News: Jacek Zieliński skończył 51 lat

Jacek Zieliński: Pomysły nie dadzą sukcesu. Trzeba je realizować

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

27.10.2017 20:00

(akt. 04.01.2019 13:33)

Jacek Zieliński siedem miesięcy temu rozpoczął pracę w roli dyrektora akademii Legii Warszawa. Były piłkarz i trener "Wojskowych" przyznaje, że do dziś w pewnych aspektach trwa proces adaptacji, ale deklaruje, że ma plan rozwoju stołecznej młodzieży. - Jestem przekonany, że decydując się na jakieś rozwiązanie, będziemy się go trzymać. Trzeba będzie zakasać rękawy i ciężko pracować. Nie ma innego rozwiązania dla Legii i polskiej piłki. Same pomysły nie dadzą sukcesu. Gadać może każdy, ale ważne, by stawiać na realizację - mówi w rozmowie z Legia.Net. Zapraszamy do lektury!

Często mówimy o szkoleniu młodzieży teoretycznie. Jak łatwo wszelkie teorie wprowadzać w praktykę?

 

- To dobre pytanie. Czasem mam wrażenie, że o futbolu młodzieżowym każdy w Polsce wie wszystko. Praktyczne wykorzystanie teorii idzie jednak gorzej, bo możemy spojrzeć na arenę międzynarodową i nagle dochodzi do weryfikacji. Myślę tu chociażby o wynikach reprezentacji juniorskich w konfrontacjach z Hiszpanami, Anglikami czy Holendrami. Nadal jesteśmy z tyłu za najlepszymi. Najtrudniejszym elementem szkolenia jest praktyka. Możemy wiele opowiadać o futbolu, tworzyć programy szkolenia, ale potem trzeba mieć odpowiednich ludzi i środki do realizacji. Nawet najlepszy pomysł, bez osób potrafiących go zrealizować, nie da efektów. 

 

Nie za często zmieniamy nastroje? Kiedy pojawia się sukces, czujemy się najlepsi. Wystarczy porażka, choćby ostatnia przegrana 0:7 kadry U-16 z Holendrami i myśl jest taka, że szkolenia w Polsce jednak nie ma

 

- Jesteśmy spragnieni sukcesów w piłce nożnej. Seniorska reprezentacja zaczęła trochę zaspokajać niedosyt. Ten jednak pozostaje w kwestii klubów. Przenosi się to na drużyny młodzieżowe, z których kibice również pragną mieć satysfakcję. Często te ekipy mają trudności w spełnianiu oczekiwań i to z wielu powodów. Powiedzmy sobie wprost, że nie jesteśmy piłkarską potęgą. Gdy pojawia się jakikolwiek sukces, chcemy go chwytać w szpony i stosować odpowiednią propagandę. To nie jest droga. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, gdzie jesteśmy i konfrontować się z najlepszymi. Może to tylko pomóc w dostrzeżeniu braków i zachęcić do dalszej pracy. 

 

To nie był kłopot akademii Legii? Dużo pięknej otoczki medialnej, a przy tym szkolenie momentami zepchnięte na drugi plan. 

 

- Nie zastałem przy Łazienkowskiej spalonej ziemi. My chcemy po prostu trochę inaczej pracować. Próbujemy spojrzeć prawdzie w oczy i dowiedzieć się, czego nam potrzeba. Pewne jest, że u polskich piłkarzy szwankują podstawy. Myślę o wyszkoleniu technicznym, indywidualnych zachowaniach czy dyscyplinie taktycznej. Silimy się w kraju na wyrafinowane ustawienie zespołów, ale… Wielu szkoleniowców to fascynuje, bo fajnie się o tym opowiada i dobrze wygląda to na papierze. Gorzej jest z wdrażaniem pomysłów. Trenerzy powinni skupić się na rozwoju indywidualnym oraz nauczeniu podstaw. Mówię o przyjęciu piłki, podaniu, odpowiednim ruchu bez futbolówki, grze jeden na jednego w ataku i obronie, radzeniu sobie w powietrzu i umiejętności użycia swojego ciała. Jeśli młody zawodnik będzie miał taki arsenał, będzie w stanie wdrożyć się w każdą taktykę. Bez tego, będzie trudniej ze wszystkim. Nie można silić się na programy szkolenia zdeterminowane taktyką zespołową. Istotna dla nas powinna być jednostka. 

