News: Jakub Kosecki: Jestem szalony i nic mnie nie złamie

Jakub Kosecki: Jestem szalony i nic mnie nie złamie

Piotr Kamieniecki

Źródło: Legia.Net

12.07.2013 16:10

(akt. 09.12.2018 15:27)

- Nienawidzę przegrywać - nawet treningi mocno przeżywam. Nie przejmuję się jednak krytyką i negatywnymi komentarzami ludzi, którzy w internecie są anonimowi. Niech piszą sobie co chcą. Dla nich moja wiara może być pedalska, a gra słaba, ale żyjemy w takim kraju i nic na to już nie poradzimy. Mam jednak inną mentalność - możliwe, że nabyłem ją na Zachodzie. Pokażę jeszcze wszystkim, że osiągnę więcej, niż niektórzy się spodziewają - twierdzi w szczerym wywiadzie dla Legia.Net Jakub Kosecki. Z pomocnikiem stołecznej drużyny porozmawialiśmy o piłce, ale też o życiu piłkarza, który chce być normalnym człowiekiem, mającym zwykły i skromny ślub. Zapraszamy do lektury zapisu naszej rozmowy.

Trudno jest być Jakubem Koseckim?


- Dla mnie jest to bardzo łatwe. Nie mam żadnego problemu z tym, że w niektórych środowiskach nie jestem lubiany. Bóg nie uszczęśliwił każdego. Ja tym bardziej tego nie zrobię.


W wielu komentarzach i na stadionach jesteś regularnie wyzywany. Okrzyki "pedał" czy "pokaż dupę" są na porządku dziennym.


- Nie czytam komentarzy. Tak naprawdę, o większości rzeczy dowiaduję się od znajomych i jest to po prostu śmieszne. Nawet nie wiadomo co osiągnął i jak wygląda człowiek, któremu wydaje się, że ma prawo krytykować wszystkich w internecie. Żyjemy jednak w kraju, w którym jeżeli komuś się powodzi, to inna osoba podłoży mu nogę i po upadku, jeszcze skopie leżącego. Nie ważne co się zrobiło i jak się gra - zawsze jest źle. W sumie, to jest to jednak dobre. Kiedy się już wyjedzie za granicę, to można się szybko przyzwyczaić do wszystkiego i człowiek radzi sobie znakomicie.


Nie od dziś wiadomo, że twoja pewność siebie jest naprawdę duża. Skąd się bierze?


- Jestem szalony - to także opinia moich znajomych. Nic mnie nie rusza i niczym się nie przejmuję. Zawsze uważałem, że mam dużo i mogę wiele osiągnąć. Mimo wszystko, staram się nikogo nie krytykować, a jeśli już to robię, to przechodzi mi przez głowę jedna myśl - nie każdy ma takie możliwości jak ja. Staram się w pełni wykorzystywać swój talent i skupiam się na sobie. Gdyby większość Polaków tak robiła, to żylibyśmy w kraju, który wyglądałby zupełnie inaczej.


A nie jest tak, że jednak boisz się skrytykować kogoś po meczach, kiedy coś jednak nie wyjdzie?


- Uprawiam tę samą dyscyplinę sportu, co moi koledzy. Nie lubię być krytykowany przez innych piłkarzy. Coraz częściej po meczach padają miłe słowa. Wychodzę z podobnego wniosku - lepiej podziękować i docenić klasę rywala. Tak było od momentu, w którym trafiłem do Legii. Zacząłem wtedy doceniać życie, które było piękne. A piękne jest chociażby dlatego, że zwiedziłem wiele miejsce dzięki tacie, z którym podróżowaliśmy. Od pewnego czasu nie interesuje mnie już to co było - patrzę jedynie na to co się zdarzy.


Myślisz, że gdybyś od urodzenia mieszkał w Polsce, byłbyś inną osobą?


- Wydaję mi się, że tak. Dużo nauczyłem się zagranicą - od Hiszpanów, Francuzów i Amerykanów. Tam jest inne podejście do życia. Wszyscy są uśmiechnięci, starają się sobie pomagać, a w Polsce jest to rzadkie. Powoli się to zmienia, ale tacy już jesteśmy i chyba tak musi być. Zawsze byłem pewny siebie i imponowałem tym, że wszystko stawiałem na jedną kartę. Kiedy coś mi się nie powiodło i dostawałem po tyłku, to potem dawałem z siebie jeszcze więcej. Otaczam się podobnymi ludźmi - takimi, którzy chodzą z wysoko podniesioną głową. Ciężka walka i wysiłek sprzyjają zwycięstwu.


