Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kibic ma wiele twarzy

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

21.02.2010 12:38

(akt. 16.12.2018 12:29)

Media wykreowały ostatnimi czasy pewien wizerunek, sterepotyp kibica. "Polska the Times" podała kilka przykładów, które takiemu stereotypowi przeczą. Na co dzień nikt nie podejrzewałby pewnych ludzi o noszenie klubowego szalika i przekrzykiwanie się z kibicami przeciwnych drużyn. Pod mundurem, kitlem czy sutanną kryją się jednak serca kibiców, a za swoje drużyny gotowi są dać się pokroić.

Na portalu Legia.net nie wszyscy lubią Pablo*. Należy do najbardziej bezkompromisowych użytkowników. Jak już pisze, to dosadnie. Najdosadniej, kiedy chodzi o konflikt kibiców z władzami klubu i budowę nowego stadionu. Miażdży krzykaczy lansujących spiskową teorię dziejów i podburzających kibiców. - Piszę ostro, bo dobro klubu jest dla mnie najważniejsze - tłumaczy. I z godnością przełyka wyzwiska.

Inną opinię ma Pablo na portalach kobiecych: "Ogromna wiedza, przyjazne podejście. Głowa na karku, nie wynajdują problemów, gdy ich nie ma. Niedługo poród. Polecam serdecznie" - pisze Slim_777 z Pruszkowa na forum www.wizaż.pl.

Chirurg i położnik kupują karnet na Legię

Pablo, czyli profesor dr hab. n. med. Paweł Kamiński, zastępca kierownika I Katedry i Kliniki Położnictwa i Ginekologii Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego i kierownik oddziału ginekologii operacyjnej, w świecie medycznym znany jest jako ekspert w zakresie technik endoskopowych. Na co dzień nic nie zdradza jego futbolowej pasji, moż
e poza małą odznaką Legii, którą wpina w klapę marynarki. Tylko pielęgniarki  wiedzą, że do pracy przychodzi kwadrans wcześniej, żeby sprawdzić najnowsze wiadomości na portalu Legia.net. A grafik dopasowuje do tabeli ligowej. Od paru lat znowu chodzi na mecze, które jako młody lekarz musiał porzucić na rzecz wyczerpujących dyżurów. - Zawstydził mnie przyjaciel chirurg, profesor Krzysztof Paśnik, który od lat chodzi na Legię. Zapytał, dlaczego nie widać mnie na trybunach i kupił mi karnet - opowiada profesor Kamiński.

Od pięciu lat na Legię chodzą we trzech, z profesorem Jackiem Malejczykiem, dyrektorem Instytutu Biostruktury Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego. Obowiązkowo w szalikach i z bojowym nastawieniem. Dopóki nie zlikwidowano "żylety", zdzierali sobie gardła na trybunie odkrytej. - Ale krzyk nie jest ważniejszy od samego widowiska - zastrzega z uśmiechem profesor Kamiński. Uwielbia krytyczne momenty, kiedy ważą się losy meczu, a wygrana zależy od koncentracji zawodnika. Chwile, kiedy każda sekunda trwa wieki, a trybuny falują od emocji. - Atmosfera na stadionie zawsze była dla mnie ważniejsza od samej gry, taktyki i statystyk. Nie jestem fanem piłki, raczej samego klubu i właśnie tej atmosfery - przyznaje profesor.

Kibicowaniem zaraził się jako ośmioletni zawodnik Legii. Sala szermiercza znajdowała się pod trybuną główną stadionu na Łazienkowskiej, gdzie w środowe wieczory rozgrywano mecze. - Wrzawa z trybun docierała na salę i działała na szermierzy. Nawet trochę pomagała w ćwiczeniu koncentracji. Na Legię chodził z całą szkołą podstawową.

Choć za drużynę dałby się pokroić i nie ma kibicowskiej przyśpiewki, której by nie znał, jest wrogiem chuligaństwa i napadania na każdego, kto nosi inny szalik. Bezsensownego samczego pędu do mordowania. Po ponad ćwierć wieku pracy w sfeminizowanym zawodzie i kobiecej gałęzi medycyny jest stuprocentowym orędownikiem kobiet. Wie, że one na pewno nie umawiałyby się na ustawki. 