 

Skoro problem jest zdiagnozowany, to co robi się w Legii, by to naprawić

 

- Jeśli gracze w U-19 mają być na odpowiednim poziomie i w tym wieku być gotowi do wchodzenia do zespołów seniorskich, to adaptacja do większego wysiłku jest potrzebna już w niższych kategoriach wiekowych. Wynik sportowy jest istotny w najstarszych rocznikach naszej Akademii i nie będziemy od tego uciekać, ale w tym sezonie rezultaty zupełnie mnie nie interesują. Trenerzy dostali dyspensę w kwestii wyników sportowych, bo podkręciliśmy intensywność zajęć. Tak jest w U-15, U-17 oraz U-19, choć drużyny są na czele rozgrywek. Może powinny jeszcze mocniej trenować? Żartuję oczywiście. Kontrolujemy obciążenia, bo zależy nam na jak najmniejszej liczbie kontuzji. Tu dużą rolę odgrywają trenerzy motoryczni, którzy muszą dbać o to, by intensywność była odpowiednia. Ich zadaniem jest także kompensowanie indywidualnych słabości zawodników. 

 

W kwestii techniki oraz taktyki analizujemy braki zawodników. Tę rolę pełnią poszczególni szkoleniowcy, a następnie gracze pracują w maksymalnie pięcioosobowych grupach. Tym zajmuje się dział treningów indywidualnych prowadzony przez Mateusza Kamudę. Chcemy doskonalić graczy pod względem techniki. 

 

Patrząc na adeptów akademii w ostatnich latach, najdalej zachodzili ci, którzy pracowali nad swoją motoryką indywidualnie poza klubem.

 

- Wysłaliśmy do rodziców i zawodników anonimowe ankiety. Wyniki pokazały, że indywidualnie pracuje 30 procent naszych zawodników. Część na pytanie nie odpowiedziała. Trzeba przyjąć, że niektórzy trenowali indywidualnie, ale nie chcieli się przyznać, bo wcześniej obowiązywał ich zakaz i były za to kary. Nie chcę z tym walczyć w sposób systemowy. Wolę wychodzić na przeciw oczekiwaniom graczy, rodziców i menedżerów. Ich uwagi są cenne. Jeśli ktoś uważa, że ma taką potrzebę, to oczywiście - możemy o tym rozmawiać. Ważne, byśmy w tym współpracowali. Pojawiają się dobre przykłady zawodników, ale nikt nie mówi o tych złych. Niektóre działania mogą nie być kompatybilne z tym, co robimy w klubie i potrafią zaszkodzić. Każdy piłkarz może udać się do trenerów i o tym porozmawiać. Jeśli problem nie zostanie zidentyfikowany, jestem również otwarty, by poruszać sugestie. Komunikacja jest naprawdę ważna. Chcemy tłumaczyć nasze decyzje i wyjaśniać motywacje, by jak najwięcej działań było spójnych.

 

A jak zapatrujecie się na zawodników, którzy wyjdą pokopać piłkę poza klubem? W przeszłości, mało kto w akademii spoglądał na to przychylnym okiem. 

 

- Nie mam nic przeciwko temu, choć może na to brakować czasu. Patrząc na obowiązki graczy: szkołę, treningi, warsztaty z języka angielskiego, to piłkarze wychodząc rano z bursy czy z domu, będą wracali wieczorem. Mało tu miejsca na dodatkowe rzeczy, a szkoda. Dodatkowa gra z kolegami w jakichkolwiek okolicznościach może być na plus. 

 

Rasmus Ankersen w "Kopalni talentów" pisał, że Hiszpanie czy Brazylijczycy z góry mają przewagę nad wieloma krajami, bo przez warunki klimatyczne, młodzi sportowcy mają więcej czasu na rozwijanie swoich umiejętności. Jest szansa, by w Polsce nadrabiać dystans powodowany choćby pogodą?

