Kasper Hamalainen

Kasper Hamalainen: Vuko robi dobrą robotę w Legii

Redaktor Piotr Gawroński

Piotr Gawroński

Źródło: Legia.Net

29.05.2020 14:00

(akt. 30.05.2020 09:05)

- Sporo czasu w Legii zajęło mi przyzwyczajenie się do odgrywania mniejszej roli, niż to było w Lechu. Ciągnęło się to przez cały mój pobyt w Legii. Nigdy nie byłem na tyle ważnym graczem, na ile tego chciałem. Ale mam dobre wspomnienia z Warszawy, to było świetne 3,5 roku. Wciąż oglądam mecze Legii, sobotnie z Lechem również mam zamiar obejrzeć - mówi w rozmowie z Legia.Net Kasper Hamalainen.

Zacznijmy od tego jak trafiłeś do Legii. Podobno zarządowi Lecha powiedziałeś, że do Warszawy nie trafisz.

- Nie wiem jak wiele wiesz, i co według mediów jest słuszne. Oferta z Legii przyszła niespodziewanie. Nie wiedziałem o niczym, aż do świąt Bożego Narodzenia. Wszystko wydarzyło się szybko, a ruchy wydawały się właściwe piłkarsko i finansowo. Świat futbolu jest zwariowany, nigdy nie wiesz co się stanie. To był dziwny czas dla wszystkich nas. Ale to była dobra decyzja, choć na początku cała otoczka zabierała mi wiele energii, aby skupiać się na meczu i nie rozmyślać o tym co dookoła. Po kilku miesiącach wszystko się uspokoiło. Jestem usatysfakcjonowany, że zrealizowałem swoje cele.

Paulus Arajuuri był pierwszą osobą, która dowiedziała się o twoim transferze do Legii?

- Tak, wspominałem mu o tym przed publicznymi informacjami. Ale na szczęście się nie wygadał.

Miałeś kiedykolwiek problem z kibicami Lecha?

- Nigdy. Ja też nie podgrzewałem sytuacji. Pozostałem opanowany, od początku do końca. Szanuję Lecha. Dali mi szansę pokazania się w polskiej lidze i kontynuowania kariery w innym miejscu. Wiele im zawdzięczam i mam dobre wspomnienia z Poznania.

Pamiętasz akcję sponsora Lecha #OdHAMsię?

- Tak, trik marketingowy z zamianą mojej koszulki. Nie ruszyło to mną, podjąłem wyzwanie.

Gdzie czułeś większa presję? W Warszawie czy Poznaniu?

- W Warszawie, absolutnie. Przyszedłem do klubu z innymi oczekiwaniami. W Lechu nikt mnie nie znał, miałem czas na przygotowanie się i rozpoczęcie z czystą kartą. W Legii wszyscy wiedzieli na co mnie stać. Była presja związana z pokazaniem, że jestem graczem którego potrzebowali. Poza tym Legia i Lech są wielkimi rywalami, co nie ułatwiało sprawy.

Dołączyłeś do zespołu Legii na zgrupowaniu na Malcie i od razu trafiłeś na najcięższy trening zaserwowany przez trenera Stanisława Czerczesowa.

- To prawda, łatwo nie było. Ale osobowościowo Stanisław Czerczesow to był niesamowity facet. To było dla mnie coś nowego. Wspominam go najlepiej ze wszystkich i to mimo faktu, że nie dawał mi wielu szans na grę. Ale jego osobowość to było coś innego, ciężkiego do określenia. Nigdy nie doznałem czegoś takiego w karierze.

Przyszedłeś do Legii i szybko zacząłeś się leczyć. Kontuzje mocno pokrzyżowały ci plany.

