Jan Mucha: Będziemy walczyć do upadłego
27.10.2006 09:07
Tęskni za górami, ale w stolicy też mu się podoba. Aż 14 miesięcy grzał ławę, czekając na swoją szansę. Opłaciło się. Występy w meczu, takim jak ten dzisiejszy, to wspaniała nagroda za cierpliwość. - Gadałem o tym spotkaniu z kolegami z zespołu i wiem, że to prawdziwa wojna, że kibice Widzewa nas dosłownie nienawidzą i zrobią prawdziwie piekło - mówi o dzisiejszym meczu w Łodzi słowacki bramkarz Legii, <b>Jan Mucha</b>. - Ale nie przestraszymy się i, jak to na wojnie, będziemy walczyć do upadłego.
Słowak długo był w cieniu Łukasza Fabiańskiego. Do Legii przyszedł tuż przed początkiem poprzedniego sezonu, ale kiedy jego koledzy zdobywali mistrzostwo Polski, on w lidze nie zagrał ani minuty.
- Wiedziałem, że długo będę musiał czekać na swoją szansę, że "Fabian", z którym będę rywalizował, to świetny bramkarz i wielka nadzieja Polski, a ja jako obcokrajowiec będę miał ciężko. Ale warto było czekać - przyznaje.
Janek nie zawiódł trenera Wdowczyka. Gra tak, że mucha nie siada.
Ten wasz żurek jest pyszny
- Mucha to fajne nazwisko, lubię je. W szkole koledzy wołali na mnie Bzuczo, czyli po waszemu Bzyczek - opowiada. - Zresztą ostatnio przeglądałem polskie gazety i widziałem, że jakaś wasza aktorka też się tak nazywa. Ania Mucha. Czy mi się podoba? No, niezła laska, ale więcej nie powiem - dodaje wyraźnie speszony. - Ja mam żonę i dziecko, mnie nie wolno o innych dziewczynach gadać! - śmieje się bramkarz Legii.
Żona Muchy, Simona, i mały synek, Jan Adam, mieszkają razem z nim w Warszawie.
- I tak jak mnie, bardzo im się tu podoba - mówi "Bzyczek". - Nie ma to jak nasze knedliczki, ale u was jedzenie też jest dobre. A ten was żurek - pycha! Na Słowacji dużo jest dobrych zup, ale tak dobrej jak żurek nie ma.
Mucha przyznaje jednak, że trochę tęskni za Słowacją.
- Najbardziej za górami. Pochodzę z pięknej okolicy, 20 kilometrów od granicy z Ukrainą. Jak się budzę rano i za oknem zamiast pięknych gór, widzę bloki, to czuję się trochę nieswojo. Ale takie jest życie piłkarza - dodaje. - A w moje rodzinne strony jeszcze wrócę, mam tam sporą działkę i założę na niej stadninę koni. Uwielbiam konie, od dzieciństwa zawsze byłem z nimi silnie związany.
Ma polską suczkę
W Warszawie Mucha koni nie hoduje. Ma za to psa, który wygląda prawie jak koń.
- Moja suczka to Polka, kupiłem ją 2 lata temu w Warszawie - opowiada. - Wtedy jeszcze nie grałem w Legii i do głowy mi nie przyszło, że kiedyś tu trafię. Chciałem kupić doga niemieckiego z rodowodem i znajomy mi załatwił takiego psa właśnie w Warszawie. To suczka, wabi się Lee i waży 70 kg. Jest bardzo spokojna, ale wygląda tak, że jak wyjdę z nią na spacer, to nikt mi nie podskoczy - śmieje się Janek.
Kontrakt z Legią kończy się Słowakowi w czerwcu.
- Chciałbym tu zostać dłużej - deklaruje. - A jak nie? To coś się znajdzie. Miałem oferty z Czech i Grecji, ale do Czech nie chciałem jechać, a Grecja to taki kierunek - jak to się u nas mówi - "na stare kolana", czyli na piłkarską emeryturę.
JAN MUCHA
Ur. 5 grudnia 1982 r. w Bela nad Cirochou (Słowacja)
Wzrost/waga: 189 cm/87 kg
Pozycja: bramkarz
Numer: 99
Kariera: Slovan Bela nad Cirochou, Inter Bratysława, MSK Żlina, Legia Warszawa
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.