Josue Pesqueira

Josue: Bycie kapitanem Legii to dla mnie duża duma

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Foot Truck

22.10.2022 10:00

(akt. 22.10.2022 20:25)

Josue był gościem Foot Trucka. Zawodnik Legii Warszawa mówił m.in. o żartach, Mateuszu Wietesce, Bartoszu Kapustce, Arturze Borucu, ekstraklasie, opasce kapitana, kibicach "Wojskowych" i ich oprawach.

Mamy w Foot Trucku wyjątkowego gościa z Portugalii – Josue, który zrobił dużo dobrego dla polskiej piłki, na przykład wsadził Mateusza Wieteskę do reprezentacji Polski. To prawda?

– Tak, to był fajny żart, który mieliśmy w poprzednim sezonie. Mówiłem mu, że jak strzeli kilka goli i da mi parę asyst, to dostanie powołanie do kadry. Wtedy to był żart, ale oczywiście bardzo się cieszę widząc go w reprezentacji. To świetne uczucie, bo on jest świetnym gościem.

Teraz pracujesz nad Bartkiem Sliszem, ale ten proces nie jest jeszcze skończony.

– Będę, będę! On i Bartek Kapustka, to kolejny piłkarz z jakością, żeby wrócić do reprezentacji. Miał poważną kontuzję i taki powrót nie jest łatwy. Jestem pewien, że może nie na mistrzostwa świata, ale po mundialu obaj będą powoływani.

Mówiłeś o żartach. Ty uwielbiasz żarty w szatni.

– Oj tak, codziennie.

Myślisz, że da się porównać ich poziom w poprzednich klubach, w których byłeś z tymi w szatni Legii? Jest tak samo, czy czymś się różnią?

– Jest właściwie tak samo, ale to zależy. Musisz pamiętać, gdzie jesteś. Kiedy byłem w Galatasaray, byli tam też wielcy piłkarze i ich ego. Każdy ma ego. Musisz wiedzieć, gdzie jesteś i wyczuć odpowiedni moment na żarty. To trzeba wyczuć, bo nie wiesz czy osoba, z którą żartujesz, nie będzie na ciebie zła.

Ale Artur Jędrzejczyk nigdy nie będzie na ciebie zły za żarty.

– Nie, nie, bez szans. On żartuje więcej niż ja. On żartuje więcej niż ktokolwiek inny.

(…) Lubię dawać długie podania, oczywiście zewniakiem też mogę sobie pomóc, ale wolę wewnętrzną część stopy. (…) Są w ekstraklasie piłkarze, którzy myślą tylko o tym, żeby niszczyć. A dla mnie piłka nożna to coś więcej. Dla mnie to radość, oczywiście gole, asysty, piękne podania. Ale jest jeszcze coś więcej. Ludzie przychodzą na stadion po całym tygodniu w domu ze swoimi problemami, pracą i chcą widzieć atrakcyjny futbol, fantazję. Więc jeśli nie dasz tego ludziom w ten weekend, za tydzień po prostu nie przyjdą.

W takim razie dlaczego mamy w Polsce aż tylu "drewniaków"?

– Myślę, że futbol w Polsce jest za bardzo fizyczny. Wiele drużyn wychodzi z założenia, żeby zniszczyć przeciwnika, żeby biegać więcej niż rywal. Czasami w piłce nie chodzi tylko o bieganie. Oczywiście, jest to ważne. Wiele osób mówi "Josue nie biega", a ja co mecz mam około 10 kilometrów. Dla mnie to za dużo. Wcześniej przebiegałem 7-8 kilometrów i to nie było wystarczające. Może kiedyś przyjdzie nowy trener, który powie, że 10 też nie wystarcza, ale dla mnie piłka to nie tylko bieganie. Znam wielu piłkarzy, którzy dużo biegają, lecz jeśli na koniec sprawdzimy, ile stracili piłek, tracą ich więcej ode mnie. Ale nadal biegają więcej. Piłka nożna też się zmienia. Ludzie dużo myślą o GPS'ach, analizie biegu. Wiesz, jeśli więcej siły wkładasz w prawą nogę, niż lewą. Dziesięć lat temu nic takiego nie było.

Kiedy patrzysz na treningach na młodych zawodników Legii, widzisz dużą różnicę między Polską i Portugalią?

– Dużą.

To kwestia sposobu szkolenia? A może kwestia pogody?

– To jeden z największych problemów, jaki mam w Polsce – brak słońca. W zimie nie jest mi łatwo, to mogę szczerze powiedzieć. Może być zimno, ale dopóki mam słońce, mogę być szczęśliwy i uśmiechnięty.

