Kilka spostrzeżeń po meczu w Zielonej Górze - pełna kontrola
01-03-2023 / 15:20
(akt. 02-03-2023 / 07:42)
Poważne potraktowanie meczu – Trener Kosta Runjaić bardzo poważnie podszedł do meczu z Lechią Zielona Góra. Choć to tylko klub z III ligi, w dodatku bez rytmu meczowego – spotkanie z Legią było dla rywala pierwszym oficjalnym starciem w 2023 roku, a drużyna uległa sporym zmianom w porównaniu do rundy jesiennej. Szkoleniowiec tłumaczył jednak, że Lechia ograła już dwa kluby z Ekstraklasy i nie może być mowy o jakimkolwiek lekceważeniu. I tak też zrobił. Nie było zbyt wielkiej rotacji, nie grali ci, którzy ostatnio grali mniej. Jedynie Artur Jędrzejczyk mógł odpocząć, a za niego pojawił się Rafał Augustyniak. Ale razem z nim w linii znaleźli się Yuri Ribeiro oraz Maik Nawrocki, środkowa linia w całości w wyjściowym garniturze – na wahadłach Filip Mlaenowić i Paweł Wszołek, a w środku Bartosz Slisz i Bartosz Kapustka w roli kapitana. Pauzującego za kartki Josue zastąpił Igor Strzałek. Bezproduktywny atak z ostatniego meczu został przebudowany – od pierwszej minuty wystąpili Tomas Pekhart i Robert Pich. Uznano, że Carlitos nie jest jeszcze gotowy do gry przez 90 minut. Trener Legii z pewnością chciałby w końcu zagrać w finale krajowego pucharu. W całej karierze tylko raz dotarł do półfinałów – jeszcze prowadząc Kaiserslautern, ale tam trafił na Bayern Monachium i skończyło się 1:5. Nie było więc mowy o lekceważeniu przeciwnika.
Mecz pod pełną kontrolą – Trener Andrzej Sawicki przed meczem zapowiadał, że jego zespół mimo wielu zmian nie zejdzie z drogi, która zaprowadziła ich na ten etap rozgrywek i zagrają odważnie, będą atakować. W pierwszej połowie jednak nie było tego widać – gracze gospodarzy byli cofnięci na własną połowę, czekali na błędy legionistów i ruszali z kontratakami. Tych jednak przed przerwą wielu nie było. Legioniści zaś grali w ataku pozycyjnym wymieniając podania po jednym lub dwóch kontaktach, co utrudniało gospodarzom skuteczne zakładanie pressingu. Piłkarze Lechii nie chcieli podchodzić wyżej, obawiali się prostopadłych podań z głębi pola. Legia kontrolowała przebieg spotkania, długo rozgrywała piłkę, wyczekiwała na odpowiedni moment, przyspieszała i punktowała rywala. Przed przerwą uczynili to Tomas Pekhart i Bartosz Kapustka, choć okazji było znacznie więcej. I tak powinien wyglądać przebieg spotkania z zespołem z czwartego poziomu rozgrywkowego.
Po przerwie rywale doszli do wniosku, że nie ma już czego bronić, podeszli znacznie wyżej, postanowili nieco zaryzykować, ale zostawiali przez to więcej miejsca w środku pola legionistom. Piłkarze Kosty Runjaicia nadal grali spokojnie, kontrolowali boiskowe wydarzenia, grali tak by nie zarazić się na kontuzje ale i by nie pozwolić Lechii na zbyt wiele. Dorzucili do tego trzeciego gola autorstwa Carlitosa i wrócili z awansem do Warszawy.
