Jakub Rzeźniczak: Za Legią skakałem w ogień
25.06.2019 09:00
W Baku wrzuciłem na luz, miałem tam dużo większy komfort psychiczny, nie spinałem się aż tak. Presja, jaką na siebie nakładałem w Warszawie, była za duża. Tam grało mi się po prostu przyjemniej, może dzięki temu popełniałem bardzo mało błędów. I jeśli już, to też nie jakieś straszne. To wynikało też z faktu, że Legię miałem w sercu, że to był mój ukochany klub i każdy zły wynik, każda szkoda, jaką spowodowałem, siedziała we mnie. Nie dawała normalnie funkcjonować. Robiłem się nieprzyjemny. Nie zrozum mnie źle, tam też bardzo chciałem wygrywać, dawać z siebie wszystko… Ale za Legię skakałem w ogień, czasami bez myślenia o konsekwencjach. Byłem przekonany, że choćbym miał dać sobie połamać obie nogi, to jeśli Legia dzięki temu wygra, przejdzie dalej, skorzysta – jestem gotów na takie poświęcenie. Tam nadal grałem ofiarnie, każdy powie, że nie odstawiałem nogi, ale już nie stawiałem zdrowia na szali.
Nie brakowało ci tam tego ciśnienia, jakie było w Warszawie? Tego dreszczyku gry w klubie, który tyle dla ciebie znaczy?
Czasem brakowało. Kopałeś dla tych pięciuset osób na trybunach i zastanawiałeś się czasem, jaki to ma sens.
Jak w Baku wyglądały fety mistrzowskie? Masz jakieś doświadczenie z Legii, skalę porównawczą.
Jeśli o to chodzi, nie ma żadnego porównania. Świętowaliśmy tylko na stadionie, może był tysiąc kibiców, może nawet nie. Mam wrażenie, że radość z wygrania jednego meczu w polskiej lidze jest większa niż tam po mistrzostwie. Karabach zdobywał też tytuł któryś raz z rzędu, więc to, że jest najlepszy, też mocno fanom spowszedniało. Sukcesy powszednieją. Siedziałem ostatnio z Jarkiem Fojutem i wspominałem, jak awansowaliśmy do Ligi Europy eliminując Spartak Moskwa za trenera Skorży. Jaka to była wówczas radość. Nie wiem, czy widziałem kiedykolwiek bardziej szczęśliwych kibiców. A teraz awans do Ligi Europy to według fanów Legii żaden powód do wielkiego celebrowania, tylko obowiązek. Nikt żadnej fety by z tego powodu nie robił, a wtedy było pełne okęcie, ludzie w amoku.
Kiedy odchodziłeś z Legii, Karabach to był jedyny temat?
Była też oferta z Teheranu, ale Edyta dniem i nocą modliła się, żeby to nie wypaliło. Naczytała się i nasłuchała, jak ciężko mają kobiety w Iranie, że nie mogą chodzić na mecze. Baku jest dużo bardziej europejskie, sam zresztą widzisz, że mało kobiet chodzi tutaj w burkach, są raczej… wyzwolone (śmiech).
Wyzwolony chyba byłeś też ty – od ciśnienia panującego w Legii względem pojedynczych piłkarzy. Wydaje mi się, że rosnącego proporcjonalnie do czasu spędzonego w tym klubie.
Bardzo mnie bolało to, że mimo że byłem osobą mocno zżytą z klubem, to kibice często najbardziej wyżywali się na mnie. To, co nadal mi się nie podoba, co uważam za mega słabe, to że często kibice w Warszawie łatwo znajdują sobie kozła ofiarnego. Z reguły osobę długo związaną z klubem, utożsamiającą się z nim. Michał Żyro miał taki moment, że kibice w niego mecz za meczem napierdalali. Wychowanek akademii, na zachodzie byłby pielęgnowany, chuchany, dmuchany, bo jest „jednym z nas”. Później byłem ja, Michał Kopczyński zbierał joby, ostatnio Kuchy i Rado. Osoby, zauważ, najbardziej utożsamiające się z klubem, a fani zawsze najmocniej je hejtują. Przecież to są zawodnicy, z którymi kibice powinni się utożsamiać. Należy dbać o ludzi, którzy mają Legię w sercu.
