Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jóźwiak: Wystarczą dwa telefony

Jan Szurek

Źródło: Gazeta Wyborcza

09.07.2005 10:50

(akt. 28.12.2018 07:37)

Wystarczy jeden, dwa telefony i szybko ustalę, że jest do kupienia zawodnik. Ja mam kolegów - zapowiada Marek Jóźwiak, który w Legii ma zajmować się wyszukiwaniem talentów. 16 i 17 lipca będzie oglądać zawodników na międzynarodowym turnieju we Francji - czytamy w dzisiejszej Gazecie Wyborczej.
Przyjechało do nas na testy kilku piłkarzy, ale to jeszcze nie to. Do Legii muszą przyjeżdżać naprawdę dobrzy, a ci są przeciętni. Chciałbym, aby przyjeżdżali tacy, którzy podniosą jakość gry tej drużyny, będą jej wzmocnieniem, a nie uzupełnieniem. W Polsce mamy utalentowaną młodzież, ale tych ukształtowanych piłkarzy nie ma za wielu. No, bo gdzie ja znajdę środkowego pomocnika? Musiałbym jechać do Wisły i utargować Sobolewskiego. Tak samo z prawym obrońcą czy środkowym napastnikiem na potrzeby Legii. Taki Marcin Klatt jest faktycznie utalentowany i wszyscy tu w niego wierzymy. Jednak chwilę jeszcze musi poczekać. Wojtek Kowalczyk nazwał ostatnie zakupy Legii zakupami w Biedronce. Tyle że najłatwiej jest skrytykować, ale spróbować coś zrobić samemu już znacznie trudniej. Mamy określony budżet i z tym musimy się liczyć. Nie jesteśmy Chelsea. Wojtek pewnie uważa, że najlepszy byłby właśnie on. Na razie jednak może pograć sobie przy trzepaku. Kto z tych nowych, zagranicznych piłkarzy ma szansę zostać w Legii? Moim zdaniem co najwyżej jeden. Nie chcę wskazywać palcem, ale wydaje się, że to Egipcjanin Ahmed Ghanem. On ma największe umiejętności, predyspozycje do wygrywania pojedynków. To prawy obrońca, a takich potrzebujemy. Po drugiej stronie lustra Zamierzam zajmować się również trenerką i po to chcę kończyć te wszystkie szkoły. A może w międzyczasie znajdę jakiegoś piłkarza, który będzie "wybuchem", objawieniem polskiej ligi? Niech najpierw Legia na tym skorzysta, a przy okazji i ja sobie zarobię. Po latach gry w piłkę w końcu znalazłem się po drugiej stronie lustra. Wszystko jednak przebiega łagodnie. Cały czas tutaj się ruszam, nie tracę tężyzny. Biegam sporo, zawsze miałem do tego predyspozycje. I wcale nie jestem ostatni. Ja tam w ogóle się pilnuję. W Warszawie odwożę dzieci do szkoły i zanim Legia o godz. 10 rozpocznie trening, przez godzinę biegam po Lesie Kabackim. A potem ćwiczę prawie na równi z chłopakami. Tymi samymi, z którymi jeszcze miesiąc temu grałem w tym samym zespole. Przy okazji pomagam Jackowi Zielińskiemu. Chłopcy pozostali moimi kolegami, ale jakaś nitka dystansu już chyba się wytworzyła. Po wielu latach grania mam bardzo wielu znajomych. Będzie mi o tyle łatwiej niż innym szperaczom, że niczego nie będę musiał robić "po ciemaku". Nie może być takiej sytuacji, że jadę tu, jadę tam i nic z tego nie wynika. Wystarczy jeden, dwa telefony i szybko możemy ustalić, że jedna lub druga strona ma potrzebnego człowieka. Wsiadamy w samochód i go oglądamy albo zapraszamy na dwa lub trzy treningi. Z ramienia Legii 16 i 17 lipca będziemy na międzynarodowym turnieju we Francji. Zagrają tam zespoły z Portugalii, Szkocji, Holandii i dwie ekipy francuskie. Xavier Gravelaine jest menedżerem w Istres, Stephane Guivarc'h w Guingamp, czyli klubie, w którym razem graliśmy. Wiem, że będzie ciężko np. zawodnika z Francji przygotować do tego, żeby