Jakub Rzeźniczak: Wypadałoby coś strzelić
12.09.2007 23:45
- W młodzieżówce zawsze występowałem na środku. Jednak ponieważ w klubie od pewnego czasu jestem prawym obrońcą, porozmawiałem z trenerem Zamilskim, czy nie powinienem zagrać na tej pozycji. Trener potrzebował mnie na stoperze, tam więc zagrałem. Ale wróciłem do klubu i znowu jestem prawym - mówi o zmianie swej roli na boisku obrońca Legii Warszawa, <b>Jakub Rzeźniczak</b>.
We wtorek młodzieżowa reprezentacja Polski wygrała z Kazachstanem 1:0. Przeciwnik taki sobie, ale pan znowu zagrał w obronie, która nie straciła gola. Tak czy inaczej to chyba buduje?
- Przeciwnik wcale nie był taki najgorszy. A kiedy nie traci się gola, to zawsze cieszy.
Zadowolony jest pan ze zmiany zaproponowanej przez Jana Urbana? Dwa lata temu przychodził pan do Legii jako środkowy obrońca.
- Na tej pozycji nie miałbym szans zagrać. Na boku jest łatwiej. Boczna linia ogranicza, lepiej mogę wykorzystać atuty, które odkryliśmy we mnie razem z trenerem.
Jakie to atuty?
- Lepiej niż kiedyś radzę sobie w grze jeden na jednego, jestem w stanie częściej chodzić do przodu. Poza tym tu nikt mi nie zarzuci, że jestem za wątły. Panuje stereotyp, że środkowy obrońca w polskiej lidze musi być potężnej postury. Słuszne to czy nie, brak siły często mi zarzucano. Na boku to już inna sprawa.
Jednak i tak miałby pan ciężko. Na początku sezonu nazwisko Rzeźniczak pojawiało się w składzie Legii, ale w meczach Młodej Ekstraklasy. Drogę do podstawowego składu otworzyły kontuzje.
- Nie będę udawał, że nie. Nie wiadomo, czy gdyby kontuzji nie doznali Wojtek Szala, Piotrek Bronowicki, w końcu Błażej Augustyn, to dostałbym szansę. Na początku sezonu byłem trochę podłamany. Z drugiej strony trener Urban zawsze mówił, że szansę dostanie każdy z kadry pierwszego zespołu. I tak właśnie się stało.
Czyta pan opinie w internecie? Głosowanie na jednym z legijnych portali wskazało, że na prawej obronie Legii miejsce powinien mieć właśnie Rzeźniczak.
- Czasem do internetu zaglądam i wtedy oczywiście robi się miło. Nie należy tego faktu przeceniać, ale oczywiście wsparcie kibiców jest bardzo ważne.
W piątek mecz z Widzewem. Jedynym klubem, którego zawodnikiem był pan oprócz Legii. To chyba ważne: spotkać kolegów i pokazać, że w tej Warszawie nie jest się wcale tym niepotrzebnym ogniwem.
- Mam kolegów w Widzewie i może przy okazji meczu tego nie ma, ale wiadomo, że zdarzają się rozmaite sytuacje na gruncie prywatnym. I wtedy człowiek czuje się lepiej, jeżeli gra, a nie siedzi na ławce czy jeszcze gorzej - na trybunach.
Ma pan teraz miejsce w pierwszym składzie silnej Legii, a w słabszym Widzewie były z tym wielkie problemy.
- W drugiej części poprzedniego sezonu trener Probierz widział mnie na środku pomocy, a ja tam kompletnie siebie nie widzę. Jestem obrońcą - prawym, środkowym, ale obrońcą.
Był pan nie tylko zawodnikiem Widzewa, ale i urodził się w Łodzi. Z faktu gry w nielubianej tam Legii nie ma jakichś nieprzyjemności?
- Nigdy z czymś takim się nie spotkałem.
Jakub Wawrzyniak, a zwłaszcza Bartłomiej Grzelak - w ubiegłym sezonie także zawodnicy Widzewa - takiego szczęścia nie mają.
- To indywidualne sytuacje. Trudno mi to skomentować.
Przebieg pańskiej kariery wygląda dość specyficznie - najpierw Widzew, potem Legia, potem znowu wypożyczenie do Widzewa i znowu powrót do Legii. Ile razy grał pan w meczach pomiędzy tymi drużynami?
- Niestety, tylko dwa razy i bardzo tego żałuję. W poprzednim sezonie, kiedy byłem wypożyczony do Widzewa, moja drużyna przegrała w Łodzi 0:1. Tamten mecz miał dość burzliwy przebieg. Kibice na pewno pamiętają, że uczestniczyłem pod jego koniec w dość kontrowersyjnej sytuacji. Na wiosnę przegraliśmy w Warszawie 0:2, ale zagrałem tylko w drugiej połowie. Wcześniej, kiedy byłem w Widzewie, jeszcze nie mieściłem się w kadrze i mecze oglądałem z trybun. Kiedy przeszedłem do Legii, Widzew akurat był klubem drugoligowym.
Obecny Widzew jest silniejszy od tego przed rokiem?
- Nie chciałbym oceniać drużyny czy poszczególnych zawodników. W obecnym sezonie Widzew nie ma za dobrych wyników, ale trzeba wziąć pod uwagę to, że miał trudny terminarz i przeważnie spotykał się z przeciwnikami z górnej części tabeli. Potem będzie mu łatwiej.
Ale nie od najbliższego piątku, bo jego rywalem - i to w Warszawie - jest lider.
- Oczywiście Widzew łatwiejszy kalendarz będzie miał dopiero od następnego tygodnia. W piątek będzie miał bardzo trudne zadanie.
A może strzeli pan bramkę kolegom? 70 występów w lidze i jeszcze żadnej, a przecież obrońcy także od czasu do czasu trafiają do siatki. To a propos tej poprawy gry w ofensywie. Już było całkiem blisko w Lubinie.
- Bardzo żałowałem tamtej sytuacji. Tyle meczów mam w lidze, że w końcu wypada strzelić. Postaram się to zrobić jak najszybciej. Może już nawet z Widzewem?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.