Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Krok po kroku do mistrzostwa

Mariusz Ostrowski

Źródło:

09.10.2008 12:15

(akt. 18.12.2018 21:26)

- Nie było oczywiście tak, że się baliśmy Lecha, bo pokonał czołową drużynę z Austrii i Szwajcarii. Nie baliśmy się też kibiców. Owszem, szanowaliśmy ich. Jednak Legia nie może bać się nikogo, a już na pewno nie rywali z krajowego podwórka. Chcemy walczyć o mistrzostwo Polski i czymś naturalnym jest, że musimy pokonywać takich przeciwników jak Lech czy Wisła - mówi trener warszawskiego zespołu <b>Jan Urban</b>
Z trenerem Legii Janem Urbanem rozmawia Sebastian Staszewski.Czy to przypadek, że od przyjścia Inakiego Astiza Legia od sześciu kolejek nie przegrała żadnego meczu? - Zupełny przypadek. Cały czas podkreślałem, że jest coraz lepiej. Czasem ktoś wypadał z powodu kontuzji czy wyjazdu na kadrę, ale ogólnie z treningu na trening było widać, że jest coraz lepiej. Inaki przyszedł w odpowiednim momencie, uspokoił obronę i na pewno przyczynił się do wygranych. Ale jak mówię, to zbieg okoliczności. Pański zespół złapał wreszcie odpowiednią formę? - W ostatnich meczach pokazaliśmy, że wszystko jest już dobrze. Zrobiliśmy troszeczkę na złość tym, którzy już nas skreślili. Drużyna złapała odpowiedni rytm i wygrywa. Mecz z Lechem to było takie spotkanie gdzie musieliśmy być bardzo silni zarówno umiejętnościami jak i psychiką. Udało się spełnić te wymagania, zabrakło tylko skuteczności. Legia w meczu z Lechem to drużyna o jakiej trener marzył? Z boku gra wyglądała naprawdę przyzwoicie. - Na pewno jeszcze nie, ale gra wyglądała naprawdę dobrze. Graliśmy na wyjeździe, przy znakomitej publiczności, z Lechem, zespołem ofensywnym, który u siebie strzela dużo bramek. Nasz bramkarz skapitulował a dodatkowo moim zdaniem byliśmy lepsi. Stworzyliśmy kilka ciekawych akcji, ale brakowało niestety ostatniego podania. Czyli bezbramkowy remis wywieziony z Poznania pana satysfakcjonuje? - Nie możemy narzekać. Jeden punkt to więcej niż zero. Szukaliśmy zwycięstwa i mogliśmy wygrać. Gdybyśmy się cofnęli różnie mogłoby to być. Zagraliśmy otwarty futbol z drużyną, którą zachwyca się cała Polska i moim zdaniem byliśmy lepsi. Chyba nie ma powodów do skrzywionej miny. Mecz Lecha i Legii oprócz aspektu sportowego miał inny podtekst. Po stronie Poznania niemal fanatyczna publiczność, która na meczach swojego zespołu zdziera gardła natomiast w Warszawie wciąż brak dopingu i protest. - Słuszna uwaga. Jeżeli my rozgrywalibyśmy mecze w takiej atmosferze i przy takich kibicach to bylibyśmy liderem tabeli i mieli kilka bramek strzelonych więcej. Lecha doping uskrzydla a przeciwnika deprymuje. U nas czegoś takiego nie ma. A wiem, że tak mogłoby być. Nie powiem, że jestem tym zaskoczony, bo protest trwa przecież prawie dwa lata, ale to właśnie najlepszy przykład. Właśnie w takich meczach to publiczność może pomóc strzelić tą decydującą bramkę. Tekesure Chinyama zachowywał się jednak niczym niedoświadczony junior i próbował oddawać strzały niemal z każdej pozycji, na jakiej znalazł się z piłką. Reprezentant Zimbabwe otrzymał w szatni burę? - Nie, nic podobnego. Tekesure ma bardzo dobre uderzenie z obu nóg i próbował to wykorzystać. Fakt, że dość często (śmiech). Próbował trochę ze zbyt dużej odległości, ale on jest napastnikiem i na nim spoczywa głównie ciężar zdobywania bramek. Bez strzałów tych bramek nie będzie. Choć widać było, że Chinyamie ten mecz nie wyszedł. Zupełnie na innym biegunie był Ariel Borysiuk. Zaledwie 17-latek imponował na boisku spokojem i trafnymi decyzjami. - Ariel od kilku spotkań pokazywał, że jest w formie i można na niego liczyć. Chłopak jest kibicem Legii i w meczu z Lechem pokazał, że oddaje temu zespołowi serce. Ma 17 lat, a gra jednak bardzo dojrzale prawda? Czynniki zewnętrzne nie mają na niego większego wpływu. Jego kariera toczy się wzorcowo. W niedługim czasie Legia, ale również reprezentacja powinna mieć z niego duży pożytek. Ale spokojnie, żeby mu się w głowie nie poprzewracało. Widział pan ogromną flagę, którą zaprezentowali kibice Lecha "Zniknie Warszawa jak jawa, jak sen" z krajobrazem zrujnowanej stolicy? - Tak. Nie była to przesada ze strony poznańskich kibiców? - Nie przywiązuje do tego wagi. Kibice na wyjazdach robią wszystko, aby nas zdeprymować. Przekleństwa, obraźliwe hasła - do tego jesteśmy przyzwyczajeni. Nie sądzę, że kibice chcieli nawiązać do wydarzeń z 1944 roku i zakpić z nich. Znane są stosunki fanów obu zespołów i to jest walka na doping. Zresztą nie tylko Lech napina się na Legię. My przyzwyczailiśmy się do tego, że na mecz z Legią każdy zespół motywuje się podwójnie. Wierzę, że ten transparent nie miał podtekstów historycznych. W dziewiątej kolejce Legia zmierzy się z Łódzkim Klubem Sportowym… - Moi piłkarze do każdego spotkania podchodzą tak jak do spotkania z Lechem. Szanujemy każdego rywala i z każdym chcemy grać na maksimum. Podejdziemy do tego spotkania w pełni zmobilizowani. Tak po prostu musi być. Ligę wygra ten, który straci najmniej punktów w meczach z tymi teoretycznie słabszymi drużynami. … a już w kolejnej rundzie ponownie szlagier naszej ligi. Tym razem Wisła - Legia. - Wiedziałem, że pan to powie (śmiech). Najpierw mamy jednak ŁKS a dopiero po łodzianach pomyślimy o Wiśle. Niech pan pamięta, że w tabeli punkty z ŁKS są tak samo ważne jak te z Krakowa. Co z tego, że wygramy z krakusami jak zremisujemy czy nawet przegramy z ŁKS? Pełne skupienie w każdym meczy. To klucz do sukcesu. Plan minimum to pewnie remis tak jak w meczu z Kolejorzem? - Można tak powiedzieć, ale my zawsze gramy o komplet punktów. Mieliśmy wpadkę z Odrą i o niej zapomnieliśmy. Trudno. Teraz Legia nie pamięta o tym, co było a widzi tylko przyszłość. Krok po kroku i walczymy o mistrza.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.