Jacek Zieliński: Transfery? Nie ilość, a jakość! Nie są lekiem na całe zło

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

29.12.2021 14:00

(akt. 31.12.2021 21:27)

- Nie jestem zwolennikiem zbyt wielu transferów w jednym okienku transferowym, ciągłej rotacji i ciągłej budowy składu. Nie ilość transferów a ich jakość. Dobieranie co pół roku 2-3 graczy wzmacnia zespół, gorzej jeśli niegrających czyli niezadowolonych jest więcej, bo psuje się atmosfera, a efekt jest żaden poza tym, że ci ludzie są na liście płac - mówi w rozmowie z Legia.Net dyrektor sportowy, Jacek Zieliński.

- Jakim typem gracza będę jako dyrektor sportowy? Porównując to do pokera, na pewno nie będę grał zbyt ryzykownie. Decyzje muszą być przemyślane, muszą mieć większą szansę powodzenia. Jeśli przewidujesz, że masz 30 czy 40 procent szans na powodzenie, to nie wchodzisz w taki układ. Niezbędnym minimum jest 50 procent szans, a jeśli masz dobre karty w ręku i szanse wzrastają do 60 czy 70 procent, to wtedy trzeba taki ruch wykonać. Dziś na ręce nie mamy najlepszych kart, ale nie są to też karty 7 i 2 (śmiech). Teraz trzeba podjąć działania, których do pokera już odnieść się nie da – mające na celu poprawić to, co ma się w ręku.

Czy ta poprawa obecnej sytuacji Legii ma nastąpić poprzez transfery?

- Samymi transferami, szczególnie w okresie zimowym, nie da się tego zmienić. Ale można zmienić wiele działając w innych obszarach. Widzę takie możliwości w kwestiach taktycznych, w przygotowaniu fizycznym i w stworzeniu lepszej atmosfery w szatni, w grupie ludzi, która została. To rzeczy mogą poprawić naszą sytuację.

Przyglądał się pan Legii Czesława Michniewicza i potem Marka Gołębiewskiego. Ta taktyka, fizyczność i mentalność to diagnoza głównych problemów Legii? Dlatego znaleźliśmy się w sytuacji w jakiej jesteśmy czyli ogon tabeli ligowej?

- Składowych i wypadkowych jest wiele, dużo więcej niż te wymienione. Mówię o taktyce, bo tutaj w krótkim okresie czasu jesteśmy w stanie wiele poprawić. Ale nie chcę odnosić się do przeszłości, rozliczać kogoś z czegokolwiek, to byłoby nieeleganckie. Swoją opinię na ten temat mam, podzieliłem się nią z prezesem Dariuszem Mioduskim, ale nie chcę o tym mówić publicznie. Skupmy się proszę na teraźniejszości i przyszłości. Wiele się dzieje, jest o czym rozmawiać.

Zrobił pan pierwszy krok, przestawił prezesowi swoją wizję, wszystko zaskoczyło dość szybko bo zaczęło się na wigilijnym spotkaniu w klubie.

- Zaczęło się wcześniej. Zaczęliśmy od rozmów na temat mojej nowej roli w klubie. Potem dużo dyskutowaliśmy o obecnej drużynie, co można zrobić by zaradzić kryzysowi jaki powstał i z czasem tych rozmów było coraz więcej. Starałem się na wszystkie pytania szczerze odpowiedzieć.

A jak blisko było tego, by zamiast w Warszawie był pan dyrektorem sportowym w Białymstoku?

- Wewnętrznie miałem przekonanie, że moje miejsce jest w Legii. Prezes Dariusz Mioduski publicznie mówił o reorganizacji pionu sportowego – widziałem w tym szansę dla siebie, byłem przekonany, że znajdę dla siebie rolę, w której będę się spełniał i w której będę mógł dać więcej klubowi. Ale gdy w międzyczasie otrzymałem zaproszenie na rozmowę o pracy w Białymstoku to z niego skorzystałem, informując o tym prezesa. Miałem nadzieję, że zostanę, ale druga opcja też się otwierała.

