Jan Pieszko: Deyna świetny, Brychczy jeszcze lepszy
26.12.2011 09:51
W 1966 roku Legia obchodziła jubileusz 50-lecia powstania klubu. Z tej okazji zaproszono do Warszawy praską Duklę i angielski Tottenham. Kilku legionistów nie mogło wziąć udziału w tym święcie ze względu na powołania do reprezentacji i posiłkowano się piłkarzami z innych wojskowych klubów. W ten sposób przy Łazienkowskiej pojawił się Jan Pieszko, grający wtedy dla Zawiszy Bydgoszcz. Z Duklą prowadzoną przez Jaroslava Vejvodę padł remis 1:1, a bramkę zdobył nie kto inny jak Pieszko. Po roku Czech został szkoleniowcem Legii i... - Zapytał gdzie jest ten mały czarny z ataku? Chcę go mieć w zespole. I tak dzięki Vejvodzie na stałe przeniosłem się do stolicy - wspomina na łamach tygodnika "Piłka Nożna" pan Jan.
Później było wiele sukcesów ale sam piłkarz jest niezwykle skromny w tym temacie. - Niewiele w tym było mojej zasługi, bo w tamtej Legii wielu piłkarzy często oddawało strzały na bramkę rywali. Szczególnie groźnie uderzał piłkę Kazio Deyna, a ze skrzydeł niepokoili bramkarzy Robert Gadocha i Janusz Żmijewski. Niemal każde ich dośrodkowanie sprawiało zamieszanie w polu bramkowym. Ja miałem za zadanie natychmiast po strzałach kolegów ruszać w kierunku bramki i wykończać akcję. Wiele goli strzeliłem po tym, jak bramkarze odbijali przed siebie piłki, bo nie byli w stanie ich złapać. Ustępowałem wszystkim polskim obrońcom wzrostem, dlatego głową, o ile pamiętam, zdobyłem tylko jedną bramkę - wspomina Pieszko.
Napastnik często wraca też do europejskich bojów legionistów. Za najlepszy mecz uważa pojedynek ze Standardem Liege - na wyjeździe 0:1 i w Warszawie 2:0 co skończyło się awansem do ćwierćfinału Pucharu Mistrzów. Chetnie wraca tez myślami do dwumeczu z UT Arad 2:1 i 8:0 oraz rywalizacji z Feyenoordem Rotterdam 0:0 i 0:2.
- Mieliśmy niezłą paczkę, wystarczy wymienić tylko tych z którymi dzieliłem pokoje podczas obozów - pomieszkiwałem z Gadochą, Żmijewskim i Brychczym. Lubiłem Bernarda Blauta, Grotyńskiego i Stachurskiego. Deyna chadzał najczęściej własnymi ścieżkami, był typem samotnika. W zespole panowała przyjacielska atmosfera, często spotykaliśmy się wieczorami na kawce w towarzystwie żon. Największą sławą, nie tylko w Polsce, cieszył się Deyna, ale pod względem umiejętności piłkarskich wszystkich bił na głowę Brychczy. Na boisku, gdy dostał piłkę, potrafił zrobić z nią wszystko. Robił na przykład zwód, po którym dwóch obrońców rywali biegło w jedną stronę, a Kici w przeciwnym kierunku biegł już z futbolówką przy nodze. Aż miło było patrzeć - wspomina po latach Pieszko.
Całe wspomnienia Jana Peszki można przeczytac w najnowszym wydaniu tygodnika "Piłka Nożna".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.