(…) W Portugalii już jako ośmio-dziewięciolatków uczą nas jak grać. Proste rzeczy. Kiedy grałem w drużynie siedmiolatków i piłka poleciała na lewą stronę, 22 zawodników biegło w lewo. Kiedy poleciała w prawo, 22 piłkarzy biegło w prawo. Teraz tak nie jest. Teraz, kiedy pojedziesz do Portugalii oglądać jakiś zespół, już dziesięciolatkowie wiedzą, co mają robić. Wiedzą, że lewy obrońca musi zrobić jedną rzecz, prawy obrońca drugą, a pomocnik jeszcze inną. Uczą ich tego od najmłodszych lat. W Polsce widzę, nie tylko w Legii, ale też innych drużynach czy w rozmowach, że jest to problem. Tworzy się żołnierzy, maszyny, ale nie piłkarzy. Nie wiem, czy to kwestia trenerów czy czegoś innego, ale tutaj w Legii dzieciaki mają rzeczy, których ja nigdy nie miałem. Mają świetny ośrodek, siłownie, piękne koszulki, buty... Adidas wysyła buty dzieciakom, a znam zawodników z pierwszej ligi w Portugalii, którzy sami je sobie kupują. A oni mają za darmo. Wszystko się zmienia, a to jest zmiana w dobrą stronę. Ja też chciałbym dostawać buty w wieku 9-10 lat. Niektóre dzieci nie mogą sobie ich kupić, więc to dobra zmiana. Ale z innej strony, piłkarsko czegoś w Polsce brakuje. Nie tylko tutaj, w Izraelu i Turcji też. W Turcji nie mają tylu dobrych ośrodków dla dzieci.

Cristiano Ronaldo? (…) Ty pójdziesz do restauracji i napijesz się Coli, on się nie napije. Nawet nie pójdzie do restauracji, zostanie i zje w domu.

Wojciech Szczęsny, który siedział na twoim miejscu kilka miesięcy temu, powiedział, że gdyby miał trenować jak Cristiano, załamałby się po trzech dniach.

– Ja tak samo.

Nie da się tak żyć?

– To nie jest niemożliwe, ale nigdy nie widziałem nikogo z tak silną psychiką. Teraz, kiedy każdy go krytykuje, "zabija go", nie ma na to innego słowa, widać po nim, że nie jest szczęśliwy. Jest nieszczęśliwy, to oczywiste. Jasne, ja kiedy nie gram i idę na ławkę, też nie jestem szczęśliwy. Każdy chce grać. Ale wiem, że jego reakcją na to będą gole. Zacznie znowu strzelać i będzie strzelał jeszcze więcej. Potrafi się zmienić w ciągu kilku minut. Nie godzin czy dni, ale minut. Cały świat będzie mówił o nim dobrze lub źle, ale w ciągu kilku minut on może wszystko zmienić. Na swoją stronę, albo przeciwko. To jest siła tych gości. Ja nie chciałem mieć tej siły, bo teraz mogę spokojnie pójść na kawę z rodziną.

Kochasz swoje życie.

– Lubię cieszyć się życiem, pójść na kawę czy do restauracji.

Ale masz w mieszkaniu siłownię. Tylko z niej nie korzystasz.

– Mam jakieś rowery. Kiedy ludzie mnie pytają, mówię, że mam to i tamto... Mówią "O, jaki profesjonalista". Przychodzę tu codziennie wcześniej (do Legia Training Center – red.), wychodzę około 14, kiedy zrobię wszystko. Teraz po powrocie do domu po prostu pogram w Call of Duty ze znajomymi i to jest mój sposób na zimę w Polsce.

Mówiłeś, że u ciebie co w sercu, to na języku. Często miewałeś przez to problemy w szatni?

– Nie w szatni, albo nie tylko w szatni. Ale tak, miałem tego sporo w karierze. Czasami problem był nie ze mną, a ja sam się w niego pchałem, po nic. Wiedziałem, że tylko ja na tym stracę, a mimo to brałem udział.

Możemy to nazwać czasami złym wyczuciem czasu.

– O tak, miałem ich dużo.

Prawdopodobnie dlatego miałeś tak dobrą relację z Arturem Borucem.

– Tak, miałem.

Ale początki były trudne?

– Nie, nie sądzę. Nie mam z nim żadnego problemu. (…) Kiedy mówi "cześć", to jest "cześć" od Artura, nie jakiegoś innego zawodnika.

To znaczy więcej.

– Tak, znaczy więcej, bo to Artur. Po pierwsze, jest duży. Jest jakieś 10 razy szerszy ode mnie. I nadal jest Arturem. Kiedy go tutaj widzisz, albo w treningu, nie lubił przegrywać małych gier. Ja też tego nie lubię. Przy okazji dużo mówił na treningach i mieliśmy super relację. Któregoś dnia ludzie zaczynają pisać, że mamy jakieś problemy. Przyszedłem do niego i spytałem "Słuchaj, co możemy zrobić?". Żartowaliśmy z tego, bo ludzie nie wiedzą co się tutaj dzieje. Nie wiedzą, ale oczywiście zawsze próbują o czymś mówić. Mam z nim dobrą relację, nie mam żadnego problemu. Mam koszulkę Artura Boruca z autografem, mam białą koszulkę z jego twarzą z jego pożegnalnego meczu, też podpisaną...