- Chciałem trenować, poznać zawodników, stadion, ale nie mogłem. To był trudny czas dla mnie. Nowy zawodnik, który od razu jest kontuzjowany i potrzebuje czasu na powrót do formy, to zawsze kłopotliwa sytuacja. Z drugiej strony miałem czas aby zobaczyć jak wszystko działa. Jest jasna i ciemna strona tego okresu. Ważne, że po wyleczeniu się, końcówka sezonu była dla mnie lepsza. Chciałem grać najlepiej jak to możliwe, usiłowałem strzelać gole. Niestety kontuzja mnie zatrzymała. Gdyby nie ten pech, to wszystko byłoby realne i możliwe.

Po sezonie Stanisław Czerczesow pożegnał sie z Legią. Kolejni twoi trenerzy to Besik Hasi, Jacek Magiera, Romeo Jozak, Dean Klafurić, Ricardo Sa Pinto i Aleksandar Vuković. To był okres częstych zmian w klubie. Nie były one problemem?

- Trochę się to odbijało. Kiedy wszystko się zmienia, treningi, systemy, taktyka, to potrzebujesz czasu na to, by wszystko działało jak należy. Z drugiej strony nie grałem wiele, więc czasem zmiana trenera była dla mnie dobra. To nie zdarzało się często, lecz wciąż było męczące. Rozumiem jak działa branża piłkarska. Potrzebujesz wyników tu i teraz. Legia to klub, w którym oczekiwania są zawsze największe, a presja jest wysoka.

Z którym z trenerów współpracowało ci się najlepiej?

- Każdy trener miał inną mentalność. Niektórzy woleli zawodników innego typu, z innym charakterem. Ja jestem spokojnym człowiekiem. Może nie widzieli mnie jako ważnego gracza, ponieważ nie krzyczałem ciągle na treningach? Trudno powiedzieć. Myślałem o tym i dalej nie mam konkretnej odpowiedzi.

Zwykle występowałeś na skrzydle. Myślisz, że gdybyś częściej grał w środku pola, grałbyś lepiej?

- Trudno powiedzieć, nie narzekałem gdy Romeo Jozak wystawiał mnie na boku. Zresztą w tym okresie chyba prezentowałem się w Legii najlepiej. Miałem wtedy wolność w zbieganiu do środka pola. A dla mnie najważniejsze zawsze było to, by nie stać w jednym miejscu, w jednej roli i robić to samo. Chciałem być kreatywny, być dostępny na boisku dla kolegów. Robiłem to za czasów trenera Jozaka. Najlepiej jednak zawsze czułem się grając w środku. Grając tak zawsze, moja pewność siebie pewnie by wzrosła. Ale było jak było.

Na pozycji numer "dziesięć" miałeś jednak silną konkurencję - wystarczy wspomnieć Vadisa Odjidję Ofoe czy Miroslava Radovicia.

- To nie koledzy byli moim problemem, ale brak jednej pozycji. Czasem byłem skrzydłowym, czasem środkowym pomocnikiem, bywałem też napastnikiem, a nawet defensywnym pomocnikiem. Nigdy nie miałem przypisanej konkretnej pozycji, co stało się moim znakiem rozpoznawczym. Były tego wady i zalety. Jeśli chodzi o kolegów z zespołu, na początku byłem kontuzjowany cztery tygodnie. Wygrywaliśmy wtedy mecze i trenerzy nie mieli powodu aby coś zmieniać później. Dla mnie to nie był odpowiedni czas na przerwę, ale z drugiej strony na kontuzję nigdy nie ma dobrego czasu.

W pierwszym pełnym sezonie, potrzebowałeś tylko pięciu minut aby dwa razy trafić do bramki Lecha. Kibice obu drużyn zadawali sobie pytanie jak to zrobiłeś.

- Do dziś sam tego nie wiem. Byłem w dobrych pozycjach, aby dostać piłkę. Przy pierwszym golu być może byłem na lekkim spalonym, ale ciągle w dobrym miejscu. To był zbieg okoliczności, który ciężko wytłumaczyć. Ciągle jest to dla mnie surrealistyczne. Pamiętam wszystkie mecze z Lechem, ale ten pierwszy z nich był czymś więcej niż zwykłą rywalizacją. Oczywiście, zwycięskie bramki też zapadły mi w pamięć. Szczególnie ten mecz wyjazdowy w Poznaniu był szalony. Przegrywaliśmy 0:1 i w samej końcówce zdobyliśmy dwie bramki.