Rozmawiał pan z trenerem Ireneuszem Mamrotem i zdaje się, że pomysł jaki pan przedstawił w Białymstoku się spodobał. Podobnie, jak później w Warszawie.

- (śmiech) wszystko wiecie… To prawda rozmawiałem z trenerem Mamrotem, zadzwonił i szczerze sobie porozmawialiśmy. Mieliśmy kilka fajnych, ciekawych i dość spójnych spostrzeżeń dotyczących zespołu i klubu. Żartowałem nawet, że chyba podsłuchiwał moją wcześniejszą rozmowę bo wnioski były zbieżne z moimi. A przecież ja nie analizowałem mocno drużyny Jagiellonii, bo nie miałem na to czasu – w Legii przecież miałem swoje obowiązki, wykonywałem swoją pracę i byłoby niepoważne, gdybym całą parę skierował w analizę zespołu z Podlasia. Analiza była więc nieco powierzchowna, ale jak się okazało po rozmowie z trenerem i osobami odpowiedzialnymi za klub, była trafna.

Ten ogromny zakres kompetencji, jaki dostał pan w Legii jako dyrektor sportowy, był zaskoczeniem, czy wszystko było dyskutowane krok po kroku i nie było mowy o zaskoczeniu?

- Jeśli cały pion sportowy ma się rozwinąć, to poszczególne departamenty muszą ze sobą współpracować. Nie może osobno działać akademia, osobno skauting i osobno pierwszy zespół. Wszyscy muszą ze sobą ściśle współpracować. Jest to możliwe wtedy, gdy odpowiada za to jedna osoba. I ja jestem jak najbardziej za tym, by właśnie w ten sposób było to zorganizowane. Wtedy wiadomo kto za co odpowiada, nie będzie spychologii, zrzucania winy na kogoś innego. Jeśli wszystko będzie działało, to super, jeśli będzie coś źle, to wiadomo że odpowiedzialny za to będzie dyrektor sportowy, bo nie był w stanie dobrze zorganizować tej współpracy między departamentami. Sytuacja dzięki takiemu zakresowi kompetencji będzie klarowna.

W czasie jednej z rozmów z prezesem Dariuszem Mioduskim rozmawiał pan na temat trenera Marka Papszuna. Przedstawił, że oprócz wielu zalet ten plan ma też wady.

- Zacznijmy od tego, że uważam Marka Papszuna za jednego z najlepszych trenerów w ekstraklasie, jeśli nie najlepszego. To świetny fachowiec, bardzo sobie go cenię. Ale tak jak my wszyscy mamy zalety i jakieś słabości, tak samo jest z trenerem. Moją rolą jako dyrektora sportowego jest dokonanie właściwego wyboru. To mógłby być jeden z moich pierwszych wyborów – bardzo istotny wybór. A czy to będzie Marek Papszun, czy Aleksandar Vuković czy jeszcze ktoś inny, to będzie to kluczowy wybór pod kątem budowy drużyny na kolejne lata, nie tylko na kolejny sezon. Dlatego muszę się temu dokładnie przyjrzeć i wszystko przeanalizować. Wracając do porównania z pokerem, chcę mieć szanse powodzenia po tym wyborze większe niż 50 procent. Muszę wszystko analizować i być przygotowanym na to co zrobię przed czerwcem.

A czy jest szansa że współpraca z obecnym sztabem szkoleniowym pod wodzą Vukovicia będzie mieć charakter długofalowy a nie tylko doraźny?

- Nie wiem jakie były ustalenia, bo o tym z Vuko nie rozmawiałem, dyskutowaliśmy o najbardziej pilnych sprawach – o kadrze na najbliższą rundę, o potrzebach zespołu, o tym kogo widzi w drużynie, a kogo nie, w jakim modelu gry chce funkcjonować. Mieliśmy dwie takie dłuższe rozmowy. Ale o tym co będzie po sezonie, to jeszcze nie dotknęliśmy nawet tego tematu. Ale moją rolą jest to, aby myśleć o różnych rozwiązaniach i wybrać najlepsze.

