Jan Urban: Nikt nie mówił, że będzie łatwo
13.03.2008 09:39
- Sprowadzamy zawodników młodych, którzy nie zawsze już na początku są w stanie sprostać oczekiwaniom. Polityka klubu jest taka, a nie inna. Nasza kadra też jest taka, a nie inna, ale dopiero w przyszłości przekonamy się, kto miał rację. Na razie Wisła sprowadza piłkarzy jak na nasze warunki bardzo dobrych, ale co będzie jeśli w Lidze Mistrzów nie zagra? Zobaczymy, czy te wszystkie jej inwestycje były opłacalne - podsumowuje aktualną sytuację w Legii, trener <b>Jan Urban</b>.
Jak się czuje człowiek, który ograł Beenhakkera?
- Bez przesady. To był tylko sparing. Poza tym pamiętajmy, że Beenhakker nie miał do dyspozycji najlepszych polskich ligowców. W tym, że moja drużyna grała składniej niż drużyna selekcjonera, nie było mojej zasługi. Po prostu obcokrajowcy chcieli pokazać, że stanowią o sile naszej ligi.
Ilu jeszcze musimy znaturalizować piłkarzy, abyśmy zostali mistrzem Europy?
- Wyczuwam ironię, ale na całym świecie jest tak, że trenerzy chcą wzmocnić swoje kadry w ten sposób. Roger, jeśli będzie w formie, wzniesie reprezentację Polski na jeszcze wyższy poziom. To zupełnie inny typ pomocnika od tych, których my mamy. Wiadomo - Brazylijczyk, świetny technicznie, wszechstronny. Leo Beenhakker może ustawiać go, gdzie chce.
Beenhakkerowi podoba się, że potrafi pan trzymać się swojego zdania w jego obecności. Podobno jest panem zachwycony, a trudno go zachwycić, jeśli się nie jest piłkarzem. Jak pan robi?
- Wcześniej spotkaliśmy się tylko raz - na zgrupowaniu w Turcji. Cieszę się, że wywarłem na nim dobre wrażenie, bo chyba takie ono było, skoro zaproponował, żebym pomagał kadrze na mistrzostwach Europy. Ale czy jest mną zachwycony, to nie wiem.
Beenhakkerowi imponuje nie tylko pańska znajomość języków, ale również to, że potrafi pan pokazać na przykład Brożkowi, jak należy ustawić stopę przy strzale.
- Trzymam się chyba nieźle, więc mogę zademonstrować kilka ćwiczeń. Taka jest moja rola i nie pozwolę sobie, aby jakiś zawodnik nie słuchał moich uwag. To by było nierozsądne z jego strony.
Podobno jest pan zbyt miły dla swoich piłkarzy.
- Sam pan powiedział - podobno. Nikt nie lubi, jak się go publicznie miesza z błotem. Ja mam swoje sposoby wpływania na zawodników. Wszyscy w Legii wiedzą, że Urban jest spokojny, ale jak trzeba uderzyć ręką w stół, to nie mam z tym problemu. I nieważne, czy dotyczy to piłkarza młodego, średniej klasy, czy kapitana drużyny. Dla mnie zawsze ważniejszy od jednostki jest kolektyw.
Praca w kadrze jest dla pana pociągająca?
- Na dzień dzisiejszy nie, bo w ogóle nie myślę o kadrze. Na razie zamierzam zdobywać doświadczenie, a przy kimś takim jak Beenhakker przychodzi to bardzo szybko. Chcę się kształcić, aby utrzymać się na powierzchni. Na razie na niej jestem, ale co będzie za cztery lata, tego nie wiem. O pracę w tym zawodzie nie jest łatwo. Trener jest zależny tylko i wyłącznie od wyników. Nie wszyscy patrzą na to, jak kto pracuje i nie wszyscy są cierpliwi.
Właściciele Legii są cierpliwi?
- Myślę, że tak. Chociaż w przypadku zespołu, który walczy o najwyższe cele, jeden jedyny mecz może diametralnie zmienić opinię na jego temat.
Na przykład taki mecz jak ten z Zagłębiem Sosnowiec?
