Jarzębowski: Będzie fajny mecz
06.03.2007 00:08
- Nie jest mi miło, że Legia plasuje się niżej od mniej renomowanych zespołów. Z drugiej strony nasza wysoka pozycja to nie splot okoliczności, ale nasza zasługa - zawodników, trenerów, działaczy. Dlatego z drugiej strony jest mi miło, że to akurat my jesteśmy przed Legią. I mam nadzieję, że tak zostanie do końca sezonu. - mówi przed dzisiejszym meczem defensywny pomocnik GKS Bełchatów, a wcześniej wieloletni gracz Legii Warszawa, <b>Tomasz Jarzębowski</b>.
Zagra Pan przeciwko Legii? Z reguły jak Bełchatów ma grać z drużyną Dariusza Wdowczyka, Tomasza Jarzębowskiego nie ma w składzie.
- Może z reguły, ale nie zawsze. Grałem, kiedy w rundzie jesiennej pokonaliśmy Legię w Warszawie 2:1. Zabrakło mnie natomiast, kiedy w PE przegrywaliśmy 1:3 przy Łazienkowskiej. Trener Orest Lenczyk zabiera na zgrupowanie do Spały 20 zawodników. Liczę, że zagram, ale niekoniecznie od pierwszej minuty. Część tych, którzy ostatnio w lidze wystąpili przez 90 minut, czy po prostu przez większość meczu z Górnikiem Łęczna pewnie zacznie na ławce rezerwowych.
W piątek w wygranym przez Was aż 6:0 spotkaniu strzelił Pan dwie bramki. Co będzie dzisiaj?
- Spokojnie, przecież dwóch bramek nie zdobywa się co dzień. Mecz z Legią w Pucharze Ekstraklasy nie jest dla nas priorytetem. Ważniejszy będzie ligowy w niedzielę z Widzewem. Istotny zwłaszcza dlatego, że spotkają się dwie drużyny z tego samego regionu. Natomiast spotkanie w lidze z Legią 18 marca już będzie bardzo istotne. I tamto na pewno wzbudzi w nas wszystkich emocje.
Po rundzie jesiennej wszyscy mówili, że GKS dostanie zadyszki. A Wy gracie jeszcze lepiej - przynajmniej tak świadczą wyniki: 5:0 z ŁKS, 6:0 z Górnikiem.
- Faktycznie mecze ostatnio bardzo fajnie nam się układają. Spodziewano się, że po odejściu Radka Matusiaka będziemy słabsi. A do ataku przyszli Dawid Nowak, Carlo Costly, strzelają też inni. I nadal jesteśmy skuteczni.
Strzelił Pan dwie bramki na oczach Leo Beenhakkera i jego współpracowników. Szykuje się powrót do kadry?
- Wiem, że selekcjoner chciał obejrzeć Darka Pietrasiaka. Na razie się nie podniecam. Myślę tylko o tym, żeby zdrowie było. I od dłuższego czasu wreszcie jest. Odkąd jestem w Bełchatowie, tylko raz miałem kontuzję - skręciłem staw skokowy. Ale to wyniknęło z normalnej sytuacji meczowej. W Legii miałem pecha, a tu sytuacja układa się pomyślnie.
Myśli Pan już o tym, który następny klub sięgnie po Jarzębowskiego? Wygląda na to, że wystarczy Pana zatrudnić i już gra się o mistrzostwo.
- W Legii to nie było nic dziwnego, bo ten klub zawsze walczy o najwyższe cele. Ale faktycznie do Bełchatowa nie przychodziłem z wielkimi planami. Chciałem przede wszystkim odbudować się zdrowotnie, znowu grać i z zespołem utrzymać się w I lidze. Tymczasem nagle "zapaliliśmy" i nam idzie. Zdobyliśmy mistrzostwo jesieni i naprawdę niczego nam nie brakuje, by tak samo spisać się na wiosnę.
Bełchatów grał z Górnikiem Łęczna w piątek. Praktycznie w tym samym czasie co Legia z Cracovią. Ale może oglądał Pan tamto spotkanie?
- Oglądałem. Mecze Legii nadal mnie interesują nie tylko ze względu na to, że to nasz najbliższy przeciwnik. Obejrzałem to sobie w Canal+ w nocy, kiedy leciała powtórka.
I jakie wnioski?
- Koledzy są znacznie lepiej przygotowani niż do rundy jesiennej. Dwa tygodnie temu rozmawiałem z Tomkiem Kiełbowiczem i Piotrkiem Włodarczykiem i też tak mówili. Niby w porównaniu z rywalami Legia nie najlepiej rozpoczęła rundę wiosenną, bo jako jedyna drużyna z czołówki straciła punkty. Z drugiej jednak strony, gdy jeszcze ja grałem w Legii, przeważnie tak bywało - średni początek, a potem się rozkręcaliśmy. Sądzę, że teraz będzie podobnie. Moim zdaniem Legia to nadal nasz najgroźniejszy rywal w walce o tytuł.
Czego legionistom zabrakło w Krakowie?
- Nie będę odkrywczy, jeżeli powiem, że skuteczności. A co za tym idzie - i szczęścia. Czasem już tak jest, że jakkolwiek by się strzeliło, piłka nie chce wpaść do bramki.
Z całym szacunkiem dla napastników z Bełchatowa to jednak nie tak głośne nazwiska jak napastników Legii.
- W Legii nazwisko każdego zawodnika staje się głośne. Nawet jeżeli jest tak młody jak Maciek Korzym czy Dawid Janczyk. Ten drugi, gdyby nie kontuzja, mógł nawet pojechać na mistrzostwa świata. Wadą młodego wieku są wahania formy. Częściej szanse powinien dostawać Piotrek Włodarczyk.
Ciężko to byłoby wytłumaczyć kibicom. Jego nieskuteczność staje się legendarna. Potwierdził to, marnując wyborną okazję w ostatnich sekundach w Krakowie.
- Tak już się przyjęło, że Piotrek marnuje okazje. Bardzo go lubię i chciałbym, aby się odblokował. Trzeba tylko bardziej zdecydowanie na niego stawiać.
Pan natomiast zdobywa bramki z dużą łatwością. Cztery w sezonie jak na defensywnego pomocnika to całkiem sporo.
- Ostatni raz takie osiągnięcie miałem w sezonie 2000/01, kiedy najpierw trenerem był Franciszek Smuda, a potem Dragomir Okuka. Sześć lat temu na Legii wygraliśmy 3:2 z Pogonią i tak jak w ostatni piątek strzeliłem dwie bramki. Jedną strzelił Wojtek Kowalczyk. Tamten fakt nagłośniono, bo wyjątkowo wszystkie bramki w meczu dla Legii strzelili piłkarze urodzeni w Warszawie.
Czego możemy dziś się spodziewać?
- Mimo że Puchar Ekstraklasy to nie to samo co liga, będzie fajny mecz. Przyjadą kibice z Warszawy. Zapowiada się miło.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.