Kilka spostrzeżeń po meczu z Dritą - Mecz do jednej bramki
24.08.2024 12:00
To nie był spacerek - „ Jeśli ktoś spodziewa się spaceru, to od razu mogę powiedzieć, że tak nie będzie. Drita w ostatnich latach potrafiła zremisować z Feyenoordem oraz Viktorią Pilzno” - to słowa trenera Goncalo Feio przed meczem z Dritą. Potwierdziły się. Rywal bronił się całym zespołem, tylko w początkowej fazie meczu, w pierwszych dziesięciu minutach, bywał na połowie Legii Warszawa. Nawet czerwona kartka, jaką ujrzał Hasan Gomda za złapanie wybiegającego na sam na sam z bramkarzem Miguela Alfareli, nie zmieniła przebiegu spotkania. Kosowianie postawili autobus przegubowy w bramce, ich formacje grały blisko siebie, mieli dobrze tego dnia dysponowanego bramkarza i to wystarczyło. W pierwszej połowie do tego źle funkcjonował środek pola w Legii. Claude Goncalves grał słabo, Luquinhas również — dlatego został zmieniony. Jedynie Bartosz Kapustka trzymał poziom. Dlatego po przerwie często w rolę defensywnego pomocnika wcielał się Rafał Augustyniak, dlatego za napastnikami grał Marc Gual, dlatego pojawił się na murawie Ryoya Morishita — by poprawić ten środek pola, z którym Legia ma problem od początku sezonu. Dzięki temu padły dwa gole dla Legii, a powinny jeszcze przynajmniej kolejne dwa. Zadanie zostało wykonane, do przerwy na mecze reprezentacji narodowych zostały trzy mecze. Wtedy będzie w końcu czas na to, aby trenować.
Mecz do jednej bramki — Wynik tego nie sugeruje, ale rywal nie mógł tego dnia zrobić Legii nic. Przez cały mecz Drita stworzyła sobie tylko jedną sytuację po rzucie wolnym w 41 minucie — Blaż Kramer tak główkował, że wyłożył piłkę na strzał Besnikowi Krasniqi, ale w ostatniej chwili wślizgiem zablokował go Sergio Barcia. Legioniści mieli tych sytuacji o wiele więcej, ale szwankowało ostatnie podanie lub wykończenie. W 9 minucie Goncalves najpierw przejął piłkę, a po chwili uderzył na bramkę. Ofiarna interwencja obrońcy zapobiegła pierwszemu golowi. Cztery minuty później na strzał zdecydował się Paweł Wszołek, bramkarz odbił piłkę przed siebie. W 28 minucie po podaniu Rafała Augustyniaka piłkę w siatce miałby szansę umieścić Migouel Alfarela, ale złapał go za szyję i powalił Hasan Gomda, za co został ukarany czerwoną kartką. W 33 minucie Artur Jędrzejczyk dograł w pole karne do Augustyniaka, który uderzył głową tuż przy słupku, ale kapitalnie obronił bramkarz. Cztery minuty później Paweł Wszołek dograł do Blaża Kramera, ten uderzył na bramkę, ale Fason Maloku znów popisał się efektowną interwencją. Po przerwie z kreowaniem akcji było lepiej. W 50 minucie ponad bramką uderzył Augustyniak. Dwie minuty później Legia powinna objąć prowadzenie — Alfarela zagrał do Luquinhasa, który posłał piłkę w kierunku bramki, ale tuż przed linią futbolówkę zdołał jakimś cudem wybić Camilo Mesa. W końcu w 56 minucie Bartosz Kapustka zagrał na wolne pole do Wszołka, ten z pierwszej piłki dograł do Kramera, który efektowną główką zdobył upragnioną bramkę. Potem dwukrotnie wzdłuż bramki zagrywał piłkę Ruben Vinagre, ale piłki do siatki nie zdołali wepchnąć ani Alfarela, ale ani Kramer. Legioniści mieli ogromną przewagę, praktycznie nie chodzili z połowy rywala. W 81. minucie po podaniu Ryoyi Morishity w znakomitej sytuacji znalazł się Tomas Pekhart, ale uderzył ponad bramką. W 83 minucie doczekaliśmy się drugiego gola — Barcia dograł w pole karne do Morishity, ten wycofał do nadbiegającego Marca Guala, który posłał piłkę do siatki. Trzy minuty później Tomas Pekhart zagrał do Kapustki, który uderzył lewą nogą, ale bramkarz czubkami palców zdołał sparować piłkę na poprzeczkę. Legia wygrała skromnie 2:0, mogła i powinna wyżej. Biorąc pod uwagę przebieg meczu, wynik wydaje się jednak sporą zaliczką przed meczem rewanżowym.