przyjechał do Polski. Lepiej mieć 200 tys. euro tam i słońce na Korsyce niż 300 tys. w kraju, którego się nie zna. Ale jeśli dobrze z takim gościem pogadasz... Znaczenie ma perspektywa gry w europejskich pucharach, bo większość francuskich piłkarzy nie ma takiej możliwości. A przy okazji meczu oldbojów Polski z Francją porozmawiałem z Krzysiem Pawlakiem i Zbysiem Kaczmarkiem, bo w Polsce też mam kolegów. Na co zwracam uwagę, obserwując zawodnika? Jeżeli jest agresywny, zaangażowany i w dodatku dobry technicznie, to taktyki przy Jacku Zielińskim się nauczy. Niektórzy przychodzą zupełnie zieloni. Ale jeżeli są szybcy, o dobrych warunkach fizycznych, to da się ich naprostować. Czy przejście na drugą stronę było trudne? Kiedyś musiałem przestać grać w piłkę. Niby mogłem jeszcze pograć, bo siły są, tylko gdzie? Starszy "Sokół" poszedł do Łęcznej. Ale mnie nie pasuje gra w Łęcznej. Pograłbym sobie rok i co z tego? Zarobiłbym trochę więcej? Tutaj mam pieniądze, jakie mam, ale mam. Jestem legionistą z krwi i kości. Jak będzie potrzeba, mogę przez kilka lat pograć w trzecioligowych rezerwach. O ile wątroba pozwoli. Mówiłem, że mogę grać do pięćdziesiątki? To przesadziłem. Ale jak będę miał 42-43 lata, na stoperku sobie nadal spokojnie poradzę. Wolę mieć święty spokój, a nie znowu myśleć, co będzie za rok. Dobrze poukładane w głowie Treningi Jacka Zielińskiego są naprawdę interesujące. Nie ma bezsensownego biegania, zajęć na siłowni o godz. 21, co po trzech treningach dziennie może być cokolwiek nużące. Każdy wie, co ma robić, biega w odpowiednim tempie, wszystko jest znormalizowane. Tylko że nie wystarczy, by zawodnik był właściwie przygotowany. Musi jeszcze mieć dobrze poukładane w głowie. Samo wytrenowanie nie wystarcza, trzeba umieć to spożytkować. Jak mawiał trener Łazarek: Ale jesteście fajne chłopaki, tylko żebyście jeszcze w piłkę umieli grać. Ja dobrze o tym wiem. Przychodziłem do Legii jako młody chłopak i za wiele o życiu wiedzieć nie mogłem. Tylko siedząc jeszcze na trybunach, bardzo chciałem być w tej drużynie, chciałem dla tego zrobić wszystko. Miałem taki charakter, że od początku znalazłem język nawet ze starszymi zawodnikami. Przede wszystkim patrzyłem na to, co oni robią, w pewnym momencie mnie zaakceptowali i potem poszło. Nie przejmowałem się, że przez pierwsze pół roku byłem kompletnie poza składem, że przebierałem się przy wirówkach czy gdzieś tam. Liczyłem, że przyjdzie czas, gdy będę przebierał się na równi z wszystkimi w szatni. Teraz zawodnik przychodzi do takiego klubu jak Legia i od razu chciałby mieć prawie wszystko, a jeszcze niczego nie pokazał na boisku. Większość polskich piłkarzy mówi, że chciałaby grać w Legii. Ale chcieć, a grać to dwie różne sprawy. Na szczęście mamy kilku chłopaków, którym faktycznie bardzo zależy na tym, co robią. Takich jak Kuba Rzeźniczak. On podchodzi tak ambitnie, że czasem nawet przesadza. Zdarzy się, że łezka mu się w oku zakręci, jak coś nie wyjdzie. Wiem, że on chce coś wnieść do tej drużyny, nie być szarakiem, któremu tylko zależy na dobrym kontrakcie, mieszkaniu, samochodzie i szpanowaniu byciem w Legii. Jacek nie wpuści na boisko kogoś tylko dlatego, że jest młody. Dopiero kiedy nowi zawodnicy osiągną sukces, będą mogli powiedzieć, że w jakiś sposób się spełnili i odpłacili za to, że mieli okazję grać w takim klubie jak Legia. Ja tak