Powroty dwa – Spotkanie z Lechią w Zielonej Górze było pierwszym od powrotu w wyjściowym ustawieniu dla Tomasa Pekharta. Czech od początku był aktywny, chciał pokazać że nie zapomniał jak się strzela, że jest już gotowy do gry w pełnym wymiarze czasowym. Już w 4. minucie po znakomitym prostopadłym podaniu od Maika Nawrockiego uderzył z ostrego kąta i zabrakło mu raptem kilkanaście centymetrów by zmieścić piłkę przy dalszym słupku. W 8. minucie czeski wieżowiec otrzymał długie podanie od Bartosza Kapustki, będąc tyłem w polu karnym zdołał się odwrócić i uderzyć przy bliższym słupku. Z tym strzałem poradził sobie jednak Wojciech Fabisiak. Minutę później jednak napastnik dopiął swego – trzecią sytuację zamienił na gola. Igor Strzałek zagrał w tempo do Filipa Mladenovicia, ten spod linii końcowej wycofał piłkę do Tomasa, który będąc tyłem do bramki uderzył piętą i posłał futbolówkę do siatki. Bardzo ładne i efektowne uderzenie dało prowadzenie Legii. W 20. minucie Pekhart wbiegł w pole karne po podaniu od „Mladena” ale uderzył wysoko nad poprzeczką. Powtórki pokazały, że był na pozycji spalonej. W 24. minucie długie i dokładne podanie do Czecha posłał Dominik Hładun. Tomas opanował podanie i został sfaulowany przez rywala przed polem karnym. Stały fragment gry jednak nie najlepiej wykonał Robert Pich. Niezły był to występ Pekharta, zrobił swoje i można spojrzeć z optymizmem na kolejne spotkania.
Drugim powrotem był występ Carlitosa – w końcu nieco dłuższy. Zaraz po wejściu na murawę miał dobrą okazję, ale z jedenastego metra uderzył wprost w bramkarza. Później był gol – piłkę z prawej strony zagrał do Hiszpana Paweł Wszołek, a Carlitos posłał piłkę obok interweniującego Wojciecha Fabisiaka i ustalił wynik meczu. Rekonwalescent był aktywny, pokazywał się do gry, walczył o piłkę, nie unikał gry kontaktowej. Wydaje się, że przybliżył się do występu w podstawowej jedenastce w kolejnym spotkaniu. A sam przełamał się trafiając do siatki pierwszy raz od sierpniowego meczu ze Stalą w Mielcu.
Niepokojące błędy Nawrockiego – Wspominaliśmy już o tym przy okazji meczu z Widzewem. O ile postawa Maika Nawrockiego w ofensywie jest imponująca – podłącza się do akcji, wyprowadza piłkę ze strefy obronnej, rozgrywa, uderza z dystansu lub wbiega w pole karne, to postawa w obronie jest powodem do niepokoju. W trzech meczach przy Łazienkowskiej w roku 2023 Maik był współwinnym trzech goli, a liczba błędów w grze defensywnej pokazuje, że nie jest to przypadek. Nie inaczej było w meczu z Lechią. W 5. minucie najpierw stracił futbolówkę – w zasadzie podając trafił piłką w Mateusza Surożyńskiego, ta trafiła do Przemysława Mycana i obrońca Legii musiał ratować się faulem przed polem karnym. Został ukarany za to żółtą kartką przez co nie wystąpi w starciu półfinałowym. Drugi poważny błąd przydarzył się obrońcy po tym, jak Legia strzeliła trzeciego gola. Podał piłkę z bliskiej odległości pod nogi Surożyńskiego, a ten ruszył z piłką do przodu i zdecydował się na strzał – trafił w poprzeczkę. Nawrocki musi zwiększyć koncentrację, bo lepszy rywal takie sytuacje wykorzystuje i potem spotkanie zamiast wygraną kończy się stratą punktów.
Mecz wydarzeniem w mieście – Trzeba przyznać, że organizatorzy meczu razem z władzami miasta zrobiły co w ich mocy by mecz z Legią Warszawa odbył się w atmosferze godnej ćwierćfinału Pucharu Polski, by spotkanie na żywo z wysokości trybun mogli obejrzeć kibice obu drużyn. Specjalnie na to wydarzenie została dostawiona trybuna – dość wysoka, dużo większa niż możemy to oglądać w Częstochowie podczas meczów Rakowa. Całe miasto żyło meczem, wszystkie bilety zostały wyprzedane. Kibice Legii otrzymali 250 biletów, ale na stadionie znalazło się miejsce dla wszystkich, którzy do Zielonej Góry dotarli – około 380 osób. Pomeczowa konferencja prasowa została zorganizowana na boisku pod balonem – tak by wszystkim było ciepło i wygodnie. Dzięki wszystkim podjętym działaniom mecz przebiegał bez zakłóceń, miał fajną oprawę, dopisała też pogoda – świeciło słońce. Po meczu prezes Lechii, były piłkarz Legii, Maciej Murawski mówił, że nie zagrali tego co potrafią i może za 2-3 lata będzie okazja do rewanżu. Życzymy tego Lechii, bo klub i miasto zrobiło na nas bardzo pozytywne wrażenie.
