Kilka spostrzeżeń po meczu z Chojniczanką - Liczy się awans
27.09.2018 12:17
Jest awans, a to najważniejsze – Przed meczem zakładałem, że jakim by Legia nie wyszła składem na mecz z Chojniczanką, to sobie poradzi. Swój optymizm opierałem o to, że trener Ricardo Sa Pinto jest obecnie w bardzo komfortowej sytuacji. Gracze, którzy ostatnio grali mniej, będą się starali pokazać ze wszystkich sił, że to im należy się podstawowy skład. Od pierwszej minuty wystąpili Arkadiusz Malarz, Michał Pazdan, Mateusz Hołownia, Andre Martins, Miroslav Radović i Jose Kante. O ambicje i zaangażowanie u każdego z tych zawodników można było być spokojnym, a tym samym o przebieg meczu. Potwierdzenie znalazło to w pierwszej części spotkania – legioniści nie pozwalali gospodarzom na wiele i sami co jakiś czas groźnie atakowali – gol Pazdana, nieuznana bramka Radovicia, strzały Szymańskiego czy Nagya. Po przerwie jednak coś się zmieniło i można było odnieść wrażenie, że wszyscy chcą wygrać jak najmniejszym nakładem sił. Trener Chojniczanki Przemysław Cecherz tłumaczył mistrzów Polski, że mając wynik, podświadomie się cofnęli. Może i tak, ale lepiej się cofnąć prowadząc dwoma golami, a tak w ostatnich minutach drużynę przed dogrywką musiał ratować Arkadiusz Malarz.
Powrót Pazdana – Po trzytygodniowej przerwie do składu Legii powrócił Michał Pazdan. Mógł zagrać już w Legnicy z Miedzą – za czerwoną kartkę w starciu z Cracovią i faul taktyczny otrzymał jeden mecz kary. Ricardo Sa Pinto uznał jednak, że obrona dobrze funkcjonuje i nie będzie w niej nic zmieniał. To był trudny moment dla „Pazdka”, bo do tej pory jednak zwykle grał, a na jego powrót czekało się z utęsknieniem. Zaczął słabo – po jego błędzie w idealnej sytuacji znalazł się Piotrowski, ale na szczęście okazji nie wykorzystał. Później świetnie wyszedł w powietrze w polu karnym do piłki zagranej przez Cafu i strzałem głową pokonał bramkarza Chojniczanki. To był jego pierwszy gol w barwach Legii. Niestety w 35 minucie zbyt łatwo dał się ograć Miłoszowi Przybeckiemu i ten huknął nad poprzeczką. Widać było brak rytmu meczowego, nie był pewny w swych interwencjach. Ale koniec końców został bohaterem meczu. Pozostaje mieć nadzieję, że teraz będzie już tylko lepiej.
Jędza jak filar – Trener Ricardo Sa Pinto w Chojnicach dał odpocząć wielu graczom, ale kilka ważnych ogniw pozostawił – m.in. Artura Jędrzejczyka. Co interesujące, „Jędza” zagrał kolejny mecz u Sa Pinto na środku defensywy. I ten bardzo dobrze kierował blokiem obronnym, spisał się bez zarzutu. U Portugalczyka wychowanek Iglopolu Dębica jest pewniakiem, osobą, od której zaczyna się ustalanie składu. Fajnie, że szkoleniowiec nie sugerował się pozycjami na jakich poprzednio występował Jędrzejczyk czyli prawą czy tez lewą obroną, ale znalazł dla niego optymalne miejsce na murawie. Oczywiście nie on pierwszy, przecież „Jędza” grywał na środku obrony, zaczynał od tej pozycji. Ale odkąd Adam Nawałka postawił na niego na boku bloku defensywnego, tak samo był ustawiany przez trenerów klubowych. – Może gdybym cały czas grał jako stoper, to dziś byłbym lepszym zawodnikiem – zastanawia się sam piłkarz.
Powtarzalność – Po meczu trener Przemysław Cecherz był dumny z postawy swojego zespołu, miał żal jedynie o niewykorzystane sytuacje i straconego gola. Szkoleniowiec zwracał uwagę, że na odprawach przestrzegał piłkarzy przed takim rozegraniem, przed stałymi fragmentami gry. – Legia już kilka razy w ten sposób zagroziła bramkarzom rywali, strzelała w ten sposób też gole. Wiedzieliśmy o tym, ale wiedza to jedno, a praktyka drugie – komentował. Trener Chojniczanki tym samym zwrócił uwagę na powtarzalność pewnych zagrań, pierwsze schematy. To kolejna rzecz jaką udało się sztabowi wypracować z drużyną po poprawie siły i motoryki.
Niegościnne Chojnice – Mimo, że mecz był rozgrywany w środku tygodnia, do Chojnic udało się ponad 300 kibiców – wszyscy dojechali na miejsce samochodami. Ponad 400 kilometrów podróży i na miejscu mało przyjemna niespodzianka. 55 osób nie zostało wpuszczonych na sektor gości. Podczas rozmów z ochroną, policją i włodarzami miejscowego klubu, pozostali nie prowadzili dopingu, a po 50 minutach wszyscy solidarnie opuścili stadion. Zanim do tego doszło legioniści ryknęli „Jesteśmy zawsze tam…” i „Mistrzem Polski jest Legia”. Kolejny mecz już w piątek przy Łazienkowskiej, ale bez kibiców Arki – zakaz wyjazdowy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.