Karol Noiszewski Jan Ziółkowski

Jan Ziółkowski: Z Polonii do Legii chciałem trafić już wcześniej

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

04.12.2022 13:00

(akt. 06.12.2022 15:13)

Za Janem Ziółkowskim, który latem zamienił Polonię na Legię, obiecująca jesień. Stoper z rocznika 2005 rozpoczął sezon w zespole U-19, a w trakcie rundy wskoczył do składu rezerw i wykorzystał szansę. Rozmawialiśmy z 17-latkiem m.in. o transferze, przeskoku, LTC, utożsamianiu się z "Wojskowymi", wzroście, innych zaletach, mankamentach, 0:7 z ŁKS-em II, debiucie z Wisłą Kraków i celach na kolejne miesiące.

Podobno do Legii chciałeś trafić już wcześniej. To prawda?

– Nie ukrywam, że do transferu mogło dojść już rok temu. Były prowadzone rozmowy na wysokim stopniu, ale po dokładnej analizie, dyskusji z trenerem Polonii i rodzicami zdecydowaliśmy, że zostanę przy Konwiktorskiej na jeszcze jeden sezon.

Trener Michał Libich uznawał cię za jednego z wiodących piłkarzy Polonii, która miała rywalizować o 1. miejsce w Centralnej Lidze Juniorów do lat 17. To pewnie jeden z czynników, który zadecydował o tym, że transfer został odłożony w czasie.

– Dokładnie. Szkoleniowiec widział mnie jako jednego z ważniejszych zawodników i nie chciał, bym odchodził przed sezonem, ale powiedział, że za pół roku nie będzie miał żadnego problemu z tym, żeby mnie puścić. Chciałem mu w ten sposób pomóc, posłuchać się rady, bo jego słowa są dla mnie ważne. To człowiek, który wiele nauczył mnie w piłce, dlatego po konsultacji z nim stwierdziłem, że warto zostać jeszcze na trochę w Polonii.

Jak zachowała się Legia?

– Bardzo dobrze. Mieliśmy ze sobą stały kontakt, cały czas byłem otwarty na przenosiny. Pojawił się taki moment, że chciałem trafić do Legii już zimą (minionego sezonu – red.), ale niestety, z różnych przyczyn się to nie udało. I stanęło na tym, że reprezentuję "Wojskowych" dopiero od ostatnich wakacji.

Legia odzywała się do ciebie jeszcze przed twoim przejściem na Konwiktorską?

– Nie. Gdy występowałem w Wichrze Kobyłka, to zgłosiła się po mnie Polonia. To był duży przeskok, bo młodzieżowe zespoły tego klubu zawsze są w czołówce. Uznaliśmy, że dla mojego rozwoju będzie to dobry krok.

Jak na transfer do Legii reagowali zawodnicy i trenerzy Polonii?

– Każdy życzył mi wszystkiego dobrego. Koledzy nie mieli mi tego za złe, tak naprawdę nie mają czego. Chcą, żeby było mi jak najlepiej.

Co skłoniło cię do podpisania kontraktu z "Wojskowymi"?

– Uważam, że gdy zgłasza się po ciebie taki klub, największy w Polsce, to się nie odmawia. Nie ukrywam, że jak od małego myślało się o Legii, to chciało się w niej grać.

Utożsamiałeś się z Legią?

– W jakiś sposób na pewno. Mogłoby się wydawać, że gra w Polonii krzyżuje te plany, bo wiadomo, że to kluby konkurujące, ale od dziecka kibicowałem Legii. Wicher Kobyłka, w którym występowałem wcześniej, też się w miarę utożsamia z "Wojskowymi".

Śledziłeś ich spotkania?

– Tak, oglądałem i chodziłem na mecze Legii, tylko potem transfer do Polonii to trochę przystopował. Jestem tego zdania, że utożsamiam się i daję z siebie 100 procent w klubie, który reprezentuję. Od dziecka zawsze patrzyłem na Legię i mam nadzieję, że mój pobyt przy Konwiktorskiej nie będzie źle potraktowany.

Jakub Kisiel i Bartłomiej Urbański, którzy zamieniali Polonię na Legię, byli "przywitani" transparentami na Żylecie…

– Miałem z tyłu głowy te wydarzenia, ale jestem tego zdania, że daję z siebie 100 procent w treningach, meczach, a jeśli później uda się zostawiać serce na boisku w pierwszym zespole, to kibice to zauważą, docenią. I nikt nie będzie pamiętał o moim epizodzie w Polonii.

Kisiel wciąż reprezentuje Legię. Miałeś okazję z nim porozmawiać po transferze?  

