Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu w Poznaniu - Legia walcząca do końca

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

11.04.2022 19:35

(akt. 11.04.2022 19:52)

Piłkarze Legii Warszawa pojechali do Poznania na mecz z walczącym o mistrzostwo Polski Lechem i wykazywali się większym zaangażowaniem i poświęceniem od gospodarzy. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Legia w lidze nie odpuszcza – Drużyna Legii w lidze i w Pucharze Polski to dwa rożne zespoły. Tydzień temu w starciu z Lechią Gdańsk przy Łazienkowskiej legioniści walczyli od pierwszej minuty, zagrali wyborną pierwszą połowę spotkania, nie odpuszczali i zasłużenie wygrali 2:1. Nieco inne oblicze zespołu oglądaliśmy w Częstochowie z Rakowem w Pucharze Polski – był zmieniony skład, inne ustawienie i mniejsze zaangażowanie. Rywale zasłużenie awansowali do finału – wygrali jednym golem, a mogli kilkoma. Minęły trzy dni i w Poznaniu w starciu z Lechem znów oglądaliśmy Legię walczącą, jeżdżącą tyłkami po murawie. Wprawdzie w ofensywie widoczny był brak Pawła Wszołka, ale w defensywie legioniści grali dobrze i skutecznie całym zespołem. Widać było poświęcenie, nikt nie kalkulował a najlepszym przykładem poświęcenia był Patryk Sokołowski – najpierw rozciął głowę, a później rozwalił nos. Czasem można było odnieść wrażenie, że poziom determinacji jest o wiele większy niż w walczącym o mistrzostwo Polski i grającym przed własną publicznością Lechu.

Zabójcza skuteczność – Piłkarze Lecha mieli optyczną przewagę. Jako pierwszy Richarda Strebingera zatrudnił Radosław Murawski, ale jego płaski i precyzyjny strzał bramkarz zbił na rzut rożny. Po chwili w poprzeczkę z rzutu wolnego trafił Joao Amaral. Przez kolejne 20 minut nic się nie działo, aż w końcu po rozegraniu rzutu wolnego gola strzelił Lubomir Satka. Wystarczyło, że walkę w powietrzu przegrał Lindsay Rose, a bramkarz Legii nie miał szans przy kontrującym strzale gracza gospodarzy. O ile w przypadku Lecha sprawdziło się powiedzenie do trzech razy sztuka, tak w przypadku Legii było inaczej. W 40 minucie Radosław Murawski faulował z boku boiska Artura Jedrzejczyka. Josue dograł w pole karne na głowę Rafaela Lopesa i było 1:1. Była to pierwsza groźna akcja Legii, pierwszy celny strzał i jak się okazało później jedyny. Legioniści popisali się więc zabójczą skutecznością. Ciężkie dni notuje Jesper Karlstrom. Najpierw podarował reprezentacji Polski rzut karny i przyczynił się do tego, że Szwecja nie zagra na mistrzostwach świata w Katarze, a teraz przegrał kluczowy pojedynek główkowy z Lopesem i przez to Legia mogła wyrównać stan meczu. W drugiej połowie Strebinger poradził sobie z uderzeniami Mikaela Ishaka i Rose’a na początku drugiej połowy i potem przez ponad 45 minut był bezrobotny. Dopiero w doliczonym czasie gry, gdy Legia grała w osłabieniu, w słupek trafił z rzutu wolnego Nika Kwekweskiri.

Szansa dla Kastratiego – Pod nieobecność kontuzjowanego Pawła Wszołka potrzebny był ktoś na skrzydło. Benjamin Verbic nie jest gotowy na grę przez 90 minut gry – wspominał o tym trener Aleksandar Vuković. W Poznaniu szansę na grę od pierwszej minuty otrzymał więc Lirim Kastrati, który w tym roku zagrał przez 33 minuty w 6 meczach, a ostatni raz w pierwszym składzie znalazł się w grudniowym starciu z Radomiakiem, ale po przerwie na murawie się już nie pojawił. Kosowianin w sobotę dużo biegał, pomagał w defensywie Mattiasowi Johanssonowi, był aktywny w obronie ale i w fazie ataku. W 14. minucie wygrał pojedynek biegowy z Joao Amaralem, przepchnął go i zagrał w pole karne do Macieja Rosołka, którego strzał został jednak zablokowany. Lirim absorbował uwagę rywali, prowokował ich też swoim zachowaniem. Opuścił murawę w 56 minucie – został zmieniony przez Verbicia. Ostatni raz tak długo na murawie Kastrati przebywał w meczu ze Spartakiem Moskwa w Warszawie na początku grudnia ubiegłego roku. Miał w sumie 33 kontakty z piłką, 16 z nich było udanych. Podawał ze skutecznością 81 procent – 13 z 16 zagrań dotarło do adresata, stoczył 9 pojedynków, 3 z nich wygrał, miał 3 straty w tym jedną na własnej połowie.

Mocno Legia na trybunach – Mecz Lecha z Legią obejrzało w Poznaniu ponad 39 tysięcy kibiców. Kibice Legii dotarli do Wielkopolski głównie autokarami i wypełnili cały sektor dla gości. Fani z Warszawy rozwinęli sektorówkę z podobizną Władimira Putina i zaciśniętą pętlą dla szyi. Słychać było podziw wśród miejscowych, bili brawo. Wówczas rozwinięta została ostatnia część płótna odsłaniająca logo Spartaka Moskwa na koszulce. Z fanami tego klubu zaprzyjaźnieni są kibice Lecha. Z sektora dla gości niosło się „Jest k… taka, co ma kolegę Spartaka”. Legioniści cały czas wspierali dopingiem piłkarzy – było głośne i słyszalne na całym obiekcie oraz poza nim „Jesteśmy zawsze tak, gdzie nasza Legia gra” oraz „Gdybym jeszcze raz, miał urodzić się…”. Pod koniec meczu miał miejsce też efektowny pokaz piroteczniczny. Gdy miejscowi pozdrawiali trenera Legii Aleksandara Vukovicia za przedmeczową wypowiedź i wspominanie fuzji Lecha z Amiką, kibice Legii odpowiedzieli okrzykiem „O co te krzyki, przecież jesteście z Amiki!”. Piłkarze po ostatnim gwizdku podeszli pod sektor i podziękowali za doping, co dawno już miejsca nie miało.

Bez porażki z czołówką – Piłkarze Legii mają za sobą 3 z 4 meczów z czołówką ligową. Legioniści zaczęli od wyjazdowego remisu z Rakowem Częstochowa 1:1, potem była domowa wygrana z Lechią Gdańsk 2:1 i teraz wyjazdowy remis z Lechem w Poznaniu. Przed legionistami jeszcze tylko jeden mecz wagi ciężkiej – za dwa tygodnie z Pogonią w Szczecinie. Na razie bilans nie wygląda źle 5 punktów i 4:3 w bramkach. To pozwala z optymizmem spojrzeć nie tylko na mecz z „Portowcami” ale i pozostałe spotkania. Byleby tylko „Wojskowych” omijały urazy. O ile w defensywie jest względna głębia składu, to w ofensywie tak nie jest. Uraz Pawła Wszołka jest bardzo odczuwalny. W Poznaniu mecz z kontuzjami kończyli Patryk Sokołowski i Rafael Lopes. Na szczęście nie są to groźne urazy. Niesamowicie poniewierany był przez przeciwników Josue, ale Portugalczyk jest tylko poobijany. Każdy uraz wśród graczy przednich formacji oznaczał będzie jednak dla Aleksandara Vukovicia poważny problem.

Polecamy

Komentarze (28)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.