Domyślne zdjęcie Legia.Net

Kibicowski problem

Marcin Gołębiewski

Źródło:

29.03.2004 00:00

(akt. 30.12.2018 15:17)

Zdarzyło wam się kiedyś układać grafik w pracy z terminarzem Legii w dłoni? Albo wybierać się na wczasy akurat w tym terminie, kiedy jest przerwa w rozgrywkach? Jeżeli jesteście kibicami (nieważne czy legionistami czy kibicami Polonii, Lecha czy jakiejkolwiek innej drużyny) to dla was z pewnością chleb powszedni. Współczuje tym wszystkim, którzy z powodu pracy, rodziców, żony nie mogą swobodnie przychodzić na stadion a także tym, którzy robiąc to musza ryzykować stratę pracy, stratę dziewczyny czy wymyślać coraz to nowsze kłamstwa, żeby tylko zobaczyć mecz. Zobaczenie na żywo spotkania swojej ukochanej drużyny nie zawsze bywa proste. Długie przekonywania rodziców, że na stadionie jest bezpiecznie, czasami kłamstwa, że idzie się do kolegi na imprezę a w rzeczywistości jedzie się na drugi koniec Polski, bo akurat tam gra wasz ukochany klub - to dla kibica normalka. Niestety z wiekiem zwykłe kibicowskie problemy nie znikają a nawet się nasilają. Czasami mecz koliduje z pracą, innym razem z urodzinami żony a jeszcze innym akurat podczas meczu derbowego rodzi wam się dziecko. Los nie zawsze jest łaskawy dla kibica. Najgorszy jest jednak brak wyrozumiałości wśród bliskich, którzy naszej pasji nie podzielają a czasem nawet nie starają się zrozumieć. Ile to razy słyszałem i zapewne wielu z was także: „nie możesz opuścić jednego meczu?”. W moim przypadku nigdy nie miałem kłopotów z rodzicami. Szybko ich przekonałem, że na stadionie nic złego mi się nie stanie a na wczasy jeździłem w przerwie miedzy sezonami. Jeżeli już na meczu nie byłem to tylko z własnej woli. Niestety taka sielanka nie trwała wiecznie. Problemy z chodzeniem na mecze pojawiły się, kiedy spotkałem moją ukochaną. Jak wytłumaczyć osobie, na której szczególnie z początku trzeba zrobić jak najlepsze wrażenie, że akurat w weekend się nie spotkamy, bo jest mecz? Z zazdrością patrzę na tych szczęściarzy, których dziewczyny przychodzą na stadion razem z nimi. Moja nie dała się nigdy namówić, mimo, że jesteśmy ze sobą już sześć lat. Z początku wielka miłość zmusiła mnie do opuszczenia kilku spotkań. Później starałem się opuszczać już tylko te z gatunku mniej ważnych. Jak to jest jednak trudne tłumaczyć chyba nie muszę. Chyba właśnie wtedy zrozumiałem, że dla prawdziwego kibica nie ma tych z gatunku mniej ważnych. Taki stan rzeczy nie mógł trwać zbyt długo. Czytaj wolałem pogodzić moje dwie miłości niż porzucić jedną z nich (którą, chyba tłumaczyć nie muszę). Długie rozmowy i próby wytłumaczenia mojej pasji nie były proste, ale poprawiły nieco moją sytuację. Ona powoli zrozumiała jak mecze są dla mnie ważne i mimo, że nadal nie pochwalała mojej pasji starał się ją zrozumieć. (Po jakimś czasie przyznała się, że miała nadzieję, że z tego wyrosnę). Kiedy w końcu zamieszkaliśmy razem wszystko wydawało się już bardzo proste. Spędzaliśmy tak dużo czasu ze sobą, że moje wyjścia na mecze nie stanowiły już prawie żadnego problemu. Niestety ślub w rodzinie, imieniny cioci, rocznice nadal kolidują z meczami. Czasami wystarczy usilne przekonywanie, czasami uda się to pogodzić. Można powiedzieć wszystko jakoś się unormowało moja ukochana czasami narzeka, ale chyba już pogodziła się z tym, że nie uleczę się z kibicowania. Po tak długim czasie razem nawet wie, kto gra w Legii i potrafi też wymienić wszystkie drużyny, które grają w lidze. Czasami nawet mnie dopadały wyrzuty sumienia, ze zamiast z Nią siedzę na stadionie i oglądam mecz. Żeby wynagrodzić ukochanej te niedogodności i udowodnić, że mimo przebywania na stadionie myślę o niej postanowiłem po każdym meczu Legii kupować jej tyle kwiatków ile legioniści strzelą bramek. To już taki rytuał, że wracając po meczu wręczam kwiatki (dzięki temu Ona zawsze wie, jaki był wynik i kto strzelił gole;-) ) i przez tą krótką chwile razem cieszymy się z dobrego meczu Legii. System całkiem sprawny, ale niestety ma też jedną wadę. Myślę, że byłem jedyną osobą na stadionie, która po 6 bramce dla Legii w ostatnim meczu z Polonią, pomyślała: „trochę mnie to będzie kosztowało”. Mam nadzieje drodzy kibice (towarzysze niedoli), że wasze problemy z chodzeniem na mecze z jakichkolwiek powodów też się z czasem unormują, czego wam serdecznie życzę. A na zakończenie przypominam stary dowcipJEJ pamiętnik: "Sobota wieczorem, wydał mi się trochę dziwny. Umówiliśmy się na drinka w barze. Ponieważ całe popołudnie z koleżankami byłam na zakupach, myślałam, że może to moja wina...dotarłam trochę z opóźnieniem; ale on nic nie powiedział. Żadnego komentarza. Rozmowa była jakaś spięta, więc ja proponowałam pójść w inne miejsce, bardziej spokojne, intymne. W drodze do ładnej restauracji on dalej był dziwny. Był jakby nieobecny. Próbowałam go rozbawić, i zaczęłam się zastanawiać czy to moja wina czy nie! Pytałam czy coś nie tak zrobiłam, on powiedział, że nie mam z tym nic wspólnego, ale jego odpowiedź nie była przekonująca. Później w drodze do domu objęłam go i powiedziałam, że go bardzo kocham, ale on dał mi tylko zimny pocałunek bez żadnego słowa. Nie wiem jak tłumaczyć jego zachowanie, nic nie powiedział... nie powiedział, że mnie kocha... bardzo się tym martwię! W końcu byliśmy w domu; w tamtej chwili byłam pewna, że on chciał mnie zostawić; próbowałam z nim rozmawiać, ale on włączył telewizor i oglądał coś zanurzony w myślach, chcąc jakby powiedzieć, że wszystko się skończyło. W końcu poddałam się i poszłam spać. Ale dziesięć minut później, niespodziewanie on też przyszedł do łóżka, i o dziwo oddał moje pieszczoty, i kochaliśmy się, mimo że cały czas był jakiś zimny, jakby daleko ode mnie. Próbowałam rozmawiać znowu o naszej sytuacji, o jego zachowaniu, ale on już spał. Zaczęłam płakać, i płakałam całą noc aż zasnęłam. Jestem pewna, że on myśli o innej, moje życie jest takie trudne." JEGO pamiętnik "Legia przegrała... ale przynajmniej był sex!”

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.