
Kilka spostrzeżeń po meczu z Chelsea - Obnażenie wszystkich słabości
11.04.2025 21:20
(akt. 11.04.2025 21:34)
Obnażenie słabości – Pewnie większość z nas inaczej wyobrażała sobie mecz z Chelsea w Warszawie. Nie chodzi o wynik – zdrowy rozsądek podpowiadał, że cudu nie ma się co spodziewać, remis wydawał się wynikiem na wyrost. Jednak styl gry zespołu pozostawiał wiele do życzenia. Nie chodzi o to, że Legia miała iść na wymianę ciosów - to mogłoby się zakończyć o wiele wyższą porażką. Ale legioniści w całym meczu przeprowadzili dwie akcje – jedną, gdy głową uderzał Rafał Augustyniak, a nad bramką posłał futbolówkę Luquinhas – to było w 2. minucie i drugą, gdy strzał Patryka Kuna na rzut rożny sparował bramkarz – to była 89. minuta spotkania. Był to pierwszy i jedyny celny strzał Legii w meczu. Przez wszystkie minuty pomiędzy tymi akcjami inicjatywę mieli goście, prowadzili grę, wymieniali kolejne podania – w sumie Chelsea miała o 488 podań więcej niż Legia, to przekładało się też na posiadanie piłki 28 % do 72 %. Mecz był całkowicie jednostronny, brakowało nawet momentów i cały czas można było sobie zadawać jedno pytanie – ile goli strzeli Chelsea?!
Braki kadrowe wyszły na jaw – Do meczu z Chelsea Legia przystąpiła bez nominalnego napastnika. Nie dlatego, że taki dziwny pomysł na spotkanie miał trener, ale dlatego że w zasadzie nie miał innego wyjścia. Marc Gual odniósł kontuzję w spotkaniu z Ruchem Chorzów w Pucharze Polski, Ilja Szkurin trafił na Łazienkowską już po zamknięciu zgłoszeń kadrowych do Ligi Konferencji, zaś Tomas Pekhart grał w tym sezonie tak mało, że jego gra od pierwszej minuty w takim starciu byłaby zjawiskiem niespotykanym. Jeszcze bardziej dramatycznie zrobiło się, gdy podczas meczu uraz zgłosił Paweł Wszołek. W kadrze zespołu na tę pozycję był jedynie Oliwier Olewiński, który do tej pory zagrał w pierwszym zespole przez 5 minut w lutowym starciu z Puszczą Niepołomice. Ostatecznie Wszołka zmienił więc Patryk Kun, choć nie jest graczem prawonożnym. I już przed meczem patrząc na ławkę rezerwowych można było tylko westchnąć, gdyż delikatnie mówiąc z nóg nie zwalała. To pokazało w jaki sposób była prowadzona ostatnio polityka transferowa i jak budowany był zespół.
Różnica klas – Różnica w jakości sportowej była kolosalna. I oczywiście przewagi Chelsea można było się spodziewać, zwycięstwa Anglików również, ale problemem był zbyt duży respekt dla rywala. Legioniści czasem wyglądali jak wystraszeni, schowani za podwójną gardą. Brakowało choćby pierwiastka odwagi, próby wygrania pojedynku jeden na jednego, próby pójścia na przebój. Właściwie jedynym zawodnikiem, którego można za czwartkowy mecz pochwalić, jest Maxi Oyedele. Pozostali odstawali bardzo widocznie od przeciwników. To, co jest atutem w ekstraklasie, okazało się zdecydowanie za słabe na graczy Chelsea. O ile np. Rafał Augustyniak na polskim podwórku wygrywa większość starć siłowych, to z Anglikami większość przegrywał. O ile Ryoya Morishita w ekstraklasie bryluje między innymi dzięki szybkości, to w czwartek okazało się, że nie jest szybszy niż środkowi obrońcy z Premier League. Ruben Vinagre niestety wypadł bardzo słabo i na dziś dość daleko mu do poziomu graczy z Londynu. Luquinhas czy Kacper Chodyna nawet nie próbowali zaprezentować swoich umiejętności, nie byli w stanie. I tak by można napisać niemal o każdym zawodniku Legii.
Zderzenie dwóch światów – „To było zderzenie dwóch światów” – mówił po meczu trener Goncalo Feio i faktycznie tak ten mecz wyglądał. Co gorsze, nigdy wcześniej przy Łazienkowskiej te światy nie były od siebie tak odległe. I to pomimo faktu, że trener Enzo Maresca nie posłał do boju najsilniejszego składu. Była porażka 0:6 z Borussią Dortmund, ale wówczas zespół był skonfliktowany z trenerem Besnikiem Hasim, a w pierwszym składzie byli tacy zawodnicy jak Steven Langil, który chwilę wcześniej dołączył do zespołu, a później wsławił się tylko grą na fortepianie na lotnisku. Pamiętam mecz z Bayernem Monachium przegrany 3:7, ale wówczas Dariusz Kubicki strzelił gola na 1:2, a w końcówce Niemcy rozluźnili szyki i dwie bramki zdobył Ryszard Robakiewicz. Czyli momenty były. W czwartek zabrakło nawet momentów, Legia rozpaczliwie i głęboko się broniła i wyglądało to jak starcie z zespołem absolutnie galaktycznym. A przecież mowa o Chelsea, która wychodzi z kryzysu, walczy o miejsce gwarantujące grę w Lidze Mistrzów. To pokazuje, jak duża zrobiła się w Europie przepaść między polskimi zespołami a czołówką. I chyba po tym meczu trzeba się zgodzić ze stwierdzeniem, że Liga Konferencji powstała dla takich zespołów jak Legia czy Jagiellonia. Gdyby nadal istniały tylko rozgrywki Ligi Mistrzów i Ligi Europy, to dziś zespoły z Polski po prostu by w europejskich pucharach nie grały.
Tylko kibice na najwyższym poziomie – Tuż przed meczem kibice Legii zaprezentowali oprawę pod hasłem „Fear no one” czyli „Nie bój się nikogo”. Nad hasłem widniała sektorówka z legionistą zabijającym lwa. Niestety słów z oprawy nie wzięli sobie do serca piłkarze. Postawę kibiców docenili Anglicy. – „Była szalona atmosfera, śpiewanie przez pełne 90 minut, okrzyki – super” – skomentował po meczu Tyrique George. – „Atmosfera na stadionie była niesamowita. Uznanie dla fanów Legii, którzy śpiewali przez całe 90 minut, świetne wspierali swoją drużynę. Naprawdę przyjemnie mi się tu grało” – mówił strzelec dwóch goli dla Chelsea, Noni Madueke. –„ To przywilej grać w takich spotkaniach, w takim środowisku” – dodał trener Enzo Maresca.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.