Idealny trener to…

… kompetentny trener.

I takiego docelowo szukać będzie pan w Polsce czy zagranicą?

- Mam taką filozofię, że jeśli mam do wyboru dwóch zawodników o podobnej klasie, na tę samą pozycję, to wolałbym sięgnąć po Polaka. I podobnie z trenerami – jeśli będę miał do wyboru dwóch trenerów o podobnej klasie, to zdecyduję się na tego z Polski. Ale kwestia pochodzenia nie jest aż tak istotna, są ważniejsze kwestie do rozpatrzenia – kompetencje u trenera czy umiejętności i przydatność do danego modelu gry u piłkarza, możliwości finansowe – czy stać nas na danego zawodnika czy trenera. Jeśli te warunki będą spełnione, a kandydatów wciąż będzie więcej niż jeden, to dopiero wtedy możemy myśleć o pochodzeniu czy innych kwestiach.

Jacek Zieliński

Nie uważa pan, że w ostatnich dwóch okienkach transferowych proporcje między Polakami i zawodnikami z innych krajów zostały w kadrze nieco zachwiane?

- Ale znów wracamy do przeszłości, nie chcę nikogo oceniać.

To inaczej, spoglądając na kartkę z kadrą na zgrupowanie w Dubaju, czy nie uważa pan że te proporcje nie są właściwe?

- Powiem tak, niezwykle ważna jest atmosfera w szatni, tak zwany team spirit. A taką atmosferę tworzą zwykle Polacy lub zawodnicy polskojęzyczni, którzy są już w naszym kraju dłużej. Czyli ci piłkarze, którzy znają realia, którzy wiedzą co to znaczy grać w Legii, którzy rozumieją po co w tej Legii są. A nie są po to by w tej Legii się tylko promować, ale po to by w tej Legii wygrywać i w ten sposób przy okazji się promować. Wielu zawodników z zagranicy przychodzi do Legii i myśli o niej jak odskoczni do lepszych klubów i większego futbolu, traktuje ekstraklasę jako coś przechodniego. I uważam, że to jest błędne myślenie. Zawodnik musi być nastawiony przede wszystkim na wygrywanie, na trofea, a jak to zostanie osiągnięte, to inni zwrócą na uwagę na poszczególnych zawodników. Natomiast rozważanie, że w tym meczu muszę się postarać, a w kolejnym mogę starać się mniej bo tego spotkania to nikt nie będzie oglądał, jest po prostu niedopuszczalne.

A jak rozmawiał pan z Aleksandarem Vukoviciem to potrzeby transferowe zespołu to bramkarz, stoper i prawy wahadłowy? Tak by wynikało z obserwacji gry zespołu w ostatnich miesiącach.

- (śmiech) po co mnie pytacie, jak wszystko wiecie. Jesteście bardzo blisko tych potrzeb transferowych.

A realizując te potrzeby to na co, na kogo nas stać?

- Przede wszystkim stać nas na to, by wrócić na ścieżkę wygrywania – nawet z tą kadrą, jaką mamy obecnie. Ale będę się starał pomóc trenerowi Vukoviciowi właściwymi transferami. Nie będzie ich wiele, bo nie jestem zwolennikiem zbyt wielu transferów w jednym okienku transferowym, ciągłej rotacji i ciągłej budowy składu. Jak przychodzi kilkunastu zawodników w dwóch okienkach transferowych a było ich 15-16, to nie jest dobry układ i dla trenera i dla drużyny. To naprawdę niczemu nie służy, potrzeba jest trochę stabilizacji. Dochodzimy do jakiegoś momentu, gdy zaczyna to wszystko jakoś funkcjonować, i wtedy to burzymy i odbudowujemy od nowa i tak w kółko. Odbijamy się od ściany do ściany.