 

- Autor chciał dojść do tego, jak w danych miejscach na świecie rozwijają się poszczególne specjalizacje sportu. To pozycja wydana już kilka lat temu, a od tego czasu warunki do treningów częściowo się zmieniły. Wystarczy pomyśleć o pełnowymiarowych boiskach, które powstają pod dachem. W niedługim czasie będziemy mogli spędzać na placach gry tyle samo czasu, co Hiszpanie. Dla nas krokiem naprzód będzie przeniesienie się do nowej siedziby, co powinno nastąpić za dwa lata. Na razie pozostaje nam efektywne wykorzystanie tego, co mamy. Wcześniej było tak, że połowa zajęć na murawie opierała się na pracy bez piłek pod okiem trenerów motorycznych. Teraz staramy się, by pewne elementy szlifować poza murawą, a będąc na niej chcemy przeznaczać czas na piłkę. To próba rekompensowania sobie braku szansy na dodatkowy czas spędzony z futbolówką. Wykorzystanie infrastruktury do maksimum to podstawa.

 

Stworzyliście już plan tego, jak będzie wyglądała organizacja akademii w Książenicach?

 

- Finalne decyzje czekają nas w najbliższym czasie. Będziemy musieli podjąć decyzje w kwestii edukacji czy zamieszkania graczy. Na razie często spotykamy się w poszczególnych grupach i dyskusji nie brakuje. Pomysłów jest od groma, a przed nami wybór odpowiednich rozwiązań. Docelowo mają tam przebywać drużyny U-19, U-17 oraz U-15. Młodsi będą wykorzystywali boiska przy Łazienkowskiej, bo do tego czasu powstaną również dwa place od strony ul. Czerniakowskiej. 

 

Nie boi się pan, że budowa ośrodka będzie miała pewne opóźnienie? Wiadomo, jakim finansowym ciosem jest dla Legii brak gry w europejskich pucharach. Można usłyszeć, że ucierpiał na tym budżet akademii.

 

- Długo analizowaliśmy kwestie finansowe i okazało się, że możemy uszczelnić pewne procesy. Skoro możemy zgłosić odpowiednią liczbę zawodników korzystających z posiłku, to po co mamy ich zamawiać zbyt wiele i pozwalać sobie na marnotrawstwo? To nie są wielkie oszczędności, ale uszczelnianie systemu, by pieniądze nie przeciekały. Chcemy wydawać jak najwięcej na kwestie piłkarskie: edukację trenerów, wyjazdy na turnieje czy infrastrukturę, bo zdarza nam się korzystać z innych ośrodków. Nie chcemy być rozrzutni. Wolimy lokować fundusze w odpowiednich miejscach. 

 

Patrząc na pana siedmiomiesięczną kadencję, można zaobserwować, że zespoły młodzieżowe zaczęły jeździć na zagraniczne turnieje. Takie pojedyncze zawody potrafią dać graczom więcej, niż dziesięć meczów w słabej lidze?

 

- To dla nas ważne. Graliśmy już w wielu turniejach i założenie jest takie, by drużyna z każdej kategorii wiekowej przez rok zaliczyła występy w mocno obsadzonych zawodach. Mamy również za sobą rywalizację w kilku rocznikach z Ajaksem Amsterdam. Chodzi o to, by nasi gracze poznawali międzynarodowe środowisko i pozbywali się strachu oraz poczucia niższości względem rywali. To też pewne ryzyko, bo mierzymy się z najlepszymi. W grudniu nasz rocznik ’02 wystąpi na zawodach w Hiszpanii, gdzie będzie mógł skonfrontować się z Barceloną, Realem czy Atletico. Może być różnie, ale nie chowamy głowy w piasek, bo chcemy rywalizacji. Dzięki temu wiemy, jak chłopcy - oraz którzy - radzą sobie z takimi wyzwaniami oraz nad czym dalej pracować. 

 

Przed najstarszymi juniorami spotkanie w Youth League z Ajaksem. Jak doświadczenia ze sparingów przenieść na mecz o stawkę? 