- Tak. Gdybyśmy go wygrali, być może bylibyśmy jedyną drużyną, która ma jeszcze jakieś nadzieje na mistrzostwo. Teraz, będąc realistą, trzeba zapomnieć o patrzeniu w górę i oglądać się w dół. A nie, przepraszam... Teraz w górę też.
Kiedy pan stracił nadzieję na mistrzostwo z Legią? Dopiero w piątek?
- Tak. Nie można sobie pozwolić na takie porażki, jeśli się myśli o tytule. Małym pocieszeniem jest to, że byliśmy lepsi, bo kogo to teraz interesuje?
Co pan zrobił po tej porażce? Zamknął się w domu i założył słuchawki na uszy?
- Nigdzie się nie chowałem. Udzieliłem bardzo wielu wywiadów. W Hiszpanii nauczyłem się, że z każdej sytuacji trzeba wyjść z twarzą. Nie można chować się po kątach. Nie może być tak, że gdy wygrywam, to chodzę z głową zadartą do góry, a gdy przegrywam, to zachowuję się tak, jakbym wstydził się wszystkich piłkarzy Legii.
Ukarał pan kogoś po spotkaniu w Sosnowcu?
- Po takich meczach nie ma sensu nikogo dobijać. I tak piłkarze byli załamani. Gdybyśmy w takiej formie psychicznej przystąpili do meczu z Zagłębiem Lubin, to zaraz dostalibyśmy w łeb. Szacunku do swojej osoby nie narzucałem piłkarzom siłą, tylko go zdobyłem. Z tego mogę być dumny.
Na ilu zawodnikach się pan zawiódł?
- Na kilku na pewno. Myślałem, że niektórzy w inny sposób potraktują to, że przychodzi nowy trener i trzeba się pokazać. A na ilu konkretnie? Nie będę panu ułatwiał zadania.
Marcin Burkhardt powiedział mi, że wypomina mu pan brak waleczności. Nie można jednak - twierdzi - walczyć ciągle z tyłu, jak się chce grać do przodu. Denerwuje pana takie tłumaczenie?
- Być może przyjdzie taki czas, że Marcin trafi do klubu, w którym będzie grał tylko do przodu. Na razie musi się dostosować do trenera, jakiego ma. Jeśli trafi na takiego szkoleniowca, który mu powie, że ma grać tylko do przodu, to pogratuluję Marcinowi.
A ilu wojowników panu brakuje?
- Oj, wielu. Są takie momenty, gdy trzeba włożyć nogę w niebezpieczne miejsce, gdzie trzeba zaryzykować słabszą kość. Nie mam takich ryzykantów, ale co zrobię? Zmienię zawodników, to zaraz pojawią się głosy, że coś jest nie tak z widowiskowością gry.
Dlaczego Legia, która wydaje 800 tys. euro na Radovicia, ma tak ubogą ławkę rezerwowych?
- Bo sprowadzamy zawodników młodych, którzy nie zawsze już na początku są w stanie sprostać oczekiwaniom. Polityka klubu jest taka, a nie inna. Nasza kadra też jest taka, a nie inna, ale dopiero w przyszłości przekonamy się, kto miał rację. Na razie Wisła sprowadza piłkarzy jak na nasze warunki bardzo dobrych, ale co będzie jeśli w Lidze Mistrzów nie zagra? Zobaczymy, czy te wszystkie jej inwestycje były opłacalne.
Pan ma dużo do powiedzenia w polityce transferowej Legii?
- Dużo, ale tylko do czasu, gdy zaczyna się dyskusja o pieniądzach. Wówczas już niewiele.
Roman Kosecki mówi, że legioniści mają strach w oczach. Mielcarski - że walczycie o miejsce w środku tabeli. Ma pan dość krytyków?
- Z doświadczenia wiem, że od krytyki do pochwał jest bardzo mały kroczek.
Czy szczecińskie zgrupowanie było miłym oderwaniem się od ligi?
- Oczywiście. Ale przed niczym nie uciekłem. Najlepszym lekarstwem na to wszystko co się wokół nas w Legii dzieje, jest zwycięstwo z Zagłębiem Lubin. Mamy wiele problemów, także ten z kibicami, ale kto powiedział, że będzie łatwo?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.