Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jest super, jest super, więc o co ci chodzi?

Michał Bronowicki

Źródło: Legia.Net

21.03.2009 11:14

(akt. 18.12.2018 01:13)

Właściwie wystarczyłaby jedna bramka dla „Wojskowych”, żeby mecz Legii z Górnikiem ocenić w miarę pozytywnie. Owszem, w występie zawodników z Łazienkowskiej brakowało wielu elementów, które decydują o jakości gry, ich forma daleka jest od ideału, czy nawet potencjału, ale „Wojskowi” potrafili długimi fragmentami zdominować podopiecznych Kasperczaka, umieli przeprowadzić wcale niemało składnych akcji, a postawa kilku zawodników naprawdę mogła satysfakcjonować kibiców. Czy nie było bowiem miło oglądać dynamiczne wejścia Kiełbowicza, którego celne dośrodkowania stwarzały szanse dla pomocników na trafienie do siatki? A przecież ten zawodnik skutecznie pracował też w defensywie. Czy nie imponowały rajdy Radovica w pierwszej odsłonie? Czy przeważnie skuteczne zagrania kapitana Choto, albo pewne interwencje Muchy nie utwierdzały w przekonaniu, że wystarczy tylko „napocząć” Górnika, by zainkasować komplet punktów? Nikła wygrana z pewnością nie osłabiłaby krytyki wobec stylu, jaki demonstrują „Wojskowi”, ale wszystko dałoby się wybaczyć w myśl zasady, że zwycięzców się nie sądzi. A jednak niewykorzystane sytuacje Gizy, Chinyamy i ostateczny remis pozostawiły po meczu koszmarne poczucie utraty ostatnich już chyba pokładów optymizmu w nadziei na zdobycie upragnionego tytułu. Kwintesencją niemocy dzisiejszej Legii była gra w drugiej połowie konfrontacji z Górnikiem. Piłkarze Jana Urbana walczyli chaotycznie, zatracili nieliczne atuty zaprezentowane w pierwszej części meczu, a co gorsza nie znaleźli żadnego pomysłu, by zmienić dojmujący obraz zawodów. W ostatnich minutach już tylko bezradnie bili głową w mur, zupełnie jak tydzień wcześniej, w tej samej fazie spotkania z Jagiellonią. Maciej Iwański stwierdził po meczu wprost, że drużyna zwyczajnie nie wie jak wygrywać, gdzie tkwi przyczyna słabej postawy, mimo że niewątpliwie jest to temat wszelkich dyskusji w sztabie szkoleniowym. Takie słowa pomocnika Legii kibice słyszeli już jesienią, zatem problem nie jest nowy. Jednak mimo upływu czasu nie znika, a może nawet się pogłębia? Należy więc postawić pytanie o metody szkoleniowe trenera, który musi reagować na sytuację, przezwyciężyć trudności swoich podopiecznych, znaleźć efektywne rozwiązanie. A jednak nie znajduje. I tu pojawia się nowy ambaras, zamykający się w konstatacji Urbana „Nie widzę, aby drużyna grała słabo.”. No tak, „skuteczność zależy od umiejętności”, za bardzo nie ma jak jej poprawić w treningu, zespół gra nieźle, ergo – jest całkiem dobrze. Skoro tak, to chyba nie ma nad czym pracować, bo… …ostatni zespół w tabeli zdobywa wiosną więcej punktów niż Legia – kandydat do mistrzostwa. Ale drużyna nie gra słabo! W czterech meczach otwarcia rundy, przeważnie z outsiderami, „Wojskowi” odnoszą ledwie jedno zwycięstwo. Ale drużyna nie gra słabo! Postawa zespołu w niedawnym spotkaniu z IV-ligową Stalą Sanok wzbudza niepokój u samego szkoleniowca, który otwarcie przyznaje to na konferencji prasowej. Ale drużyna nie gra słabo! No cóż, wychodzi na to, że brakuje wyłącznie zwycięstw. A Jan Urban? „To dobry trener, tylko on wyników nie ma.” – jak mawiał klasyk. Paradoksalnie jednak ekipa z Łazienkowskiej utrzymuje się na drugim miejscu w tabeli. I nie można zapominać, że w poprzednich rozgrywkach nierzadko katastrofalna postawa Rogera i spółki przyniosła wicemistrzostwo oraz triumf w Pucharze Polski. A zatem…? Optyka głównodowodzącego Legii musi być więc taka: zespół jest wiceliderem, rywale też gubią punkty, do końca sezonu jeszcze sporo kolejek i wiele się może zdarzyć, a drużyna w końcu złapie właściwy rytm, bo zazwyczaj w każdej z ostatnich rund, obok spektakularnych wpadek, „Wojskowi” notowali serię zwycięstw, która windowała zespół w górę. Jeśli nawet nie uda się wygrać ligi, to przecież trzeba będzie oddać sprawiedliwość i uznać, że Lech był poza zasięgiem, co udowodnił niezłymi występami na arenie międzynarodowej, a Legia znów zadowolić się może jakimś pucharem, na przykład Pucharem Ekstraklasy dla odmiany. A na zabrzanach zemścimy się jesienią, bo przecież „Górnik na pewno nie spadnie z Ekstraklasy”. Nie może. To zbyt wielki klub!

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.