 

- Zawodnicy pamiętają, że grali i na równi rywalizowali z Ajaksem. Fakt, graliśmy z młodszymi rocznikami, ale to daje namiastkę i wyobrażenie tego, jak Holendrzy zagrają w Youth League. W końcu wszystkie zespoły amsterdamskiej drużyny stosują tę samą filozofię. Na pewno wykonawcy będą lepsi, ale pewne rzeczy od strony taktycznej mogą nie być zaskoczeniem. To może dodawać pewności. Nie oszukujmy się jednak, Legia zmierzy się z topową ekipą i możemy to odnieść do sytuacji, w której pierwszy zespół miałby teraz walczyć z Realem, Bayernem, Barceloną czy Manchesterem City. Przed naszymi chłopakami bardzo trudne zadanie, ale zobaczymy, którzy gracze poradzą sobie w takich okolicznościach. 

 

W poprzednim sezonie Legia potrafiła jednak zremisować z Realem Madryt 3:3. Pojawi się myślenie, że skoro seniorzy mogli tego dokonać, to i juniorzy mogą walczyć o niezły rezultat z Ajaksem? 

 

- Wyniki „jedynki” w poprzednim sezonie w konfrontacjach z takimi rywalami, mogą pozytywnie wpłynąć na głowy juniorów. Trener Piotr Kobierecki umiejętnie przygotowuje graczy pod kątem mentalnym. Nie zdziwiłbym się, gdyby taki aspekt pojawił się w rozmowach z drużyną, by pokazać, że można stworzyć sobie okazje w ofensywie i odnieść dobry wynik.

 

Wspomniał pan o trenerze Kobiereckim, który jest swego rodzaju zakładnikiem swojej roli. W akademii nie może wspiąć się wyżej. Jaki jest pomysł na rozwój trenerów? 

 

- Można przyjąć model motywowania trenerów, w którym szkoleniowcy z sezonu na sezon przechodzą do wyższych kategorii wiekowych. Ten prowadzący zespół U-19, powinien wtedy trafiać do seniorskich drużyn. Przepisy jednak często nie pozwalają na takie ruchy. Szkoleniowcowi juniorów trudno dostać się na kurs UEFA Pro i mamy tu pierwszy minus takiego rozwiązania. Drugim jest brak specjalizacji w poszczególnych kategoriach wiekowych, a kolejne szczeble byłyby rodzajem kreowania kariery. Mogłoby się pojawić zapomnienie o rozwoju i nadmierne przykładania wagi do wyniku. Łatwiej prezentować swoje nazwisko na tle rezultatów, niż świetnie wykonanej roboty. Wkładu w rozwój poszczególnych graczy, raczej nikt z zewnątrz nie zauważy. My chcemy to widzieć. Plan jest taki, by trenerzy deklarowali się czy chcą specjalizować się w futbolu młodzieżowym czy jednak mają ambicje sięgające seniorów. 

 

Trenerzy chcący się wiązać z piłką młodzieżową i akademią Legii, będą przez nas doceniani. Trenerzy pracujący dłużej, będą doceniani, bo jeśli pracują dłużej, to znaczy, że są dobrzy. Szkoleniowiec zespołu U-12 może w przyszłości zarabiać lepiej niż opiekun najstarszych juniorów. W kontekście kształtowania zawodnika, to ważniejszy czas, niż ten spędzony w najstarszych juniorach.

 

Kiedy ustabilizujemy grono trenerskie, będziemy mieli świetnych i głodnych wiedzy fachowców. Przy dobrym planie szkoleniowym, efekty bez dwóch zdań będą musiały się pojawić. Interesują nas dobrzy specjaliści. W starszych kategoriach wiekowych, doświadczenie piłkarskie u trenerów może być istotne. Tam w grę wchodzą znacznie większe detale. Mówimy o niuansach, które nie zawsze wychwyci trener-teoretyk. Wśród dzieci szkoleniowiec ma być wychowawcą i nauczycielem, bo nie zawszy były gracz będzie potrafił przekazać wiedzę najmłodszym. Mówiąc o byłych zawodnikach, interesują nas ci, którzy chcą się rozwijać. Trenerzy, którzy chcą jechać na nazwisku i jedynie pokazywać sztuczki techniczne, raczej nie znajdą uznania w moich oczach. 

 

A pana doświadczenie? Funkcjonuje pan w środowisku piłkarskim od wielu lat, ale w roli dyrektora akademii to pański debiut. 

