Jacek Zieliński
fot. Marcin Szymczyk

Jacek Zieliński: Nie ma tematu zmiany trenera

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

22.12.2023 06:00

(akt. 24.12.2023 09:45)

- Jeśli spojrzymy całościowo na to, co zrobił zespół i trener Kosta Runjaić w obecnym sezonie, w porównaniu do tego co było wcześniej, to widać duży progres. Tym samym nie ma żadnego tematu zmiany trenera - deklaruje w rozmowie z legijnymi mediami dyrektor sportowy Legii Warszawa, Jacek Zieliński.

Jaka jest aktualnie ocena pracy trenera Kosty Runjaicia? Chodzi głównie o ekstraklasę.

- Aby się do tego odnieść trzeba spojrzeć na inne sezony w przeszłości, w których łączyliśmy grę w lidze z europejskimi pucharami. Bywały sezony z dzieleniem punktów – raz mieliśmy punkt straty do lidera, innym jedenaście punktów straty do prowadzącego zespołu. A dwa lata temu za Czesława Michniewicza i Marka Gołębiewskiego mieliśmy 20 meczów i 15 punktów zdobytych w rundzie jesiennej. I jak porównamy te doświadczenia i te z obecnego sezonu, to jesteśmy w dużo lepszym momencie.

To był jednak największy kryzys od kilkudziesięciu lat, byliśmy w strefie spadkowej, To nie powinien być punkt odniesienia. Teraz mamy inne okoliczności.

- Chodzi mi o to, że były sezony lepsze, gorsze, ale czy był jakiś lepszy od obecnego, gdy graliśmy na dwóch frontach? 

Sezon 2014/15 za Henninga Berga. Na półmetku po 19 kolejkach mieliśmy 38 punktów.

- Czyli średnia punktów to dwa na mecz. Ale to był tylko jeden lepszy sezon. Do czego zmierzam? Łączenie gry w pucharach z ligą to nie jest łatwa sprawa i nie można tego ignorować. Byłem przekonany, że w jakieś kłopoty popadniemy. Obawiałem się o to, by nie doświadczyć tego już na etapie eliminacji do fazy grupowej Ligi Konferencji. Tam po prostu nie byłoby miejsca na poprawki. Wystarczyłby drobny kryzys, jeden słabszy dzień i wylecielibyśmy z rozgrywek. A ta ścieżka eliminacji do Ligi Konferencji jest bardzo trudna. Ile teraz jest drużyn w grze, które przeszły przez fazę eliminacji składającą się z minimum trzech rund? Chyba tylko dwie. 

- A mieliśmy naprawdę trudną ścieżkę do fazy grupowej. Ordabasy to w Polsce niedoceniana drużyna, ale oni w cuglach zdobyli mistrzostwo Kazachstanu, bardzo niebezpieczny zespół, u nas lekceważony. Potem była Austria Wiedeń – też czytałem, że to nie ten sam zespół co wcześniej, że ma swoje problemy finansowe. Ale jak otrząsnęli się po porażce z nami, to w lidze mieli serię dziewięciu meczów bez porażki – 7 wygranych i 2 remisy. Z Red Bullem Salzburg było 0:0, ale dominowali całkowicie. A potem jeszcze Midtjylland – groźny i dobrze zbudowany zespół. W sezonie 2016/17 mieliśmy łatwiejszą ścieżkę do Ligi Mistrzów niż teraz do Ligi Konferencji. Wówczas mieliśmy Zrinjskiego Mostar, Spartak Trnava i Dundalk. Teraz nasi rywale byli o wiele silniejsi. To było dla nas ogromne wyzwanie i wysiłek. Zobaczcie, jak graliśmy z Aston Villą, która jest na trzecim miejscu w Premier League, jak graliśmy z AZ – ubiegłorocznym półfinalistą rozgrywek. Holendrów też dopadł kryzys, którego teraz obserwujemy apogeum. Ostatnio PSV rozniósł ich 4:0. 

- Podsumowując – jeśli spojrzymy całościowo na to co zrobił zespół i trener Kosta Runjaić w obecnym sezonie, w porównaniu do tego co było wcześniej, to widać duży progres. 

Kosta Runjaić Josue Pesqueira

Czyli radzimy sobie z grą na dwóch frontach czy nie?

