Jacek Zieliński

Jacek Zieliński: Potrzebować będziemy czterech zawodników do pierwszej linii

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

08.04.2022 08:50

(akt. 08.04.2022 19:39)

W środę zaprezentowaliśmy obszerną rozmowę z dyrektorem sportowym Jackiem Zielińskim. Dziś publikujemy dogrywkę już po meczu z Rakowem Częstochowa. - Jako zespół wypadliśmy blado, przyczyn tego jest kilka. To jednak zastanawiające, że na przestrzeni czterech dni jest aż taka różnica – i to nie chodzi o klasę przeciwnika, a chociażby o proste błędy techniczne, problemy z decyzyjnością, czyli błędne, spóźnione wybory - analizuje Zieliński.

Co jest priorytetem transferowym?

- Wzmocnienie pierwszej linii czyli pozyskanie napastników. Ta formacja powinna liczyć czterech zawodników. Poza tym chcemy już teraz wiedzieć na czym stoimy z Mateuszem Wieteską, któremu za rok wygasa kontrakt z klubem. Nie wiemy jak rozstrzygną się kwestie z bramkarzem. Dlatego bierzemy pod uwagę też to, że możemy mieć potrzebę zakupu zawodników do bramki i na środek obrony. Ale to wszystko zależy od rozmów z menedżerem Wieteski i od wyniku rozmów ze Strebingerem i jego agentem, od tego czy Austriak zrealizuje warunki, które zawarliśmy w kontrakcie.

Kibic oglądający mecz z Rakowem w PP mógł dojść do wniosku, że zespół potrzebuje rewolucji.

- Rewolucja była latem, odeszło szesnastu zawodników, przyszło dziesięciu. Efekty wszyscy widzieliśmy. Co do meczu z Rakowem – widać było, że trochę argumentów nam brakuje. Zimą zrobiłem niewiele ruchów. Ale gdybym był przekonany, że któryś z dostępnych piłkarzy nam pomoże, to zrobiłbym tych ruchów więcej. Ale zimą najlepsi gracze są pod kontraktami. Takiego gracza trudniej wyciągnąć. Ale braliśmy pod uwagę tylko tych, którzy są do wyciagnięcia i ich selekcjonowaliśmy. Transfery jakich dokonaliśmy są następstwem takich analiz.

Jak wspomnieliśmy o środku obrony, to co dalej z Makiem Nawrockim?

- Jego wykup to nie jest kwota 1,5 miliona euro jak podawały media. Jesteśmy zainteresowani wykupem tego zawodnika, który na razie jest u nas tylko na wypożyczeniu. Musimy go wykupić do końca maja i zrobimy to.

Z zamiarem szybkiej odsprzedaży z zyskiem?

- Jak mówimy o szybkiej odsprzedaży, to znaczy że nie wyciągniemy z pewnością takiej wartości, jaką byśmy chcieli. Może w przyszłości tak. Nie myślę w ten sposób, że wykupimy Maika i będzie z nami przez dziesięć lat. Choć może tak być, nie wiem tego. Ale z pewnością w pewnej perspektywie czasu to może być chłopak, po którego kluby będą sięgać. Na razie były wstępne zainteresowania, ale bez konkretów.

Wspomniał pan o niepewnej sytuacji w bramce na przyszły sezon, rozmowach ze Strebingerem i jego menedżerem. A co z Arturem Borucem?

- Z Arturem jestem umówiony na spotkanie w piątek lub w poniedziałek. Będziemy rozmawiać o wielu sprawach, również o jego przyszłości – tej bliższej i dalszej. Powiem mu jak ja widzę jego przyszłość, chciałbym się też dowiedzieć od Artura co on planuje, czy widzi się w jakiejś roli w strukturach klubu. To jest legenda Legii, chcę z nim usiąść i pogadać. To nie jest zawodnik, któremu pójdę przedstawić stanowisko klubu.

