News: Kilka spostrzeżeń po meczu z Zagłębiem Lubin

Kilka spostrzeżeń po meczu z Cracovią

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

23.09.2019 21:00

(akt. 23.09.2019 21:01)

Piłkarze Legii wygrali wyjazdowe spotkanie z Cracovią, a w pierwszej części meczu całkowicie zdominowali gospodarzy. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Mecz pod kontrolą – Piłkarze Legii pojechali do Krakowa na mecz z rozpędzoną ekipą „Pasów”. Wiele osób wróżyło zespołowi Aleksandara Vukovicia porażkę. Tymczasem w pierwszej połowie legioniści zdominowali rywala. Gospodarze nie mogli sobie poradzić z pressingiem legionistów, popełniali błędy, gubili się, nie potrafili zareagować na agresywną grę „Wojskowych”. Zespół Michała Probierza w pierwszej części gry oddał ledwie trzy strzały na bramkę Radosława Majeckiego, ale żaden nie był celny. Legioniści z łatwością zdobywali teren i nie było w tym przypadku. Szkoleniowiec Legii po meczu w Płocku mówił, że brakowało mu odpowiedniego poziomu energii na boisku, tym razem ten poziom był właściwy. Szkoda, że przy prowadzeniu dwoma bramkami wkradła się zbytnia pewność siebie, lekkie rozprężenie, co spowodowało strzelenie gola kontaktowego przez Cracovię. Na więcej jednak gospodarzy stać nie było. 

Piłka to gra błędów – Po meczu trener Michał Probierz mówił o kuriozalnie straconych bramkach, o tym że jego piłkarze sami sobie dwa gole strzelili. W mediach można było usłyszeć lub przeczytać o dwóch prezentach jakie Cracovia dała Legii. Ale tak naprawdę futbol jest grą błędów, a postawa legionistów zmusiła do tych błędów gospodarzy. Przy pierwszym golu „Wojskowi” spychali rywala, osiągali coraz większą przewagę. Przy strzale oddanym przez Domagoja Antolicia, aż sześciu piłkarzy „Pasów” stało w linii w polu karnym i okolicach. Po tym jak bramkarz odbił piłkę, Jarosław Niezgoda uciekł Davidowi Jablonskiemu i czując, że jest łapany za rękę, potrafił to wykorzystać. Drugi gol, nazwany kuriozalnym, to błyskawicznie założony pressing po stracie piłki. Piłkarze Cracovii byli jak osaczeni i obrońca nie mając za bardzo komu zagrać piłki popełnił błąd, po chwili drugi nabijając piłką Luquinhasa. Skorzystał z tego Gwilia. Legia zmuszała rywala do błędów i potrafiła z nich skorzystać. 

Przebudowana linia obrony – To chyba największe zaskoczenie. Linia obronna, do której nie można było mieć przecież zarzutów nawet za spotkanie z Wisłą w Płocku, została mocno przebudowana. Zamiast Luisa Rochy, Igora Lewczuka i Pawła Stolarskiego zobaczyliśmy Michała Karbownika, Marko Vesovicia i Mateusza Wieteskę. Pozostał jedynie filar, jakim jest kapitan zespołu Artur Jędrzejczyk. Mimo kompletnie zmienionej linii defensywnej, gra obronna stała na naprawdę dobrym poziomie. Błąd popełnił „Veso” przy golu, kiedy przegrał pojedynek z Mateuszem Wdowiakiem i gracz „Pasów” nieco zakręcił reprezentantem Czarnogóry. Sytuację próbował ofiarnym wślizgiem ratować „Jędza”, ale nie dał rady. Poza tym było dość solidnie. To cieszy, bo pokazuje, że legioniści mają spore pole manewru w obronie i trenerzy mogą rotować zawodnikami bez wielkiej straty na jakości. 

Zwiększona intensywność – Legioniści przez blisko 70 minut grali na wysokiej intensywności, byli agresywni w odbiorze, zakładali pressing już na połowie rywala, zbierali większość tzw. drugich piłek. Później nastąpiło lekkie rozluźnienie, jakby zapanowało przekonanie, że przy dwubramkowym prowadzeniu nic złego już stać się nie może. Jeśli legioniści będą w stanie taką intensywność gry utrzymać przez 90 minut, to będzie naprawdę dobrze. Kiedyś zawodnicy próbowali do meczów ligowych przenieść intensywność gry z Ligi Mistrzów. Teraz byłoby idealnie, gdyby przenieśli do ekstraklasy intensywność gry ze spotkań z Rangers FC w Lidze Europy. Jak wiele problemów sprawia to rywalom, pokazała pierwsza połowa meczu w Krakowie. 

Zaufanie się opłaca – Przed meczem z Cracovią trener Legii mówił, że takiego zawodnika, jak Jarosław Niezgoda warto obdarzyć zaufaniem. Wtedy można dostać nagrodę, bo takiego napastnika próżno szukać w innych klubach w Polsce. I Niezgoda wyszedł w pierwszym składzie, został obdarzony zaufaniem i odpłacił się bramką. To już szóste trafienie tego zawodnika. Ale nie tylko on odpłaca się dobrą grą za zaufanie trenera. Michał Karbownik odgrywa coraz poważniejszą rolę w zespole, bardzo ważna postacią jest Walerian Gwilia. Mimo śmiechów i żartów części środowiska piłkarskiego, nie sposób nie docenić wkładu w grę zespołu przez Luquinhasa. A przecież to jeszcze młody chłopak, który wszedł błyskawicznie do drużyny mimo bariery językowej. Za coraz większe zaufanie dobrą grą odpłaca się też Paweł Stolarski. W ten sposób budowani są kolejni piłkarze przy Łazienkowskiej. 

Polecamy

Komentarze (32)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.