Jest jakaś konkretna rzecz lub sytuacja, która dodała i ustatkowała tę twoją pewność siebie?


- Wszystko działo się z czasem. Wpływ na to mieli moi bliscy czyli rodzina i znajomi, którzy nie dadzą sobie w kaszę dmuchać. Kiedy rano wstaję z łóżka, to wiem czego oczekuję od życia. Ciężko mnie załamać czy też urazić i to mój wielki plus.


Pomaga ci też wiara? Widzę, że w najważniejszym elementem nowego tatuażu jest krzyż.


- Jest to bardzo ważna sprawa w moim życiu. Często noszę ze sobą różaniec. Rodzice wpoili mi tę wartość. Nic nie jest przypadkowe. Wierzę, że ktoś kto jest na górze, może nam pomagać.


Profesjonalny sportowiec ma czas na kościół i niedzielną mszę?


- Mecze są najczęściej w weekendy. Ciężko jest przez to pogodzić kościół ze sportem. Praktycznie w ogóle nie bywałem ostatnio na mszach. Dużo rozmawiam o tym z narzeczoną. Niedługo będę jednak częstym gościem w kościele, gdyż planujemy ślub. Przed każdym meczem, treningiem czy nawet wejściem na boisko, modlę się i dziękuję Bogu za swoje możliwości, które chce jak najlepiej wykorzystywać. Dla niektórych to śmiesznie i pedalskie, ale dla mnie to ważna rzecz.


Po wielu skandalach w kościele, wiara stała się niemodna, a dla niektórych wręcz hipsterska.


- W Polsce ludzie mają wiele do powiedzenia, ale nic nie mówią prosto w oczy. Naprawdę chcę się trzymać swoich zasadach, których nie zmieni żadne gadanie. Nie chcę się jednak kłócić z innymi i pozostanę po prostu sobą, dzięki czemu osiągnę więcej niż niektórym się wydaje.


Wspomniałeś o ślubie - wszystko już ustalone?


- Prawie wszystko, ale zaproszeni będą jedynie najbliżsi znajomi, gdyż nie chcę hucznego wesela. Nie ma możliwości żeby media prowadziły jakąś relację live, jak w przypadku ślubu Roberta Lewandowskiego. Ślub ma być dla mnie i dla mojej narzeczonej - to nasza uroczystość, a nie jakichś gwiazd, które chciałyby przyjść i rzucić się jedynie w oczy dziennikarzom. Oni robiliby większe show niż państwo młodzi... Taka uroczystość zdarza się raz w życiu i ma być wielkim przeżyciem.


Jacyś paparazzi, pewnie będą was chcieli odwiedzić.


- Ale ja nie uważam się za żadną gwiazdę. Po co ludzie mają mnie śledzić? Nie wierzę, że będę miał z tym problem.


Będzie zapotrzebowanie na legijnego celebrytę, tym bardziej, że nie ma już Danijela Ljuboi. Akurat jest taki jeden przebojowy i odważny gość w pierwszej drużynie...


- Uważasz, że ja będę teraz robił za celebrytę?


Hmm, kogoś prasa plotkarska musi na niego wykreować.


- Nie lubię tego i mam nadzieję, że media nie zrobią ze mnie takiej osoby. Po prostu jestem jaki jestem i mówię prosto z mostu, to co uważam za stosowne. Niektórym się to podoba, a niektórym nie. Chcę jednak iść tylko przez życie z podniesioną głową i wyciągać wnioski z ewentualnych potknięć. W wywiadach wolę mówić po swojemu. Nie chcę jednak oceniać wypowiedzi innych, bo nie jestem wzorem do naśladowania jeśli chodzi o rozmowy z dziennikarzami. Też mam swoje problemy, ale kiedy ktoś pyta, to wyrzucam z siebie to co myślę.


Przeżywasz jakoś "dupę Koseckiego" z meczu z Ukrainą?


- Nie. Ludzie musieli się na czymś skupić. Padło na moje pośladki. Dzięki temu atmosfera w szatni była niezła, mimo bolesnej porażki. Mam sławne pośladki i trzeba się cieszyć.


Może jakaś kampania reklamowa?


- Pomyślimy (śmiech). Może zarobię fortunę dzięki pośladkom.


Z perspektywy czasu - nie żałujesz, że sprawa z Ceesayem wyszła na światło dzienne? Nawet wielu kolegów krytykowało fakt, że opowiedziałeś o tym przed kamerą.