stawiałem sprawę i myślę, że większość obecnych legionistów też myśli podobnie. Praw nie złamałem Bywają trenerzy tacy jak Dragomir Okuka. Prawie nikt nie wspomina go miło. U niego nie wygrywało się umiejętnościami, tylko walką i wybieganiem. Ale z drugiej strony, w 70. min meczu klienci leżeli na deskach i prosili o najniższy wymiar kary. Ja akurat go cenię. Mimo oczywistych braków w dziwny sposób umiał osiągnąć odpowiedni wynik. Zdobył mistrzostwo Polski i Puchar Ligi. Z zawodnikami niebędącymi wirtuozami, ale potrafiącymi biegać ponad 90 min i osiągnąć sukces. A to, że po roku czy po dwóch kilku moich kolegów zaczęło się sypać, to już inna sprawa. Ja przyszedłem na pierwszy trening po tym, jak wszyscy mieli za sobą okres przygotowawczy. Takiemu gościowi niełatwo zaufać. A jednak u Okuki grałem od pierwszej minuty już w drugim, a może trzecim meczu. Tak więc, tym większy szacunek. To nie był trener na długi dystans. Ale na krótki doskonały. Zanim po kilkuletniej przerwie przyszedłem do Legii, trenowałem z Polonią i rozmawiałem jeszcze z innym klubem. Tylko, co śmieszne, oni nie chcieli zużywać płyty przy Konwiktorskiej, więc tam ani razu nie miałem treningu. Zajęcia mieliśmy na Fortach Bema, a więc... na terenach Legii. Czyli żadnych niepisanych praw nie złamałem. Zresztą na Polonii traktowali mnie jak legionistę. I dobrze, bo przecież tak przez cały czas się czułem. Czasem trzeba spaść Debiutowałem w Legii, czyli w pierwszej lidze, w 1988 roku w meczu z Górnikiem Zabrze. Wszedłem na boisko w 88. min i miałem kryć Janka Urbana. A on strzelił mi gola ręką w 91. min. Moją karierę można zamknąć klamrą. Ostatni mecz zagrałem niedługo przed 38. urodzinami, wchodząc też w 88 min. Też ze śląskim klubem. GKS Katowice właśnie spadał z ligi. Tu nikt mi gola nie strzelił. Zresztą... i tak było 2:0. W międzyczasie sporo przeżyłem. Warszawa jest pięknym miastem, co na chłopaka z prowincji mającego jakieś tam pieniądze działa w sposób naprawdę mocny. Nie poradziłem sobie z tym wszystkim. Ale niczego nie żałuję, bo i tego trzeba było spróbować. Aby wejść na górę, trzeba czasem spaść. Chociaż nigdy nie było tak, abym znalazł się na samym dole. Krążą o mnie różne legendy, ale tak to już jest, że jak nie było na kogo zwalić, to mówiono, że zrobił to "Beret". Nawet gdy już grałem w Guingamp, oglądano się za mną przy Łazienkowskiej. Dobrze przynajmniej, że pozamykano te wszystkie komunistyczne lokale, bo jeszcze bym coś o sobie usłyszał. Jedyne, czego żałuję, to tego, że nie zagrałem w kadrze więcej niż 14 meczów. Nie byłem wcale gorszy od tych, którzy grali w reprezentacji. Niestety, na to nie ma się wpływu. Mogłem też - mimo że jestem obrońcą - strzelić więcej bramek w lidze. Za to kiedyś strzeliłem w Bełchatowie pod koniec spotkania, gdy Legia wygrała 1:0. I ze Spartakiem Moskwa też kiedyś strzeliłem. Wygląda więc na to, że jak już strzelałem, to ważne bramki, bo trafić w Lidze Mistrzów to naprawdę coś. Było jeszcze parę spraw, które mogłem zakończyć lepiej. Mogliśmy pokonać Panathinaikos w Lidze Mistrzów. Mogliśmy, gdybyśmy odmówili wyjścia na nienadające się do gry boisko. Z drugiej strony, nie mogliśmy, skoro tyle amoniaku poszło w jego przygotowanie. "Szkodliwe" zostało zapłacone, a że buty z tamtego meczu stojące później w szatni do dzisiaj są białe?

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.