Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Austrią - błędy i fatalna skuteczność

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

11.08.2023 18:45

(akt. 11.08.2023 18:59)

Piłkarze Legii Warszawa w pierwszym meczu III rundy eliminacji Ligi Konferencji przegrali na własnym stadionie z Austrią Wiedeń 1:2. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Proszenie się o kłopoty – Legioniści od około roku budują akcje wyprowadzając piłkę do tyłu, zaczynając rozgrywanie od bramkarza. Rywale o tym wiedzieli i podchodzili wysoko. I takie granie w czwartek było obarczone dużym ryzykiem. Było to widać od pierwszej minuty gry – gdy piłkę miał Kacper Tobiasz, z tyłu zostawał jedynie Rafał Augustyniak. Granie piłki przez środek, przez środkowych pomocników w osobach Bartosza Slisza czy Juergena Elitima było proszeniem się o kłopoty. Obaj mieli wyciągać środkowych pomocników rywali i oczywiście jeśli udało się wyjść z taką akcją, legioniści robili sobie przewagę. Ale przy tak blisko grających zawodnikach gości, którzy umiejętnie naciskali na piłkarzy Legii, było to trudne do osiągnięcia. Piłkarze Austrii Wiedeń czekali na błąd w rozegraniu, byli cierpliwi i dość szybko się doczekali. „Tobi” podał piłkę do Elitima na lewą nogę, ten mając miejsce i czas, źle podał do Augustyniaka, niedokładnie i niechlujnie. I to wystarczyło, nieszczęście gotowe. Dominik Fitz jakby przeczuwał, że takie zagranie może się Kolumbijczykowi przydarzyć, błyskawicznie przejął piłkę, dograł do Muharema Huskovicia, a ten posłał piłkę do siatki. Później gracze z Wiednia otrzymali jeszcze 3-4 prezenty od legionistów i za każdym razem było bardzo groźnie pod bramką Legii. Choćby w 15. minucie gdy Kun w polu karnym podał pod nogi Reinholda Reinftla a ten uderzył momentalnie i pomylił się o centymetry. Albo gdy Maciej Rosołek stracił piłkę, wcześniej źle ją przyjmując i sam na sam z Tobiaszem znalazł się Silva Kani. Nauka takiego rozgrywania akcji wymaga wiele czasu i jest obarczona ryzykiem, a straty kilku bramek po takich błędach jak wczoraj są wliczone w to ryzyko. O ile w polskiej lidze często taki błąd można naprawić, bo zespoły są słabsze i gra się na mniejszej intensywności, o tyle w europejskich pucharach rywale od razu takie błędy wykorzystują. Austria dobrze przeczytała i rozszyfrowała pomysł Legii na grę, zagęściła środek pola, utrudniała rozegranie, grała kompaktowo, była w tym konsekwentna.

Bez szukania kozłów ofiarnych – Po meczu część kibiców wskazała winnych porażki. Jednym z nich był Kacper Tobiasz. Krytykowaliśmy bramkarza Legii gdy na to zasłużył czyli podczas dwumeczu z Ordabasami. Ale wczoraj przy pierwszym golu celnie podał piłkę do Juergena Elitima, który jednak podał niedokładnie do Rafała Augustyniaka i to Kolumbijczyk ponosi winę za utratę gola. Mógł piłkę przyjąć, wybić na aut lub zagrać do boku. Ktoś może powiedzieć, że tym podaniem Tobiasz wsadził na minę pomocnika, ale niekoniecznie tak było. Zarówno przed tym golem jak i po nim bramkarz Legii podawał piłkę w taki sam sposób do jednego ze środkowych pomocników i widać, że taki pomysł na grę nakreślił sztab szkoleniowy. Co więcej Tobiasz często wychodził daleko przed pole karne do rozegrania piłki, wtapiał się w linię defensywną, stawał się jednym ze stoperów i taki również był zamiar i pomysł trenera. Dlatego też po oddaniu piłki Tobiasz nie cofał się od razu do bramki, ale zostawał do rozegrania tworząc przewagę. Oczywiście to wszystko było obarczone dużym ryzykiem, ale zawodnik musi wykonywać zalecenia taktyczne. Nie zgadzamy się też z opinią, że słabo zagrał Josue – to po jego podaniach dwie świetne sytuacje miał Marc Gual, jedną Paweł Wszołek i wyśmienitą Tomas Pekhart. Portugalczyk powinien mieć więc minimum trzy asysty na koncie, nie jest jego winą, że koledzy marnowali czasem kapitalne sytuacje bramkowe. 

