News: Jakub Kosecki: Więcej wiary w "Kosę"

Jakub Kosecki: Więcej wiary w "Kosę"

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

06.04.2015 12:19

(akt. 08.12.2018 01:27)

Od początku roku 2015 Jakub Kosecki nie gra zbyt wiele. Na treningach często prezentuje się bardzo dobrze, ale potem trudno mu to powtórzyć w meczach. Pojawiły się opinie, że liga go już zna, że nikogo niczym nie zaskoczy i powinien zmienić otoczenie. - Messiego też już dawno wszyscy przeczytali, wiedzą, że będzie przekładał piłkę na lewą nogę, a dalej gra i to jak! Ma jednak komfort, nawet jeśli zagra jeden słabszy mecz, to kolejny i tak zacznie w pierwszym składzie. Ma ten luz i swobodę psychiczną. Jeśli ktoś na mnie kiedyś postawi, wtedy okaże się czy jestem dobrym czy słabym zawodnikiem - odpowiada w rozmowie z Legia.Net "Kosa".

Na treningach w Turcji i w Hiszpanii wyglądałeś bardzo dobrze, ale przychodziły sparingi i wiele zagrań nie wychodziło. Powstała teoria, że za bardzo chcesz, że jesteś przemotowowany. Jest w tym odrobinę prawdy?


- Na pewno gdy człowiek za bardzo chce, to czasem potyka się o własne nogi. Można powiedzieć, że w tych sparingach, tak było też w moim przypadku. Najlepiej nie grać słabo, ale jeśli już to lepiej w meczu kontrolnym, niż w spotkaniu o stawkę. Zgodzę się z taką teorią. Ciężko trenuję by to zmienić. Może brakuje mi trochę zaufania, bym mógł taką swobodę i nieprzewidywalność wprowadzić na boisko. Gdy ma się pełne zaufanie, wtedy gra i trenuje się łatwiej, lepiej.


Trener Kazimierz Sokołowski zasugerował, że źle się czujesz gdy musisz walczyć o miejsce w składzie, że o wiele lepiej byś wyglądał, gdybyś miał komfort gry w kolejnym spotkaniu mimo słabszego występu. Taka teoria nie pasuje jednak do wizerunku „Kosy”…


- To nie do końca tak. To, że z kimś rywalizuje nie jest moim problemem, natomiast fakt, że nie odgrywam tak ważnej czy kluczowej roli, jaką odgrywałem wcześniej, kłopotem już jakimś jest. Dwa lata temu byłem motorem napędowym Legii, tak było też w innych klubach i zawsze z korzyścią dla zespołu – w ŁKSie, Lechii czy przy Łazienkowskiej za trenera Jana Urbana. Na mnie spoczywała duża odpowiedzialność i wtedy czułem się najlepiej. Nie mam problemu z rywalizacją, ale czasem nie zgadzam się z pewnymi wyborami. A że jestem osobą wybuchową, często mówię za dużo, to postanowiłem odłączyć się na jakiś czas od mediów, skupić się na swojej pracy. Pracuję jak potrafię najlepiej. Z Podbeskidziem dostałem 15 minut na grę, mogło się skończyć dwoma bramkami i asystą, skończyło się na golu. Wszystko idzie w dobrym kierunku. Na pewno jednak potrzebuję większego zaufania, bym mógł pokazać pełnię swoich możliwości.


Jesteś w stałym związku, życie prywatne masz ustabilizowane, pracodawca jest solidny, brakuje tylko i wyłącznie stabilizacji na boisku?


- Tak. To co najważniejsze w życiu mam poukładane. Jestem prywatnie szczęśliwym człowiekiem, jako piłkarz też nie narzekam, choć jak mówię, czasem się wkurzam i nie akceptuję pewnych rzeczy. Na mecze z Wisłą czy Lechem nie załapałem się do kadry meczowej, z czym się kompletnie nie zgadzałem. Ale gdy emocje opadły zabrałem się za pracę i jestem przekonany, że jeszcze pokażę na co mnie stać. Potrafię grać w piłkę i nie zatraciłem tych umiejętności. Więcej wiary we mnie, a zacznę szybko spłacać ten kredyt zaufania.


Kiedy ostatni raz dłużej rozmawialiśmy byłeś po kontuzji, głodny gry i dawałeś sobie czas by dojść do optymalnej dyspozycji. Mówiłeś, że trwa to tyle, ile leczyło się uraz. Czyli teraz jesteś już w najwyższej formie fizycznej?