Więc jest twoim idolem!

– Moim idolem był Riquelme, ale Artur jest też jednym z największych piłkarzy, z którymi grałem. Jego historia jest niesamowita, jest wielki.

Masz silną osobowość, jak my i wszyscy inni wiedzą. Czy byłeś już kiedyś kapitanem?

– Nie, to pierwszy raz.

Co na to twoi znajomi? Bo Josue w opasce kapitana wygląda nagle bardzo poważnie.

– Na początku nawet żona nie wierzyła kiedy powiedziałem, że będę kapitanem. Kiedy trener mnie wybrał, pomyślałem... "Co!?". Byłem w lekkim szoku, bo to oczywiście pierwszy raz. Potem jednak zaczynasz myśleć o sobie, o tym co to znaczy być kapitanem zespołu. A tu nie chodzi o jakiś zespół, tylko wielki klub. Największy w Polsce. To był moment dumy i zaczyna się wtedy więcej myśleć o ludziach. O dzieciach, które chciałyby być na moim miejscu jako piłkarz i jeszcze bardziej jako kapitan Legii. To dla mnie duża duma, być tu kapitanem.

Kiedy wychodzę na boisko, staram się być poważny (...). Nie sądzę, żebym się zmienił, nadal żartuję ze wszystkimi w klubie. Nie tylko z piłkarzami, gadam z całą ekipą, żartuję z ochroną, ze wszystkimi.

Opaska to dobry powód, żeby móc porozmawiać z sędziami w trakcie meczu. Ty lubisz pogadać z sędziami. Szymon Marciniak opowiadał, że w trakcie meczu zagadywałeś go o spotkanie Porto-Atletico.

– Zabił mój zespół! Porto to mój zespół i coś wtedy zrobił. Powiedziałem mu, że w środku tygodnia skasował moją drużynę, a w weekend próbuje skasować mnie. Dał czerwoną kartkę zawodnikowi Porto i przegraliśmy 1:2 po golu w 94. minucie, powiedziałem mu o tym. Oglądałem ten mecz i kiedy zobaczyłem, że to on sędziuje... Byłem wtedy sam w domu i pomyślałem sobie, że jak następnym razem go spotkam, to mu o tym powiem. Czekałem na dobry moment.

(…) Czy spotkałeś się gdzieś z lepszą atmosferą niż ta na stadionie Legii?

– Nie "lepszą"...

Galatasaray?

– Galatasaray, też Fenerbahce... Jest znacznie głośniej, ale tutaj używa się pirotechniki w świetny sposób. Światła, race... Używają ich tak, że jest to piękne. Głośne i piękne. Ale w Galatasaray, Fenerbahce...

To coś innego?

– Tak, to już coś innego. Ale kiedy pytacie mnie o Legię, to uwielbiam. Mógłbym tam grać codziennie tylko po to, żeby oglądać to, co przygotowali. Nawet jak jestem w środku meczu, to patrzę na oprawy.

Czy w tym sezonie zauważyłeś, że nastawienie rywali się zmieniło? Przed meczami z Legią skupiają się bardziej na tobie?

– Tak... Już od poprzedniego sezonu. W minionych rozgrywkach graliśmy na wyjeździe z Jagiellonią Białystok, miałem jednego zawodnika cały czas przy sobie. Całe 90 minut. Spytałem go, co robi, a on, że trener mu tak kazał i jeśli ja gdzieś pobiegnę, on pobiegnie za mną.

Kto to był? Taras Romanczuk?

– Nie, mały gość w środku pola. Mówiłem mu, że w życiu nigdy czegoś takiego nie widziałem. Mogę wam powiedzieć, że moje skupienie nie było wtedy takie samo. Myślałem o tym, co zrobić, on ciągle będzie przy mnie. Idę do naszej ławki, on ze mną. Byłem blisko innego gracza, on ze mną. Takie rzeczy, jeśli nie jesteś naprawdę skoncentrowany i nie masz dobrej psychiki, wykluczają cię z gry. W ostatnim meczu też mi się to zdarzyło. Nie przez krycie jeden na jednego, to było coś innego. Zawsze będą próbować cię sprowokować, zrobić cokolwiek w tym stylu.

(...) Co będziesz robił po zakończeniu kariery? Będzie to coś związanego z piłką?

– Chciałbym być trenerem.

To nie jest łatwa praca.

– Wiem, dlatego mi się podoba. (…) Chcę spróbować zostać trenerem, ale nie chcę trafić na takiego zawodnika, jak ja.

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.