- Nie żałuję, a obstawiam, że gdyby inni piłkarze byli w mojej sytuacji, to też zachowaliby się tak jak ja i powiedzieli dziennikarzom o co chodziło. Gdybym odpowiedział coś Ceesayowi, to Komisja Ligi zawiesiłaby mnie na 10 meczów za rasistowskie odzywki i trenowałbym indywidualnie, bo klub mógłby mnie wyrzucić. Jeśli ktoś prosto w twarz, mówi mi, że złamie mi moją pieprzoną nogę w następnym meczu, to nie mogę tego akceptować. Gdyby taka sytuacja się powtórzyła, to postąpiłbym tak samo.


- Zarabiam na chleb głównie nogami. Dzięki nim mogę utrzymać rodzinę na odpowiednim poziomie. Różnie bywa po kontuzjach i operacjach. Moje życie mogłoby się załamać... Miałbym wtedy ciężko, dlatego najbardziej jak potrafię chronię nogi. To co zrobił Ceesay, to buractwo. Takich rzeczy nie powinno się robić, ale więcej nie będę mówił.


Podasz mu rękę przed kolejnym meczem?


- Oczywiście, że tak. Mam nadzieję, że on też poda mi rękę. Ceesay miał pretensje o to, że chciałem zrobić mu krzywdę, a ja nie przypominam sobie żadnego brutalnego faulu z mojej strony. Nie chciałem mu nic zrobić.


A nie wkurzają cie dyskusje, że Kosecki pada po faulach z wielkim krzykiem, a sam nie ma kłopotów z przekraczaniem przepisów, po czym dziwi się, że sędzia gwizdnął.


- Nie wiem skąd taka opinia się bierze. Staram się robić najlepiej to co potrafię. Prawda jest taka, że nie raz byłem brutalnie faulowany i nigdy nie latałem do sędziów z płaczem. Po prostu kiedy już leżałem na murawie, to sędziowie często odgwizdywali przewinienia przeciwników.


Wspominałeś też, że gdybyś nie kładł się na boisku, to pozrywałbyś mięśnie.


- Robię wszystko na najwyższych obrotach. Szybko biegam i z równowagi może wyprowadzić mnie nawet lekkie trącenie. Gdybym za każdym razem starał utrzymywać się na nogach, to trudno powiedzieć jak wyglądałyby teraz moje kolana czy stawy skokowe.


Co ty masz za organizm? Często po meczach wychodzisz sponiewierany, z różnymi urazami, a po dwóch-trzech dniach już wracasz do treningów.


- Na Legii krążą legendy o moim leczeniu. Mój organizm szybko się regeneruje z czego bardzo się cieszę. Po każdym urazie staram się robić wszystko, żeby szybko wrócić do zdrowia. Wiem jak się prowadzić. Staram się być profesjonalistą, ale wiadomo, że zdarzają się dni, w których - nie ukrywam - można sobie pozwolić na lekki wyskok.

Przejdźmy do tematu transferów. Swego czasu media pisały o tym, że tata ma dla ciebie oferty z Turcji i Hiszpanii.


- Mój tata nie jest moim menedżerem, więc trudno żeby miał dla mnie oferty, ale propozycje spływają do mojego agenta i na tym zakończmy temat transferów.


Za tobą dobry sezon i wielu nazwało cię jednym z największych odkryć Ekstraklasy.


- Pracował na to cały zespół. Robiłem to, co należy do moich obowiązków. Gdyby nie cała drużyna, to nie strzeliłbym tylu goli i nie zaliczył asyst. Znaliśmy swój cel i osiągnęliśmy go w stu procentach. Dziękuję im za to, że mogłem stać się czołową postacią w Legii i zdobyć puchar oraz mistrzostwo Polski razem z nimi.


Najlepiej grasz w meczach o stawkę. Wychodzi na to, że takie mecze cię po prostu nakręcają.


- To prawda, lubię wielką presję, ciśnienie i spotkania, o których wiele pisze się w mediach. Nie mam kłopotu z psychiką i stresem, bo na luzie podchodzę do życia. Na tyle wierzę w swoje umiejętności, że chętnie biorę wtedy ciężar pojedynku na swoje barki.


Kłopotem są spotkania z rywalami, którzy na papierze są słabi.


- Nie mieliśmy w tym sezonie kłopotów z motywacją. Wiedzieliśmy, że każdy mecz jest tak samo ważny w kontekście walki o mistrzostwo Polski. W każdym dwumeczu byliśmy lepsi od rywali i to super świadczy o naszej ekipie. Mamy wielkie możliwości i umiejętności, a wiem, że możemy osiągać jeszcze więcej.