– Mamy ze sobą niezły kontakt, gadaliśmy wiele razy, jesteśmy na łączach. Kuba przez pół rundy leczył kontuzję, ale wrócił do zdrowia i ostatnimi czasy schodził do nas na mecze w III lidze. Rozmawiamy o wielu sprawach, pomaga mi się tu czuć jeszcze lepiej. Myślę, że odgrywa rolę w mojej aklimatyzacji.

Adaptację ułatwił też pewnie fakt, że przychodziłeś razem z Jakubem Okusamim.

– Zgadza się. Znamy się z Kubą już kilka dobrych lat, graliśmy razem w Polonii, co w jakimś stopniu na pewno pomogło w aklimatyzacji. Proces adaptacji ułatwiła także wcześniejsza styczność z kilkoma innymi zawodnikami, np. Maksymilianem Stangretem z U-19, czy Jakubem Jędrasikiem, który występuje w rezerwach. Szybko odnalazłem się w Legii. Jest coraz lepiej, mam nadzieję, że cały czas będzie to szło do przodu.

Mówisz, że szybko odnalazłeś się w Legii. A w LTC?

– Wiadomo, że był to spory przeskok względem tego, co miałem wcześniej, ale czuję się tu dobrze, odnalazłem się. LTC jest trochę oddalone od miasta, lecz to kwestia poboczna, mniej ważna. Nie można narzekać, tylko trzeba cały czas próbować stawać się lepszym, iść do przodu. Tym bardziej, że to niezwykle nowoczesny ośrodek. Staram się korzystać praktycznie ze wszystkiego, co jest dostępne w danym czasie, by np. wykonać trening indywidualny, jeśli pozwala na to harmonogram.

W Książenicach jest okazja do regularnego kontaktu z pierwszym zespołem, zawodnikami, trenerami. Przyjemna sprawa.

– Oczywiście. Zawsze patrzy się na piłkarzy, którzy grają wyżej, np. w reprezentacjach swoich krajów. Są to w jakimś stopniu wzory do naśladowania. Ale staram się skupiać na sobie, robić wszystko jak najlepiej.

W poprzednim sezonie grałeś na ogół w Polonii U-17, a po transferze do Legii od razu rozpocząłeś treningi z III-ligowymi rezerwami. Czułeś różnicę piłkarską?

– Ogromną. Gdy występowałem w juniorach młodszych Polonii, to już pod koniec rozgrywek czułem, że nie rozwijałem się piłkarsko. Wiedziałem, że czas na zmiany. Nie ukrywam, że zauważyłem ogromny przeskok, jeśli chodzi o umiejętności indywidualne między Polonią U-17 a rezerwami Legii, w której są też zawodnicy starsi, ograni na wyższym poziomie.

Jak starałeś się zatrzeć różnice?

– Myślę, że skoro zostałem tu ściągnięty, bo Legia zobaczyła we mnie zawodnika, który może ją wspomóc, to różnic czysto piłkarskich nie było aż tak dużych. Na pewno istotne okazało się to, by dobrze się zaaklimatyzować, być pewnym siebie, bo wtedy łatwiej się prezentować na boisku. Oba elementy pomogły mi w rozwoju i regularnych postępach.

Jan Ziółkowski

Czym, twoim zdaniem, przekonałeś do siebie Legię? Wiadomo, że wspomnisz o warunkach fizycznych, które – jak na zawodnika z rocznika 2005 – masz genialne.

– Aspekt motoryczny i warunki fizyczne na pewno odegrały rolę, bo mam 194 cm wzrostu i jestem w miarę dynamiczny. Od dziecka chodziłem na sztuki walki, więc zwinność i inne sprawy też nie są mi obce. Sądzę, że to była część tego, co widziała Legia. Myślę, że znaczenie miały również moje cechy wolicjonalne na boisku, charakter, czyste umiejętności piłkarskie, które uważam, że mam na niezłym poziomie. Oczywiście, trzeba je non stop szlifować, bo do gry na najwyższym poziomie jeszcze długa droga.

Twój wysoki wzrost to zasługa genów?

– Myślę, że to na pewno miało duży wpływ, bo jestem z wysokiej rodziny. Tata ma ok. 186 cm wzrostu, mama 1,76 m, a brat, który gra w siatkówkę, prawie 2 metry. Był też moment, że jako 16-latek zacząłem mocniej rosnąć. Wtedy zostałem sprofilowany na pozycji środkowego obrońcy. Oczywiście, to taki wiek, że może coś się zmieni, ale na ten moment jestem stoperem. Reasumując, to zasługa genów i tego, że 2 lata temu mocno wystrzeliłem w górę.

Nie korciło, by zapisać się np. na koszykówkę czy siatkówkę?

