Jan Urban: Przed nami trudna wiosna
29.12.2008 13:38
- Cały czas myślę o Legii, z którą czeka mnie trudna wiosna, bo przed nami tylko trzynaście meczów. A cel jest jeden: mistrzostwo Polski i nikt w klubie inaczej na to nie patrzy. Czego sobie życzę w nowym roku? Sportowych sukcesów, a te oznaczać będą sukcesy Legii. Chciałbym zaznaczyć w Legii swoją obecność, a mogę to zrobić wyłącznie poprzez wynik sportowy, czyli zdobycie mistrzostwa Polski - mówi trener Legii Warszawa <b>Jan Urban</b>.
Gdzie Pan spędził święta Bożego Narodzenia?
- W Jaworznie, w gronie rodzinnym. Dzieci z Hiszpanii też dojechały. Nie lubię mówić o prywatnych sprawach, zatem więcej nie powiem.
Wybierze się Pan w Hiszpanii na jakiś mecz Osasuny?
- Jak będzie okazja, to pójdę na mecz. Nie znam jednak terminarza rozgrywek i nie wiem, czy Osasuna będzie akurat grała u siebie, gdy będę w Pampelunie.
Nie ciągnie Pana do swojego dawnego klubu? Może Pan teraz pochwalić się, że z Legią zajmuje drugie miejsce w tabeli, a Osasuna jest na razie ostatnia.
- To, że byłem przymierzany do trenera Osasuny, to już zamierzchła historia. Rozgrzebywanie tego nie ma sensu. W klubie nie żyją przeszłością. Ani oni, ani ja na to tak nie patrzymy. Idziemy do przodu i tylko to się teraz liczy. Jadę tam, ale myślę cały czas o Legii, z którą czeka mnie trudna wiosna, bo przed nami tylko trzynaście meczów. A cel jest jeden: mistrzostwo Polski i nikt w klubie inaczej na to nie patrzy.
Popuścił Pan pasa na święta?
- Trochę się objadłem. Jak zwykle przy świętach. Jednak nie przesadziłem, choć biesiadowaliśmy do drugiej. Był karpik smażony. Za tym w galarecie nie przepadam. Żurek i inne potrawy. Z utrzymaniem wagi nie mam problemów, więc nie musiałem się oszczędzać.
Czy był jakiś hiszpański specjał?
- Było wino hiszpańskie, czerwone. I turony, czyli hiszpańskie słodycze w postaci czekoladowej mieszanki. W Hiszpanii to wielka świąteczna tradycja. W Polsce też już można je kupić.
Wszystko więc się powoli do siebie upodabnia.
- Różnica polega na tym, że w Hiszpanii na wigilię, która też jest obchodzona bardzo uroczyście, rodzinnie, je się wszystko, bez ograniczeń, a u nas są tradycyjne postne potrawy, obowiązkowo dwanaście. No i w Hiszpanii 26 grudnia to już jest normalny dzień pracy, a nie drugi dzień świąteczny.
Co Pan dostał pod choinkę?
- Jak to co? Prezenty! Nieważne, co dostałem i co dałem. Ważna jest fajna atmosfera. Po kolacji, gdy każdy otwiera podarki, stwarza to niepowtarzalny klimat.
Miał Pan jakieś specjalne życzenia do Świętego Mikołaja?
- Miałem. Święty Mikołaj był 6 grudnia i wtedy z Bełchatowem wygraliśmy.
Bardziej Pan lubi spędzać Święta Bożego Narodzenia w Hiszpanii, czy może w Polsce?
- Jak z rodziną, to wszystko mi jedno. Zawsze w Jaworznie spędzamy je w większym gronie. Dużo gości znacznie łatwiej zaprosić w Polsce. A w Pampelunie nie zawsze się to udaje. Poza tym w Hiszpanii przerwa świąteczna jest krótsza niż w Polsce. Liga gra jeszcze tuż przed wigilią i niemal od razu po Nowym Roku. Nie ma czasu na biesiadowanie.
Gdy Pan pojedzie do Hiszpanii, to bardziej pobyć w domu w Pampelunie czy pojeździć po kraju?
- Posiedzę w domu. Odwiedzę kilku znajomych, przyjaciół. Latem nie miałem okazji, bo byłem na Euro.
Dostał Pan prezent od prezesa Mariusza Waltera?
- Dostałem życzenia na święta, jak wszyscy. Oczywiście nie zabrakło życzeń zdobycia mistrzostwa Polski. Jednak w Legii wszyscy mi tego życzą.
W Osasunie obchodzi się, jak w Legii, tradycyjną klubową wigilię?
- Jest tam taka świąteczna kolacja, w której uczestniczą działacze klubu, pracownicy i przedstawiciele mediów.
Zalecił Pan piłkarzom Legii przed wyjazdem na święta pilnowanie wagi?
- Mamy ustalone zasady. Jest karomierz. Drogi jest każdy zbędny kilogram. Zawodnicy wiedzą, że muszą się pilnować.
Jak z tym jest w Osasunie? Piłkarze trzymają tam wagę?
- Gdy grałem czy prowadziłem drużynę, to każdy zawodnik obowiązkowo codziennie się ważył. Raczej nic się w tym względzie nie zmieniło. Przerwa w Hiszpanii jest zbyt krótka, by zawodnicy zdążyli się utuczyć. Nie mogą sobie zresztą na to pozwolić. Każdy tam dba o siebie i wie, co ma do stracenia.
Gdzie powita Pan Nowy Rok?
- Zapewne w Pampelunie. A pod tym względem sylwester jest tam zupełnie inny niż w pozostałych hiszpańskich miastach. Najpierw jest uroczysta kolacja. Po niej ludzie się przebierają i ruszają w miasto. Wszyscy głównie bawią się na rynku. To jakby początek karnawału.
Pana najbardziej pamiętna zabawa sylwestrowa?
- Czy ja wiem? Byłem tu i tam, lecz nic wyjątkowego nie zapamiętałem. Najważniejsze, by się dobrze bawić i wyszaleć. Oczywiście do białego rana. Bo to jest przecież odpowiedni moment na taki relaks.
Czego Panu życzyć w 2009 roku?
- Sportowych sukcesów, a te oznaczać będą sukcesy Legii.
Ubiegłoroczne życzenia raczej się Panu nie spełniły?
- Na pewno były podobne. Przewaga Wisły zimą była jednak tak duża, że trudno było zrealizować cel. Teraz sytuacja jest zupełnie inna. I chyba łatwiej życzenia będzie spełnić.
Jan Urban myśli po cichu o przejęciu schedy po Leo Beenhakkerze?
- Nie myślałem ani po cichu, ani głośno. Chciałbym zaznaczyć w Legii swoją obecność, a mogę to zrobić wyłącznie poprzez wynik sportowy, czyli zdobycie mistrzostwa Polski.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.