Komentarze (23)
Komentarze osób zarejestrowanych pojawiają się w tym artykule automatycznie. Komentarze osób niezalogowanych wyświetlą się po zatwierdzeniu przez moderatora.
Zaloguj się, by móc oceniać komentarze.
Punkty
1063
Tutaj trener lublinian zdradza trochę, jak wygląda ta piłka w Lublinie.
I mozna?? a policja tak stękała przed tym spotkaniem że aż nie wydała zgody "na imprezę masową"(niech policji teraz będzie głupio)
Dobrze że Prezydent Zielonej Góry wydał sluszna decyzję na "Tak "
Można też powiedzieć że dzis swoje małe święto ma KKS Kalisz...półfinał rozgrywek PP to dla niech i tak wynik ponad stan...
A nie powiedziane że w półfinale Legia może przyjechać do Kalisza gdybyśmy na nich trafili.
Madame Joanna Kołaczkowska i Seńor Dariusz Kamys.
Obejrzyjcie sobie Kabaret Hrabi i pieśń pt. "Song Porzuconej" albo skecz "Kochamy zwierzaki"
Zejście na skutek niewydolności przepony poważnie potencjalnie możliwe.
Żeby nie było - uprzedzałem:)
Kabaret to był Olgi Lipińskiej, Owca, Dudek, że o Piwnicy pod Baranami czy Kabarecie Starszych Panów nie wspomnę. Ale Hrabi?? Litości! Kabaret? Klauni raczej. Te współczesne "kabarety" przypominają raczej drużynowy stand-up. Jedne dobry jak Kabaret Ani Mrumru, wczesny Kabaret Moralnego Niepokoju czy śp Koń Polski, inne cieniutkie jak Twoi Hrabi, Neonówki czy inne Młode Pany. Inna sprawa, że wzór mieli zacny, w postaci Teya. Ale gdzie im do Laskowika i Smolenia!
Więc kolego mój zacny, pozostańmy przy tym, że Zielonogórskie to zagłębie i stolica polskiego winiarstwa, ale nawet po dużej degustacji "kabarety" pozostaną nieśmieszne!
Te dwie pozycje, które wymieniłem powyżej u mnie rozluźniają zwieracze. Powtarzam - POZYCJE, a nie wszystko. Nazwy ZZK użyłem jako hasła, które ma pewną konotację i jest związane z pewnym zjawiskiem, bez względu na to jak to ocenimy, Kiedyś też były kabarety różne - niektóre fajne, inne takie sobie. Fajnych było więcej, bo czasy były bardziej wymagające dla twórców. Nie chcę się sprzeczać o to wszystko, tak samo jak się nie sprzeczam o muzykę - mówię, co mi się podoba, a co mniej. Każdy ma tam jakieś swoje ulubione i chodzi o to żeby se fajnie pogadać, anie się naparzać. Hrabi jest - jak dla mnie - INTELIGENTNY i subtelny. W odróżnieniu od całej większości, która mnie nudzi, zamiast rozśmieszać.
Najlepsze
po przemianie" - według mnie - było Mumio. Kupję w całości jako jedyne z tego szeroko pojmowanego okresu. Natomiast jeżeli szukamy fajnych skeczów, czy performansów to proponuję również łowcy.B Autobus w kooperacji z Mumio i Halamą. Dla mnie kwintesencja szarży absurdu, która uwielbiam najbardziej i śmieję się najbardziej spontanicznie i niepowstrzymanie.
Żeby nie być gołym słownym:) - na filmie poniżej, do mniej więcej 9:25 jest coś, co mnie rozwala na atomy, a chwilę później idzie coś, co mnie nuży. Wuala:
https://www.youtube.com/watch?v=dHsPq0aIyTA
W ogóle Zielona Góra wydaje się idealnym celem wyjazdów Legii:
1) wino - szczególnie polecam winobranie we wrześniu. Ale są też imprezy w długie weekendy - maj i czerwiec ;-). A jakby ktoś preferował wyższe procenty - to Polmos Zielona Góra:-P
2) kobiety (kto był, ten wie ;-))
3) śpiew / śmiech (Maryla Rodowicz, historycznie festiwal piosenki żołnierskiej, a Legia to - przypomnę - klub wojskowy ;-); kabarety etc.)
