Jakub Wawrzyniak: Legia potrafi wygrywać ważne mecze
20.11.2012 07:48
- Sztab medyczny, z doktorem Stanisławem Machowskim na czele, wykonał gigantyczną robotę, bym zagrał z Lechem. Po przyjeździe na stadion nawet nie wyszedłem z szatni na murawę, tylko od razu położyłem się na stół do masażu. Chciałem zrobić indywidualną rozgrzewkę, planowałem, że potrwa kwadrans, a potrwała 15 sekund. Kolano bolało. Bardzo chciałem zagrać, więc zacisnąłem zęby i przestałem myśleć negatywnie, wyrzuciłem z głowy czarny scenariusz. Wyszedłem z drużyną na rozgrzewkę, potem na mecz i... dobrze, że wszystko tak fajnie się poukładało. Nic mnie nie bolało, nic nie zakłuło. Duża w tym zasługa doktora Machowskiego i jego sztabu. Udało się i drużyna miała z tego pożytek. Wygraliśmy bardzo prestiżowe spotkanie. Jechałem do Poznania, pamiętając wiosenną porażkę 0:1 przy Łazienkowskiej. Po tamtym meczu krytykowano mnie, dlatego bardzo zależało mi na dobrym wyniku. Pochodzę z Wielkopolski, mam tam sporą rodzinę i niemal wszyscy kibicują Lechowi. Chrzestny syna jest wielkim kibicem "Kolejorza", dlatego wygrana tym bardziej mnie ucieszyła. Żona pochodzi z Szamotuł i kiedy tam bywam, spotykam się z antypatią i nieprzychylnymi komentarzami. Niedzielny wynik tym bardziej cieszy.
Kuba Kosecki opowiadał po meczu, że uczulałeś go, by był przygotowany na podania za plecy obrońców.
- On jest niesamowicie szybki i musimy to wykorzystywać. Legia stara się grać krótkimi podaniami, ale atut, który ma "Kosa", może nam pomóc. Mówiłem mu przed meczem, żeby zbiegał do środka. A później zrobiłeś rajd przez pół boiska. - Po podaniu od Michała Żyro doszedłem do fajnej pozycji i kopnąłem obok Buricia. Gol, nic szczególnego.
Nie przesadzaj.
- No dobrze. Cieszę się, ale na zwycięstwo zapracował cały zespół. Fajnie, że w tym sezonie nie zależymy od jednegodwóch zawodników, tylko już dziewięciu graczy zdobyło gole. Danijel Ljuboja zawsze gra dobrze, Miro Radović strzela i asystuje, ale w ostatnich meczach trafiali także obrońcy: "Jędza" z Piastem, "Rzeźnik" z Jagiellonią, teraz ja w Poznaniu. Odpowiedzialność rozkłada się na wszystkich.
W kulisach po meczu z Poznania rzuciłeś w szatni hasło "jedziemy na wiśniówkę".
- Słyszałem już o tym, ale ja krzyknąłem "jedziemy na Warszawkę". Chodziło o to, żeby jak najszybciej się wykąpać, spakować i jechać do domu. Nie było żadnej wiśniówki, nikt nie zabiera tego typu rzeczy. Oczywiście w autobusie było wesoło, bo w Poznaniu nie wygraliśmy od kwietnia 2004 r.
Zapis całej rozmowy z Jakubem Wawrzyniakiem można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Gazety Wyborczej"
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.