Ktoś zabrnął z tym hejtem wobec ciebie za daleko?
W momencie jak był Hasi dostawałem na Facebooku bardzo niefajne wiadomości. Jedna kibicka Legii wysłała nawet wiadomość, że życzy mi, żebym połamał sobie nogi. Edyta wtedy nie wytrzymała, sama starała się walczyć z tymi ludźmi, odpisywała im, tam szły już naprawdę ostre wymiany. Było grono paru osób, które pisały regularnie, życzyły mi złych rzeczy. Na mnie to nie oddziaływało, ale pokazywało, jak pojebani potrafią być ludzie. Piłka piłką, ale jakaś granica powinna być. To też zaleta bycia w Azerbejdżanie – kibice mogą mi na profilu pisać, że jestem chujem amatorem, a ja tego nie zrozumiem, nie zaboli mnie to, bo język azerski jest dla mnie i tak kompletnie niezrozumiały.
Zagrasz w Wiśle Płock. To nie była jedyna oferta z Polski, prawda?
Były jeszcze propozycje z Cracovii, z Górnika Zabrze i Arki Gdynia. Ale Marek jest tu dyrektorem sportowym, pokazał, że bardzo mu na mnie zależy. Do tego Płock jest blisko Warszawy, to też miało dla mnie spore znaczenie. Cała wizja, jaką Marek pokazał mi odnośnie Wisły Płock mi się spodobała. Pewnie gdybym dostał ofertę z Legii, to poszedłbym do Legii, ale takiej oferty nie było. Sam próbowałem z kilku stron zgłaszać swój akces, ale do rozmów nie doszło.
Uderzałeś też bezpośrednio do Aleksandara Vukovicia?
Akurat z Vuko nie gadałem, osobiście sam nigdzie nie dzwoniłem. Ale przez osoby, które są blisko klubu zgłaszałem chęć powrotu. Temat jednak się nie pojawił, nie mam tego za złe. Bardzo się cieszę, że jestem w Płocku i ekscytuje się tym, co na mnie czeka. Pierwszy raz od wielu jestem w klubie, który nie jest głównym faworytem ligi, założenia w Płocku są nieco inne niż w Legii, Karabachu. Tu pierwszym celem jest awans do ósemki. Liga jest na tyle nieobliczalna, że w formie możemy powalczyć i o najwyższe cele.
Patrząc na dzisiejszą Legię zastanawiasz się, w jaką stronę ten klub poszedł, od kiedy odszedłeś? W pucharach kompromitacja za kompromitacją, w lidze przegrany tytuł z Piastem Gliwice, po drodze pożegnania z zawodnikami mającymi ten klub w sercu – „Kuchy”, „Rado”, Arek Malarz…
Ktoś ostatnio śmiał się ze mnie, że różnie to ze mną w Legii bywało, ale byłem jej talizmanem. Zawsze graliśmy dobrze w pucharach, jakieś trofeum wpadało. A odszedłem i Legia bez fazy grupowej, w tym roku bez trofeum. Czyli co? Minimum ten Puchar Polski musi być, żeby podtrzymać passę. W Legii dzieje się jak się dzieje, nie chciałbym z boku oceniać osób, które to tworzą. Błędy na pewno zostały popełnione, dużo się o tym mówi, bo przecież Legia jest najbardziej medialnym klubem w kraju. Wszyscy patrzą w jej stronę. Ja życzę Legii jak najlepiej, liczę, że teraz odbije się od – można tak chyba powiedzieć – dna. Poprzedni sezon był przecież fatalny, Ligi Europy, Pucharu Polski, mistrzostwa – niczego nie było. Gorzej się nie da, liczę że teraz będzie już tylko lepiej. Życzę Legii wszystkiego dobrego i drugiego miejsca w lidze, za Wisłą Płock (śmiech).