Twoje problemy przy Łazienkowskiej zaczęły się za Ricardo Sa Pinto. Nawet na treningach byłeś odstawiony na boczny tor, czasem nie mogłeś ćwiczyć z kolegami, nie dostałeś też poważnej szansy gry. To był najtrudniejszy czas w karierze?

- Chyba tak. Choć właściwie z każdym trenerem miałem gorsze okresy. Nie grałem u Besnika Hasiego, Ricardo Sa Pinto, nawet Jacka Magiery. Nie grałem tyle ile chciałem, ale starałem się myśleć pozytywnie i pomagać kolegom wygrywać mecze. Pamiętam mecz przeciwko Ajaksowi w Lidze Europy, w którym nie byłem nawet w kadrze meczowej. Cięzko było mi to przełknąć, trochę czasu zajęło mi pozbieranie się.

Teraz trenerem jest Aleksandar Vuković, który ci zaufał i pozwalał na grę. Oglądałeś mecze Legii przed wybuchem pandemii?

- Sprawdzałem wyniki, próbowałem obejrzeć kilka spotkań ale nie zawsze się udawało. Oglądałem wyjazdowe spotkania przeciwko Jagiellonii i Lechii. Jestem jednak na bieżąco z sytuacją i cieszę się, że „Vuko” robi dobrą robotę w Legii. Zbalansował wszystkie rzeczy i już nie jest gorączkowo. Co do mojej końcówki w Legii, to prawda, że trener dał mi szansę. Bardzo to doceniam. Wiem, że „Vuko” mnie zna i wie na co mnie stać. Przyjemnością było znowu grać i zdobywać bramki.

Jak zapamiętałeś swoje pożegnanie z Legią? Miałeś taką okazję razem z Arkadiuszem Malarzem.

- Pierwszy raz w życiu mogłem czegoś takiego doświadczyć. To było wspaniałe uczucie. Mogłem się ze wszystkimi godnie pożegnać. Oczywiście, Arek Malarz jest legendą w Warszawie, więc dałem mu tyle czasu ile potrzebował. Wielka przyjemność, że mogłem w tym uczestniczyć właśnie z nim.

Była szansa na twoje pozostanie w Legii?

- Nie wiedziałem czego Legia oczekiwała. Klub czekał długo na decyzje z umowami wielu piłkarzy. Ja też nie byłem pewny czego chcę. Obie strony nie wiedziały co dalej. Jeśli Legia zaproponowałaby mi kontrakt, na pewno bym to rozważył, ale byłem też gotowy na dalszą drogę. To był ekscytujący i nerwowy czas decyzji.

Jakie są twoje najlepsze wspomnienia z Legii?

- Wszystkie wygrane mistrzostwa i gra w Lidze Mistrzów. To było coś specjalnego. Atmosfera, ludzie pracujący w klubie. Mam dobre wspomnienia. Mieliśmy świetne 3,5 roku. Wygraliśmy ligę trzy razy, więc jestem zadowolony. Osiągnąłem to co sobie założyłem i w taki sposób jestem spełniony. Choć sporo czasu zajęło mi przyzwyczajenie się do odgrywania mniejszej roli, niż to było w Lechu. Ciągnęło się to przez cały mój pobyt w Legii. Nigdy nie byłem na tyle ważnym graczem, na ile tego chciałem. To nie było dla mnie łatwe, ale przynajmniej mogłem coś robić, nawet jeśli nie grałem zbyt wiele. Żałuję, że zagrałem tylko kilka minut w Lidze Mistrzów, fajnie by było zagrać więcej.

Powiedziałeś trzy lata temu, że wybrałeś Legię, aby stać się lepszym piłkarzem. Zauważyłeś progres?

