News: Jakub Kosecki: Ostatni sezon cennym doświadczeniem

Jakub Kosecki: Naprawdę kocham Legię

Marcin Szymczyk

Źródło: weszlo.com

13.12.2012 10:13

(akt. 04.01.2019 13:39)

- Miałem w życiu okres sodówki. Mieszkałem z rodzicami, za nic nie płaciłem, a dostawałem pieniądze za grę w Młodej Ekstraklasie. Trochę się tego odłożyło i poczułem, że jestem legionistą, strzelam bramki i… jest fajnie. Wpadłem w nieoczekiwany wir samozachwytu i imprez, który trwał miesiąc, na pewno nie więcej. Trenowałem wtedy z pierwszą drużyną i po jednym z treningów trener Urban podszedł do trenera Magiery, a ten zabrał mnie na indywidualną rozmowę. Mówi: „coś się z tobą stało”, bo naprawdę widać było, że się opuściłem i osiadłem na laurach. Słyszeli też o moich wpisach na Faceb… Tfu, na Naszej-Klasie, Facebooka jeszcze nie było. Trener Magiera powiedział, że wyglądam fatalnie i jeżeli to się nie zmieni, to zostanę cofnięty do Młodej Ekstraklasy. Poczułem, że tracę to, na czym mi najbardziej zależy. Przykro mi się zrobiło - opowiada w rozmowie z weszlo.com Jakub Kosecki.

Magierę postrzega się jako „pedagoga”, który pomaga młodym piłkarzom wprowadzać się do pierwszego zespołu i zastanawia mnie, w jakim tonie przebiegała wasza rozmowa. Ostro po tobie pojechał?


- Porozmawialiśmy ostro, jak mężczyzna z mężczyzną. Trener Magiera rzadko przeklina, ale akurat wtedy użył bardzo wulgarnych słów i powiedział, że mam się wziąć do roboty. Dostałem okres próbny i od tamtej pory zaczęło mi się dużo lepiej grać. Skasowałem Naszą-Klasę, siedziałem w domu i odpowiednio się odżywiałem. To był kulminacyjny moment mojej kariery, o ile w ogóle mogę mówić o karierze. Zdobyłem nagrodę dla najlepszego zawodnika Młodej Ekstraklasy i zaczęło to iść do przodu.


Wiadomo, jakie nazwy klubów padają w kontekście twojego transferu.


Atletico i Galatasaray, tak? Ale o tym mówią dziennikarze, a ja się od tego odcinam. Wiem, że przyszły oferty z klubów, w których tata nie grał.  Naprawdę – i oferty, i zapytania, ale teraz skupiam się na pracy, bo wiem, jak łatwo wpaść w samozachwyt, a to jest najgorsze dla piłkarza w moim wieku, choć taki młody już nie jestem. Do początku stycznia wszystko się okaże. Wtedy będzie stuprocentowa deklaracja co do mojej przyszłości. Ale sam też chcę to jak najszybciej wiedzieć, bo często ostatnio wyjeżdżałem i trochę mi przeszkadzało, że nie mogłem się zająć swoim życiem pozaboiskowym. Nie można żyć tylko futbolem, trzeba mieć jakąś odskocznię. A tutaj ciągle „czemu ten klub”, „czemu Legia na ciebie nie postawiła”, czemu to, czemu tamto… Chcę w końcu wiedzieć, że trzy lata spędzę w jednym miejscu i spokojnie zajmę się sobą i swoją przyszłością.


Nakręcasz się jakoś przed meczem?


- Przed meczem ze Śląskiem trener pokazał nam plakat, jaki przygotowali wrocławscy kibice i szczerze – zdenerwowało mnie to. Nie wiem, czemu tak jest, ale jak ktoś zdobędzie jakieś trofeum, to choćby grała Wisła ze Śląskiem, to i tak będą jechać po Legii. Tak się przyjęło, że poszkodowana jest Legia. Dlaczego? Może dlatego, że jesteśmy pewni siebie i mówimy wprost, że gramy o mistrza, jesteśmy faworytami i mamy najlepszych piłkarzy. Ale tak jest! Mamy najlepszych piłkarzy! Jeśli nie zdobędziemy mistrza, to będzie dziwne. Tylko sami sobie możemy zaszkodzić. Opowiem ci taką sytuację… Trener Urban odkrywa skład, czyta nazwiska, widzę, że jestem i sobie myślę: „kurde, a jak zagram słabo?”. A nagle patrzę… Ljuboja, Radović, Vrdoljak, Żewłakow. Dobra, super piłkarze, najlepsi w Polsce, mam z kim pograć. Widzę takie nazwiska, to najlepiej się czuję i wychodząc na mecz, jestem naładowany i nie czuję presji.

Zdajesz sobie sprawę, że poprzez twoje zachowanie po bramkach kibice innych drużyn będą cię nienawidzić i wyzywać?


- Kurczę, pokochałem tę otoczkę, od kiedy gram w Legii. Gdy grałem w ŁKS-ie i Lechii, to – z całą sympatią dla ich kibiców – to nie było to samo. Pewnie pytasz mnie o to, bo na Lechu uciszyłem kibiców. Powiem tak – od momentu, kiedy wyjechałem w Poznaniu autokarem za próg hotelu, to nasłyszałem się tyle „kurw”, „pedałów”, „cweli” i „ciot”, jak nigdy w życiu. Oni po prostu nienawidzą warszawiaków i tak mnie to zmotywowało, że kiedy strzeliłem gola, czułem, że to dla mnie najważniejsza bramka w życiu. Pozwoliło nam to lepiej zagrać, wygraliśmy 3:1 i pierwszy raz w życiu mogłem uciszyć 42 tysiące ludzi. Ale do naszych kibiców też podbiegłem, bo również dzięki nim grało nam się lepiej.


- Powiem otwarcie – ŁKS-owi zawdzięczam bardzo wiele, dziękuję kibicom za to, jak mnie traktowali, niesamowity szacunek. Lechia – tak samo, zaakceptowali mnie od pierwszego meczu, ale to Legia dała mi najwięcej, bo dzięki trenerowi Urbanowi zagrałem w Lidze Europy, a teraz mam szansę na mistrzostwo i może Ligę Mistrzów. Od dziecka byłem wychowany na Legii i naprawdę ją kocham. Ktoś mówi, że całowałem herb ŁKS-u. To niech mi – Boże kochany – pokażą zdjęcie. Nie całowałem! ŁKS – Lechia, jako jedyny strzeliłem karnego w Pucharze Polski i pokazałem ręką po kibiców, klepiąc się po sercu. Albo zrobiłem gest Bolta i wziąłem kawałek koszulki w zęby. Ale nie całowałem herbu, przecież wiem, co to oznacza! Dużo się tego wszystkiego nasłuchałem, uwierz.


Cały wywiad z Jakubem Koseckim znaleźć można na stronach weszlo.com

Polecamy

Komentarze (49)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.