Jan Urban: Wymagam gry kombinacyjnej
14.07.2008 09:07
Dla piłkarzy warszawskiej Legii niedziela była dniem wolnym, ale sobotni trening, przeprowadzony niemal w samo południe mocno dał się drużynie we znaki. Po zakończonych zajęciach zawodnicy z trudem opuszczali murawę, tymczasem trener <b>Jan Urban</b> zapowiada, że do wykonania pozostało jeszcze wiele pracy. - Nie możemy mieć zbyt wielkich oczekiwań wobec polskich klubów w pucharach Nie bez powodu rozpoczynamy grę już w pierwszych rundach, gdzie pojawiają się najsłabsze zespoły. My prezentujemy zbliżony do nich poziom i dopóki nie zmienimy tego wynikami sportowymi nadal pozostaniemy futbolowym kopciuszkiem - tłumaczy Urban.
Podobno po blamażu 1:6 w towarzyskim meczu z FC Basel, daje pan piłkarzom mocno w kość?
- O jakiej porażce pan mówi, bo ja wszystkie niepowodzenia szybko wymazuje z pamięci.
Można i tak, ale po przeprowadzonych w przerwie letniej transferach widać, że dąży pan do zmiany stylu gry Legii?
- Ludziom wydaje się, że piłka nożna to prosta i łatwa gra, której nie trzeba dodatkowo komplikować. Nie mam pretensji do piłkarzy, którzy preferują grę długimi podaniami, po to, żeby jak najszybciej przedostać się pod bramkę przeciwnika. Każdy trener wykorzystuje też walory zawodników, których ma w drużynie. Uważam jednak, że w Legii jest obecnie wielu piłkarzy, którzy dobrze czują się w grze kombinacyjnej i tego od nich będę wymagał.
Już w nowym sezonie?
- Tego nie mogę zapewnić, bo nie wszyscy zawodnicy są do tego predysponowani. Miroslav Radović i Piotr Rocki na pewno nie. Maciej Iwański też czasami zbyt długo przetrzymuję piłkę, ale w jego przypadku przestawienie na inny styl nie powinno być trudne. Dążę do tego, żeby gra zespołu podobna była do tej z początku rundy jesiennej poprzedniego sezonu. Rozegraliśmy wtedy wiele meczów, w których gra Legii mogła się podobać.
Czy dwaj nowi piłkarze z Hiszpanii pomogą panu zrealizować ambitne zamierzenia?
- Nie znałem wcześniej Tity i niewiele mogę o nim powiedzieć. Trenuje z nami zbyt krótko. Mikel Arruabarrena powinien szybko odzyskać formę fizyczną, bo rozegrał więcej, niż Tito meczów w hiszpańskiej drugiej lidze.
„Arro” ma być alternatywą na poprawienie skuteczności napastników Legii?
- Na to liczę, bo jest zawodnikiem, który nieźle gra głową, potrafi się utrzymać przy piłce i dobrze radzi sobie będąc ustawionym tyłem do bramki. Na obecną chwilę nie wiem jeszcze, czy będzie podstawowym piłkarzem, bo najpierw musi udowodnić, że jest lepszy od Bartłomieja Grzelaka i Takesure’a Chinyamy. Alternatywą dla tej trójki może być jeszcze Piotr Rocki i Sebastian Szałachowski.
Biorąc pod uwagę, że ma pan jeszcze Piotra Gizę i Iwańskiego, Legia nastawia się w głównej mierze na grę ofensywną?
- Zgadza się, ale nigdy nie zapominamy o szczelnej defensywie, bo ona jest podstawą do osiągnięcia korzystnego wyniku. Będąc jednak w posiadaniu piłki musimy grać to, co chcemy - szybko i kombinacyjnie, bo sztuka nie polega na tym, żeby wymienić kilkanaście podań i operować piłką jedynie w środku pola.
Podobno szykuje pan jeszcze jeden spektakularny transfer?
- Nie zaprzeczam, tym bardziej, że teraz dostaliśmy od właścicieli klubu wolną rękę. Do momentu zamknięcia okienka transferowego będziemy starali się jeszcze bardziej wzmocnić.
Stać zespół przynajmniej na pokonanie wstępnej rundy Pucharu UEFA?
- Każdego przeciwnika trzeba szanować, natomiast nie możemy mieć zbyt wielkich oczekiwań wobec polskich klubów. Nie bez powodu rozpoczynamy grę już w pierwszych rundach, gdzie pojawiają się najsłabsze zespoły. My prezentujemy zbliżony do nich poziom i dopóki nie zmienimy tego wynikami sportowymi nadal pozostaniemy futbolowym kopciuszkiem.
Przed pierwszym meczem z FC Homel przewiduje pan jeszcze rozegranie sparingu?
- Raczej nie, a jeżeli już, to najwyżej wewnętrzna grę kontrolną. Do 17 lipca będziemy trenować raz dziennie i już z mniejszym natężeniem. Jednak szczyt formy przewidziany jest na późniejszy okres, bo inaczej się nie da. Musimy jednak wyjść z rywalizacji z Białorusinami obronną ręką.
A jak zamierza pan połączyć funkcję trenera klubowego zespołu z asystenturą w kadrze Leo Beenhakkera?
- W ogóle o tym nie myślę. Zawsze chętnie pomogę reprezentacji, ale nie kosztem Legii. To byłby z mojej strony objaw braku szacunku w stosunku do jej działaczy, piłkarzy i kibiców. Praca w klubie pochłania bardzo dużo czasu i jeżeli chce się rzetelnie wykonywać obowiązki, trzeba się skupić na jednym.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.