Tak to ostatnio wyglądało.

- Trochę to rozumiem, bo w Legii jest ogromna presja całego środowiska, kibiców na to by były transfery! Ale same transfery sprawy nie załatwiają. To tak nie działa, są inne elementy, na które trzeba zwrócić uwagę. Zgranie i budowanie zawodników z rundy na rundę, z sezonu na sezon, rozwijanie ich i drużyny, to jest szalenie istotny element. Nie dostaniemy gotowych piłkarzy z zachodu, ani polskich piłkarzy z Polski, którzy z miejsca wejdą do zespołu i będą decydować o jego sile. Musimy być realistami, wiedzieć jakich zawodników zagranicznych mamy do wyboru, na jakich nas stać. Jeśli będziemy cięgle rotować tymi zawodnikami, nie będziemy dbać o ich budowanie w zespole, to nie będziemy ich rozwijać i nie będziemy mieli silniejszej drużyny. Uważam, że jedyna droga do tego by zaistnieć w europejskich pucharach, to rozwijać piłkarzy w swoim klubie. A nie ciągle próbować uzdrawiać sytuację transferami. Nie tędy droga. Trzeba sięgać po wyróżniających się graczy z ligi polskiej i spoglądać na to co oferuje nam rynek zagraniczny – tam też można wybrać kogoś, kto będzie nam odpowiadał. Dla nas nie będą dostępni zawodnicy z najwyższej półki, bo klubów mocniejszych i bogatszych od nas, jest dużo, kilkanaście lig w Europie jest bardziej atrakcyjnych dla tych zawodników. Nam więc zostaje wybór graczy z drugiego czy trzeciego szeregu – tam naprawdę można wybrać kogoś bardzo ciekawego. Ale jeśli już kogoś wybierzemy i sprowadzimy, to trzeba go tutaj trochę potrzymać, by mógł zespołowi dać coś więcej, byśmy mogli go dobrze wykorzystać. Jeśli po pół roku kogoś skreślimy, pozbędziemy się i wymienimy na kogoś innego, to może okazać się błędem.

- Z tymi transferami to wygląda trochę tak, jakbyśmy spoglądali na ogród sąsiada i dostrzegali, że u niego trawa jest zawsze bardziej zielona… Tak jest często u nas, że zawodnik biegający po murawie w Serbii czy Chorwacji musi być lepszy od biegającego po boisku w ekstraklasie. A potem się okazuje i to często, że wcale tak nie jest.

Powiedział pan, że rozmawiał z Vuko o modelu gry pierwszego zespołu. To jakiej Legii możemy się spodziewać wiosną?

- Vuko musi być na ten moment elastyczny, ma określoną grupę ludzi, która jakoś bardzo się nie zmieni. Dołączy do nas 2-3 zawodników. Dyskutowaliśmy więc jak najlepiej wykorzystać graczy, których mamy. Jak obsadzić personalnie poszczególne pozycje, jakich mamy dublerów. Mamy już jakąś koncepcję, doprecyzujemy to jeszcze przed zgrupowaniem w Dubaju, a na obozie będziemy to szlifować.

Wiemy ilu zawodników może przyjść, a czy liczycie się z tym, że ktoś z ważniejszych graczy dla zespołu już zimą może odejść – Wieteska czy Emreli?

- Jeśli ktoś ma dołączyć, to ktoś powinien zwolnić mu miejsce. Nie wyobrażam sobie byśmy docelowo mieli powyżej 30 zawodników w kadrze. Lepiej by tak kadra była węższa, ale lepsza. Taki zespół lepiej się prowadzi, zawodnicy się lepiej w nim rozwijają. Jeśli kadra jest mniej liczna, to lepsza jest jej jakość. To pozytywnie wpływa na formę tych najlepszych graczy, którzy mają ciągnąć ten zespół. Jest wiele przyczyn, dla których chcielibyśmy kadrę ograniczać. Nie będzie więc tak, że dojdą nowi ludzie, ale wszyscy zostaną. Natomiast na dzisiejszy stan wiedzy to nikt z ważniejszych graczy pierwszego zespołu nie odejdzie. Tak to wygląda na obecną chwilę.