Jacek Zieliński

Z Legii odszedł Luquinhas, który chwilę wcześniej otrzymał opaskę kapitana od Aleksandara Vukovicia. Jaki był udział w tej sprzedaży Jacka Zielińskiego. To była decyzja dyrektora sportowego czy właściciela Dariusza Mioduskiego.

- To było trójstronne porozumienie. Brali w tym dział prezes, ja i trener. Doszliśmy do wniosku, że jest to najlepsze rozwiązanie. Pozostawianie Luquinhasa w naszym klubie na siłę nie miało najmniejszego sensu. Nie mieliśmy z niego większej korzyści sportowej, choć to nie jest piłkarz, który by się obrażał, ale z niewolnika nie ma pracownika. A opaska kapitańska była pokłosiem wydarzeń do jakich doszło w grudniu w autokarze. Chodziło o to by poprawić stosunki w zespole, by wzmocnić psychicznie Luquiego i zachęcić do pozostania z nami. To były ruchy ukierunkowane na to, by został w Warszawie. Ale on ostatecznie był przekonany, że zmiana środowiska będzie dla niego lepszym rozwiązaniem. Niechętnie, ale się na to zgodziliśmy.

Zapłatę za Luquinhasa dostaliście już na konto? W jednej racie? Czy te pieniądze będą jeszcze spływać do klubu?

- Większość kwoty już wpłynęła na klubowe konto, z czasem dojdą do tego jeszcze różne bonusy.

Luquinhas odszedł i wiosną w jego buty próbuje wchodzić Maciej Rosołek. A co z jego następcą?

- Negocjuję już z bardzo podobnym piłkarzem tylko szybszym. Charakterystyka podobna, dobry technicznie z dryblingiem, szybki i nawet podobne warunki fizyczne. Pracujemy nad tym i mam nadzieję, że dopniemy tego piłkarza. Nie jest to Polak, nie jest to Portugalczyk. Kolejnych podpowiedzi nie będzie (śmiech).

A nie żałujje pan, że nie udało się sprowadzić Koczerchina? W Rakowie jest szykowany na pozycję numer „dziesięć”.

- To nie ma teraz znaczenia czy żałuję czy nie. To dobry piłkarz, ale były różne ryzyka związane z jego transferem – od pół roku nie grał w piłkę. Przed kontuzją wyglądał znakomicie, mógł na uzupełniać dwie pozycje. Dodałby nam trochę agresywności w grze i punktów w klasyfikacji kanadyjskiej – potrafi i asystować i strzelać. Ale był wybuch wojny, doszły kwestie polityczne – ściągać gracza w wieku poborowym czy nie. Jaka byłaby reakcja w Polsce i na Ukrainie. Wiele problemów się sprzęgło. Ostatecznie zdecydowałem, że weźmiemy Verbicia, który mieścił się jeszcze w naszym budżecie. Wtedy jeszcze nie znałem finału sytuacji z Koczerchinem. Finansowo to gracze zbliżeni do siebie.

Perełek do wyciągnięcia z Ukrainy było pewnie więcej.

- Ale perełki były też kuszone przez kluby z lepszych lig, będące na innym poziomie finansowym. Poza tym profil zawodników jaki nas interesował nie był w tej grupie popularny, można było tych graczy policzyć na palcach jednej ręki. Jeden z nich trafił do serie A i wiadomo, że my dla takiego gracza nie byliśmy opcją.

Jaka jest szansa na powrót latem do Legii Michała Karbownika?

- Wstępnie już na ten temat rozmawialiśmy, ale muszę jeszcze z Mariuszem Piekarskim o tym porozmawiać, podobnie jak o sytuacji Mateusza Wieteski. Jesteśmy z „Piekario” w stałym kontakcie i będziemy ten temat rozważać, jeśli będzie taka możliwość. Ja bym chętnie widział „Karbo” w naszym zespole. Ale na warunkach, które będą korzystne też dla Legii. On ma ważny kontrakt z Brighton jeszcze przez dwa lata i trudno by ten klub z niego zrezygnował. Jeśli by do nas trafił, to rozważamy go jako „ósemkę”.