- Włożyliśmy wiele wysiłku i przygotowań, żeby poradzić z grą co trzy dni już teraz, ale chcemy by w kolejnych sezonach wyglądało to jeszcze lepiej. Po to są te protokoły regeneracyjne, mikrocykle jakie budujemy pod kątem gry na dwóch frontach. Wszystko robione jest z myślą o tym, byśmy wytrzymywali obciążenie meczowe fizycznie i mentalnie. Tu jest duża poprawa, mieliśmy z tym wcześniej ogromny problem. Dwa lata temu kompletnie nie mogliśmy się w tym reżimie meczowym pozbierać, było dużo zmian, które to uniemożliwiało. Wówczas mieliśmy też kłopoty z regeneracją, nie było jeszcze wtedy protokołów regeneracyjnych z rejestrowaniem i analizą obciążeń tak przeprowadzonych jak obecnie przez sztab motoryczno-medyczny. Jeszcze wcześniej na dobrym poziomie takie dane przygotowywał Łukasz Bortnik. Ważna jest również dobra współpraca i komunikacja trenera z dyrektorem sportowym – wtedy można reagować szybciej i podejmować lepsze decyzje. 

Wracając do ligi. Nie uważasz, że ten potencjał ludzki można było lepiej wykorzystać? Grając trudne mecze na wyjazdach z Austrią w Wiedniu czy z Midtjylland było w lidze trzy dni później dać szansę innym zawodnikom. Wówczas nie zajechalibyśmy np. Pawła Wszołka. Szansę otrzymaliby inni z w starciu z Puszczą Niepołomice pewnie gorzej by nie było, a być może lepiej. 

- Pewnie masz rację, ale to wnioski po fakcie, a o takie jest łatwiej – wtedy można oceniać, że coś można było zrobić inaczej. Ale gwarancji tego czy byłoby lepiej czy nie, wcale nie mamy. Natomiast to wszystko o czym mówisz to dla nas doświadczenie, analizujemy i monitorujemy przebieg rundy. Zagraliśmy 34 mecze – to w wielu zespołach cały sezon. O tę wiedzę będziemy mądrzejsi. Zawodnicy, którzy grali najwięcej, mają już na koncie po blisko trzy tysiące minut. Większość ligowców nie doświadcza takiej dawki gry przez cały sezon. Jak patrzyłem statystyki Manchesteru City, to dwa lata temu najwięcej minut rozegranych miał Ruben Diaz i było to cztery i pół tysiąca minut. U nas w maju też będą zawodnicy, którzy zakręcą się przy takiej liczbie minut. Mamy przecież wiosną minimum 17 meczów do rozegrania. 

- Natomiast pewnie masz rację w kwestii, którą poruszyłeś. Ja mówiłem przed sezonem, że naszym celem jest rozwój. To wydaje się banalne, ale tak jest i ten rozwój ma nam przynosić trofea. My też zastanawiamy się co można zrobić lepiej, jak wykorzystywać jeszcze efektywniej zawodników, jakie rotacje wprowadzać i jak nimi zarządzać, aby miało to mniejszy wpływ na negatywne wyniki zespołu. Wypracowujemy model, który pozwoli nam wychodzić z sytuacji zmęczenia fizycznego lub mentalnego. Na początku rozgrywek różnica między naszym zespołem a rywalem była dość duża – wygrywaliśmy łatwo mecze i nawet nie było widać mankamentów taktycznych. Zwyciężaliśmy umiejętnościami i lekkością biegania. Ale różnica między naszym zespołem a przeciwnikiem się zmniejszała aż niemal wyrównała. My zeszliśmy nieco w dół, inne zespoły nieco nas rozszyfrowały. Wówczas zmienność wyników musieliśmy brać pod uwagę, choć tego, że przegramy cztery mecze z rzędu się nie spodziewaliśmy. Choć wiele z tych meczów, które przegraliśmy, mogliśmy równie dobrze wygrać. We Wrocławiu do przerwy graliśmy dobry mecz ze Śląskiem, ale po stracie pierwszego gola po przerwie głowy się zagrzały i zepsuliśmy sobie całą robotę, przegraliśmy wysoko. Ale to był efekt chęci zbyt szybkiego odrobienia strat. Wcześniej wykonaliśmy pięć długich podań, a po stracie gola aż siedemnaście. Czyli to nie była gra według naszego modelu jaki wypracowaliśmy. Za szybko chcieliśmy odrobić straty i popełnialiśmy fatalne błędy. Przyznaję też, że w Białymstoku nie zasłużyliśmy na więcej. Choć Jagiellonia oddała cztery strzały, w tym dwa celne.
 
Mecz w Białymstoku nie był najlepszy w wykonaniu Marco Burcha. Ale na treningach poprzedzających mecz popełniał błędy, nie był sobą, wydaje się, iż nie był gotowy do gry w tym spotkaniu, może jeszcze nie zaaklimatyzował się w pełni. Ale słabszy występ w tym spotkaniu był do przewidzenia.