Statystyki — Mecz nie był łatwy do oglądania, brakowało szybkości i płynności w grze, choć bramki padły po naprawdę ładnych akcjach. O tym jak duża była przewaga Legii, najlepiej świadczą statystyki — Legia oddała 23 strzały na bramkę, a Drita jedynie 2, w uderzeniach celnych było 9:0 dla Legii. Posiadanie piłki 67 procent do 33 procent. Współczynnik goli oczekiwanych, w przypadku legionistów wynosił 1,95, zaś gości 0,17. Piłkarze Legii wykonali 619 podań, z czego 529 celnych, zaś rywale 305 podań, z czego 206 celnych. W rzutach rożnych było 7:1. Nic dziwnego skoro Legia zajmuje 168. pozycję w rankingu UEFA, a Drita jest numerem 900. Różnica 732 miejsc w rankingu była widoczna na boisku, choć wynik końcowy powinien być zdecydowanie wyższy.
Gra nie powala, ale cele są realizowane — Gra Legii wciąż nie powala na kolana. Z meczu na mecz można dostrzec nieco więcej zgrania, ale wciąż daleko do gry ładnej i przyjemnej dla oka. Legia jest w budowie, nie ma czasu na treningi, tym bardziej należy docenić fakt, że wszystkie cele są realizowane. Legioniści w 33 dni rozegrali 10 meczów. Wygrali 7 z nich, 2 zremisowali i 1 przegrali. Przed rozpoczęciem bieżącej kolejki ligowej Legia była liderem tabeli PKO Ekstraklasy, jest też bardzo blisko awansu do fazy ligowej Ligi Konferencji. W 5 z 10 rozegranych spotkań legioniści nie stracili gola. Legioniści notują serię 13 meczów z rzędu ze strzelonym golem. Cieszy coraz lepsza gra Bartosza Kapustki i to, że radzi sobie z grą co trzy dni — przebiegł w czwartek 11,5 km, najwięcej w zespole. Ostatnie dwa mecze to też nieco lepsza postawa Pawła Wszołka — z Dritą miał najwięcej kluczowych podań w zespole, asystę przy golu Kramera, biegał najszybciej z piłkarzy Legii. Dobry mecz z zespołem z Kosowa zagrał Rafał Augustyniak — miał najwięcej kontaktów z piłką — aż 189, był aktywny, oddał 4 strzały na bramkę, miał dwa podania kluczowe. Ale i tak najbardziej zaskakuje na plus Kramer — był już jedną nogą poza klubem, zakładał koszulkę nowego klubu. Wrócił i jest aktualnie najlepszym napastnikiem Legii — zdobył swoją piątą bramkę w sezonie. Wciąż czekamy na zdecydowanie lepszą grę Goncalvesa, mamy nadzieję, że słabsze mecze Luquinhasa to tylko chwilowa niedyspozycja.
Frekwencja — To był już szósty mecz Legii na własnym stadionie w tym sezonie. Wcześniej legioniści zagrali przy Łazienkowskiej 3 z Zagłębiem Lubin, Caernarfon Town, Piastem Gliwice, Brondby IF i Radomiakiem. Na każde z tych spotkań wszystkie bilety były wyprzedane. Tym razem było inaczej — na trybunach pojawiło się tylko 19 316 kibiców. Powodów było kilka — był to trzeci mecz w Warszawie w ciągu ośmiu dni, pora spotkania jak na środek tygodnia dość wczesna, a rywal niezbyt atrakcyjny i wymagający. Mimo to ceny wejściówek były takie, jak na rywala z górnej półki. Może na przyszłość warto pomyśleć o obniżce i wyjątkowej promocji. Lepiej przecież by stadion się zapełnił i by każdy na trybunach dołożył swoją cegiełkę do awansu, niż oglądać puste miejsca na stadionie.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.