Michał Karbownik

Jeśli jesteśmy przy powrotach to bierzecie pod uwagę do pierwszej linii na przyszły sezon Jasurbeka Yaxshiboyeva?

- Będę niebawem rozmawiał z jego agentem w sprawie jego przyszłości. Zanim tego nie zrobię, nie ustalę warunków, to nie chcę o tym mówić publicznie by nie osłabić sobie pozycji negocjacyjnej.

W starciu w Częstochowie dobrze zagrał tylko Richard Strebinger, pozostali wypadli dużo gorzej niż trzy dni wcześniej.

– Tak, to prawda, jako zespół wypadliśmy blado, przyczyn tego jest kilka. Nie chcę prowadzić analizy, pewnie z Vuko porozmawiamy sobie na ten temat. Jest to jednak zastanawiające, że na przestrzeni czterech dni jest aż taka różnica – i to nie chodzi o klasę przeciwnika, a chociażby o proste błędy techniczne, problemy z decyzyjnością, czyli błędne, spóźnione wybory. Widzieliście ile było holowania piłki, jaka była jakość podań. Percepcja nie okazała się na normalnym poziomie, bo szybko straciliśmy gola i musieliśmy grać w ataku pozycyjnym. Straciliśmy główny argument, który mógłby nam pomóc w ataku pozycyjnym.

Ten paraliż powstał z powodu ciężaru spotkania?

– Nie sądzę, że to kwestia mentalna. Myślę, że po prostu nie udało nam się doprowadzić do kompletnej regeneracji. Mecz z Lechią też był bardzo emocjonalny, pierwsza połowa została rozegrana na ogromnej intensywności. Po przerwie mogło się wydawać, że tempo może nieco spadło, ale mocno pracowaliśmy, bardzo ambitnie graliśmy w obronie. Było mało zmian, bo chcieliśmy dowieźć wynik, zdobyć istotne punkty w kontekście utrzymania. I to była sprawa najważniejsza, a Puchar Polski – mimo że to też temat niezwykle ważny – okazał się w tej hierarchii drugorzędny.

Czy to spotkanie nie pokazało, że Legia ma problem z młodzieżą?

- Odwrócę pytanie. A gdyby Raków nie mógł skorzystać ze swoich dwóch sztandarowych młodzieżowców? Nam wypadli Miszta i Nawrocki. A to nie jest tak, że masz sześciu młodzieżowców na podobnym poziomie, o takiej samej wartości. Natomiast rozumiem, że to pytanie ma zahaczyć o naszą akademię. Po to była ta inwestycja, byśmy z niej czerpali. Minimum dwie-trzy rzeczy muszą być spełnione, byśmy widzieli efekty tej akademii. Musimy lepiej pracować czyli wypuszczać lepszych zawodników, musi być dobra współpraca między akademią i pierwszym zespołem i to na pewno usprawnimy oraz kwestia struktury drużyny, tego jak ona ma wyglądać. Musimy mieć bardzo silny trzon zespołu, kilkunastu zawodników o bardzo wysokiej jakości by spełnić dwa cele – oczekiwania co do wyników i by udźwignąć tych młodzieżowców. Ci młodzieżowcy wchodząc do zespołu nigdy nie będą na poziomie naszych najlepszych zawodników, będą potrzebować trochę czasu. Ci starsi i lepsi zawodnicy muszą ich udźwignąć, muszą ich poprowadzić.

Do pracy z młodzieżą miał być przeznaczony Przemysław Małecki, były asystent Czesława Michniewicza.

- Jest u nas na kontrakcie, ale do końca czerwca pracuje w skautingu. Myślałem o nim w kontekście akademii, w komórce programowej, ale Przemek ma też inne cele. To dobry kandydat, jest bardzo mocny w tych tematach, ale on ma jakieś inne plany. Do czerwca rozstrzygniemy co z nim dalej będzie. Mamy też na kontrakcie Alessio di Petrillo ale on nie jest jakimś dużym obciążeniem dla budżetu.