 

- Przyznam, że potrzebowałem chwili na adaptację, a w pewnych kwestiach trwa to do dziś. Myślę choćby o organizacji. Jednak pracując w firmie, na wielu stanowiskach chodzi o to samo. W piłce nożnej kluczem jest rozwój. Trzeba wiedzieć, jak zidentyfikować kwestie potrzebne do progresu. Potem trzeba wdrożyć odpowiedni proces pozwalający na krok do przodu. Pod tym względem, piłka jest schematyczna, bo na każdym poziomie chodzi o technikę, motorykę i taktykę.

 

Z kwestią zarządzania, zderzyłem się w Suwałkach. Pracując dla Wigier, odpowiadałem nie tylko za pozyskiwanie zawodników, ale zajmowałem się również wieloma innymi sprawami. Układanie procesu szkolenia było pewną nowością, ale mam wokół siebie bardzo doświadczone osoby. Przykładem niech będzie Radosław Mozyrko, który ma za sobą pracę w Polsce, USA i Anglii. Ma ogromną wiedzę o strukturach młodzieżowych, jestem bardzo zadowolony z naszej współpracy. 

 

Rolą dyrektora jest obudowanie się odpowiednimi ludźmi? 

 

- Jest to kluczowe. Wszyscy, którzy szefują danym grupom, muszą obudować się profesjonalistami potrafiącymi rekompensować braki prowadzącego projekt. Trzeba mieć taką świadomość. Jaki jest sens oszukiwania samego siebie i wmawiania sobie, że zna się na wszystkim? To ciągnęłoby w dół. Trzeba otoczyć się fachowcami z wiedzą merytoryczną i praktyczną. 

 

Można spodziewać się większej współpracy z Romeo Jozakiem i jego współpracownikami? W końcu tworzył jedną z najlepszych akademii w Europie. 

 

Na razie trener Jozak koncentruje się przede wszystkim na pracy z pierwszym zespołem. To nie powinno nikogo dziwić. Możemy jednak skorzystać z uwag i spostrzeżeń Ivana Kepciji. Dyrektor techniczny Legii często opowiada o doświadczeniach z Dinama. Służy radą i pomocą. To wartościowe uwagi, chętnie z nim dyskutujemy. Nie mówimy o teoretyku, ale o fachowcu, który ma doświadczenie we wdrażaniu praktycznych rozwiązań w Zagrzebiu. 

 

O czym przykładowo rozmawiacie z Kepciją? 

 

- Jak wspomniałem rozmawiamy na temat kwestii organizacyjnych akademii, która powstanie w Książenicach. Ostatnio chociażby pytaliśmy Ivana o kwestie zakwaterowania graczy w Dinamie. Co i jak? Po co? Dlaczego? Dopytujemy o różne rzeczy. Myśleliśmy także, gdzie powinni trenować najmłodsi legioniści. Ścieramy idee, pomysły i wyciągamy to, co powinno się najlepiej sprawdzić. Z kolei proces szkolenia jest już ustalony i staramy się wypełniać jego ramy. Prowadzimy warsztaty z trenerami, weryfikujemy pewne rozwiązania w trakcie treningów. Nie chcemy doprowadzić do tego, że rozpoczęliśmy zmiany i już chcemy wprowadzać kolejne korekty. Pomysł zjadający pomysł nie zaprowadzi do pożądanych efektów.

 

Cały czas w ocenie wielu rozwiązań bazujecie na audycie przeprowadzonym już kilkanaście miesięcy temu przez Richarda Grootscholtena? 

 

- Gdyby wyciąć z audytu  frazy dotyczące rozwoju indywidualnego zawodnika, to zajęłoby to kilkanaście stron. To też mówi o tym, co jest dla nas najistotniejsze. Chcemy skupiać się na jednostkach i rozwoju ich karier w przyszłości. 

 

Dlaczego ten audyt jest tak tajny? 

 

- A czemu posłużyłoby upublicznienie audytu? 

 

Patrząc idealistycznie - rozwinięciu wiedzy ludzi będących poza akademią. Szukając negatywów - wielu chciałoby tam znaleźć jak najbardziej negatywne kwestie i wytykać je. 

 

- Gdybyśmy upublicznili audyt, to wielu ludzi wychwyciłoby tylko negatywne kwestie. Tak na ogół bywa z odbiorem tego rodzaju dokumentów. Nie o to chodzi, by wskazywać dobre i złe kwestie na forum publicznym. Audyt został sporządzony, byśmy wiedzieli co robimy nieźle, a nad czym musimy się nadal pochylać i rozwiązywać pewne kwestie w inny sposób. Zaprezentowanie wyników nikomu nie pomogłoby w szkoleniu zawodników. 

