Jakub Rzeźniczak: To był szalony rok

Jakub Rzeźniczak: W sobotę będę kibicował Wiśle

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Gazeta Wyborcza

13.12.2019 12:15

(akt. 13.12.2019 12:19)

- To w Legii wchodziłem w dorosłą piłkę, świętowałem z nią wiele sukcesów - pięć tytułów mistrza Polski, sześć Pucharów Polski, jeden Superpuchar. Następstwem tego jest to, że stałem się częścią pięknej historii tego klubu - wspomina w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" były piłkarz i kapitan Legii, Jakub Rzeźniczak.

- Jeśli chodzi o kibiców, to na Łazienkowskiej nikt nie miał większych zastrzeżeń, że przyszedłem z Widzewa. Pojawiały się jakieś pojedyncze komentarze, ale większym echem odbił się mój transfer wśród kibiców Widzewa. Dziś nie zrobiłby już na nikim aż takiego wrażenia, jednak wtedy faktycznie było to wyzwanie. Także dla mnie. Przejście do Legii, najlepszego klubu w Polsce, traktowałem jak skok na głęboką wodę. Stresowała mnie wizyta zapoznawcza z drużyną. Szatnia była naszpikowana gwiazdami polskiej piłki - Jacek Zieliński, Piotr Włodarczyk, Artur Boruc, Tomasz Sokołowski (starszy). Czasami było wesoło. Swoją miejscówkę w szatni miałem m.in. obok Mirko Poledicy. Serb mierzy 190 cm, a rozmiar buta miał 39. Z chłopakami śmialiśmy się, że buty musiał kupować na dziale dziecięcym.

- Wśród osób, które mi najbardziej wtedy pomagały, na pewno był Jacek Magiera. Opiekował się mną, Maciejem Korzymem czy Marcinem Smolińskim. Nawet jak zabrakło do wypłaty, to zawsze można było liczyć, że pożyczy parę groszy. Zapisał mnie też do szkoły, żebym mógł dokończyć naukę w liceum. Miałem dobry kontakt z Arturem Borucem. Czułem przed nim respekt. I strasznie podobały mi się jego buty z Pumy. Ja mu wtedy po prostu ich zazdrościłem, dziś sam mam takie. Nie zapomnę, jak Artur zabrał mnie do markowego sklepu i powiedział: „Bierz, co chcesz, ja płacę”. Gość z takim charakterem, przed którym wszyscy czują respekt, wykazał się takim gestem wobec młodego... Czułem się wyróżniony.

- W tej drużynie było wielu doświadczonych zawodników, którzy nikomu nie odpuścili. Choć młodzi byli traktowani bardziej pobłażliwie niż starsi. Kiedyś była też taka tradycja, że piłkarze wychodzili na miasto, siadali w pubie Kaiser przy Chmielnej, przy stoliku z widokiem na ulicę, wszyscy wszystko widzieli. Teraz to się zmieniło. Piłkarze boją się wyjść do pubu na piwko, bo czeka ich „sesja zdjęciowa” z takiego wypadu, która ląduje potem w internecie. I afera gotowa. Nikt się nie chce narażać na kary.

- Pamiętam grę na starym stadionie Legii. Był trochę podobny do tego, na którym dziś występuje Wisła Płock. Ale tylko trochę. Tamten obiekt Legii nie był jednak taki zły. Mam z niego same dobre wspomnienia. „Żyleta”, która siedziała naprzeciw zadaszonej trybuny, prowadziła niesamowity doping. Sprawiał, że rywale czuli przed Legią respekt. Czekali w tunelu na wyjście na boisko i już wiedzieli, że będą mieć ciepło. I przeważnie przegrywali. Piłkarze innych drużyn przyjeżdżali z pełnymi portkami, a dziś przyjeżdżają po zwycięstwo. Obecny stadion przy Łazienkowskiej to zupełnie inna bajka. Nowoczesny, z krytymi trybunami i fajnymi sklepami. Cieszę się, że Wisła także doczeka się nowego obiektu. Choć nie sądzę, żebym doczekał w Wiśle jakiegoś meczu na nim, bardzo kibicuję i trzymam kciuki, by powstał jak najszybciej. Z pewnością zachęci on kibiców do przychodzenia na mecze. Dzięki niemu klub będzie mógł zrobić duży krok organizacyjny naprzód. Dziś trudno porównywać Wisłę do Legii, która jest wielką korporacją, gdzie nad organizacją, marketingiem, promocją i wieloma innymi rzeczami pracuje 200-300 osób.

- W sobotę będę na meczu. Oczywiście kibicuję Wiśle. Bo za Legię trzymam kciuki w innych spotkaniach ligowych. Czasami sobie żartujemy z chłopakami z Legii, żeby dali nam wygrać, bo i tak zdobędą mistrza Polski, a nam punkty się bardzo przydadzą. Tak poważnie -    legioniści są obecnie w gazie, a Wisła ostatnio, po serii sześciu zwycięstw, notuje słabsze wyniki. Wpływ na taki przebieg wydarzeń mają trochę kontuzje, przez które ze składu wypadł m.in. Angel Garda. Teraz z urazem zmaga się Suad Sahiti, nie wiadomo, co z Ricardinho. Nasza sytuacja w tabeli nie jest może jakaś kryzysowa, bo trochę punktów w tej części sezonu zdobyliśmy. Do trzeciej Cracovii i czwartego Śląska tracimy sześć punktów, co nie jest dużą stratą. Przed nami jeszcze dwa spotkania. Obyśmy pokazali w nich kawał dobrej piłki. I zdobyli jakieś punkty.

Cały tekst można przeczytać w płockim wydaniu "Gazety Wyborczej".

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.