Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jan Urban: Przed nami trudna wiosna

Marcin Szymczyk

Źródło:

29.12.2008 13:38

(akt. 18.12.2018 11:13)

- Cały czas myślę o Legii, z którą czeka mnie trudna wiosna, bo przed nami tylko trzynaście meczów. A cel jest jeden: mistrzostwo Polski i nikt w klubie inaczej na to nie patrzy. Czego sobie życzę w nowym roku? Sportowych sukcesów, a te oznaczać będą sukcesy Legii. Chciałbym zaznaczyć w Legii swoją obecność, a mogę to zrobić wyłącznie poprzez wynik sportowy, czyli zdobycie mistrzostwa Polski - mówi trener Legii Warszawa <b>Jan Urban</b>.
Gdzie Pan spędził święta Bożego Narodzenia? - W Jaworznie, w gronie rodzinnym. Dzieci z Hiszpanii też dojechały. Nie lubię mówić o prywatnych sprawach, zatem więcej nie powiem. Wybierze się Pan w Hiszpanii na jakiś mecz Osasuny? - Jak będzie okazja, to pójdę na mecz. Nie znam jednak terminarza rozgrywek i nie wiem, czy Osasuna będzie akurat grała u siebie, gdy będę w Pampelunie. Nie ciągnie Pana do swojego dawnego klubu? Może Pan teraz pochwalić się, że z Legią zajmuje drugie miejsce w tabeli, a Osasuna jest na razie ostatnia. - To, że byłem przymierzany do trenera Osasuny, to już zamierzchła historia. Rozgrzebywanie tego nie ma sensu. W klubie nie żyją przeszłością. Ani oni, ani ja na to tak nie patrzymy. Idziemy do przodu i tylko to się teraz liczy. Jadę tam, ale myślę cały czas o Legii, z którą czeka mnie trudna wiosna, bo przed nami tylko trzynaście meczów. A cel jest jeden: mistrzostwo Polski i nikt w klubie inaczej na to nie patrzy. Popuścił Pan pasa na święta? - Trochę się objadłem. Jak zwykle przy świętach. Jednak nie przesadziłem, choć biesiadowaliśmy do drugiej. Był karpik smażony. Za tym w galarecie nie przepadam. Żurek i inne potrawy. Z utrzymaniem wagi nie mam problemów, więc nie musiałem się oszczędzać. Czy był jakiś hiszpański specjał? - Było wino hiszpańskie, czerwone. I turony, czyli hiszpańskie słodycze w postaci czekoladowej mieszanki. W Hiszpanii to wielka świąteczna tradycja. W Polsce też już można je kupić. Wszystko więc się powoli do siebie upodabnia. - Różnica polega na tym, że w Hiszpanii na wigilię, która też jest obchodzona bardzo uroczyście, rodzinnie, je się wszystko, bez ograniczeń, a u nas są tradycyjne postne potrawy, obowiązkowo dwanaście. No i w Hiszpanii 26 grudnia to już jest normalny dzień pracy, a nie drugi dzień świąteczny. Co Pan dostał pod choinkę? - Jak to co? Prezenty! Nieważne, co dostałem i co dałem. Ważna jest fajna atmosfera. Po kolacji, gdy każdy otwiera podarki, stwarza to niepowtarzalny klimat. Miał Pan jakieś specjalne życzenia do Świętego Mikołaja? - Miałem. Święty Mikołaj był 6 grudnia i wtedy z Bełchatowem wygraliśmy. Bardziej Pan lubi spędzać Święta Bożego Narodzenia w Hiszpanii, czy może w Polsce? - Jak z rodziną, to wszystko mi jedno. Zawsze w Jaworznie spędzamy je w większym gronie. Dużo gości znacznie łatwiej zaprosić w Polsce. A w Pampelunie nie zawsze się to udaje. Poza tym w Hiszpanii przerwa świąteczna jest krótsza niż w Polsce. Liga gra jeszcze tuż przed wigilią i niemal od razu po Nowym Roku. Nie ma czasu na biesiadowanie. Gdy Pan pojedzie do Hiszpanii, to bardziej pobyć w domu w Pampelunie czy pojeździć po kraju? - Posiedzę w domu. Odwiedzę kilku znajomych, przyjaciół. Latem nie miałem okazji, bo byłem na Euro. Dostał Pan prezent od prezesa Mariusza Waltera? - Dostałem życzenia na święta, jak wszyscy. Oczywiście nie zabrakło życzeń zdobycia mistrzostwa Polski. Jednak w Legii wszyscy mi tego życzą. W Osasunie obchodzi się, jak w Legii, tradycyjną klubową wigilię? - Jest tam taka świąteczna kolacja, w której uczestniczą działacze klubu, pracownicy i przedstawiciele mediów. Zalecił Pan piłkarzom Legii przed wyjazdem na święta pilnowanie wagi? - Mamy ustalone zasady. Jest karomierz. Drogi jest każdy zbędny kilogram. Zawodnicy wiedzą, że muszą się pilnować. Jak z tym jest w Osasunie? Piłkarze trzymają tam wagę? - Gdy grałem czy prowadziłem drużynę, to każdy zawodnik obowiązkowo codziennie się ważył. Raczej nic się w tym względzie nie zmieniło. Przerwa w Hiszpanii jest zbyt krótka, by zawodnicy zdążyli się utuczyć. Nie mogą sobie zresztą na to pozwolić. Każdy tam dba o siebie i wie, co ma do stracenia. Gdzie powita Pan Nowy Rok? - Zapewne w Pampelunie. A pod tym względem sylwester jest tam zupełnie inny niż w pozostałych hiszpańskich miastach. Najpierw jest uroczysta kolacja. Po niej ludzie się przebierają i ruszają w miasto. Wszyscy głównie bawią się na rynku. To jakby początek karnawału. Pana najbardziej pamiętna zabawa sylwestrowa? - Czy ja wiem? Byłem tu i tam, lecz nic wyjątkowego nie zapamiętałem. Najważniejsze, by się dobrze bawić i wyszaleć. Oczywiście do białego rana. Bo to jest przecież odpowiedni moment na taki relaks. Czego Panu życzyć w 2009 roku? - Sportowych sukcesów, a te oznaczać będą sukcesy Legii. Ubiegłoroczne życzenia raczej się Panu nie spełniły? - Na pewno były podobne. Przewaga Wisły zimą była jednak tak duża, że trudno było zrealizować cel. Teraz sytuacja jest zupełnie inna. I chyba łatwiej życzenia będzie spełnić. Jan Urban myśli po cichu o przejęciu schedy po Leo Beenhakkerze? - Nie myślałem ani po cichu, ani głośno. Chciałbym zaznaczyć w Legii swoją obecność, a mogę to zrobić wyłącznie poprzez wynik sportowy, czyli zdobycie mistrzostwa Polski.

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.