 

A pomaga odwiedzanie innych akademii? Ostatnio była wizyta w Dinamie, wcześniej m.in. Ajax. 

 

- Zdecydowanie. Interesują nas rozwiązania dotyczące kwestii szkoleniowych, infrastrukturalnych, organizacyjnych i edukacyjnych. To istotne zagadnienia, które można potem konfrontować w dyskusjach. Mogą z tego iść wartościowe wnioski dla naszej akademii. 

 

Wiadomo, że nie da się przenieść rozwiązań w skali 1:1, ale jest w Europie wzór akademii dla Legii? 

 

- Jak pan wspomniał, nie da się sklonować jednej akademii i zaimportować jej tak samo, ale w innych warunkach. Są elementy z poszczególnych klubów, które przyciągają naszą uwagę. Nie ma szansy, by przenieść coś w skali 1:1. Byliśmy ostatnio na turnieju, gdzie występowały też Karpaty Lwów. Rozmawiałem z trenerami na temat ukraińskiej akademii i to interesujący przykład. Nie spotkałem się, by do osiemnastego roku życia w jednym klubie rywalizowały ze sobą dwie grupy. Pierwsza składa się z miejscowych, a druga z przyjezdnych z innych miast. Towarzyszą temu stres i nieprawdopodobna walka. Zmierzam jednak do tego, że zatrudniono tam hiszpańskiego trenera, który przeniósł do zespołu styl gry typowy dla swojego kraju. Szkoleniowiec próbował to wdrożyć we Lwowie. Stoperzy nie mieli predyspozycji, a musieli starać się podporządkować do systemu mając na przykład zakaz robienia wślizgów. To nie miało prawa zafunkcjonować. Idealny model będzie działał z idealnymi zawodnikami. Podstawą jest, by stworzyć własny model, dopasowany do tego, co zastało się w klubie. 

 

Legia również będzie miała dwie drużyny na listopadowym Legia Cup. W waszym wypadku to naprawienie błędów poprzedników z poprzedniej edycji? 

 

- Wyciągając wnioski z ubiegłego roku, chcemy, by nasi zawodnicy mogli zagrać na takim turnieju i stąd taka decyzja. W naszych drużynach zagrają też gracze z klubów partnerskich. To pewnego rodzaju ukłon, bo patrząc naprzód, zależy nam, by drużyny akademii były tworzone w dużej mierze przez zawodników z regionu. Żeby tak się stało, musimy ocieplić swój wizerunek i zaoferować pewne rzeczy okolicznym zespołom. Dla przykładu, zapraszamy teraz praktycznie wszystkie ekipy z Warszawy na wtorkowy mecz z Ajaksem w UYL. Chcemy zacieśniać współpracę, bo będzie to korzyść dla całego regionu. Musimy być w tym aspekcie najlepsi. 

 

Brak dominacji Legii na własnym podwórku to już stary problem. Patrząc na liczbę warszawiaków i wychowanków w rezerwach czy zespole U-19, problem duży. 

 

- Wydaje się oczywiste, że najlepsi gracze z Mazowsza powinni grać w Legii. Czasem dzieje się tak, że mniejsze kluby próbują trzymać swoich wyróżniających się graczy jak najdłużej. Powód jest prosty - taki gracz potrafi mieć przełożenie na wyniki sportowe. Kiedy są te, rodzice częściej przyprowadzają dzieci do tego rodzaju szkółek. Mówimy o biznesie i dlatego takie kluby muszą dostać od nas coś w zamian. Pracujemy nad tą kwestią, prowadzimy regularne spotkania i chcemy jak najlepiej zagospodarować obszar Warszawy i województwa mazowieckiego. Za dwa-trzy miesiące nasz ostateczny plan na bardziej stołeczną Legię powinien być gotowy. 