- A było do przewidzenia, że będzie najlepszym obrońcą w meczu z Rakowem, wygrywając 9 na 11 pojedynków, posyłając świetne prostopadłe podania? Być może nie był na tamten mecz w Białymstoku gotowy, z perspektywy czasu można tak powiedzieć. Ale Steve Kapuadi też szybko zagrał i też nie był jeszcze w pełni gotowy na debiut z Widzewem. Ale się obronił. Sytuacja zmusiła nas wtedy, aby na niego postawić i z Burchem w Białymstoku było podobnie. Być może potrzebował jeszcze czasu, a został pchnięty wcześniej. Kapuadi się obronił, Burch w tamtym meczu nie, ale obrobił się w innych spotkaniach. Problem jest bardziej w tym, że ci piłkarze już zostali ocenieni. Kramer jeszcze nie zdążył zagrać, a już stwierdzono, że się nie nadaje.

To skoro jesteśmy przy ocenie piłkarzy… Jesteś zadowolony z letniego okienka transferowego? To były dobre ruchy? Czy najbardziej jesteś zadowolony z Kapuadiego? Było przy tym transferze sporo krytyki, a na razie gra bardzo solidnie i chyba wskoczył na wyższy poziom. 

- Z oceną transferu w tym momencie trudno o obiektywizm. Czasem jest tak, że zawodnik X wydaje się idealny – potrzebujemy gracza o takim profilu, na daną pozycję, w dodatku sprawdził się w ekstraklasie lub zdobywał trofea w innych ligach. I w tym momencie wszyscy powiedzą, że to udany ruch, że tego było drużynie trzeba. Ale mijają trzy miesiące i pomimo, że wszystko się zgadzało wcześniej, to coś jest nie tak. Powstaje pytanie, czy ten zawodnik potrzebuje więcej czasu czy nie? Z Kapuadim było sporo krytyki, bo był to transfer nieoczywisty. Ale uparłem się na ten ruch, walczyłem długo o jego przyjście. Byłem przekonany, że w gronie naszych piłkarzy i pod opieką naszych trenerów, zrobi u nas progres. I powiem szczerze, że zaskoczył szybciej niż się spodziewałem, myślałem, że ten proces będzie trwał dłużej. Było pozytywne zaskoczenie, że tak szybko się zaadaptował. Z drugiej strony mamy Marca Guala, który znał też dobrze ligę, był królem strzelców, ma odpowiedni potencjał, ale jego adaptacja trwa dłużej. Wydawało się, że szybciej będzie przebiegała, tym bardziej że znakomicie wyglądał w sparingach, nieźle grał też w eliminacjach europejskich pucharów. Ale potem przyszedł jakiś kryzys, był problem z trafianiem do bramki. Miewał też jednak dobre momenty. Uważam, że rewanż z AZ zagrał dobrze. Nie strzelił gola, ale to był jego pozytywny występ. To jest kwestia czasu, kiedy zacznie dawać nam tyle, na ile liczymy. Trzeba wziąć też pod uwagę, że wielu z tych nowych piłkarzy nigdy nie grało z taką częstotliwością – Gual do nich należy, nigdy nie był w takim reżimie treningowym. Radovan Pankov też potrzebował czasu na adaptację, ale wiedzieliśmy, iż będzie go potrzebował. Zupełnie inny styl gry w obronie prezentują zespoły w Serbii, nie grają i nie trenują też na takiej intensywności. Mieliśmy świadomość, że raz czy drugi nam przyklęknie, i tak się działo. Generalnie więc mniej lub więcej, ale planowo odbywa się to wprowadzanie pozyskanych zawodników do zespołu. Czasem jest bardziej pozytywnie, czasem nieco negatywnie, ale nie ma wielkich odstępstw od tego jak sobie to wyobrażaliśmy. 

A Gil Dias i jego wypożyczenie?

- Spodziewaliśmy się, że początek może nie być najlepszy w jego wykonaniu. Mało grał w Bundeslidze, potrzebuje ogrania i pewności siebie. Ale jego transfer jak i Marco Burcha był przeprowadzony już po awansie do fazy grupowej Ligi Konferencji, byliśmy świadomi, że będzie potrzebny nam ktoś na wahadło do rotacji i potrzebny będzie jeszcze jeden stoper i pod tym kątem ich sprowadziliśmy. Do końca kwietnia musimy podjąć decyzję co dalej w sprawie Diasa, czy go wykupujemy. 

Gdzie w takim razie upatrujesz przyczyn słabszej dyspozycji Marca Guala?

