Kilka spostrzeżeń po meczu w Wiedniu - rollercoaster emocji
18.08.2023 22:40
Spokojny początek – Piłkarze Legii wyszli na mecz z Austrią w Wiedniu w składzie, jakiego mogliśmy się spodziewać. Jedyną niewiadomą było to, czy zagra Marc Gual czy Ernest Muci. W starciu z Puszczą lepiej wypadł Hiszpan i on też rozpoczął mecz w pierwszym składzie. Pierwsze pół godziny miało spokojny przebieg, nic nie zapowiadało ani dominacji Legii, ani późniejszej wymiany ciosów. Gra toczyła się głównie w środku pola, obie drużyny kreowały mało akcji, było sporo niedokładności. Gospodarze mieli stałe fragmenty gry, po jednym z nich piłka obiła poprzeczkę bramki Kacpra Tobiasza. W odpowiedzi obok bramki uderzył Josue i to by było na tyle. Obie strony wzajemnie się badały, sprawdzały na co mogą sobie pozwolić. W lepszej sytuacji z uwagi na wynik pierwszego meczu w Warszawie byli gospodarze, ale do czasu.
Pół godziny dominacji – Przed meczem rozmawiałem z Pawłem Wszołkiem, który był przekonany, że Legia jest zespołem lepszym od Austrii i awansuje do kolejnej rundy. Warunek był jeden – szybko napocząć rywala, co miało rozwiązać worek z golami. I tutaj z zadania znakomicie wywiązał się Juergen Elitim, choć nie można też pominąć roli samego Wszołka. Tym razem do 39. minuty meczu Paweł nie wygrał w ofensywie żadnego pojedynku, ale gdy zrobił to po raz pierwszy, od razu padł gol. „Wszołi” nieco przeciągnął dośrodkowanie w pole karne, ale piłkę głową zgrał Patryk Kun, a na kapitalne uderzenie z pierwszej piłki zdecydował się Kolumbijczyk i futbolówka zatrzepotała w siatce. Austria się otworzyła, co wykorzystała Legia jeszcze przed przerwą – Slisz popędził z piłką, dogrywał do Tomasa Pekharta, który piłki jednak nie sięgnął, ale akcję zamykał Marc Gual i głową zmieścił piłkę w bramce. Legia schodziła na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem, a tuż po chciała iść za ciosem. Już pierwsza akcja zakończyła się trafieniem w poprzeczkę przez Patryka Kuna. Potem sytuację miał Pekhart, który z bliskiej odległości trafił w bramkarza, aż w końcu legioniści wyszli z kapitalną kontrą wykończoną przez Czecha. Zrobiło się 3:0 i wydawało się, że sytuacja jest pod całkowitą kontrolą, a losy rywalizacji rozstrzygnięte.
Duży komfort równa się kłopoty – I legioniści prowadząc trzema golami poczuli się zbyt komfortowo. Zamiast grać cały czas tak samo, zaczęli grać bardziej defensywnie. A że nie potrafią tego robić, to zaczęły się kłopoty – głównie w środku pola. Najpierw Andreas Gruber został zostawiony sam – Juergen Elitim tylko obserwował, a Yuri Ribeiro pobiegł za Muharemem Huskoviciem – i oddał piękny strzał, nie do obrony. A po chwili nie cofnął się Rafał Augustyniak, a Patryk Kun odpuścił krycie, co znów wykorzystał Gruber. Sytuację pogorszyła zmiana Elitima na Jurgena Celhakę, nie było już tej odpowiedzialności, umiejętnego przytrzymania piłki. W meczu, który był wygrany i pod całkowitą kontrolą, legioniści podali tlen pacjentowi i utrzymali go przy życiu. Nie ostatni raz w tym meczu. Przy stanie 4:2 i minucie do końca regulaminowego czasu gry czerwoną kartką za uderzenie głową Bartosza Slisza ukarany został Aleksandar Jukić. I znów sytuacja dla Legii stała się zbyt komfortowa, a dwumecz został uznany za wygrany. Legioniści mimo gry w przewadze pozwolili gościom na kolejne ataki, a jeden z nich zakończył się stratą gola. Na szczęście tego dnia moc była z Legią.
Rollercoaster emocji – To co się działo przez ostatnie 20 minut meczu trudno było sobie wcześniej wyobrazić. Austria dwukrotnie doprowadzała do remisu w dwumeczu i w efekcie do dogrywki, raz dokonała tego grając w osłabieniu. Z kolei Legia, słaniając się już na nogach ze zmęczenia, wstawała z kolan i wyprowadzała kolejny, skuteczny cios. Gola na 4:2 strzelił Maciej Rosołek, który często nie jest odpowiednio doceniany przez kibiców. A nie była to łatwa sytuacja, a sam strzał był bardzo trudny technicznie. Gdy wszyscy już cieszyli się z awansu bramkę zdobyli grający w dziesiątkę gospodarze. I gdy każdy na trybunach myślał o dogrywce, objawił się będący od pięciu minut na murawie Ernest Muci. Fantastycznie zgasił piłkę, a potem przymierzył i zdobył bramkę na wagę awansu w ostatnich sekundach doliczonego czasu gry. Emocje były tak duże, że jeszcze kilka minut później nikt nie mógł zebrać myśli i spokojnie o wszystkim opowiedzieć – ani kibice, ani piłkarze, ani trener ani nawet dziennikarze. Każdy potrzebował czasu by uświadomić sobie w jakim meczu brał udział i co się właściwie w nim wydarzyło. A działo się wiele – była wymiana ciosów, wynik zmieniał się jak w kalejdoskopie, Legia pierwszy raz w ponad stuletniej historii awansowała przegrywając pierwszy mecz na własnym boisku, a Austria pierwszy raz odpadła z pucharów wygrywając pierwszy z meczów.
Czas na pochwały i wyciąganie wniosków – Za mecz w Wiedniu całemu zespołowi należą się pochwały i słowa uznania. Piłkarze zadbali o to, by nikt się nie nudził, a kibice długo będą ten mecz wspominać. Jest awans do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji i już tylko jeden krok dzieli legionistów od fazy grupowej. Przeszkoda jednak trudna – FC Midtjylland, które pokonało Omonię Nikozja aż 5:1. Do poprawy jest organizacja gry defensywnej całego zespołu. O ile w Austrii obrońcy nie popełnili głupich i niewymuszonych błędów, to każda z bramek dla rywali miała swój początek w środku pola i błędach tam popełnianych. Nie wyglądają ostatnio dobrze nasze stałe fragmenty gry – rywale często robią z tego użytek, nawet jeśli to legioniści wykonują stały fragment gry, to potrafią groźnie skontrować. Fajnie by było zachować skuteczność z ostatniego spotkania. Tak naprawdę aby awansować każdy z graczy musi zagrać mądrze, odpowiedzialnie i po prostu dobrze. Ewentualne błędy w starciu z Duńczykami będzie znacznie trudniej naprawić niż w starciach z Kazachami czy Austriakami.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.