A to nie jest trochę zgubne na przyszłość? Bo jeśli uda się zdobyć Puchar Polski, to będziemy znów grać na trzech frontach i okaże się, że kadra, która teraz ma być zwężona, będzie musiała być poszerzona.

- Nie uważam tak. Zawsze jest potrzebna świeża krew i przyjdą zawodnicy lepsi od tych, którzy odejdą. A do tego by grać w lidze i europejskich pucharach nie trzeba mieć w kadrze 30 czy 40 zawodników. Problem leży gdzie indziej. Spójrzcie na kadrę Ajaxu czy Manchesteru City – iloma zawodnikami oni grają sezon. Oni się zamykają w kadrze 23-24 zawodników. Z czego mocniej wykorzystywanych jest 15-16 graczy, z pozostałych korzysta się w troszkę mniejszym zakresie. Dobieranie co pół roku 2-3 graczy wzmacnia zespół, gorzej jeśli niegrających czyli niezadowolonych jest więcej, bo psuje się atmosfera, ci gracze też za bardzo nie pomogą na boisku. I efekt jest żaden poza tym, że są na liście płac.

Tylko przy takich porównaniach pojawia się argument jakości. Tam trafiają atleci, ludzie świetnie wyglądający fizycznie, mogący rozgrywać trzy mecze w tygodniu. U nas tak to nie wygląda.

- Zgadza się i to jest dla nas element do poprawy przy selekcji i doborze piłkarzy. Musimy patrzeć na piłkarzy nie tylko przez pryzmat umiejętności czysto piłkarskich, muszą do nas pasować też pod kątem fizyczności. Jeśli ktoś ma wydolność na poziomie pierwszej lepszej osoby z ulicy, to my nie możemy z kimś takim wiązać planów na przyszłość. Choćby był wirtuozem. Dziś nie ma miejsca na to, że ktoś stanie w kole środkowym na boisku i będzie rozdzielał sobie piłki na lewo i prawo czy grał szefa. Dziś trzeba wszystko wybiegać. Dlatego aspekt fizyczności jest dla nas bardzo istotny. Jeśli będą od nas odchodzić zawodnicy, to nie tylko tacy, którzy nie dadzą nam odpowiedniej jakości piłkarskiej, ale i tacy co nie dają nam odpowiedniej jakości fizycznej czy mentalnej. To jest oczywiste. Podstawą będzie lepsza obserwacja i lepsza analiza. Wtedy będziemy wiedzieć czego chcemy i łatwiej będzie wybrać zawodników na nasze potrzeby. Nie ilość transferów a ich jakość. Liczbowo będzie ich mniej, nie będą dzięki temu zaburzały tego, co zrobiliśmy do tej pory, ale będzie to pomagało rozwijać zespół.

Mówi się, że nad transferami pracuje się od okienka do okienka. Odziedziczył pan taką listę zawodników obserwowanych i tego co zostało zrobione pod kątem tego, by mogli do nas trafić?

- Tak, dostałem listę zawodników, którymi byliśmy zainteresowani, raporty na ich temat. To wszystko zostało wykonane i mi przekazane.

Jakie cele są postawione przed zespołem na wiosnę oprócz utrzymania się w lidze?

- Cele sportowe wynikają z sytuacji w jakiej się znajdujemy. Jesteśmy w Pucharze Polski i o ten puchar na pewno zawalczymy. I oczywiście musimy utrzymać się w ekstraklasie.

Zakładając, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, zdobędziemy puchar Polski, skończymy ligę na miejscach 5-8. Czy takie wyniki będą miały wpływ na przyszłość Aleksandara Vukovicia?

- Nie możemy na pewno czekać z taką decyzją do ostatniego meczu. Decyzja o tym czy będzie to Vuko czy inny trener musi zapaść wcześniej.