Pomówmy o pracy akademii. Co trzeba zmienić w codziennej robocie, szukając kandydata na szefa, aby to zagrało?

– Brakuje nam, przede wszystkim, odpowiedniego klimatu, atmosfery – takiej, która by wciągnęła chłopaków. Jeśli ktoś ma ją kreować, to właśnie ludzie, którzy tam pracują, robią to z pasją, czują klimat Legii, hołdują wartościom legijnym. Jeżeli sztab, osoby na stanowiskach kierowniczych, trenerskich zbudują atmosferę, to poczują ją też zawodnicy. A to sprawi, że piłkarze będą się mocniej identyfikować z tym klubem. Atmosfera, atmosfera – i jeszcze raz atmosfera. Mamy świetny ośrodek, w stylu industrialnym, fajnie zrobiony. Komuś może nie pasować – mi się bardzo podoba. Ale tam są szare, zimne ściany – musimy je ubarwić, ocieplić. Na każdym kroku trzeba czuć klimat, zapach Legii, jej historii, wartości. Tego nam brakuje, to jest istotne.

Skupmy się jeszcze na personaliach. Co się dzieje, od paru miesięcy, z Filipem Mladenoviciem?

– Dobre pytanie. Znakomity motorycznie, dużo biega, rozwija spore prędkości, jest zaangażowany. Uwierzcie – on chce. Ale jest w jakimś, powiedzmy, lekkim kryzysie sportowym.

O co chodzi z Ernestem Mucim? Przyszedł tutaj z łatką dużego talentu, pod koniec kadencji mocno stawiał na niego Czesław Michniewicz. Parę razy zarówno błysnął, jak i znikał. Odkąd doszło do zmiany szkoleniowca, to Albańczyk zaczął gasnąć – i teraz go w ogóle nie widać.

– To też dobre pytanie. W okresie przygotowawczym, tak jak większość chłopaków, wyglądał nieźle. Potem jedni radzili sobie ze stresem lepiej, drudzy gorzej. Był brany pod uwagę przy ustalaniu składu na mecz w Lubinie. Ostatecznie nie wyszedł w podstawowej jedenastce, ze względów taktycznych. Zagrał Rosołek, bo była taka idea, że będzie częściej w polu karnym, będzie wspierał napastnika. Muci robi to rzadziej, on jest raczej od rozegrania, uderzenia z dystansu. Trener – chyba – słusznie wyciągnął wnioski i zdecydował się na "Rossiego". Albańczyk wszedł wtedy z ławki, wyglądało to blado, później wystąpił od początku przeciwko Warcie Poznań, czyli w najsłabszym meczu w naszym wykonaniu. Zaprezentowaliśmy się fatalnie, Ernest też się nie wyróżniał, nic nie zrobił. To było jedno spotkanie, w którym zagrał od początku, a tak dostawał od 20 do 30 minut w kilku innych grach. Moglibyśmy go wyróżnić za ok. pół godzinny występ w Pucharze Polski z Górnikiem Łęczna, strzelił gola, uderzył z 17 metrów.

Vuko stara się być bardzo sprawiedliwym trenerem. Ocenia to, co się dzieje na boisku, na treningu, plus jest jeszcze kwestia taktyczna – i na tej podstawie ustala skład. Nie może myśleć w ten sposób: „Dobra, z racji tego, że Muci czy ktoś inny jest utalentowany, to będziemy go wystawiać, bo za pół roku może nam odpali, a może nie”. A my się z ligi, za przeproszeniem, spieprzymy. W tej szczególnie trudnej sytuacji ocena piłkarzy musiała być naprawdę obiektywna. Nie oceniamy potencjału, tylko aktualną formę, to okazało się najważniejsze. Być może na tym trochę przegrał i gra trochę mniej. Zgadzam się, że to piłkarz utalentowany i w przyszłości może rywalizować na dobrym poziomie.