- Trenujemy i gramy bardzo ofensywnie, niektóre zespoły hiszpańskie nawet tak nie grają. Drugą kwestią jest zaakceptowanie i przestawienie się do nowej roli w zespole. To problem powszechnie znany nie od dziś. Zawodnik będący liderem swojego zespołu przychodzi do Legii i staje się jednym z kilkunastu zawodników. I musi w takiej sytuacji sobie radzić. Pamiętacie Mariusza Śrutwę. Przychodził na Łazienkowską jako król strzelców, a w Legii w pierwszym sezonie trafił do siatki cztery razy. Tak więc to problem znany od dawna, i na to by sobie w głowie to przestawić, poukładać, też potrzeba czasu. On potencjał ma ogromny i jeśli strzelał gole wcześniej, to będzie je strzelał. Współczynnik goli oczekiwanych ma całkiem niezły. Natomiast jak jesteś liderem, masz zaufanie od trenera, kibiców, grasz pierwsze skrzypce, to jest mniej nerwowości – to normalne. Ale jego umiejętności techniczne, sposób poruszania się, świetnie wykorzystuje przestrzenie na boisku – jest pod tym względem jednym z najlepszych piłkarzy w ekstraklasie. On ma umiejętność znajdowania tych przestrzeni, pokazywania się w nich w odpowiednim czasie. W meczu z Alkmaar jakbyście patrzyli cały czas na niego, to on wygląda jakby cały czas był bez opieki, jakby przeciwnicy o nim zapomnieli albo jakby byli magnesami i mieli ten sam biegun, czyli się od niego odpychali. To jest niesamowite i niezwykle to sobie cenię. Dwa tygodnie temu oglądałem ligowy mecz Liverpoolu i cały zespół był bardzo wysoko w ataku, było ciasno, a mimo to każdy z tych dziesięciu graczy z pola był na wolnej przestrzeni – a to pomiędzy stoperami, a to pomiędzy formacjami. U nas wygląda to inaczej, jeden stoi obok drugiego. To są te detale. Wracając do Guala – poza techniką i tymi umiejętnościami znajdowania wolnych przestrzeni jest pracowity i ma dobre wartości kinematyczne. 

Wspomniałeś o zaufaniu. A nie rozmawialiście z trenerem o tym by może trochę zaryzykować, obdarzyć go zaufaniem takim, by zagrał w kilku meczach z rzędu od pierwszej minuty na pozycji numer „dziewięć”? Może to by się opłaciło?

- Rozmawialiśmy ze sztabem o tym, co można zrobić, aby u pomóc. Z tym zaufaniem to trzeba ostrożnie, bo zaufanie każdy by chciał mieć, do tego dąży. Należy więc to dobrze przemyśleć, bo na jednej szali jest zaufanie, a na drugim uczciwe podejście do konkurencji, do innych piłkarzy. Jak jeden zauważy, że forowany jest drugi, to nie jest dobrze odbierane przez szatnie. Dlatego zawodnik w takiej sytuacji musi sobie często po prostu poradzić. Ale rozmawialiśmy o innych sposobach by mu pomóc. Na przykład by jakoś bardzo mocno nie wciskać go w ramy taktyczne, skoro ma umiejętność znajdowania wolnych przestrzeni, to jak się otwieramy, nie musi być blisko Pekharta. Kiedy trzeba będzie, to on się przy nim znajdzie i da wsparcie, a kiedy trzeba pomoże w budowaniu ataku pozycyjnego czy zakładaniu pressingu. Dajmy mu taką możliwość i nie wtłaczajmy w sztywne ramy taktyczne. Bo w tych ścisłych założeniach jemu jest trudniej, nie wykorzystujemy go wtedy w stu procentach. Tak więc rozmawiamy o tym jak pomóc zawodnikowi, nie tylko o kwestii zaufania, ale też w kwestiach taktycznych czy regulowania obciążeń meczowych, czy potrzebuje więcej czy mniej odpoczynku. Cały czas próbujemy pomóc wejść do zespołu tym nowym graczom i ten proces wciąż trwa, nie wszyscy jeszcze się wdrożyli. 

Nie wszyscy się wdrożyli, a mówi się już o kolejnych transferach. Czyli ten proces wdrażania szybko się nie skończy.

- To prawda, musimy zadbać o organizację grupy, jaką jest drużyna. Dyskutujemy z trenerem od jakiegoś czasu o tym co zrobić, jakie ruchy wykonać zimą. Ja jestem zwolennikiem tego, by tych ruchów zimą nie robić za dużo. Natomiast myślimy i dużo rozmawiamy już na temat lata i okienka transferowego po sezonie. 

Jaka jest sytuacja z Lindsayem Rose i Ihorem Charatinem? Czy oni zimą odejdą czy zostaną do końca kontraktu?

- Oni mają prawo z nami być, obowiązują ich kontrakty. Nie mogę się więc na nich złościć, że nie chcą z Legii odejść. Czasem się temu dziwię, że tak jest – bo nie grając kolejną rundę, nie poprawiają swojej pozycji, a przecież kilka lat gry przed nimi i przyszli pracodawcy będą obserwować ich sytuację. 