Wróćmy do zmian w pionie sportowym. Ostatnio w kwestii zagranicznych piłkarzy wiele wypowiadała się firma analityczna z Czech. Teraz to ma się zmienić. Jak ma wyglądać ta kwestia? Siatka skautingu, ludzie jeżdżący po całej Europie i oglądający zawodników na żywo? I co z obserwacją niższych lig w Polsce, bo wydaje się, że to ostatnio nieco zaniedbano. Chodzi o to by Legia przechwyciła piłkarza i go rozwijała, a nie by trafiał od np. do Lubina i stamtąd był wyciągany za dużo większe pieniądze niż było to możliwe wcześniej.

- Został zatrudniony już Paweł Tomczyk, mamy w dziale skautingu też osoby, które pracują tu dość długo, mają doświadczenie. Ta praca skautingu do tej pory wyglądała nieco inaczej. W poniedziałek i wtorek przegadaliśmy z Pawłem na ten temat ponad cztery godziny, rozbijaliśmy ten temat na czynniki pierwsze. Przedstawił mi swoją koncepcję, jak on to widzi. Porównywaliśmy to, co było, z tym, co może ewentualnie być. Jestem na etapie analizowania tego. Decyzje co do zmian w dziale skautingu nie zostały jeszcze podjęte. Ale do końca lutego na pewno wyjdę z propozycją jak to wszystko widzę i jakich zmian personalnych możemy dokonać, jaką strategię obierzemy i kto ją będzie realizować.

A Paweł Tomczyk to dziś nadal wice dyrektor sportowy czy może trzeba go traktować jako szefa skautingu?

- Biorąc pod uwagę zakres kompetencji, opis tego stanowiska, to wygląda na dziś to tak, jakby pełnił funkcję dyrektora skautingu.

Nowych ludzi w dziale sportu możemy się spodziewać?

- Na pewno dobór ludzi, sami ludzie, są w tym wszystkim bardzo istotni, ale nie wszystko da się zrobić od razu. Potrzebuję kilku tygodni by się temu wszystkiemu przyjrzeć, przemyśleć i zdecydować. Muszę sobie zrobić coś w rodzaju takiego audytu pionu sportowego. I dopiero potem będę podejmować decyzje.

W zakresie pana kompetencji jest cała akademia. Od czasów Szymańskiego, Majeckiego czy Karbownika minęło już wiele miesięcy, a potencjalnych następców nie nawet nie widać. Jakie zmiany są konieczne by ten stan rzeczy zmienić? Zmiany w procesie szkolenia? W doborze trenerów?

- Faktycznie coś nam się przytkało z tym wprowadzaniem młodych zawodników do pierwszego zespołu i ich promowaniu. To jest wypadkowa nie tylko szkolenia, ale i współpracy pomiędzy pierwszym zespołem i akademią. Mamy procedury jak ma to wyglądać, ale nie zawsze tych procedur się trzymaliśmy. Wszystko determinowało to, kto był aktualnie trenerem w pierwszym zespole. A szkoleniowiec też miał swoje wymagania i oczekiwania odnośnie młodych graczy, nie zawsze widział to tak, jak widzieliśmy to wewnątrz klubu. Między innymi dlatego tak ważny jest wybór przyszłego trenera na najbliższe sezony. Oczywiście w kwestiach szkolenia widzę bardzo duże możliwości do poprawy. Szedłem w tym kierunku, nie do końca udało mi się to zrealizować, by stworzyć trenerom lepsze środowisko do rozwoju tutaj u nas, w obrębie naszych struktur. W samej akademii najważniejszy jest rozwój piłkarzy, ale by ten rozwój przebiegał prawidłowo, to musimy mieć trenerów coraz lepszych i lepszych. A to jest możliwe wówczas, gdy warunki do rozwoju się poprawią. Gdy takie środowisko stworzymy, będziemy mogli ocenić czy trener takie warunki wykorzystuje i się rozwija, czy nie? Czy jest wystarczająco kreatywny i zmotywowany by się rozwijać, czy nie? Będę o tym rozmawiał z Richardem Grootscholtenem w najbliższym czasie i zobaczymy jakie będą efekty.

