Jeszcze nie czas na panikę w Legii
26.10.2007 08:51
- Czy mam już tajną broń, którą zaskoczę Wisłę? To nie o to chodzi, by kogoś zaskoczyć. W polskiej lidze trenerzy i piłkarze znają się na tyle dobrze, że trudno wymyślić jakiś proch. Dlatego wyniki zależą od dyspozycji zawodników w danym dniu, od ich motywacji. A na taki mecz jak z Wisłą ja motywować nikogo nie muszę, bo zrobicie to za mnie wy, dziennikarze, zrobią kibice i rodziny zawodników - mówi trener Legii <b>Jan Urban</b>.
- Czy rana po przegranej z Odrą Wodzisław zagoiła się już?
- Powoli się goi, ale każde takie pytanie sprawia, że zostaje rozdrapana (śmiech).
- Zacznę więc inaczej: "boję się, bo w takiej formie jedziemy teraz do Krakowa" - to najczęściej wyrażana przez kibiców Legii opinia przed meczem z Wisłą Kraków.
- Wiele osób zastanawia się teraz nad przyczynami naszej porażki. W dalszym ciągu trudno mi jest ją wytłumaczyć. Dla mnie jednak najlepsza wiadomość to taka, że w niedzielę gramy kolejny mecz. Muszę wierzyć, że będzie lepiej i zatrzymamy lidera na jego stadionie.
- Musi czy wierzy Pan w to, co mówi?
- Mam przekonanie, że tak jest, bo przecież rozegraliśmy już trochę tych spotkań i wiem, że ten zespół stać na bardzo dobrą grę.
- Niektórzy jednak twierdzą, jak na przykład Grzegorz Mielcarski, że Legii dotychczas sprzyjał kalendarz.
- Nieraz nie rozumiem ludzi, dlaczego wydają takie opinie. Może po prostu Grzegorz musiał powiedzieć coś ciekawego i to mu akurat pasowało, to było oryginalne. Przecież sam był piłkarzem i wie, że w tym zawodzie, by kogoś oceniać, trzeba dać mu trochę czasu. Nie wygrywaliśmy przecież tych meczów przez przypadek, tylko byliśmy lepsi od rywali. Oczywiście dopisywało nam szczęście, ale takie porażki z Lechem czy Koroną złożyłbym na karb tego, że szczęścia nam zabrakło, bo w obu prezentowaliśmy się lepiej od rywali. Na porażkę zasłużyliśmy tylko w spotkaniu przeciwko Odrze, ale nie dlatego, że goście zagrali jakiś rewelacyjny mecz, tylko dlatego, że my zagraliśmy bardzo słabo.
- Legia zaczęła sezon od siedmiu zwycięstw. Euforia w klubie była spora. Po jednym z meczów na Pana konferencji prasowej pojawił się nawet jeden z właścicieli klubu Mariusz Walter, żeby posłuchać, co ma do powiedzenia mistrz Urban. Teraz właściciele nie wzywają Pana na dywanik, żeby wytłumaczył się z gorszych wyników?
- Z tą euforią to lekka przesada. Aż takiej radości nie było, bo byłoby na to za wcześnie. Tak samo jak teraz za wcześnie jest, by zacząć panikować z powodu przegranego meczu z Odrą Wodzisław.
- Przed przyjęciem oferty Legli miał Pan propozycję z Wisły Kraków. Dlaczego Pan jej nie przyjął?
- Nie podobał mi się niejasny zapis odnośnie długości trwania kontraktu, a także możliwości jego rozwiązania przez władze klubu praktycznie w każdej chwili. W Krakowie proponowali mi umowę nie wiadomo na jak długo oraz taką opcję, że i tak mnie wyrzucą.
- Nie żałuje Pan teraz, że mimo wszystko nie dogadał się z właścicielem "Białej Gwiazdy" Bogusławem Cupiałem?
- Nie, absolutnie. Oczywiście byłoby to równie wielkie wyzwanie jak praca w Legii, ale wybrałem tego najbardziej wściekłego byka.
- Kadrowo Wisła wygląda jednak lepiej?
- Tak mówiłem od początku. Pod względem doświadczenia Wisła ma najsilniejszą ekipę w całej lidze. Ale ja naprawdę nie ubolewam nad tym, że w Legii mam tych zawodników, których mam. Jeśli Wisła jest rzeczywiście taka dobra, będzie musiała nam to udowodnić w niedzielę na boisku.