Rose latem był bliski odejścia, transfer się wysypał na ostatniej prostej. Teraz będzie próbował zmienić barwy klubowe?

- To jest różnie, raz mówi, że będzie chciał odejść, a innym, że zostanie do końca umowy w Legii. Nie wiem co się wydarzy. Mamy co do niego pewne plany, ale czekają mnie z nim rozmowy i chcę by najpierw on o tych propozycjach usłyszał. 

A otrzymujecie jakieś zapytania czy oferty dotyczące Charatina, Rose’a, Baku czy Picha?

- Parę miesięcy temu było zapytanie o Charatina, o Rose’a było kilka zapytań, o Baku wciąż się pojawiają. Z kolei o Picha było jedno zapytanie, ale bardzo poważne – ale sam zawodnik się na tę propozycję nie zdecydował. Interesowałoby nas też wypożyczenie. Jeśli mielibyśmy pokryć 30-40 procent wynagrodzenia, to też podejmiemy takie rozmowy. Na tych 60 procentach, które bym zaoszczędził, mógłby powstać wolny etat dla innego piłkarza. Problemem jest to, że nie są wykorzystywani. To nie są źli piłkarze, ale od strony sportowej do nas nie pasują i w tej hierarchii spadli. 

Robert Pich

A co z tymi, po których mogą zgłosić się kluby i zaproponować pieniądze. Mam na myśli głównie Bartosza Slisza i Ernesta Muciego. Czy oni odejdą już zimą lub jeden z nich?

- Nie wykluczam takiej opcji, ale też nie jest to naszym priorytetem – tym jest zdobywanie trofeów. Od strony finansowej nam się poważnie poprawiło. Byliśmy w bardzo poważnych tarapatach, ale z nich wyszliśmy i jesteśmy w takiej sytuacji, że nie musimy sprzedawać zawodnika tylko dlatego, że pojawiły się oferty. 

Ale Sliszowi za rok wygasa kontrakt więc albo sprzedacie go teraz i coś zarobicie, ale zostawicie go do końca umowy i odejdzie za darmo.

- Sportowo na pewno byśmy chcieli go zatrzymać, ale długość kontraktu trzeba brać pod uwagę, żeby uzyskać jak największe pieniądze. Takie propozycje rzędu 2,5 miliona euro odrzucamy. Równie dobrze może nam się opłacić go zatrzymać, by pomógł nam w zdobyciu trofeów – nawet kosztem tego, że odszedłby za darmo, ale pomagając w sukcesach, mógłby nam się spłacić. Mówiłem też o takiej opcji Bartkowi. Z jego agentem od roku już rozmawiamy o przedłużeniu umowy, byśmy mogli dzięki temu lepiej go sprzedać.  A jak taka się nie pojawi, to bardziej będzie mi się opłacało zostawić go do końca umowy w klubie niż puścić za grosze. Cały czas rozmawiamy o przedłużeniu umowy, ale to nie są łatwe rozmowy. Bartek poza tym myśli o zmianie ligi, mówi o tym. Chciałby się sprawdzić w lepszych rozgrywkach. 

A za Muciego były jakieś oferty?

- Nieoficjalne zapytania były, nawet padła kwota jaką klub mógłby zapłacić. Ale spokojnie, nie spieszymy się. Przed nim występ na Euro. Trafili do grupy śmierci, ale akurat Ernest lubi grać z tak mocnymi zespołami – pokazał to choćby przeciw Aston Villi. Zresztą obaj ze Sliszem w meczach z Anglikami zagrali dobrze i potwierdzili swoją wartość. On sam na razie nie ma ciśnienia na to by odejść, cały czas się rozwija. To nie jest tak, że on już w każdym meczu wymiata, strzela bramki i asystuje. Ma mecze znakomite, ale i takie słabsze. I w tym środowisku w jakim jest, w naszej lidze, wciąż może się rozwijać. 

Ewentualne odejście Slisza i wygasający kontrakt Sokołowskiego zmuszają do szybkiego transferu na pozycję defensywnego pomocnika?