- Fizyczna forma już jest na odpowiednim poziomie, natomiast brakuje tych liczb. Zawodników ofensywnych rozlicza się ze statystyk, z asyst czy bramek. Nie jestem zadowolony nawet w dziesięciu procentach z tego, co ugrałem w tym sezonie. Być może taki słaby sezon pomoże mi w tym, by potem radzić sobie lepiej. W Legii niemal każdy piłkarz miał słabszy okres, gorsze chwile. To normalna sprawa, trzeba sobie umieć z tym radzić. Na pewno się z tym uporam, mam wsparcie kolegów z drużyny i rodziny, a to jest najważniejsze.


A nie denerwują cię opinie w prasie na twój temat – każdy ma coś do powiedzenia o tobie. Tomasz Hajto powiedział, że liga już przeczytała Kosę, każde zna wachlarz twoich zagrań i nikogo już niczym nie zaskoczysz…


- Nie słyszałem tej opinii. Trenera Hajtę bardzo lubię i szanuję, ale nie zgodzę się z tym co powiedział. Messiego też już dawno wszyscy przeczytali, wiedzą, że będzie przekładał piłkę na lewą nogę, a dalej gra i to jak! Ma jednak swobodę, nawet jeśli zagra jeden słabszy mecz, to kolejny i tak zacznie w pierwszym składzie. Ma ten luz i komfort psychiczny. Jeśli ktoś na mnie kiedyś postawi, wtedy okaże się czy jestem dobrym czy słabym zawodnikiem.


Z Podbeskidziem jednak pokazałeś, że wciąż potrafisz zaskoczyć rywala. Przy trafieniu założyłeś przy okazji obrońcy „dziurę” i wyszło, że Kosa znów jest bezczelny…


- Nie. Nie – to nie tak. Spodziewałem się, ze obrońca Podbeskidzia wykona wślizg. Ustał na nogach, ja zauważyłem kątem oka, że ma szeroko rozstawione nogi i to wykorzystałem. Na treningach często gramy w „dziadka”, wiem jak to jest, gdy jest się na wykroku. Kiedy ktoś szybko pośle piłkę między nogi, nie ma szans by zareagować na czas. Dlatego tak też postąpiłem, udało się i tyle. Choć w tym meczu powinno się skończyć na dwóch bramkach i asyście – miałem jeszcze sytuacje gdzie uderzałem głową, a mogłem piłkę przyjąć i uderzyć na dalszy słupek, po moim zagraniu piłka pechowo podskoczyła na nierówności Markowi Saganowskiemu. Na pewno więc nikt mnie nie przeczytał, mam wiele argumentów do zaprezentowania na boisku, a wachlarz moich możliwości jest szeroki. Ale jest wolność słowa, każdy ma prawo do swojej opinii. 


A jak bardzo była ci ta bramka potrzebna, to może być przełomowy moment dla ciebie?


- Każdy ofensywny gracz jeśli strzeli gola, to czuje się lepiej. Spada z niego jakiś ciężar, jest mu lżej – tak mam nie tylko ja, tak się dzieje, gdy nie jesteś graczem pierwszego wyboru lub gdy od pewnego czasu coś nie wychodziło.


Po golu wskazałeś na niebo. O co chodziło?


- Mam za sobą trudne trzy tygodnie. Nie chodzę się i nie uskarżam. Cieszę się, że mogłem zadedykować zdobytą bramkę osobie, która była mi bliska, ale niestety zmarła.


Po tej bramce wszyscy koledzy, włącznie z rezerwowymi, podbiegli z gratulacjami. Wszyscy ci dobrze życzą.


- Jestem pozytywną osobą, kto mnie zna, ten wie jaki jestem. Zawsze pomogę, podchodzę do życia na luzie. Jest czas na żarty i na poważne rozmowy. Koledzy wiedzą, że się nie obijam, że się staram, że zawsze na treningach daję z siebie maksimum. Dlatego też mam wsparcie kolegów, oni wiedzą jaki mam potencjał i rozumieją sytuację. Wiem, że jest sporo głosów, że jestem za słaby, ale to takie głupie gadanie. To jest śmieszne! Potrafię się z siebie śmiać, a czasem pokażę na co mnie stać. Jestem o tym przekonany.


