Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Porażka z Wisłą była wkalkulowana

Redakcja

Źródło: Gazeta Wyborcza

12.05.2009 00:34

(akt. 17.12.2018 18:55)

- Nie przegraliśmy jeszcze mistrzostwa. Puchar pokpiliśmy w pierwszym meczu. A porażka z Wisłą była wkalkulowana. Przecież nie graliśmy z jakimiś "ogórkami", tylko z dobrą drużyną. Przegraliśmy jednak na własne życzenie. Nie powinniśmy wyjechać z Krakowa z niczym. Mamy tyle samo punktów co wicelider i o punkt mniej niż lider. Straciliśmy ten komfort, że zależymy tylko od siebie. Teraz musimy wygrywać i oglądać się na innych - mówi w rozmowie z dziennikarzem "Gazety Wyborczej" trener Legii Warszawa, <b>Jan Urban</b>.
Widzi pan jeszcze szanse na mistrzostwo? - Zostały trzy kolejki, w tym sezonie każdemu trudno wygrać na wyjeździe. Wisłę czekają pojedynki w Łodzi i Gdańsku, Lech przyjeżdża do Warszawy na Polonię, która walczy o puchary. Czemu mam nie wierzyć, że gdzieś stracą punkty? W czterech ostatnich meczach, licząc Puchar Polski, Legia strzeliła jednego gola. Samobójczego, w ostatniej minucie z ŁKS. - Pilarz z Ruchu bronił przeciwko nam znakomicie. W Krakowie i z ŁKS brakowało skuteczności, choć okazje były. Szkoda, że nawet nie trafialiśmy w bramkę. Ale nie mam pretensji do Chinyamy. On nam nastrzelał tyle goli i wywalczył tyle punktów, że właściwie dzięki niemu cały czas liczymy się w walce o tytuł. Jestem pewny, że on najbardziej ze wszystkich chciał strzelić w Krakowie. Przecież walczy o koronę króla strzelców z Pawłem Brożkiem i gdzie jak nie na Wiśle bramka smakowałaby najlepiej. Da się wytłumaczyć, dlaczego nie trafiał? - Może dam panu numer do psychologa i z nim pan porozmawia. Ja nie wiem. Wkurzają mnie takie pytania. Przecież zdarza się nie trafiać z paru metrów. Takie okazje marnuje nie tylko Chinyama, zapewniam. Wystarczy obejrzeć skróty z meczów lig europejskich. Po stracie piłki przez Chinyamę Wisła wyprowadziła kontrę i strzeliła gola. - Ale stracił ją na połowie przeciwnika! Akcja trwała jeszcze długo, powinniśmy przerwać ją wcześniej, ale zamiast agresywnie podejść do wiślaków, pilnowaliśmy ich zbyt luźno. Nie wieszajmy psów na "Tejksiu". Ale po meczu przyznał pan, że w przerwie rozmowa z Chinyamą była ostra. - Bo być musiała. W ogóle się nie angażował, nie pomagał. Ale mocne słowa padły nie tylko pod jego adresem. Innych też trzeba było "ruszyć". Po meczu poklepałem "Tejksia" po plecach, bo wiem, że chciał jak najlepiej. Dlaczego tak słabo grał Descarga, który zagrał 61 meczów w Primera Division? - Brakuje mu spotkań w lidze, dotąd był tylko rezerwowym. W niedzielę trafił na zawodników, którzy potrafią grać w piłkę, i wykorzystali jego błędy. Kilkanaście dni temu mówił pan, że Iwański czy Astiz powoli dochodzą do formy. Sezon już się kończy, a oni wciąż bez formy! - To prawda. Więcej nie powiem, bo co mam powiedzieć? Na Rogera też liczyłem i na Radovicia. Ale bez ich dobrej dyspozycji mimo wszystko potrafiliśmy odrobić straty, zostać liderem. Nie utrzymaliśmy tego, choć w Krakowie mieliśmy lepsze okazje od wiślaków. Jak się nie strzela, to się przegrywa. Ale gramy do końca. Jak wygramy trzy mecze, to wierzę, że zostaniemy mistrzem Polski. Przez godzinę wyglądało, jakby Wisła zdominowała Legię. Dopiero od 60. minuty przejęliście inicjatywę. - Kiedy dobrze pilnowaliśmy rywali, używali dalekich podań, z których nic nie wynikało. Wisła stworzyła sobie sytuacje nie dzięki grze atakiem pozycyjnym czy grze kombinacyjnej, ale przez nasze głupie straty i błędy w środku boiska czy nawet w obronie. W drugiej połowie nie mieliśmy nic do stracenia, zaatakowaliśmy. Zmiany były wymuszone kontuzjami Descargi i Borysiuka. Miałem zmienić napastnika? Na kogo? Na ławce nie widziałem nikogo, kto mógłby zastąpić "Tejksia". Wychodzą wam niespełnione i chybione transfery? - Wychodzą, pewnie, że wychodzą. Ale nie lubię rozpamiętywać tego, co było dwa czy trzy miesiące temu. Nie wykorzystują szansy Ostrowski, Rocki, Kumbev, Descarga. O Arruabarenie czy Tito nie warto wspominać. - Zgodzę się z panem. To jest realna ocena. Ale jutro Ostrowski może zacząć pomagać drużynie. Zaadaptowanie się w Warszawie kosztuje go więcej niż innych zawodników. Ma 27 lat, ale przed przyjściem do nas rozegrał w lidze 16 meczów. Ma życiową szansę. W Śląsku pokazał, że umie grać w piłkę, mieliśmy informacje, że jest pewny siebie, nie boi się. Jeśli nie poradzi sobie z presją w Legii, nie będzie tu grał. To proste. To się tyczy też paru innych zawodników. Na całym świecie najlepsze kluby kupują zawodników wyróżniających się w słabszych zespołach. I też zdarza się, że sobie nie radzą. W meczu z Lechem dominowaliście tylko 30 minut? Maciej Rybus skarżył się, że nie miał siły. - Może za dużo fajek wypalił? To młody chłopak, mógł powiedzieć, że się źle czuł, a nie opowiadać takie rzeczy. W Krakowie siły nagle odzyskał? Nie ma pan pretensji do 20-letniego talentu, że pali papierosy? - Pewnie, że mam. Ale co zrobię? Zamknę go u siebie w domu? Rozmawiałem z nim wiele razy, nie tylko ja zresztą. Młodzież ma różnego rodzaju wyskoki i pomyłki. Od tego nigdy nie uciekniemy. Gdzie indziej jest to samo. 17-letni Ariel Borysiuk poradził sobie w Krakowie? - Uważam, że tak. W takich meczach zdobywa bezcenne doświadczenie, dobrze zagrał w Poznaniu. Z Wisłą naciągnął mięsień i poprosił o zmianę. Inaczej grałby dłużej. On wykorzystuje swoje szanse. Zadowolony jest pan z wykonywania przez Legię stałych fragmentów? - Gdyby Roger trafił w ostatniej minucie, mówilibyście, że potrafimy strzelać po rzutach rożnych. Wszystko zależy od wykonującego rzuty wolne czy rożne. Jeśli jest dobre dogranie, są szanse na gole. Gdy podanie jest za słabe i trafia w najbliższego rywala albo za mocne i łapie je bramkarz, trudno mówić o winie tych, którzy są w polu karnym. W niedzielę mecz z Polonią Bytom. Zrobi pan rewolucję w składzie? Ławka rezerwowych krótka, zmiennicy słabi... - Sam pan sobie odpowiedział na pytanie. Rewolucji w sobotę nie będzie.

Polecamy

Komentarze (61)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.