- Myślę, że jestem teraz lepszym piłkarzem. Bardziej doświadczonym jako człowiek i zawodnik. Wiele rzeczy wydarzyło się przez te 3,5 roku. Byliśmy całą rodziną w Warszawie, mieliśmy dom. To jest część mojego życia. Mogłem grać w wielkich meczach, co pomoga mi teraz. Na pewno stałem się lepszym piłkarzem na końcu przygody z Legią.

Utrzymujesz kontakty ze sztabami, piłkarzami Lecha i Legii?

- Mam kontakt ze sztabami obu klubów, czasem pytamy co u nas. Mam też dobrą relację z Adamem Hlouskiem. Ostatnio kiedy graliśmy przeciwko Viktorii Pilzno, Adam był kontuzjowany. Mogliśmy zagrać przeciwko sobie na początku sezonu, ale dopiero co podpisałem kontrakt i nie było mnie w kadrze meczowej. Nie uciąłem swoich kontaktów z Polski.

Gra w Legii to twój najlepszy czas w karierze? Czy wyróżniłbyś coś innego?

- Na pewno pierwsze mistrzostwo w moim życiu, w Lechu. Miałem w tym swój duży wkład. Społecznie wybrałbym Warszawę. Mieliśmy tu pozytywny czas z rodziną, korzystaliśmy z miasta, a aklimatyzacja przebiegła bezproblemowo.

Z którym rywalem w Ekstraklasie grało ci się najtrudniej?

- Jagiellonia Białystok zawsze była trudnym przeciwnikiem, szczególnie u siebie. Grali zdecydowanie, a atmosfera im pomagała. Mecze w Poznaniu również, ale byłem z tym zaznajomiony. Znałem stadion, piłkarzy, więc czułem się swobodnie.

Kiedy grałeś w Legii zauważyłeś potencjał Ondreja Dudy. Ktoś z obecnej drużyny wywarł na tobie wrażenie?

- Michał Karbownik ma wielki potencjał. Niestety, kiedy byłem w klubie, „Karbo” nie był jeszcze z pierwszą drużyną. Jakbym go zobaczył, na pewno powiedziałbym to samo co o Ondreju, ale na to już za późno, bo zdążył zostać dobrym piłkarzem.

Który z twoich kolegów z Legii był najlepszym zawodnikiem?

- Pozostawmy to pytanie otwarte. Nie chcę wybierać. Vadis był jednym z nim, był wyjątkowym piłkarzem i dobrym kolegą. Na boisku wiele zależało od niego, był nie do zatrzymania.

Po przygodzie z Legią związałeś się z czeskim FK Jablonec. Jak wrażenia?

- Gdy tu przyjechałem, niewiele wiedziałem o klubie i samym mieście. To mała miejscowość, niedaleko Pragi. Chciałem przyjechać, obejrzeć mecz i poznać ludzi związanych z klubem. Wszystko mi się spodobało i stało na fajnym poziomie. Bardzo pomógł mi Adam Hlousek, od początku było sympatycznie. Niestety gdy trafiłem do Jablonca, nie byłem w dobrej formie fizycznej. Przez poprzednie trzy miesiące niewiele trenowałem i w Czechach zaczynałem z poziomu zero, to jakby nowy początek wszystkiego.

Chyba nie jest tak źle, zdażyłeś już strzelić dwa gole.

- Tak, ale dopiero w tym roku wszystko ruszyło. Po przygotowaniach w styczniu wróciłem do normalnej formy i... wtedy zaatakował koronawirus. Źle to się ułożyło. Trenowałem indywidualnie, wznowiliśmy ćwiczenia cztery tygodnie temu. Mieliśmy czas, żeby mocno ćwiczyć i przygotować się do dokończenia jedenastu spotkań, które nam pozostały. 

Dlaczego zdecydowałeś się akurat na Czechy?

- Razem z rodziną chcieliśmy znaleźć miejsce z dobrym klubem, miastem i oczywiście przedszkolem. Szukaliśmy dobrego połączenia tych głównych punktów. Teraz wiemy, że udało się to wszystko pogodzić. To była dobra decyzja.