 

W juniorach starszych, tylko Michał Gładysz i Mikołaj Neuman są z Warszawy. Przez niewystarczającą eksplorację stolicy dochodzi do tego, że do zespołu U-14 potrafi trafić dziesięciu czy dwunastu nowych zawodników. Wynika to niestety z tego, że zespół do tego momentu nie był zbyt mocny. Żeby prezentować wyższy poziom, ściągana jest taka grupa. Założenie jest takie, by w przyszłości dochodziło maksymalnie kilku takich graczy, perełki. Łatwo się o tym mówi, ale musimy to poprawić… To jeden z naszych priorytetów!

 

To chyba o tyle ważne, że Legia w skali kraju nie ma już takiego magnetyzmu dla młodzieży, jak kiedyś. Po ostatnim Legia Cup przykładem może być Jan Faberski, który jest kuszony przez Ajax. Wcześniej choćby Hubert Adamczyk nie wyobrażał sobie kooperacji z legijną akademią. 

 

- Kilka lat temu Legia nie miała konkurencji. Potem pojawił się Lech Poznań, z czasem Pogoń Szczecin, Zagłębie Lubin, Jagiellonia Białystok, Lechia Gdańsk, Wisła Kraków… Akademie mają teraz wszystkie kluby występujące w Ekstraklasie. Dużo jest szkółek piłkarskich i rywalizacja rośnie. Musimy być skuteczniejsi i notować ciągły progres. Zależy nam jednak na tym, by rozwijał się cały polski futbol, bo skorzysta na tym każdy. 

 

Zmieńmy temat. Karol Klimczak, prezes Lecha i rady nadzorczej Ekstraklasy, zaproponował, by wprowadzić przepis nakazujący wystawiać w najwyższej klasie rozgrywkowej przynajmniej jednego młodzieżowca. Narzucanie takich rozwiązań byłoby dobre? 

 

- Jako dyrektor akademii, powinienem przyklasnąć słysząc taki pomysł. Ale to byłoby dość wąskie spojrzenie. Poza szkoleniem, potrzebujemy mocnej ligi i wyników z Europy. Nie wiem czy taki ruch tymczasowo nie osłabiłby zespołów. W perspektywie sześciu-ośmiu lat mogłyby się pojawić efekty, ale promowani gracze musieliby zostawać na dłużej w kraju. Szybka sprzedaż „za frytki”, w porównaniu z kwotami płaconymi w Europie, nie pozwalałaby na zachowanie stabilności i rozwoju. Z kolei czym słabsza liga, tym niższe byłyby kwoty transferowe. Musimy zwiększać poziom rozgrywek, by lepiej zarabiać na piłkarzach. Każdy kij ma dwa końce. 

 

Pan ma w głowie krańcowy okres, w którym zawodnicy z akademii Legii powinni stać się wartością dodaną pierwszego zespołu i całej ligi? 

 

- Nie chcę mówić o dalekosiężnych projektach, bo na ogół nikt w Polsce nie ma do tego cierpliwości. Ta fraza jest jednak kluczowa w szkoleniu młodzieży. Sztuczne przepychanie juniorów do starszych kategorii nie pozwala zawodnikom na rozwój, szkodzi im. Przypomnijmy sobie, ilu graczy było w kadrze pierwszego zespołu Legii z trzy-cztery lata temu. Nie brakowało tam młodzieży m.in. z rocznika ’97 i 98. A gdzie są teraz? To nie miało sensu. Pracując w Wigrach, często tłumaczyłem ludziom, dlaczego nie chcę brać na potęgę młodzieżowców. Znałem ich dobrze i potrafiłem ocenić czy zaadaptują się do naszego stylu gry i będą w stanie regularnie grać. Branie graczy „na dokładkę” nie miało sensu, bo byłoby mi szkoda marnować talenty graczy pchanych przez menedżerów, rodziców czy jeszcze innych osób. Ważne, by nie podejmować decyzji mających sztucznie przyśpieszyć pewne procesy. 

 

Jeśli przy premierowym podejściu do pierwszej ligi młodzieżowiec zostanie negatywnie zweryfikowany, potrzebuje czasu by dostać kolejną szansę. Wymaga to powrotu na trzeci-czwarty poziom rozgrywek, a potem roku kapitalnej gry. Nie mówię już o stratach psychicznych, gdzie trzeba pozbierać się po odtrąceniu. W najlepszym wypadku, powrót na zaplecze Ekstraklasy zajmie rok-dwa. Trzeba być cierpliwym i podążać krok po kroku.