Jak myślisz? Co musisz zrobić by przekonać do siebie trenera, by dawał ci więcej szans?


- Ciężko trenować, być sobą i dobrze prezentować się na boisku – nie tylko na treningach, ale i w meczach. Jeśli tak będzie, to i trener zacznie na mnie stawiać. Póki co robię swoje. Jeśli w kolejnych meczach nie wyjdę na boisko, to się nie obrażę, będę dalej pracował na zmianę opinii trenera. Zgadzać się z takimi wyborami nie będę, ale będę cierpliwy.


A na tatę za udzielony wywiad „Przeglądowi Sportowemu” m.in. na twój temat się wkurzyłeś?


- Wkurzony nie byłem, ale niepotrzebnie o tym mówił. Wiele razy prosiłem, by nie wypowiadał się wylewnie na mój temat. Zawsze powtarzam jemu czy menedżerowi, by się nie wtrącali. Mój czas jeszcze nadejdzie, pomalutku. Jak mówiłem, wielu piłkarzy w Legii miało trudne chwile, chcieli go sprzedawać… Swego czasu na wylocie byli choćby Miro Radović czy Michał Kucharczyk. Taka jest piłka nożna, raz na wozie, raz pod wozem…


Zimą mogłeś zmienić klub, miałeś ciekawą propozycje z Lechii, gdzie już raz dobrze się spisywałeś, gdzie teraz grają twoi koledzy. Zostałeś. Nie żałujesz?


- Nie, broń Boże. Wiele się na ten temat pisało, rozmowy były. Lechia Gdańsk, to poza Legią, jedyny klub w Polsce, w którym mógłbym zagrać. Jeśli miałbym odejść z Legii do innego klubu w Polsce, to tylko tam. Nie ukrywam sympatii do tego klubu, kibice mnie tam dobrze wspominają. Na trybunach i poza nimi byłem szanowany. Pochlebia mi to, że taki klub był mną zainteresowany, tym bardziej, że aspiracje w Gdańsku są coraz większe. Ale nie żałuję tego, że zostałem w Legii – mimo, że nie gram tyle, ile bym chciał.


A co będzie jeśli twoja sytuacja w Legii nie ulegnie zmianie do końca sezonu? Wtedy pomyślisz wraz z menedżerem o zmianie pracodawcy?


- Zobaczymy… To jest Legia Warszawa, mam kontrakt z klubem do czerwca 2017 roku i chciałbym go wypełnić. Ale jeśli sytuacja się nie poprawi, jeśli grać będę bardzo mało, to wtedy trzeba będzie coś zmienić. Dla mnie najważniejsze jest to, by grać, by się spełniać. Jeśli w klubie zostanę skreślony, jeśli usłyszę od trenerów, że mnie nie chcą, że wolą postawić na kogoś innego, to będę musiał to uszanować i poszukać innego rozwiązania. Ale póki co najważniejsza jest Legia. Ciężko pracuję i kiedyś życie mi to wynagrodzi. Umiejętności mam, myślę że pod tym względem przewyższam 90 procent polskich zawodników grających na mojej pozycji.


Pojawiły się plotki o szwajcarskim FC Luzern. Twój menedżer kiedyś wyjechał do Szwajcarii do FC Aarau i dobrze się tam spisywał. Został ściągnięty przez Legię by pomóc jej w walce o Ligę Mistrzów. To dobry kierunek dla Ciebie? A może historia się powtórzy?


- To pytanie do menedżera, ja wolałbym zostać tutaj i awansować z Legią do Ligi Mistrzów już jesienią. Jeśli to mi nie będzie dane, to każda inna droga do tego, by zagrać z Legią w Lidze Mistrzów byłaby dobra.


Jaki cel indywidualny do zrealizowania stawiasz sobie na najbliższe 2,5 miesiąca?


- By cokolwiek zrealizować, musze najpierw dostawać szanse gry, więcej minut w tym najsilniejszym zestawieniu. Wtedy będę mógł sobie stawiać cele, podnosić poprzeczkę. Dziś cele są tylko drużynowe – mistrzostwo i Puchar Polski.


To w jakim miejscu widzisz siebie za pół roku?


- Z Legią w Lidze Mistrzów, pełen stadion, kibice, którzy nas wspierają. To jest ta moja wizja i marzenie.

Polecamy

Komentarze (49)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.