A w samej selekcji zawodników jacy trafiają do akademii też jest coś do poprawy?

- Tak i myślę, że do poprawy jest wiele we wszystkich obszarach. Gdyby było dobrze, to regularnie dostarczalibyśmy piłkarzy do pierwszego zespołu. Ale nie dostarczamy, więc nie będę nawet próbował zakrzywiać rzeczywistości i mówić, że np. z selekcją jest super. Musimy się zmierzyć z wieloma tematami i usprawnić działanie całej akademii, całego pionu sportowego.

A są jacyś młodzi piłkarze w Legii, którzy w najbliższym czasie mogliby pomyśleć o pierwszym zespole? My ich nie dostrzegamy szczerze mówiąc.

- Do Dubaju poleci szersza grupa młodych zawodników, trener Vuković będzie miał okazję aby ich ocenić. Ja też jestem ciekawy, jak ci chłopcy będą wyglądać na tle pierwszego zespołu. I wtedy odpowiemy sobie na pytanie czy któryś z nich może na stałe dołączyć do „jedynki”. Generalnie jestem przeciwnikiem robienia tego na szeroka skalę, bo wtedy nikt z tego nie korzysta – ani ci młodzi zawodnicy, ani pierwszy zespół. I nie przynosi to oczekiwanych efektów, a nawet są one negatywne. Nie ilość a jakość.

A ilu piłkarzy można spodziewać się w Dubaju?

- Na liście jest w sumie 34 zawodników, w tym są gracze kontuzjowani, którzy dolecą nieco później. Są w tej grupie też gracze młodzi jak Ciepiela, Włodarczyk czy Skwierczyński.

Spytam inaczej – czy uważa pan, że któryś z młodych zawodników ma szanse doskoczyć do roli młodzieżowca? Bo w tej chwili z graczy z pola poziomu nie zaniża na pewno Maik Nawrocki, ale później jest gorzej.

- Wraca Maciej Rosołek, który ma za sobą grę w I lidze. Jego pierwsze podejście do gry w I lidze było świetne. Liczę na to, że teraz dołączy do pierwszego zespołu i będzie rywalizował z innymi jak równy z równym. Były plany by tak się stało już latem, ale ostatecznie znów został wypożyczony do Gdyni. Ta runda jesienna już nie była taka dobra w jego wykonaniu jak poprzedni sezon, ale są okoliczności, które tłumaczą to, dlaczego nie zaprezentował się lepiej. Ale uważam, że ma duży potencjał. W końcówce roku wchodził też na boisko Bartłomiej Ciepiela i jakoś bardzo nie odstawał – zobaczymy jak zaprezentuje się na obozie. Są jeszcze Szymon Włodarczyk, Kacper Skibicki i zawodnicy z 2003 roku, którzy znajdą się na liście na zgrupowanie.

Jak już padło nazwisko Włodarczyka, to kończy mu się kontrakt. Co dalej?

- Wszystko jest na dobrej drodze, żeby Szymon został w Legii.

Jaki jest pomysł na rezerwy? W ostatnich latach było kilka koncepcji, żadna się nie sprawdziła. Czy pomysł by sprowadzać piłkarzy doświadczonych, którzy odbili się od innych drużyn, jest właściwy? Czy nie lepiej stawiać w tej roli graczy, kończących karierę jak Inaki Astiz, Igor Lewczuk czy Łukasz Broź? I czy w tym sezonie wciąż liczycie na awans do II ligi?