 

Pomost między juniorami a seniorami pełnią w Legii rezerwy. 

 

- Wdrożona przed sezonem idea zakładała, że rezerwy będą zapleczem pierwszego zespołu. Kadra „jedynki” nie miała być rozbudowana, a przy awansie do europejskich pucharów, trener miał korzystać z graczy „dwójki” w trakcie rotacji. Logiczne było, by szkoleniowiec zadbał o to, jakich chce mieć zawodników będących teoretycznie najbliżej gry w jedynce. Zobaczymy co będzie dalej. Być może strategia trochę się zmieni, ale to też kwestia, nad którą będziemy debatowali. Zakładając, że stanęłoby na szerszej kadry pierwszej drużyny, rezerwy mogłyby znowu trafić pod skrzydła akademii. Wtedy zestawienie zdominowaliby młodzieżowcy mający 18, 19 czy 20 lat. W Centralnej Lidze Juniorów mamy niską średnią wieku i gdyby druga drużyna znowu była częścią akademii, ekipa byłaby młodsza. Junior stykałby się z seniorskim futbolem w trzeciej, ale na dość krótki czas. Gdyby ktoś nie wylądował w miarę szybko w pierwszym zespole, wymagane byłoby odejście na drugi krąg. Pod tym kryje się wypożyczenie, a w perspektywie kolejna próba podejścia do „jedynki”. Są dwie koncepcje i zobaczymy, która zwycięży. Obecna jest dobra, ale trudna do zrealizowania od razu, a czasu na jej dogłębne przygotowanie brakowało.

 

Rozmawiamy dość długo i słyszę, że macie plan. Nie zamierzam podejmować się teraz jego oceny, ale wierzy pan, że będziecie mieli okazję go zrealizować? Mówiliśmy o cierpliwości, ale też specyfiką Legii jest fakt, że jej często brakuje. Jest też wiele zmiennych. 

 

- Po rozpoczęciu pracy zacząłem się zastanawiać, jaki będę miał wpływ na rozwój zawodników, jeśli w klubie nie będzie jasno określonej strategii, w której każdy departament ze sobą współpracuje. Pierwszy zespół, rezerwy, akademia, skauting - miałem wrażenie, że wszystko jest odrębne. Pierwszym celem jest stworzenie komunikacji i kooperacji. Kiedy to się stanie? Gdy powstanie ogólna strategia Legii, nad którą trwają pracę. Zajmuje się tym specjalna grupa i myślę, że idziemy w dobrym kierunku. Jeśli będziemy mieli plan na cały klub, to łatwiej będzie układać pracę w poszczególnych działach. Jestem przekonany, że decydując się na jakieś rozwiązanie, będziemy się go trzymać. Trzeba będzie zakasać rękawy i ciężko pracować. Nie ma innego rozwiązania dla Legii i polskiej piłki. Same pomysły nie dadzą sukcesu. Gadać może każdy, ale ważne, by stawiać na realizację. 

 

Jak wiele czasu potrzeba na realizację waszej wizji? 

 

 

- Do ośrodka w Książenicach chcemy wejść z gotowym i przećwiczonym planem. Wiadomo, że będzie to ulegało korektom, bo w piłce nie ma nic stałego, ale zależy nam, by mieć fundamentalne założenia. Chcemy między innymi trochę inaczej dobierać zawodników, by odpowiadali potrzebom poszczególnych drużyn. Musimy umiejętnie „składać” zespoły. Po co nam na przykład czterech napastników w jednym roczniku? Nie chcemy ściśle trzymać się konkretnych modelów gry, bo nie wiemy jak za kilka lat będzie wyglądał futbol. Gracze muszą być uniwersalni. Miałem ostatnio przypadek szesnastolatka, który po meczu w systemie 3-5-2 stwierdził, że nie wie, jak grać z drugim atakującym… Możemy próbować rozwiązać z wahadłowymi, stoperami mającymi więcej obowiązków po bokach. Interesuje mnie wszechstronny rozwój graczy. W przyszłości powinni sobie dzięki temu łatwiej radzić w różnych systemach. Oczywiście, mając przy tym podstawy techniczne i motoryczne. 

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.