- Dyskutujemy na ten temat z trenerem, mamy wiele opinii. Jeśli my sprzedajemy zawodnika za kilka milionów euro, to musimy mieć w jego miejscu już jakiegoś kandydata. Takiego, który teraz lub niebawem będzie prezentował poziom poprzednika. Trudno jest kupić zawodnika, który będzie lepszy od tego, którego sprzedaliśmy. Przecież jeśli sprzedamy kogoś np. za 8 milionów euro, to ciężko będzie sprowadzić kogoś lepszego za 500 tys. euro. My jako ekstraklasa jesteśmy, póki co, dawcami na rynku transferowym. Oddajemy najlepszych i musimy mieć na tyle mocne sztaby i przemyślanych kandydatów, by zrobić z nich w niedługim czasie naprawdę dobrych piłkarzy. Sprzedając piłkarza musimy mieć już następcę na jego miejsce. Mnie się wydaje, że Jurgen Celhaka jest takim kandydatem, który rośnie w oczach. Już nie jest źle, a jak zacznie grać regularnie, to może osiągnąć ten poziom. Mamy też Rafała Augustyniaka, który jest już na tyle mocny fizycznie, że jakbyśmy go przesunęli na szóstkę, to byłoby ciekawe doświadczenie. On znakomicie może grać na szóstce i na stoperze. W swojej karierze mniej więcej 20 procent meczów zagrał na stoperze, a 80 procent na pozycji defensywnego pomocnika. I w jednym i drugim miejscu dobrze się spisuje. Jeżeli doszłoby do jego przesunięcia, to nie byłaby taka typowa szóstka, ale taka która trzymałaby się bliżej centrum i tam zabezpieczała tyły przed kontratakami. Bartek Slisz jest bardziej mobilny, nie jest też typową szóstką. Każdy ma jakieś plusy i minusy. A jak to będzie wyglądało, gdyby Bartek odszedł, to się przekonamy. Rozmawiamy o tym cały czas.  

Bartosz Slisz Blaz Kramer

Rafał Augustyniak został ostatnio takim szefem obrony, jest sens to burzyć i go przesuwać wyżej? Czy posiadanie szefa obrony jest w ogóle ważne? Jesteś najlepszą osobą by odpowiedzieć na to pytanie, bo sam przez lata byłeś szefem obrony. 

- Jest ważne, ale to może równie dobrze robić Steve Kapuadi. Oni wszyscy wiedzą jakie są założenia, jak to powinno wyglądać. Także czy w środku będzie Augustyniak, Jędrzejczyk czy Kapuadi to nie powinno mieć wielkiego znaczenia. To nie jest tak, że ten środkowy obrońca o wszystkim decyduje. Jeśli piłka jest w centrum to faktycznie on decyduje o skracaniu pola gry czy jego wydłużaniu. Ale jeśli piłka jest bliżej prawej strony, to o wysokości linii obrony decyduje prawy stoper i analogicznie po lewej stronie decyduje o tym lewy stoper. Pozostali muszą się do niego dostosować. To nie jest tak, że o wszystkim decyduje ten środkowy, choć z pewnością to ważna postać w tej układance. Dlatego ta współpraca w tej trójce jest ważna i zgranie musi trwać. Jakbyśmy grali jedną trójką cały czas, to łatwiej byłoby nam to ograć. Ale mieliśmy jesienią sześciu stoperów i występowaliśmy w różnych konfiguracjach, byliśmy często do tego zmuszeni. Tym samym ten proces dogrywania wszystkich szczegółów w takiej formacji się wydłuża. Już wiele elementów działa poprawnie, chcemy jeszcze wkomponować do tego Marco Burcha i zrobimy to zimą. Wiosną powinniśmy już dość mocno brać go pod uwagę. 

Budżet transferowy na zimę to na początek okrągłe zero jak w przeszłości czy jednak są jakieś pieniądze w budżecie? 

- Budżet transferowy jest uzależniony od tego, za ile kogoś sprzedamy. Jeszcze tego planu transferowego nie wypełniliśmy, ale jak kogoś sprzedamy, to będą pieniądze na zakupy. Możliwe, że zrobimy dodatkowy transfer gotówkowy i zaryzykujemy, bo przychodów było więcej niż się spodziewaliśmy.  Tworząc budżet muszę określić jakie cele sportowe osiągniemy i wszystko zaplanować, aby mieć pieniądze na płace dla zawodników. 

A co zostało zgłoszone?

- Na razie to co zgłosiliśmy, osiągamy. Zgłosiłem też m.in. awans do fazy grupowej Ligi Konferencji, choć miałem wiele scenariuszy w głowie, bo wiedziałem, że ścieżka eliminacyjna będzie bardzo trudna. Ale założyłem, że będziemy zespołem, któremu się to uda. Miało na to wpływ też podejście zawodników. Rozmawiałem z piłkarzami, z radą zespołu i każdy był przekonany, że możemy wiele osiągnąć. Dane do budżetu były dość optymistyczne, ale nie tak optymistyczne jak bywało w przeszłości. Puchar Polski? Miałem wersję optymistyczną i skrajnie pesymistyczną. Wypośrodkowałem to, bo jak bym wziął pod uwagę tylko wersję optymistyczną, to trudno by się było pogodzić z jakimiś kryzysami. A wtedy kryzys byłby szokiem. Musimy podchodzić do tych kwestii chłodno i racjonalnie. A poza tym najgorsze jest to, że patrząc na koniec sezonu w tabelki Excela można spostrzec, że jest się kilkanaście milionów w plecy. Takie superoptymistyczne podejście jest idealną drogą do tego, aby zbankrutować. Dlatego przygotowujemy się na różne wersje zdarzeń. 

