Walerian Gwilia - Jakub Rzeźniczak

Jakub Rzeźniczak: Będąc w Legii za bardzo się przejmowałem

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Przegląd Sportowy, przegladsportowy.pl

04.10.2019 21:58

(akt. 05.10.2019 17:27)

- Grając w Legii za bardzo się wszystkim przejmowałem, przeznaczałem swój czas na rzeczy, które zabierały mi bardzo dużo energii. Pokłóciłem się z kibicami, wchodziłem w dyskusje z ludźmi na Twitterze. Gdy wyjechałem, postanowiłem podchodzić do rzeczywistości pozytywnie, wzmocniłem to, gdy trafiłem do Płocka. Wiadomo, że w naszym kraju jest bardzo wiele zazdrosnych, zawistnych osób. Polskie piekiełko. Ale ja staram się wnosić do szatni pozytywną energię, emanować nią na meczach - opowiada w rozmowie z "Przeglądem Sportowym" były piłkarz Legii, Jakub Rzeźniczak.

Jak będąc w Azerbejdżanie postrzegał pan mecze, w których Legia odpadała z europejskich pucharów?

Wiedziałem, że trzeba przeczekać. Gdybym był w środku, pewnie bardziej bym to przeżywał, choć w pewnym momencie człowiek się przyzwyczaja, że gdy idzie, jest Bogiem, kiedy przegrywa, śmieciem. Z roku na rok przeżywam to słabiej, emocje spadają, również dlatego, że drużyna się zmienia. Gdy obserwuję Legię z boku, to mam wrażenie, że są tam dwie-trzy osoby, które czują ducha prawdziwego legionisty.

Może ich pan wymienić?

To oczywiście Artur Jędrzejczyk, bardzo cenię Igora Lewczuka, trzecim jest Radek Cierzniak, który czasem przypomina mi mnie swoim podejściem. Siedzi na ławce, ale wszystkich wspiera, nie wysyła negatywnej energii.

Trzy osoby to za mało?

Zdecydowanie za mało. Wiem, że na Twitterze od dłuższego czasu trwa polemika na temat tego, kto jest prawdziwym legionistą, czy trener Vuković słusznie stwierdził, że w tej drużynie trzeba zapier.... Moim zdaniem miał dużo racji. Vadis dawał niesamowitą jakość piłkarską, ale zostawiał też na boisku bardzo dużo zdrowia. Z drugiej strony był też Danijel Ljuboja, który delikatnie mówiąc nie był zbyt pracowity, ale umiejętności miał ogromne i gdybym był trenerem, grałby u mnie w każdym meczu.

Doświadczenia w Legii z Besnikiem Hasim też panu coś dały?

Wiele się nauczyłem. I zobaczyłem, na kogo mogę liczyć. To była dla mnie zdecydowanie najtrudniejsza sytuacja w piłce. Pamiętam, że śledziłem swoje statystyki, z których wynikało, że całkiem nieźle wypadałem w naszych spotkaniach. Popełniłem jednak jeden błąd i zalewała mnie fala hejtu. Rozumiałem to, ale i tak było trudno. Przez dwa-trzy mecze podczas odprawy modliłem się, by nie było mnie w składzie, żebym nie musiał wychodzić na boisko. Kulminacją był mecz z Arką. Zagraliśmy piątką obrońców, zawaliłem w pierwszej połowie jedną czy nawet dwie bramki. Trener mnie zdjął. Wróciłem do domu, popłakałem się. Powiedziałem, że więcej nie chcę już grać w piłkę...

Widzę, że trudno się panu o tym opowiada. Do tej pory aż tak pana to rusza?

Czasem tak mam, że gdy sobie przypominam trudne momenty, płaczę... Miałem wtedy duże wsparcie od żony. Bardzo pomógł mi też prezes Leśnodorski. Następnego dnia umówiliśmy się na kawę, opowiedziałem mu, jak się czuję. Dał mi tydzień wolnego, żebym pojechał na wakacje, oczyścił głowę. Podejrzewałem, że mogę cierpieć na depresję, choć dziś myślę, że tak naprawdę nigdy jej nie miałem, bo szybko umiałem z tego dołka wyjść. Zbiegło się to ze zmianą trenera, przyjściem Jacka Magiery, wszystko się odwróciło. Edyta kupiła mi też sesje u Mateusza Grzesiaka (trener rozwoju osobistego - dop.red.), kilka razy się z nim spotkałem, mamy kontakt do dziś, bardzo mi pomógł. Dość szybko się z tego złego stanu wydostałem, ale był to najcięższy moment ze wszystkich, jakie przeżyłem w piłce.

Co pan czuł wchodząc do szatni Legii po raz ostatni?

Nie mogłem przestać płakać. Takich emocji nigdy wcześniej i nigdy później już nie przeżyłem... Kiedy pokazuję filmik z tego pożegnania znajomym, rodzinie, za każdym razem płaczę.

Właściwie czemu pan tak naprawdę odszedł z Legii?

Byliśmy na obozie w Warce, kiedy napisał do mnie Damian Tomczyk, zapytał, czy chciałbym grać w Karabachu. Miałem w pamięci, że przez ostatnie pół roku występowałem w Legii rzadko. Poszedłem porozmawiać z trenerem Magierą, powiedział mi wprost, że to moja ostatnia szansa, by wyjechać, zobaczyć trochę świata. I że na moim miejscu przyjąłby tę ofertę. Zadecydowały rozsądek, ciekawość...

I?

Wokół mnie robiła się wtedy gęsta atmosfera z uwagi na moją córkę. Coraz więcej osób o tym mówiło. To też był czynnik, dla którego postanowiłem wyjechać.

Zapis całej rozmowy z Jakubem Rzeźniczakiem można przeczytać w piątkowym wydaniu "Przeglądu Sportowego".

Polecamy

Komentarze (24)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.