– Grałem w siatkówkę do 12-13. roku życia, ale pewnego dnia należało wybrać między nią, a futbolem, bo obu sportów nie dało się już łączyć. Piłka nożna zawsze znajdowała się u mnie na 1. miejscu, więc nie było chwili zastanowienia. Zrezygnowałem z dodatkowych zajęć w siatkę i w pełni skupiłem się na futbolu, który zawsze uważałem za priorytet, od małego miałem do niego ogromną pasję, dlatego przy nim zostałem.

Wspomniałeś o cechach wolicjonalnych, które uważasz za swoją zaletę. To przyszło z czasem?

– Moim zdaniem, człowiek albo się z tym rodzi, albo ma to wpajane. Wydaje mi się, że to mam, szkoleniowiec Polonii to dostrzegł, dlatego mianował mnie kapitanem. Zostałem obdarzony zaufaniem przez trenera Libicha, za co jestem mu wdzięczny, bo mogłem rozwinąć u niego skrzydła. A cechy wolicjonalne pojawiły się tak naprawdę same z siebie. Nie skupiam się na nich, tylko po prostu staram się pomagać kolegom na boisku, by grało im się jak najlepiej, motywować drużynę, bo na końcu cel jest jeden – wygrywać każdy mecz.

Wnioskuję, że do szatni rezerw wprowadziłeś się dość szybko.

– Szczerze mówiąc, na początku były drobne problemy, by przyzwyczaić się do szatni seniorskiej, ale teraz czuję się w niej dobrze. Wiadomo, że nie mam do powiedzenia tyle, co w Polonii, lecz to logiczne.

Którzy zawodnicy pomogli w procesie adaptacji?

– Wspomnę m.in. o Maciejewskim, Noiszewskim czy Tadrowskim, którzy są starsi, bardziej doświadczeni, ograni na wyższym poziomie, dają cenne rady. Jeśli uznam, że jakaś wskazówka mi pomoże, próbuję ją wdrażać. Staram się czerpać wiedzę, wyciągać to, co usłyszę, zobaczę, bo w przyszłości to zaprocentuje. Tak się składa, że Julien i Karol grają na mojej pozycji, czyli na stoperze, więc obserwuję jak funkcjonują na murawie w różnych elementach. Oni też pomagają mi w wyeliminowaniu mankamentów.

Myślę, że przez ten krótki, półroczny okres, mocno rozwinąłem się na boisku. Pod jakim kątem? Rozumienia gry, umiejętności piłkarskich, znacznie większego spokoju w rozegraniu.

Co należy do twoich mankamentów?

– Nie powiem nic nowego, o czym może wspomnieć każdy piłkarz, czyli słabsza noga, którą muszę cały czas szlifować. Jeżeli chce się rywalizować w lepszych ligach, to powinno się grać obiema nogami – chyba, że nazywasz się Arjen Robben. Skupiam się też na mniejszych rzeczach, by umiejętności piłkarskie pozwalały mi występować na wysokim poziomie, a do tego jeszcze długa droga.

Jakie małe rzeczy masz na myśli?

– Choćby jakość i siłę podań. Trzeba to ćwiczyć regularnie, bo cały czas można być w tym lepszym. Koncentruje się też na takich elementach, jak kontrola piłki, prowadzenie jej, przyjęcie. To podstawy, ale zarazem kwestie kluczowe, występujące w każdej akcji. Musisz mieć to opanowane na perfekcyjnym poziomie – tak, że jak np. dostaniesz trudne podanie, to na spokojnie przyjmiesz futbolówkę, rozegrasz, poradzisz sobie, a nie spanikujesz. Po prostu trzeba posiadać odpowiednie umiejętności piłkarskie, by grać na wysokim poziomie. Czasy się zmieniają, teraz obrońcy muszą grać ofensywniej. Żeby stać się solidnym obrońcą, trzeba być i dobrym z tyłu, ale też nie można był ułomnym w ofensywie.

Za tobą solidna, progresywna runda, którą zacząłeś w juniorach starszych, a w jej połowie wywalczyłeś miejsce w rezerwach.

– Sądzę, że początek, gdy przyszedłem do "dwójki" na okres przygotowawczy, miałem trochę gorszy ze względu na adaptację. Uważam, że i tak zaaklimatyzowałem się szybko, lecz wiadomo, że to nie przychodzi od razu, potrzeba trochę czasu, dlatego pierwsze dwa tygodnie okazały się trudne. Zacząłem rundę – oczywiście cały czas trenując z rezerwami – od rywalizacji w U-19. Dobre występy w juniorach starszych sprawiły, że zapracowałem na grę w drugiej drużynie. Wykorzystałem szansę, a trener to dostrzegł i stawia na mnie, wplata w zespół. Jak są jakieś błędy albo pozytywy, to ze sobą rozmawiamy – dowiaduję się wtedy, co jest dobrze, a co należy poprawić. Próbuję brać te wskazówki do siebie i cały czas się doskonalić.