- Ale jeśli chodzi o założenia budżetowe, o to jak je realizujemy, to jest dobrze. Mamy nawet sporą nadwyżkę. Bo awans do fazy grupowej to jedno, ale zwycięstwa, zdobywane punkty i wyjście z grupy to jest bonus. 

A Puchar Polski?
- To trofeum nie było wkalkulowane.

Jest z ekstraklasy do wzięcia zimą zawodnik dla Legii?

- Nie sądzę by taki był, który by nas interesował. Latem na pewno się tacy pojawią, ale co z tego wyjdzie to się przekonamy. 

Będziecie w ogóle podchodzić do tematu Erika Exposito? 

- Nie mogę mówić o wszystkich planach transferowych. Świetny piłkarz i tylko tyle powiem. 

Jedenastu zawodnikom w czerwcu wygasają kontrakty w tym takim piłkarzom jak Josue, Artur Jędrzejczyk, Yuri Ribeiro czy Tomas Pekhart. Jakie są plany?

- Będziemy ze wszystkimi rozmawiać o przyszłości, o konkretach. Chcemy mieć jasność do końca marca w tych sprawach, choć oczywiście może się zdarzyć, że z kimś potrwa to dłużej, może nawet do końca sezonu. Ale do końca kwietnia chcemy zamknąć większość tych spraw dotyczących nowych umów. 

Rozumiemy, że np. z Josue negocjacje mogą się przedłużyć?

- Może się tak zdarzyć. Chcemy mieć dobrych zawodników byśmy rozwijali się jako zespół. Jeśli zawodnicy będą dawać argumenty by zostać, to pewnie dojdziemy do porozumienia. Piłkarz cały czas mus mieć coś do udowodnienia, nie dostanie nowej umowy w prezencie tylko dlatego, że jest tutaj dłużej. Josue, Pekhart czy Jędrzejczyk to świetni faceci, ja muszę działać w najlepiej rozumianym interesie klubu. Josue ma troszkę mniejsze liczby niż w zeszłym sezonie, ale gra bardziej zespołowo i nadal ma duży wpływ na naszą postawę na boisku. 

- Generalnie starsi zawodnicy są zmotywowani, bo chcą cały czas pokazywać, że nadal mogą grać na wysokim poziomie. Nie ma się co spieszyć w przypadku starszych graczy. Oni czekają na jakiś złoty strzał, kontrakt życia. Nie musimy się z nikim ścigać. Na polskim rynku nikt ich nam nie podbierze. A jeśli zawodnik otrzymałby ofertę ze Wschodu, to też nie będziemy z nią rywalizować finansowo. Pośpiech nie jest więc wskazany. 

Josue Pesqueira Ernest Muci

Mamy czterech bramkarzy w kadrze pierwszego zespołu. Pytanie czy cała czwórka zostanie na rundę wiosenną?

- Mieliśmy zostać z trzema, robiliśmy wszystko, aby tak było, ale dwa tematy wysypały się na ostatniej prostej. I teraz nic się nie zmienia, nadal będziemy chcieli mieć w kadrze trzech bramkarzy. A biorąc pod uwagę liczbę spotkań do rozegrania, może nawet dwóch. Czyli na wypożyczenie mogliby pójść Miszta i Kobylak – będziemy pracować nad najlepszym rozwiązaniem dla klubu i zawodników, a dołączylibyśmy do kadry pierwszego zespołu młodego Zielińskiego. 

Do kiedy kontrakt ma Filip Rejczyk?

- To tajemnica. Ciekawe, że jak wygrywaliśmy mecze to zaczęły się pytania o Igora Strzałka. A jak zaczęliśmy przegrywać, to Strzałek już nikogo nie interesował. Teraz znowu po wygranych z AZ i Cracovią i pojawiają się pytania o kolejnego młodego... wolę nie dotykać takich tematów.A przy okazji mam pytanie do ciebie - dlaczego zawodnicy mają ciśnienie na odejście? Przecież np. Clermont nie było lepszym klubem niż Legia.

Nie, ale Wietes miał tam ciszę i spokój… W Legii był krytykowany za wszytko.

