Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Nie myślę obsesyjnie o zwolnieniu

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

02.04.2009 01:58

(akt. 17.12.2018 23:59)

- Jako piłkarz zależałem tylko od siebie. Kiedy byłem w formie, nie musiałem się martwić. Jako trener zależę od piłkarzy. Dlatego ta praca jest trudniejsza. Prowadzenie drużyny to stan nieustannego zmartwienia, bo jak jeden zawodnik nie ma kłopotów, to ma je inny. Trzeba ich wszystkich zebrać do kupy w możliwie najlepszy zespół. I często przyznać, że błędy zawodników to moje własne błędy - mówi w wywiadzie dla "Gazety Wyborczej" trener Legii Warszawa, <b>Jan Urban</b>.
W sobotę mecz z Arką. Ostatni wyjazd Legii do Białegostoku zakończył się porażką. A gdyby tak w Gdyni ktoś zaproponował panu jeden punkt? - I co by pan chciał usłyszeć? Że się zgadzam? Że trener drużyny, która ma być mistrzem Polski, chce to osiągnąć remisami? Jedziemy do Gdyni po zwycięstwo, choć nikt nie da nam gwarancji, że limit strat wiosną już wyczerpaliśmy. Plujemy sobie w brodę za porażkę z Jagiellonią. Zwłaszcza że w Białymstoku prowadziliśmy 1:0, a w przypadkach, gdy pierwsi zdobywaliśmy gola, dotąd nie przegrywaliśmy. Stało się. Można było zbliżyć się do Lecha, wygrywając u siebie z Górnikiem. I też nic. Z drugiej strony jak zły musiał być na siebie Lech, gdy w Poznaniu z Arką nie wykorzystał okazji, by uciec nam na pięć punktów. Z tego bezbramkowego remisu można było się jednak dowiedzieć, jakie problemy czekają na nas w Gdyni. - Wszyscy, którzy walczą o tytuł, mają swoje słabości, nikt nie gra wiosną wybitnie. Dlatego mimo straty aż siedmiu punktów w czterech meczach wciąż mistrzostwo dla Legii jest realne. Ale o kolejnych stratach nawet nie myślę. Mamy teraz odrabiać, a nie tracić. Wyjazd do Gdyni to dla pana pojedynek z Czesławem Michniewiczem? - W żadnym razie. Nie ma w tym nic osobistego. To jest mecz Arki z Legią. Oba zespoły mają zupełnie inne cele: my chcemy być mistrzem, Arka utrzymać się w lidze. Są na wysokim ósmym miejscu, ale mają tylko cztery punkty więcej niż 14. w tabeli Odra Wodzisław. Nawet gdyby jednak mieli swój cel w kieszeni, z Legią zagraliby na 100 procent. To dla nich prestiżowy mecz. Presja kibiców w Gdyni, by ich drużyna podarowała im zwycięstwo nad Legią, będzie bardzo duża. Pan się chyba nie martwi, że gracie na wyjeździe, bo trudno uznać, że publiczność na stadionie przy Łazienkowskiej jest 12. piłkarzem Legii. - Niech pan sobie wyobrazi, że się martwię. Bo w meczach wyjazdowych wypadamy zdecydowanie słabiej. U siebie nie przegraliśmy meczu, na wyjeździe już cztery. I tu mamy największe rezerwy. Bez zwycięstw poza domem nie wykonamy naszych planów. Trzeba zacząć w Gdyni. Najwyższy czas. Czuje się pan na stanowisku pewnie czy tylko w miarę pewnie? - W klubie każdy ma swoją robotę. Zarząd zatrudnia i zwalnia trenera, trener pracuje z drużyną i odpowiada za jej styl i wyniki. Ja uważam, że wiosną zagraliśmy tylko jeden wybitnie słaby mecz. Derby z Polonią, których akurat nie przegraliśmy. Inne rezultaty wiosenne mnie jednak nie zadowalają, a przecież trener żyje z wyników. W każdej chwili zarząd ma prawo zdecydować, że Urban zostaje zwolniony. Biorę to pod uwagę, ale nie myślę o tym obsesyjnie, bo odbijałoby się to na drużynie. Kiedyś pana hiszpański asystent "Kibu" powiedział, że Legia ma być polską Barceloną. Brzmi nieźle. Pan też uważa Barcelonę za wzór do przeniesienia do Polski? - "Kibu" miał pewnie na myśli możliwości naszej pomocy. Giza, Iwański, Roger to piłkarze jak na naszą ligę dobrze wyszkoleni. Oni mogą zapewnić nam techniczną przewagę w środku pola. Ich wadą jest jednak to, że za słabo grają w defensywie. Muszą odbierać więcej piłek. W grze bez piłki Legia ma największy problem. Chce pan zmusić Rogera do gry w defensywie? To nie będzie łatwe. - Akurat do Rogera można mieć żal o co innego. On potrafi zagrać taką piłkę jak nikt w naszej lidze. Tak podał do Chinyamy w meczu z Górnikiem, a ten zmarnował sytuację sam na sam. Tak samo wybitne zagranie otworzyło Jeleniowi drogę do bramki w Belfaście w meczu kadry z Irlandią Płn. Ale Roger nie jest w formie. Gdyby był, miałby takich podań kilka lub nawet kilkanaście w każdym meczu. A ma jedno lub dwa. I to jest problem. Pytany o wiosenne kłopoty Legii Maciej Iwański powiedział: "Zapomnieliśmy wszystko, co wytrenowaliśmy zimą". Ręce panu nie opadają? - Chodziło mu o sparingi na zgrupowaniu w Hiszpanii. Graliśmy z silnymi rywalami, potrafiliśmy długo trzymać piłkę i osiągać dobre wyniki. Potem przyszły jednak treningi w Niemczech i w Polsce na zmrożonych boiskach, gdzie radziliśmy sobie znacznie gorzej. Tak jakbyśmy zapomnieli, co dobre. Można powiedzieć, że rundę wiosenną zaczęliśmy "po niemiecku", a nie "po hiszpańsku". Trzej obrońcy - Szala, Komorowski, Kumbev - są kontuzjowani. Martwi to pana przed meczem z Arką? - Kiełbowicz pokazał z Górnikiem, że jest w niezłej formie. Razem z Astizem, Choto i Rzeźniczakiem zapewniają Legii solidny blok obronny. Straciliśmy najmniej goli w lidze. Kontuzjami obrońców się nie zadręczam. Chinyama zdobywa mało bramek. Kiedy do gry wróci Szałachowski? - Jeśli w tym sezonie, to pod koniec. Szałachowski trenuje z drużyną, ale o obciążeniach decyduje sam. Gdy tylko zaczyna go boleć, odpuszcza. Trzeba jeszcze czasu, by wrócił do zdrowia. Na razie liczę na innych. Nie irytują pana gracze, którym do klasy Urbana piłkarza tak daleko? - Dzięki za komplement w imieniu Urbana piłkarza. Zaczynając pracę trenera, wiedziałem jednak, że to nie rzeczywistość będzie musiała się dostosować do mnie, ale ja do rzeczywistości.

Polecamy

Komentarze (10)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.