Debiutowałeś w rezerwach w meczu z Wisłą Kraków w Pucharze Polski. Fajna sprawa, uznany rywal. Występ zostanie pewnie w pamięci, mimo porażki 0:5.

– Jak najbardziej. Pamiętam, że wchodziłem przy wyniku 0:4. Oczywiście, porażka mocno boli, bo mieliśmy nadzieję – tak, jak każda drużyna, która startuje w tych rozgrywkach – że daleko zajdziemy w Pucharze Polski. Już na początku trafił się rywal trudny, bardzo dobry, spadkowicz z PKO Ekstraklasy. Debiut słodko-gorzki. Z jednej strony fajnie, że dostałem szansę, zagrałem ok. 12 minut, a z drugiej porażka 0:5 w pierwszym meczu to nie jest dobra rzecz do wpisania w CV. Ale można powiedzieć, że był to moment przełomowy.

Jan Ziółkowski

Jak już zahaczyliśmy o jedną, wysoką porażkę, to wspomnijmy o drugiej, jeszcze wyższej, czyli łomocie z ŁKS-em II. Co się stało, że przegraliście aż 0:7, tracąc wszystkie gole w pierwszej połowie?

– Nie wiem, co powiedzieć. ŁKS-owi wychodziło wszystko, a nam nic, zostaliśmy rozjechani. Rywale oddawali strzały, które wchodziły idealnie. Mi i reszcie drużyny było wstyd za pierwszą połowę, na którą nie wyszliśmy. Staramy się zmazać plamę, która jest duża.

Rozmowy z trenerami, czy dyrektorem Śledziem okazały się pewnie niełatwe.

– Było powiedziane wiele rzeczy, ale to, co jest w szatni, zostaje w niej, dlatego nie chcę opowiadać o szczegółach.

Jak oceniasz tę jesień w swoim wykonaniu? Jak na początek w nowym klubie, to chyba obiecujące wejście.

– Gdybym patrzył na swoje mecze pod kątem indywidualnym, to mam za sobą solidną rundę. Nie chcę mówić, że bardzo dobrą, bo nie wszystkie wyniki się zgadzały. Jestem zadowolony z poziomu, jaki zaprezentowałem, ale wiadomo, że jest duże pole do poprawy. Mam nadzieję, że wiosna okaże się jeszcze lepsza.

Jakie masz cele na wiosnę?

– Mobilizujemy się i walczymy o awans. Mamy 10 punktów straty do lidera, jesteśmy na 10. miejscu w tabeli, ale to nadal nie jest daleki dystans do lidera.

Jesienią mieliście kilka szans, by doskoczyć do czołówki, ale je marnowaliście. Coś musi zacząć funkcjonować lepiej, bo gra w kratkę, tak jak w minionej rundzie, na awans nie wystarczy.

– Myślę, że wyciągniemy wnioski i w przyszłej rundzie zobaczymy drużynę, która będzie poważnie walczyć o awans. Kilka rzeczy nie wyszło, zagraliśmy parę słabszych meczów, ale przed nami nowa runda, nowe rozdanie. Mam nadzieję, że wiosną wygramy większość spotkań i zajmiemy 1. miejsce.

Co należy poprawić?

– Sądzę, że do poprawy jest wiele czynników, co pokazuje tabela. Na pewno większa koncentracja, bo traciliśmy głupie bramki. W niektórych meczach mieliśmy nieszczęście, ale nie mogę mówić tylko o tym, bo niektóre spotkania były też zasłużenie przegrane. Wierzę, że wyeliminujemy błędy z jesieni i w drugiej części sezonu powalczymy o wejście do II ligi.

A ty przy okazji będziesz pewnie stopniowo walczył o zbliżanie się do "jedynki". Liczysz, że w przyszłości przebijesz się do niej, przekonasz do siebie sztab szkoleniowy?

– Nie ukrywam, że w jakimś stopniu na pewno liczę na przebicie się do pierwszego zespołu. Każdy, kto tu przychodzi, ma cel, marzenie, by grać i być ważną częścią "jedynki". Ja też nie trafiłem tu, by całe życie występować w rezerwach czy U-19, tylko chciałbym – fajnie, jakby się udało w najbliższej przyszłości, a jak nie, to w trochę późniejszej – zagrać w pierwszej drużynie Legii i stać jej istotnym elementem.

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.