- Trener Wisły Maciej Skorza to dobry fachowiec czy po prostu jest mu łatwiej prowadzić taki zespół, w którym ma tylu świetnych zawodników?
- I jedno, i drugie. Wisła ma bowiem ogromny potencjał, ale sztuką jest też wydobycie z piłkarzy wszystkiego, co mają najlepsze. Trenerowi Skorzy udaje się to wszystko ułożyć i dlatego zespół gra coraz lepiej.
- Co się dzieje z napastnikami Legii? Dlaczego taki Bartek Grzelak potrafi strzelić trzy bramki w meczu Pucharu Ekstraklasy z Groclinem, a w ważnych spotkaniach ligowych idzie mu jak po grudzie?
- Głównym problemem zespołu jest to, że wielu piłkarzy nie potrafi ustabilizować formy. Tak jest na przykład z Kamilem Grosickiem, Miroslavem Radoviciem, a także napastnikami - Bartkiem Grzelakiem czy Takesure Chinyamą. W jednym meczu potrafią zagrać świetnie, a w drugim być niewidoczni, nie stwarzać sobie sytuacji. Nigdy nie wiem do końca, czego w danym meczu mogę się po nich spodziewać. To rzeczywiście jest problem.
- I dlatego myśli Pan o sprowadzeniu zimą jeszcze jednego napastnika?
- Tak, potrzebna jest nam większa konkurencja w tej formacji. Nie ukrywam też, że plany pokrzyżowała mi przeciągająca się kontuzja Sebastiana Szałachowskiego. Bardzo na niego liczyłem.
- A w środku pomocy. Jest trzech zawodników - Piotr Giza, Aleksandar Vukovic i Roger - którzy świetnie się rozumieją, ale gdy brakuje któregoś z nich, siada cała gra Legli.
- Zgadzam się. W tej chwili nie mamy zawodnika, który dorównuje im poziomem. Być może będziemy zimą myśleć o wzmocnieniu i tej formacji. Ale proszę nie pytać o żadne nazwiska.
- Wszyscy trenerzy w lidze, łącznie z Maciejem Skorżą, już wiedzą, ze siłą Legii jest kombinacyjna gra w środku pola. Eksperyment z dwoma napastnikami, którego Pan dokonał w meczu z Odrą, się nie sprawdził. Ma Pan tajną broń by zaskoczyć Wisłę?
- To nie o to chodzi, by kogoś zaskoczyć. W polskiej lidze trenerzy i piłkarze znają się na tyle dobrze, że trudno wymyślić jakiś proch. Dlatego wyniki zależą od dyspozycji zawodników w danym dniu, od ich motywacji. A na taki mecz jak z Wisłą ja motywować nikogo nie muszę, bo zrobicie to za mnie wy, dziennikarze, zrobią kibice i rodziny zawodników.
- Jakie są wobec tego słabe strony waszych niedzielnych rywali?
- Mówi się, że Wisła traci wiele bramek. Tak to jest z drużynami, które grają ofensywny futbol, dlatego zdarza się to również i nam.
- Spotkanie Wisła - Legia będzie hitem jesieni?
- Na pewno będzie to dobre spotkanie. Ale nie wiem, czy takie, w którym oba zespoły pójdą na wymianę ciosów, czy może takie, jak nasz mecz z Lechem, gdzie już po kilkunastu minutach było jasne, że wygra drużyna, która strzeli jedną bramkę. A może przy utrzymującym się długo bezbramkowym wyniku z biegiem czasu piłkarze zaczną myśleć, że nie warto już ryzykować, że lepiej utrzymać ten rezultat.
- Dla Legii porażka może oznaczać koniec marzeń o mistrzostwie, a dla kibiców koniec emocji w lidze. Będziecie mieli osiem punktów straty. Remis też nie będzie dobrym wynikiem?
- Dlatego interesuje nas tylko wygrana. Sami napytaliśmy sobie tej biedy i musimy z tego wyjść. Przegrana stawiałaby nas w trudnej sytuacji, ale nie przesądzałbym jeszcze, że będzie decydowała o mistrzostwie dla Wisły. Przed nami przecież jest jeszcze runda wiosenna. Wiadomo, że zimą w zespołach dokonują się różne zmiany, które rożnie wpływają potem na ich formę. Przypominam też, że rewanż z Wisłą będzie w Warszawie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.