Pytam dlatego, bo nie tak dawno mówiłeś o wyjeździe do USA.

- To prawda, ale tam zmieniła się polityka działania. Nie skupiają się już na starszych piłkarzach.

Jablonec to twój ostatni przystanek w karierze?

- Nigdy nie wiadomo. W sierpniu kończę 34 lata, do końca mojego kontraktu zostanie rok. Wszystko zależy od sytuacji. Mój syn pójdzie do szkoły, trzeba to wziąć pod uwagę. Nie wszystko może być podporządkowane tylko mnie. Znajdziemy wspólnie dobre rozwiązanie.

Jest szansa byś poprzez dobrą grę w Jabloncu wrócił do reprezentacji Finlandii na przyszłoroczne Euro?

- Rok temu zagrałem pierwsze dwa spotkania w eliminacjach, potem z powodu choroby musiałem odmówić gry, przeszkodziły też inne rzeczy jak brak regularnej gry w Legii. Muszę wrócić do formy i pracować. Chciałbym jeszcze zagrać w kadrze, ale zrozumiem jeśli będzie inaczej, wiem jak wygląda obecna sytuacja. Jest we mnie nadzieja. Jeśli będę znaczącą postacią w Jabloncu, to kto wie jak to się potoczy.

Jablonec jest mniejszy niż Poznań czy Warszawa. Klub też jest mniejszy. Jak się odnajdujesz?

- Zgadza się, obecnie gram w mniejszym klubie i jest to coś nowego. Są wady i zalety. Jesteśmy na trzecim miejscu w lidze, mamy dobry czas i drużynę. Wykonujemy fajną pracę. Widownia jest skromna, od 2500 do 3000 kibiców na trybunach, to duża różnica, więc musiałem się przyzwyczaić. To miejsce, gdzie każdy zna każdego, wszyscy chcą działać dla dobra klubu. Mamy w zespole dobre połączenie młodości i doświadczenia.

Będąc w Legii wiele razy mówiłeś, że chcesz się nauczyć polskiego. Pamiętasz coś jeszcze? (pytanie zadane po polsku)

- (śmiech) Pamiętam! Oczywiście. Język polski bardzo mi pomaga. Często rozmawiam po polsku i dostaję odpowiedzi po czesku. Mówić po angielsku umie tylko kilku graczy w Jabloncu, reszta posługuje się czeskim. Trenerzy mówią tylko po czesku bądź niemiecku. Rozumiem ich przez to, że rozumiem język polski.

Łączysz swoją przyszłość z Warszawą?

- Warszawa to część mnie. Razem z żoną i dziećmi zbudowaliśmy tu swoje życie. Mój syn dobrze pamięta Warszawę i ma tu przyjaciół, ja również utrzymuję kontakty. Zawsze będę pamiętał to miejsce i na pewno będę je odwiedzał.

Tylko odwiedzał? A może w nim zamieszkał?

- Raczej odwiedzał, choć nigdy nic nie wiadomo. To miasto z wieloma atrakcjami i dobrymi przyjaciółmi.

Jakie masz plany po zakończeniu kariery?

- Studiuję na uniwersytecie w Danii. Pozostał mi rok na kierunku zarządzanie w sporcie. Myślę, że to będzie coś związanego ze sportem. Widziałem wiele podczas kariery, mam też kontakty. Mój ojciec ma biznes związany ze sportem i jestem zainteresowany tym, aby mu pomóc. Zobaczymy, wszystko jest otwarte, mam kilka opcji.

Będziesz oglądał spotkanie Legii z Lechem w sobotę?

- Będę próbował.

I komu będziesz kibicował?

- (śmiech) Piłkarzom! To trudne pytanie. Mam więź z oboma klubami. Dla mnie najważniejsze będzie obejrzeć dobry i ekscytujący futbol.

Polecamy

Komentarze (28)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.