Znasz Aleksandara Vukovicia od kilku ładnych lat. To na ten trudny czas dobry trener dla Legii?
Rola drugiego a pierwszego trenera to zupełnie inna bajka, nie do końca wiem, jak „Vuko” zachowuje się jako „jedynka”. Ja zawsze lubiłem jego charakter. Pamiętam, jak trenerem był Jacek Magiera, ten duet współgrał znakomicie. Graliśmy w Lidze Mistrzów, „Vuko” robił atmosferę, wymyślał różne formy radości w szatni. Niesamowity czas. Ale teraz to zupełnie inna rola. „Vuko” ma doświadczenie z Hasim, z Magierą, z Sa Pinto, od każdego na pewno coś podpatrzył, będzie chciał na tej bazie narzucić drużynie styl gry. W końcówce sezonu średnio to wyglądało, ale teraz, ma do przepracowania okres przygotowawczy, gdy dano mu zawodników, których chciał. I jeśli rozliczać go z pracy, to myślę że dopiero od tego sezonu, oceniając jak zespół będzie wyglądał przez najbliższe miesiące.
Może dobrze, że odszedłeś po największych sukcesach, bo pamiętam, że będąc w Legii bardzo przeżywałeś porażki.
Miałem taki zły okres przede wszystkim w ostatnim sezonie, właśnie u Hasiego. U niego zawsze wszyscy byli winni, tylko nie on. Nie umiał rozmawiać z piłkarzami, złapać z nimi dobrego kontaktu. Punkt kulminacyjny przyszedł po meczu z Arką Gdynia, 1:3 u siebie, gdy zagraliśmy piątką w obronie. Wcześniej zdarzyły mi się błędy z Jagiellonią, miałem swoje niesnaski z Hasim. Doszło do tego, że po Arce przyszedłem do domu i się rozpłakałem. Nie dawałem sobie rady. Później modliłem się, żeby Hasi w ogóle mnie nie wystawiał. Siedział we mnie paniczny strach, co to będzie, jak znów zagram. Bardzo dużo zrobił dla mnie w tamtym okresie prezes Leśnodorski. Zaraz po meczu, dzień czy dwa, spotkałem się z nim w Amber Roomie, dał mi tydzień wolnego. Powiedział, żebym zrobił sobie krótki urlop, wyczyścił głowę. Później szybko nadeszła zmiana trenera, wziął Jacka Magierę i wszystko wróciło do normy. Dzięki Bogu, bo tak jak od wszystkich w klubie czułem wsparcie, tak z Hasim po prostu się nie rozumiałem.
Ustaliliśmy już, że to najgorszy trener Legii, jakiego miałeś. A najlepszy?
Berg i Magiera. Taktycznie od Berga nie było lepszego , niesamowity fachowiec. Jesień z nim, wtedy kiedy odpadliśmy z Celtikiem, a później wygraliśmy pięć meczów w grupie Ligi Europy, to jedna z dwóch najlepszych rund, kiedy Legia była po prostu najmocniejsza, nie do zdarcia. Druga to jesień za Magiery, z Vadisem, z Niko.
W Legii już nie grasz, ale jesteś najbardziej utytułowanym piłkarzem w historii, pewnego rodzaju legendą.
Legendą to był Leszek Pisz, to jest trener Lucjan Brychczy, gdzie tam ja? Teraz legendami w polskiej lidze zostają zawodnicy tacy, którzy prezentują pewien poziom, ale nie wybijają się na tyle, by wyjechać za granicę. Ja i tak uważam, że jak na mierny talent, jaki od bozi dostałem, zrobiłem bardzo dużo. Pod tym względem mogę być nadzieją dla chłopaków, że pracą da się nadrobić sporo niedoskonałości. Ten rekord trofeów, o którym wspominasz, ktoś pewnie zaraz przebije. Ważne, że kartkowy zostanie przy mnie już chyba na zawsze (śmiech).
Zapis całej długiej i ciekawej rozmowy z Jakubem Rzeźniczakiem można przeczytać w serwisie weszlo.com.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.