- By młodzi zawodnicy właściwie się rozwijali trzeba im stworzyć dobre środowisko treningowe i dobre środowisko do rywalizacji sportowej. Jeśli nasi młodzi gracze nie są w stanie wywalczyć awansu do II ligi, to znaczy że środowisko w III lidze jest dla nich odpowiednie. Jeśli wywalczą awans, to II liga jest środowiskiem, gdzie powinni przebywać. Oczywiście można w tym trochę pomóc, i staramy się tak działać, by było 2 maksymalnie 3 bardziej doświadczonych graczy, którzy pełnili też potem funkcję trenerów w akademii. Tak było choćby z Radosławem Pruchnikiem, tak by mogło być ze wspomnianym przez ciebie Łukaszem Broziem – byłby dobrym kandydatem gdyby zaszła taka potrzeba. Przy takich graczach ci młodzi zawodnicy trochę więcej i szybciej by się uczyli, choćby większego profesjonalizmu. To muszą być zawodnicy, którzy nie tylko pomogą młodym na boisku, ale muszą być też wzorem poza nim.

- Natomiast nie jestem zwolennikiem awansu za wszelką cenę. Aktualnie mamy stratę już jedenastu punktów do lidera, nie liczymy przecież meczów zaległych. Oczywiście awans jest możliwy, ale czy chcemy to robić, to temat do dyskusji. Nie jest to kwestia priorytetowa w tym momencie. Będę chciał ten temat przedyskutować z Richardem i innymi osobami odpowiedzialnymi za szkolenie w akademii, czy awans jest priorytetem, czy można to w inny sposób rozwiązać.

A jak dużych zmian w akademii można się spodziewać?

- Na razie wielu tych zmian prawdopodobnie nie będzie, ale nie wykluczam, że będą miały miejsce w przyszłym sezonie.

Kilka razy padło nazwisko Richarda Grootscholtena, jemu za pół roku wygasa kontrakt z Legią. Kto będzie nowym szefem akademii?

- Do końca czerwca funkcję szefa akademii będzie pełnił Richard. Liczę, że jako profesjonalista, wypełni ten kontrakt i będzie z nami przez te kilka miesięcy współpracował. A jakie będą losy Richarda, jak ja to widzę na przyszłość, to wolałbym najpierw porozmawiać o tym z nim, a dopiero potem coś ogłaszać.

Piotr Zasada i Przemysław Małecki – jak te osoby chcecie wykorzystać?

- Piotrek Zasada jest sumienny, obowiązkowy, dobrze pracował i miejsce w akademii na pewno dla niego znajdziemy. Przemek Małecki ma  sporą wiedzę w kwestii szkolenia młodzieży, dobrą rolę spełniał podczas treningów, porozmawiamy o tym, jak efektywnie go wykorzystać w akademii. Chodzi o to byśmy my byli zadowoleni ale i Przemek miał satysfakcję z tego co robi i miał przekonanie, że się w tym spełnia.

Spytamy na koniec o aferą z Paulo Sousą. Jak jest przez pana oceniana i kto powinien zastąpić Portugalczyka?

- Ja już w marcu widziałem w jaką to stronę idzie i pisząc o tym byłem uważany za hejtera i wroga numer jeden. Nie podobało mi się to, że co innego mówił, a co innego robił. Jeśli ktoś teraz czuje się oszukany, to może nie powinien się tak czuć, bo sygnały do odczytania były dużo wcześniej. Myślę, że powinno dojść do zmiany. A kto powinien zastąpić Sousę? Wydaje mi się, że Adam Nawałka – zna ten zespół, ma autorytet, dobrze dogadywał się z Lewandowskim. Pytanie czy Adam byłby zainteresowany tym, co prezes mógłby mu zaoferować. Gdyby to nie wyszło, to drugim kandydatem jest dla mnie Czesław Michniewicz. Z reprezentacją potrafi pracować, co pokazał w młodzieżówce. Potrafiłby taktycznie przygotować zespół na Rosję, miałby na nią pomysł, ale i na kolejnych rywali już w Katarze. Ale Nawałka ma nad nim przewagę, bo zna zespół, ma już wypracowane relacje z wieloma graczami, nie musiałby ich budować.

Polecamy

Komentarze (318)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.