Wychodzi na to, że to jedna z najbardziej niedocenianych lokalizacji w Polsce ;-)
Słusznie używasz określenia "performans". To właściwa nazwa dla występów współczesnych satyryków - kabareciarzy.
Cała reszta jest sprawą gustu, smaku etc. W myśl zasady, że jeden lubi Malczewskiego, a inny gdy mu się kobieta poczas stosunku poci.
Ambroży(L)
W Zielonej Górze byłem raz i bardzo mi się podobała.
Co do wina: nie jestem znawcą i smakoszem tegoż. Jako młodemu człowiekowi najbardziej smakowało mi Chateau Cordial Ananasowy (rocznik dowolny, byle bez nadmiaru so2). Nieco później było Egri Bikawer lub Murfatlar. Dziś Savignon Blanc z Południowej Afryki. Ale jak mówię: nie znam się. Produktów lokalnych z Zielonej Góry nie kosztowałem, więc się nie wypowiadam.
Co do kobiet: jestem żonaty, więc również wypowiadać się mi nie wypada. Co nie znaczy, że nie mam zdania. I nawet się z nim zgadzam!
Co do śpiewu: Marylę Rodowicz (jako artystkę, nie zjawisko archeologiczne) wspominam z łezką w oku. Ale Festiwal Piosenki Żołnierskiej (bo to masz chyba na myśli) kojarzy mi się z Kołobrzegiem. A w Zielonej Górze był Festiwal Piosenki Zakazanej (rosyjskiej znaczy). O ile stara pamięć mnie nie zawodzi ;-D
Ale (za wiki): "Laureatami festiwalu byli m.in.: Małgorzata Ostrowska (1975), Urszula Kasprzak (1977). Na festiwalu wystąpili również m.in.: Michał Bajor, Mieczysław Fogg, Anna German, Irena Jarocka, Grażyna Łobaszewska, Alicja Majewska, Janusz Panasewicz (w 1981), Łucja Prus, Irena Santor, Urszula Sipińska, Zdzisława Sośnicka, Izabela Trojanowska, Budka Suflera, Czerwone Gitary, Trubadurzy. Na festiwalu występowali również artyści ze Związki Radzieckiego (m.in. Ałła Pugaczowa i Żanna Biczewska)". Takie czasy...
Co do Madame Maryli to cieszy się ona wielkim uznaniem i sentymentem na Kujawach, szczególnie we Włocławku i okolicy, gdyż spędziła tam jakiś kawałek swojego życia, co miejscowi odnotowują z dumą. Wiem, bo część mojej rodziny (od strony Mamy) pochodzi z Lubrańca, czyli 23 km od Włocławka, a MGKS Lubraniec jest moim timem nr 2, zaraz po Legii.. Jeśli chodzi o twórczość Madame Rodowicz, to w czasach licealnych kolegowałem się z grupką fanów, którzy zwłaszcza w okolicznościach imprezowych silnie przeżywali utwór pt "Ballada Wagonowa" ze względu na frazę "w moim przedziale wszyscy trzej", która to fraza budziła u nich silne Skojarzenie, któremu towarzyszył rechot i uwagi o charakterze męsko - damskim.
Natomiast Zielona Góra - z racji wykonywanego zawodu, była miejscem, w którym spędziłem nieco czasu z kursantami, w tym jeden upojny weekend, który miał też swój etap w Legnicy, na meczu Miedzi z Olimpią Grudziądz (2:1, całkiem niezłe i żywe widowisko z udziałem około setki kibiców drużyny przyjezdnej). Był taki moment, kiedy na zakończenie piątkowej sesji zapytałem kursantów, co zrobić z wolnym weekendem w ZG? Po czym, po krótkim czasie ciszy zalegającej niczym echo po detonacji - dostałem odpowiedź:"wyjechać".
Eksplozja śmiechów i żarcików a następnie kilka porad i algorytmów, z których jeden brzmiał "przyjedź za tydzień, będzie Winobranie", wtedy jest naprawdę ekstra:) No i "dziewczyny są bardziej otwarte":):):) Poza tym samo centrum, czyli tzw Starówka jest całkiem do rzeczy, nie jakieś olaboga, ale fajne:)
Tak że ten.... było całkiem do rzeczy