Fatalna skuteczność – Legia stworzyła sobie kilka okazji bramkowych, ale była tego dnia bardzo nieskuteczna. Na samym początku meczu Josue zagrał piętą do rozpędzonego Pawła Wszołka, który zbiegł do środka i uderzył piłkę w kierunku bliższego słupka. Ze strzałem poradził sobie jednak bramkarz. W 20. minucie spotkania Josue posłał kapitalne podanie do Marca Guala, który będąc sam przed bramkarzem źle przyjął sobie piłkę, za daleko ją wypuścił i ułatwił skuteczną interwencję Christianowi Fruechtlowi. Pięć minut później znów Portugalczyk popisał się fantastycznym przeglądem pola, posłał piłkę do Wszołka, który jednak źle przyjął sobie futbolówkę i potem zmuszony był do oddania strzału z ostrego kąta. Zamiast gola był jedynie rzut rożny. W 33. minucie legioniści powinni wyrównać stan meczu – Yuri Ribeiro zagrał na jedenasty metr do wbiegającego Wszołka i ten mógł dokładnie przymierzyć, ale trafił w bramkarza rywali. Szkoda, bo sytuacja była wyśmienita. W 57. minucie Josue z pierwszej piłki posłał górne podanie do Marca Guala, który znalazł się w sytuacji sam na sam z bramkarzem, ale Hiszpan przegrał pojedynek z golkiperem Austrii. Dwie minuty później legioniści mieli obowiązek zdobyć bramkę – kapitan Legii posłał prostopadłe podanie do Tomasa Pekharta, a Czech miał czas i miejsce, mógł spytać bramkarza w który róg posłać piłkę, ale zamiast tego fatalnie przestrzelił. W 74. minucie Legia w końcu oddała strzał z dystansu – za sprawą Ernesta Muciego. Niestety golkiper czubkami palców sparował piłkę na rzut rożny. Albańczyk poczuł moc i trzy minuty później jeszcze raz uderzył na bramkę – tym razem pod poprzeczkę, ale skutecznie obronił Fruechtl. W 78. minucie Tomas Pekhart zwodem na zamach w polu karnym położył rywala, uderzył na bramkę, ale piłka poszybowała ponad poprzeczką. W końcu w 87. minucie padł gol – Makana Baku dośrodkował prawą nogą wprost na głowę Muciego, który strzałem pod poprzeczkę pokonał rozgrywającego bardzo dobre zawody bramkarza Austrii Wiedeń. Niestety była to jedyna bramka Legii, a powinno być ich więcej, znacznie więcej. Wszyscy byli jednak tego dnia na bakier ze skutecznością.

Wiele do poprawy – Gra Legii w drugiej połowie meczu była lepsza, szczególnie w ostatnich 30 minutach – dobre zmiany dali Makana Baku i Ernest Muci. Austriacy odrobili lekcję, wiedzieli jak gra Legia, jakim systemem, gdzie ma najsłabsze punkty, a gdzie jest najgroźniejsza. Zmienili nieco ustawienie, skupili się na zagęszczeniu środka pola, na utrudnieniu rozegrania. Legioniści byli chyba nieco zaskoczeni kompaktowym ustawieniem rywali. W dodatku środek pola Legii wyglądał źle, chyba lepiej cofnąć Josue na pozycję numer osiem, a wyżej postawić na Ernesta Muciego od pierwszej minuty – nie stać nas na trzymanie go na ławce rezerwowych, gdy jest w takim gazie. Do poprawy skuteczność ale i dokładność w rozegraniu – zwłaszcza w okolicach własnej bramki. To co uchodzi w ekstraklasie, rywale w europejskich pucharach bezlitośnie wykorzystują. Słabo w czwartek wyglądali nowi piłkarze – widać, że Patryk Kun, Marc Gual i Juergen Elitim jeszcze nie poznali wszystkich założeń taktycznych, bo momentami grali inaczej niż koledzy dłużej będący w klubie. Legia zagrała przeciętny mecz, popełniała błędy. Awans wciąż jest w zasięgu, ale by był możliwy za tydzień w Wiedniu trzeba zagrać o wiele lepiej, wystrzegać się błędów pod własną bramką i poprawić skuteczność.

Sędzia nie pomagał – Francuski arbiter Pierre Gaillouste z pewnością nie sędziował po gospodarsku. Legii należał się rzut karny, po faulu na Pawle Wszołku. Sędzia nie widział też kilku przewinień na Tomasie Pekharcie czy Josue, pozwalał na ostrą grę, czasem na pograniczu faulu. I nie jest to narzekanie, ale stwierdzenie faktu. Niestety z VAR-u będzie można korzystać dopiero od fazy play-off. Sporne sytuacje nie są więc weryfikowane. Nie zmienia to jednak faktu, że Legia przegrała w czwartek nie przez sędziego, ale przez własne błędy i słabości.

Polecamy

Komentarze (61)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.