Jest ciekawa statystyka, która udowodnia, że po faulach na tobie, rywale dostali kilkanaście żółtych kartek.


- To świadczy o tym, że jak się przewracam, to dzieje się to z pomocą przeciwnika. Zawsze będę jednak powtarzał, że taka jest piłka i nie mogę się obrażać za faule, po których wstaję, otrzepuję się i gram dalej. Nie mam żadnych pretensji do powstrzymujących mnie rywali, którzy widocznie tak potrafili mnie powstrzymać.


Mimo wszystko dalej jest z ciebie takie chucherko.


- Waleczne chucherko! Taki się urodziłem. Nie będę narzekał, bo lubię takiego siebie. Staram się wykorzystywać swoje walory i będę je chciał pokazać także w kolejnym sezonie.


A nie zastanwiałes się czy możesz zwiększyć w jakiś sposób swoją masę mięśniową?


- Jest taka opcja. W Lechii Gdańsk ciężko trenowałem - chociażby dodatkowo robiłem pompki i brzuszki. Przytyłem siedem kilo i miałem potem kłopoty z mięśniami. Jestem szybkościowcem i wiele akcji robię na pełnym gazie i powstał problem. W Legii jest dietetyk, który pomoże mi z tym, bo trochę ciała by się przydało.


Słynne są już te jogurty Piotra Wiśnika.


- Jogurciki są chociażby z miodem. Dzięki Piotrowi Wiśnikowi wiemy co jeść, a czego nie możemy spożywać. Za prezesa Leśnodorskiego wiele zmieniło się na plus. Mamy wszystko na najwyższym poziomie.


Zmiany w sposobie żywienia odczułeś jednak kiedy musiałeś spędzić większość dnia w pobliżu toalety...


- No tak... Potem kłopoty mieli tez Augusto i "Lado". Coś siadło mi na żołądku i nie mogłem się ruszać. Całe szczęście to już za mną.


Zapytam jak zdrówko, bo na początku okresu przygotowawczego były problemy.


- Miałem małe, wręcz mikroskopijne naciągnięcie więzadełka. Wszystko szybko wróciło do normy tak jak powinno.


W "Przeglądzie Sportowym" mówiłeś, że to przez uraz kostki, który miał miejsce dawno temu.


- Ta sprawa się ciągnie, ale nie mam z tym żadnego problemu. Mogę normalnie grać i strzelać. Trzeba to "zatejpować" (rodzaj opatrunku - przyp. red.) i jest w porządku. Mamy dobrą opiekę medyczną oraz rehabilitację na dobrym poziomie. Biorę tez proszki wspomagające więzadła, więc nie jest źle. Nie muszę też odpuszczać żadnej piłki. W stu procentach mogę poświęcać się drużynie.


Obserwując cię na treningach, można zauważyć, że przeżywasz każde ćwiczenie na boisku. Wiele emocji w tobie drzemie.


- Nienawidzę kiedy spieprzę jakąś sytuację. Tak samo jak nienawidzę przegrywać. Jestem największym krytykiem co do siebie. Potrafię się sam ochrzanić i przeżywam wszelkie zajęcia, bo trening czyni mistrza. Cieszę się, że trener Urban często mnie opieprza, bo on też wie, że
stać mnie na więcej. Wszystko to sprawia, że jeśli coś trzy tygodnie temu mi nie wychodziło, to teraz, zaczyna się udawać. Chcę się stawać lepszym piłkarzem, ale krok po kroku.


Wywołałeś temat pod tytułem "Na co mnie stać". A stać cię na to żeby już teraz być wiodącą postacią w europejskim klubie?


- Uważam, że stać mnie na to, ale nie ma co o tym rozmawiać. Skupiam się na najbliższej przyszłości - liczy się dla mnie każdy kolejny dzień. Moje losy mogą się różnie potoczyć, ale zawsze będę tym samym, pewnym siebie Jakubem Koseckim.


Doszło ci dwóch konkurentów - Henrik Ojamaa kupiony z Motherwell i Michał Żyro, który wraca do zdrowia po kontuzji.


- Gdybym bał się konkurencji, to na treningach wyglądałbym zupełnie inaczej. Wierzę w swoje umiejętności, tak samo jest w przypadku innych chłopaków z drużyny. Rywalizacja będzie zacięta, ale skupiam się tylko na sobie.


Czeka też Liga Mistrzów, na którą wśród kibiców jest duże ciśnienie.