Pod jaki system będzie budowana kadra na lato?

– Sami wiecie, że kadry są teraz budowane też tak, że trenerzy mogą modyfikować ustawienie w trakcie meczu. Niektórzy są konsekwentni, tak jak Marek Papszun, który ma skrojony model gry pod 3-4-2-1. Ale można także skroić model gry pod dwa systemy, dobierać zawodników o profilach, które będą pasowały do jednego i drugiego. Bo – tak naprawdę – zestawienie jest na papierze, istotne jest to, jaką tworzysz strukturę w ataku i obronie. W każdej formacji można kombinować. Sztuka polega na tym, żeby przejście z jednej na drugą organizację nie trwało długo. Jak grasz w jednym systemie, np. w 3-4-2-1, to struktura w ataku i obronie niewiele się zmienia – dzięki temu, jak jest dużo faz przejściowych, to nie masz dużo momentów, w których przeciwnik może cię zaskoczyć.  To zaleta. Gra w różnych systemach, to z kolei taki atut, że – zależy przeciwko komu rywalizujesz – możesz wykorzystywać rozmaitych piłkarzy w różnym ustawieniu. Są plusy i minusy, to kwestia analizy. Dobieramy i mamy profile zawodników skrojone pod ideę, sposób w jaki chcemy grać. I tak dobieramy piłkarzy.

Co to za sposób?

– Musiałbym wyciągnąć laptopa z prezentacją. Wtedy przedstawiłbym np. jakiego napastnika potrzebujemy – czy fałszywej dziewiątki, czy target mana (wysunięty środkowy napastnik – red.). Są profile pożądane i niepożądane, trudno powiedzieć o tym w kilku zdaniach. Przygotowałem całą prezentację na ten temat – po to, aby skauting wiedział, w czym się obracamy, jakich zawodników potrzebujemy.

Gdzie są teraz największe potrzeby, jeśli chodzi o pozycje? Jeśli odejdzie Pekhart…

–… to będę potrzebował snajpera o podobnym profilu.

Jest Szymon Włodarczyk.

– Tak, to zawodnik o podobnej charakterystyce, ale o mniejszym doświadczeniu.

Ilu Legia ma dziś najlepszych piłkarzy w lidze, na danych pozycjach?

– Gdyby to pytanie zostało zadane w lutym albo marcu roku poprzedniego, to ilu takich zawodników można by wymienić? Mladen był przecież najlepszym piłkarzem. Wszyscy mówili, że mamy najsilniejszą kadrę w lidze, gramy efektownie, efektywnie.W poprzednim sezonie nie było Emrelego, grał Pekhart. Nie ma Juranovicia i Luquinhasa, czyli dwóch zawodników.

Andre Martinsa…

– No tak, ale to nie była kluczowa postać.

Planujecie mistrzowski sezon, a więc zakładacie, że dana osoba ma potencjał na grę jak topowy piłkarz w lidze.

– Mamy kilku takich zawodników. To nie jest tak, że posiadamy słabą kadrę, zespół, tylko profilowo jest to wszystko trochę słabo skompletowane. Da się to ułozyć, ale możliwości są potem ograniczone. Chodzi o to, aby mieć pełnię możliwości. Mamy fajne puzzle, tylko są one z trochę różnych pudełek – trzeba dążyć do złożenia całości, a nie części drużyny.

Są jakieś refleksje, jak patrzycie na niektórych, byłych legionistów? Przykładowo – super obserwuje się Ariela Mosóra w Piaście Gliwice.

– Byłem dużym zwolennikiem Ariela, zależało mi na tym, aby dalej reprezentował Legię. Zrobiłem wszystko, jeszcze wcześniej, aby doprowadzić do takiej sytuacji, że z nami zostanie. Ale tego muszą chcieć wszyscy.

 

Ariel Mosór

Polecamy

Komentarze (117)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.