowanego piłkarza za dobre pieniądze, za granicę, to nie stracimy na jakości – trzon zespołu zawsze będzie mocny. Natomiast jak będziemy brać zawodników na zasadzie rywalizacji, uzupełnień, to będziemy dreptać w miejscu – to nie jest droga do celu. W związku z tym, liczba transferów uzależniona jest też od tego, jacy jakościowi gracze będą dla nas dostępni. Jeśli nie będę miał przekonania, że dany piłkarz da nam jakość, to wolę przeprowadzić mniej ruchów. Ale jeżeli w okienku dostępnych okaże się – przykładowo – pięciu jakościowych zawodników: czterech do pierwszej linii, świetnego lewonożnego stopera albo znakomitego bramkarza, to ja ten ruch zrobię. I nie będę mówił: „Dobra, wyczerpałem limit”, tylko przeprowadzę wtedy sześć transferów – jeśli będę do nich przekonany.

Mieliśmy spotkanie z kadrą menedżerską na temat tego jak chcę budować zespół, jak ma wyglądać, jaka ma być jego struktura, jakich zawodników powinniśmy mieć, uwzględniając różne kryteria. Mówiąc o transferach, jako o wzmocnieniu i tworzeniu siły drużyny, to jeden z elementów. Pozostałe czynniki, to rozwój indywidualny piłkarzy, rozwój zespołowy, czyli techniczno-taktyczny, nasza idea gry, charyzma i pomysł pierwszego trenera… To wszystko też wpływa na podnoszenie jakości zespołu.

Rozmawialiśmy o młodzieżowcach. Sprowadził pan Ramila Mustafajewa. Fajnie wygląda w rezerwach, ale nie spełnia wymogu młodzieżowca, bo nie ma polskiego obywatelstwa.

– To ogromny problem. Gdyby miał status młodzieżowca, to podejrzewam, że byłby już dawno po debiucie. A tak, będzie musiał na swoją szansę jeszcze trochę poczekać. To nie jest prosta sprawa. Pracujemy nad tym. To procedura o przyznanie, a nie potwierdzenie obywatelstwa, jak w przypadku Matty’ego Casha. To dwie zupełnie różne ścieżki – Ramila jest trudniejsza, mimo że znakomicie mówi po polsku i jest tu kilkanaście lat. Sytuacja nie jest łatwa. Myślę, że to kwestia tygodni, może miesięcy – i się z tym uporamy.

To nie jest tak, jak z obcokrajowcami, którzy tutaj przyjeżdżali i po pięciu latach, jeśli tu pracują, należy im się paszport? Obywatelstwo dostali tak Miroslav Radović czy Inaki Astiz.

– Z tego co wiem, z Ramilem jest trochę inna kwestia. Pracujemy nad tym. Szkoda, bo wobec kontuzji Nawrockiego i Miszty, byłby pewnie rozpatrywany do gry w półfinale Pucharu Polski. Mamy młodzieżowców, jest z kogo korzystać, ale Mustafajew też byłby już w grupie piłkarzy pod kątem występu.

Po sezonie z akademii Legii odejdzie jej dotychczasowy dyrektor wykonawczy, Richard Grootscholten. Jak oceni pan to, co zostało zrobione przez Holendra?

– Richard to nazwisko znane w Europie. Zamysł był taki, żeby pomógł nam w przyspieszeniu rozwoju akademii. Byliśmy w bardzo trudnym momencie, bo przenosiliśmy się do nowego ośrodka – planowaliśmy to już na ponad rok przed, Grootscholten brał w tym naprawdę mocny udział. Sądzę, że przygotował tę przeprowadzkę niezwykle dobrze, trzeba go za to z pewnością pochwalić. Wprowadził trochę zmian, jeśli chodzi o model gry. Pozmieniał też trochę zasady, które – w jakimś stopniu – u nas funkcjonowały, zrobił to po swojej myśli. To nie były potężne roszady, bo nie ma dużych różnic między poprzednim, a obecnym programem szkolenia. Ale detale są istotne.

Jego pobyt w Legii trzeba ocenić pozytywnie. Jestem przekonany, że dokonam takiego wyboru, który sprawi, że rozwój akademii nie straci na dynamice, a być może będzie jeszcze lepiej.

Jakie zadania i cele będzie miał nowy szef akademii?

– Wszystko będzie zawarte w kontrakcie, poprzedzone rozmowami, żeby nie była to niespodzianka dla osoby, która obejmie tę posadę. Dyskusja o funkcjonowaniu tego człowieka, jego zakresie obowiązków, trwałaby parę godzin.

Wymienia się różne nazwiska. Rzeczywiście wśród nich jest Jacek Magiera?

–  Tak jak w przypadku trenerów – też mam przygotowaną short listę kandydatów, są oni dość dobrze przenalizowani. Nie potwierdzę, nie zaprzeczę.

Byłaby to fajna kontynuacja legijngo DNA.

– To dla mnie istotna, ale nie najistotniejsza sprawa. Pierwsza, to kompetencje i jakość, jeżeli chodzi o zawodników, personel, ludzi.

Polecamy

Komentarze (198)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.