Domyślne zdjęcie Legia.Net

Jóźwiak z mandatem

Mirosław Drożdż

Źródło: gazeta.pl

06.07.2005 00:31

(akt. 28.12.2018 08:22)

Oglądam sobie spokojnie film, schodzę o czasie, a tu nikogo - opowiada Marek Jóźwiak "Gazecie". Legia tak spieszyła się na sparingowe spotkanie do Gyoer, że zapomniała o "Berecie". Wyszukiwacz talentów wskoczył w samochód i ruszył w pogoń. Przekroczył prędkość, zatrzymała go policja. Ale zdążył. Autokar z piłkarzami na granicy austriacko-węgierskiej stał prawie półtorej godziny.
Mecz z piatą drużyną węgierskiej ekstraklasy był zaplanowany na godz. 19. Według Legii, bo na stronie internetowej FC Gyoer widniała godz. 18. Autokar, który miał zawieźć piłkarzy z austriackiego Lutzmannsbergu miał być podstawiony pod hotel o 16.20. Przyjechał jednak pół godziny wcześniej, ponieważ mecz zaczynał się jednak o 18. W hotelu zapanował popłoch (do przejechania 85 km i w planach nie wiadomo jak długi postój na granicy), wszyscy błyskawicznie zapakowali się do pojazdu i odjechali. Wszyscy oprócz Marka Jóźwiaka. - Słyszałem, że na korytarzu jest jakiś harmider, ale nikt do mnie nie pukał, to dalej oglądałem film. Po pewnym czasie zszedłem do recepcji, a tu ani piłkarzy ani autokaru. Złapałem kluczyki do samochodu, którym zwykle jeździ kierownik naszej drużyny i w drogę - mówił. Jóźwiak od niedawna pełniący w klubie funkcję wyszukiwacza talentów, a na zgrupowaniu pomagający w treningach Jackowi Zielińskiemu miał tylko dowód osobisty. Nawet nie wiedział, czy przy przekraczaniu granicy nie będzie niezbędny paszport. Jednak zaryzykował. Gdy dojechał do granicy - mimo, że po drodze zatrzymała go policja - autokar z piłkarzami jeszcze był odprawiany. - Zajechali mi drogę, ja się zatrzymałem, a tu oni wyskakują i od razu za klamkę - relacjonował spotkanie z policją. - I coś tam mówią, a ja na to, że nie mówię nic po niemiecku. To facet pisze na kartce: 96 km na godzinę, a można było 50. Powiedzieli, że mam zapłacić 70 euro. Miałem tylko stówę. Patrzę, że facet trzyma w ręku dychę i się zastanawia. Mówię mu - dobra, macie dziewięć dych, tylko dajcie jechać. W końcu dali. A dali mi w ogóle trzy mandaty - jeden za przekroczenie prędkości, drugi za wyprzedzanie na linii ciągłej, a trzeci to chyba za to, że Polakiem jestem. Szczęście, że w porę znalazłam dokumenty samochodu. Dobrze, że was dopadłem, bo już myślałem, że specjalnie mnie zostawiliście. I że jeszcze nie zapłacili, a już mnie zwalniają - żartował rozluźniony, gdy spotkał legionistów. Na granicy zostawił samochód i przesiadł się do autokaru. Na miejscu największe wrażenie zrobił stadion. Naookoło wykopki, wszędzie smród nawozu, a szatnie dla piłkarzy w barakach. Czyli warsztat pracy drużyny mającej na Węgrzech niemal abonament na występy w Pucharze UEFA. Czyli nie mamy czego się wstydzić.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.