- No jest duże ciśnienie, ale my podchodzimy do tego spokojnie. Swoją wartość wolimy pokazywać na boisku, niż w rozmowach z dziennikarzami. Nie gadajmy o tym wiele, bo czas na to przyjdzie po awansie do fazy grupowej.


Jeśli się nie uda z Ligą Mistrzów, to ewentualny awans do Ligi Europy też będzie cieszył?


- Pojawi się niedosyt, ale nie ma co narzekać. Nie każdy ma takie możliwości jak Legia, więc musimy szanować to co mamy. Jeśli ciągle będziemy zawiedzeni i obrażeni na cały świat, to nic z tego nie będzie.


A o mistrzostwie jeszcze pamiętacie czy z przygotowaniami do nowego sezonu odeszło w niepamięć?


- Wspominam to każdej nocy, przed położeniem się spać. Feta była wspaniała i gdyby nie kibice, to takiego sukcesu na pewno byśmy nie osiągnęli.


Jak widzisz ten sezon? Pojedynek na szczycie Legia - Lech czy ktoś jeszcze powalczy o mistrzostwo?


- Na pewno Legia, a co będzie z Lechem? Nie wiem i nie interesuję się tym. Będziemy faworytami do mistrzostwa Polski i zrobimy wszystko żeby obronić tytuł. Mamy na tyle wysokie umiejętności, że powinniśmy sobie poradzić, ale wszystko zweryfikuje boisko. Nie możemy się już doczekać
pierwszego spotkania z Widzewem.


Legii nienawidzi się praktycznie wszędzie, teraz będzie jeszcze trudniej, będzie przyjeżdżała Legia będąca mistrzem Polski.


- Pamiętajmy też, że zdobyliśmy tez Puchar Polski, mistrzostwo Młodej Ekstraklasy i mistrzostwo juniorów starszych. Legia panuje w Polsce! O to nam chodziło i naprawdę jesteśmy dumni, że możemy grać z "eLką" na piersi. To wielkie wyróżnienie. Dla tego klubu, kibiców i kolegów z
drużyny, warto narażać swoje zdrowie.


Wspominasz jeszcze moment, kiedy po nieudanym meczu ze Sportingiem trener Skorża cię odpalił i bez żalu wypożyczył do Lechii?


- Szkoda, że tak się stało. Miałem wtedy trudny czas... Zmarła bliska dla mnie osoba... Nie byłem na to przygotowany i jeszcze zostałem niemiło potraktowany. Nie wiem czy zabrakło mu wyrozumiałości. Trzeba go o to spytać. Obecnie patrzę na to, jak na lekcję dojrzałości. Przeszedłem przez ciężkie momenty i właśnie dlatego nic mnie nie załamie. Patrzę na świat przez różowe okulary, dzięki temu  jestem szczęśliwy. Niektórzy tego nie zrozumieją, ale mogę zrozumieć ludzi, którzy długo pracują za małe pieniądze i nie mogą pozwolić sobie na luksusy, na jakie stać piłkarzy. Niektórzy odwalają kawał dobrej roboty, a nie są odpowiednio wynagradzani. W Polsce jest tak, że trzeba jednak krytykować tych, którym się powodzi.


Z tego co mówisz, to "Kosa" nie jest już chłopcem, który płakał na turniejach juniorskich, a facetem, który potrafi wiele przyjąć na klatę.


- Tak i dlatego rozumiem rodziców moich kolegów. Ci ludzie ciężko harowali. Bywało, że szedłem na noc do znajomych i siedzieliśmy nocą sami i graliśmy na komputerze lub na konsoli. Ich rodziców nie było, bo wracali o 4 nad ranem. Witali się z dziećmi i o 8 byli z powrotem w robocie. Nie chcę nikogo krytykować za to co mówi o mnie. Nie wypada się śmiać z pracy i zarobków innych, bo to bezczelne i mimo że faktycznie jestem bezczelny, to nie dopuszczam takiej krytyki z mojej
strony. Nie każdy tak potrafi, bo są ludzie którzy zazdroszczą i jeszcze wbiją igiełkę po to, żeby balon pękł. Wolę krytykę, niż niezasłużoną pochwałę.


Z dumą podkreślasz swoją bezczelność.


- To nie jest często spotykane jeśli chodzi o osoby publiczne. Nie jestem osobowością medialną, a niektórzy gadają różne rzeczy żeby tylko się wylansować. Wolę mówić szczerze, a że jestem bezczelny, to częściej wychodzi to na moją niekorzyść.

Polecamy

Komentarze (89)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.