Piłkarz w koloratce lepszy od gwardzisty

Ksiądz Adam Zelga, od dziewięciu lat proboszcz parafii błogosławionego Edmunda Bojanowskiego na Ursynowie, wie, że kibic może wykonywać każdy zawód, spełniać każde powołanie. Nawet księdza.

Z kolegami z seminarium duchownego w kościele pokar-melitańskim na Krakowskim Przedmieściu po zajęciach codziennie zbiegali w dół skarpy, żeby pograć w piłkę. Potem, jako wikariusz w Żychlinie, Sulejówku, Pruszkowie czy trzech parafiach warszawskich, zawsze zakładał ministranckie parafialne drużyny. A w 2000 roku grał w Reprezentacji Polski Księży, pokonując w Watykanie reprezentantów Gwardii Szwajcarskiej 8:1. Ten wyjazd ksiądz Adam uważa za jedno ze swoich najważniejszych przeżyć.

- Myślałem, że Jan Paweł II dopiero do nas przyjdzie, a on już tam był. Znad klęcznika widać było tylko jego okrągłe plecy, jakby zginał się pod ciężarem świata, który jako papież sam musi unieść. Kiedy odprawiał mszę, był jakby nieobecny, całkowicie zamodlony. Nigdy nie zapomnę tego przejścia z przyziemności - chłopięcej radości 50-letniego faceta, że może strzelić bramkę - do takiej głębokiej mistyki - opowiada ksiądz Zelga. Śmieje się, że z 40-minutowego meczu (rozegrano dwie połowy po 20 min.) 37 spędził na ławce. Ale te trzy minuty gry będzie pamiętał do końca życia. I moment, kiedy jeden z trzech trenerów (obok Stanisława Terleskiego i Romana Koseckiego) Robert Gadocha mówi: "Niech ksiądz wejdzie".

Dziś zdjęcie reprezentacji księży wisi w centralnym punkcie piłkarskiego kącika, który urządził w plebanijnej jadalni, gdzie często przyjmuje parafian. Wisi nad koszulką reprezentacji Polski na mistrzostwa świata w Japonii i Korei w 2002 r., której był kapelanem wspólnie z księdzem Mariuszem Zapolskim, i obok zdjęć Kazimierza Górskiego z Jerzym Engelem (prezent od Engela) oraz koszulki z autografami piłkarzy Legii Warszawa podarowanej mu w zeszłym roku z okazji 25-lecia święceń kapłańskich. Jerzy Engel i wielu legionistów należą do jego parafian. Były selekcjoner reprezentacji ma tu mieszkanie, a legioniści od lat wynajmują lokale na tutejszych nowych osiedlach wzdłuż ulicy Rosoła. 

Ksiądz Adam patrzy na nowe bloki i widzi rodziców potencjalnych zawodników stworzonego przez niego Papieskiego Amatorskiego Klubu Sportowego (PAKS) "Ostaniec" Ursynów. Jeszcze pięć lat temu klub miał tak mocnych zawodników z roczników '90/'91, że wygrywał mocno obsadzone - nawet przez profesjonalistów - turnieje. Dziś, choć klub liczy około 50 zawodników, sukcesy nie są aż tak spektakularne, choć nie gaśnie duch walki. 

Ważne jest też to, by walczyć z antagonizmami wśród kibiców. Wyplenić je już u najmłodszych. Nieodmiennie dziwi go, gdy dobry ministrant, świetny człowiek i zapalony kibic krzywi się na widok wiszących na plebanii obok siebie szalików Legii i Polonii. Nie rozumie pytań: "A po co ten szalik?". To dla niego kolejny niepotrzebny podział. Tak jak ten na kościelnych i niekościelnych, to, co modne, i to, co obciachowe.
 
*Pablo nie jest prawdziwym pseudonimem profesora Kamińskiego

Autorka: Karolina Kowalska

Więcej przeczytać można w "Polska The Times".

Polecamy

Komentarze (127)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.