- No właśnie. Pytanie z czego to wynika, że nasi wychowankowie obrywają najwięcej? Oni mają grubą skórę i twarde tyłki bo dużo przeżyli, ale po kilku latach mają dosyć, czasem szybciej. Ciężko jest przekonać takich graczy by zostali dłużej. Mam jednak wrażenie, że to margines ludzi tak hejtuje tych zawodników. Legia ma przecież miliony kibiców. Tymczasem co się dzieje wokół Legii często przesiąknięte jest negatywnymi opiniami. Tych pozytywnych jest sporo, ale ten kto myśli pozytywnie, nie siedzi na forum czy mediach społecznościowych i ich nie wypisuje. W internecie często najaktywniejsi są frustraci, którzy lepiej się poczują gdy komuś dowalą. Niestety te opinie czasem docierają do zawodników i mają na nich wpływ. A w tym samym czasie Żyleta reaguje inaczej i skanduje imię i nazwisko Macieja Rosołka. To jest właśnie ta inna rzeczywistość i to jest super.

Czy Legia Warszawa zagłosuje za przepisem o młodzieżowcu na kolejny sezon?

- Te wszystkie działania z przepisem o młodzieżowcu i jego obowiązkowej grze miały na celu zmuszenie klubów do inwestycji w akademie. I to się nie udało. Ci, którzy w akademie inwestowali, to dalej inwestują, a ci którzy nie inwestowali, dalej nie inwestują. Jeśli to by miało zadziałać, to trzeba by było zmienić, że nie młodzieżowiec ma grać, a wychowanek. To by zmusiło kluby do inwestycji w akademie, bo takiego gracza nie dałoby się kupić z innego klubu. Większość klubów jest jednak przeciwna takiemu rozwiązaniu i się raczej nie zgodzi na zmianę. A jeśli zostanie tak, jak jest, to należałoby wprowadzić jakieś większe ekwiwalenty za wyszkolenie dla tych klubów, które w akademie inwestują. Bo teraz jest tak, że ktoś przez kilka lat szkoli zawodnika, inwestuje w niego - a to są duże pieniądze, a ktoś na końcu go podbiera mówiąc, że da mu szansę gry. To faktycznie nie problem, jeśli w chłopaka się nie inwestuje, zapłaci 50 tys. zł ekwiwalentu i obieca mu 1000 czy 1500 minut gry. A jak nie zagra tych minut to nic nie stracą poza 50 tys. zł. To trochę oszustwo. Jeden z prezesów klubów powiedział, że jeśli miałby 12 milionów rocznie wykładać na działanie akademii, to za te pieniądze woli kupić czterech najlepszych na rynku 18-latków i dwóch z nich mu pewnie wypali. Trudno odmówić temu logiki, ale jeśli wszyscy tak by myśleli, to kto by tych chłopaków szkolił? Poza tym, jeśli są komercyjne szkółki, które biorą pieniądze za wszystko, to dlaczego mają prawo do takiego samego ekwiwalentu jak ci, którzy na szkolenie wydają miliony? Tu naprawdę trzeba pogłówkować nad zmianami, by klubom chciało się inwestować w te akademie. My na przyszły sezon mamy kandydatów na młodzieżowca – są Strzałek, Rejczyk, Kikolski, Majchrzak i na zgrupowanie pojedzie 4-5 młodych zawodników i będziemy im się przyglądać pod kątem przyszłego sezonu. 

Po wylosowaniu Molde jakie przewidywania?

- Szanse oceniam pół na pół. Pamiętamy jak Lech nie tak dawno grał z Bodo/Glimt – to był bardzo trudny dwumecz dla nich. Skończyło się 0:0 tam i 1:0 u siebie. Ale w obu spotkaniach posiadanie piłki i gole oczekiwane były po stronie Bodo/Glimt. A to zespół porównywalny z Molde. A propos gry w pucharach. Molde wykorzystało fakt, że Bodo/Glimt grało w rozgrywkach europejskich i w cuglach wygrało mistrzostwo kraju. Teraz grają w Lidze Konferencji i są na piątym miejscu w lidze. To kolejny przykład, który pokazuje, jakie ciężkie to jest do pogodzenia. 

Bierzecie pod uwagę to, że możecie nie zdobyć mistrzostwa Polski?

- Jesteśmy zdeterminowani do tego, aby mistrzostwo zdobyć. To jest nasz cel. Z punktu widzenia zarządzania musimy wziąć pod uwagę wszystkie warianty, dobre i złe, chcąc systematycznie pracować nad rozwojem drużyny i klubu. 

To na koniec prosimy o info dla tej części kibiców, którzy już zwalniają trenera Kostę Runjaicia.

- Nie ma takiego tematu. 

Polecamy

Komentarze (231)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.