Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Jagiellonią - forma idzie w górę

Redaktor Marcin SzymczykRedaktor Mikołaj Błażejczyk

Marcin Szymczyk, Mikołaj Błażejczyk

Źródło: Legia.Net

30.10.2022 15:45

(akt. 31.10.2022 13:06)

Piłkarze Legii Warszawa w dobrym stylu wygrali z Jagiellonią w Białymstoku 5:2. Było to pierwsze zwycięstwo na Podlasiu od 2016 roku! Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Senny początek legionistów – Choć wynik końcowy z pewnością tego nie sugeruje, to legioniści źle weszli w mecz z Jagiellonią. „Wojskowi” zaczęli zbyt spokojnie, niemal sennie, byli zaskoczeni agresywnością rywali, tym jak wysoko są ustawieni i jak szybko się poruszają. Wysoki pressing gospodarzy to było przez pierwszy kwadrans coś, z czym Legia sobie nie radziła. Rywale na szczęście stworzyli sobie w tym okresie tylko dwie okazje – pierwszą w postaci strzału Jesusa Imaza, którą w dobrym stylu wybronił Kacper Tobiasz, a drugą „Jaga” zamieniła na bramkę. Martin Pospisil zagrał w pole karne, tam głową do tyłu zgrał piłkę Fedor Cernych. Błąd w ustawieniu popełnił Bartosz Slisz, który przyglądał się tylko jak Marc Gual złożył się do strzału i huknął nie do obrony. Jagiellonia objęła prowadzenie zasłużenie, była do tego momentu ekipą zdecydowanie lepszą. Legioniści zostawiali graczom z Podlasia zbyt dużo miejsca, za łatwo też tracili piłkę. Przez to tworzyły się okazje do kontrataków, które były naprawdę groźne.

Na kłopoty Josue – Po 20 minutach meczu gra się wyrównała, legioniści zaczęli częściej utrzymywać się przy piłce, a na gola gospodarzy kapitalnie swoją grą i bramkami odpowiedział kapitan zespołu – Josue. Najpierw popisał się niezwykle precyzyjnym strzałem zza pola karnego – spokojnie przymierzył, nie uderzał na siłę. Mimo rozpaczliwej interwencji Zlatana Alomerovicia piłka odbiła się od słupka i wpadła do siatki. Jeszcze ładniejsze było drugie trafienie Portugalczyka, a trzecie dla Legii w tym spotkaniu – Josue podał w pole karne do Carlitosa i ruszył do przodu w szesnastkę. Tam otrzymał zwrotne podanie od Hiszpana z pierwszej piłki, wyczekał bramkarza, podciął nad nim piłkę i mógł cieszyć się z drugiego trafienia. To był moment, w którym gra Jagiellonii całkowicie się posypała. W drugiej połowie popisał się jeszcze jednym golem – wykorzystał podanie Filipa Mladenovicia i pokonał golkipera Jagielonii. To pierwszy hat-trick Portugalczyka w karierze, który pokazał kolejny już raz, że jest graczem nieprzeciętnym. Fajnie patrzy się na jego przemianę w tym sezonie. Od początku mnóstwo biegał, walczył w obronie, ale nie mógł tego pogodzić z liczbami. Potrzebował czasu, ale dołożył do tego dokładne rozgrywanie, co przełożyło się na asysty. Teraz doszła skuteczność. Widać, że po zmianie ustawienia Josue znalazł swoje optymalne miejsce na boisku, czuje się świetnie, gra na luzie. W jego grze widać jakość i powtarzalność. Gdy skupia się wyłącznie na grze, nie ma sobie równych. Zawodnik walczy też o nowy kontrakt – wydaje się, że trudno będzie zimą ściągnąć do Legii zawodnika tej klasy i nie ma się co zastanawiać nad nową umową. Josue to obecnie prawdziwy lider zespołu, który gdy drużynie nie idzie, bierze sprawy we własne ręce. Waleczny i charakterny z dużą dozą boiskowej inteligencji.

Forma rośnie – Kilka tygodni temu trener Kosta Runjaić mówił, że poza Kacprem Tobiaszem będącym w topowej formie, wszyscy grają poniżej swoich możliwości. To się jednak zmieniło. Poza Josue, o którym już była mowa, jeszcze kilku zawodników zaczęło grać lepiej. Przede wszystkim walczący o swoją przyszłość Filip Mladenović. Serb zdobył pięć bramek w tym sezonie oddając pięć celnych strzałów. Ale przede wszystkim jako wahadłowy znów przypomina zawodnika, który dwa lata temu był najlepszym piłkarzem ligi. Jego zagrania w pole karne sieją popłoch w szeregach przeciwników, a Legii dają ogromną korzyść. Co warto zauważyć, poprawił też grę w defensywie. Na pochwałę zasługuje Maciej Rosołek, którego pięknie budują Kosta Runjaić i Jacek Zieliński. To kolejny już mecz, w którym się wyróżnia To on wykreował drugiego gola znakomicie uwalniając się spod pressingu Israela Puerto i Bojana Nasticia – zagrywając do Pawła Wszołka. W dodatku wbiegając głęboko w pole karne ściągnął na siebie uwagę obrońców, co jak cwany lis wykorzystał „Mladen”. Widać też przemianę w występach Bartosza Slisza, któremu zdarzają się błędy w ustawieniu, ale zdecydowanie poprawił się w innych elementach. Potrafi zabezpieczyć tyły, pomaga w defensywie, ale też włącza się do akcji ofensywnych, potrafi dobrze podać, nie wybiera tylko bezpiecznych rozwiązań w rozegraniu. Z każdym tygodniem coraz lepiej wygląda Maik Nawrocki – po urazie nabrał już pewności siebie, dobrze gra w defensywie, coraz częściej gra niemal bezbłędnie, a sobotę dorzucił do tego pięknego gola. Mógł mieć dwa, ale trafił w poprzeczkę. Lepiej wygląda gra Bartosza Kapustki – nie jest to jeszcze forma sprzed kontuzji, ale jest zdecydowanie więcej jakości w jego poczynaniach. Za brak strzelonych goli krytykowany jest Carlitos, ale popatrzmy jak pracuje dla zespołu, ile ma odbiorów, ciekawych podań – w sobotę miał asysty przy trafieniach Josue i Nawrockiego. Paweł Wszołek może nie jest tak efektowny jak na początku sezonu, ale znów daje liczby, w każdym meczu ma podania, które koledzy mogą zamienić na gole.

Przełamanie w wielkim stylu – Piłkarze Legii nie wygrali w Białymstoku meczu od 2016 roku, choć rozgrywali tam dziewięć meczów. Jak dawno to było niech najlepiej świadczy fakt, że bramki wówczas zdobywali Guilherme, Vadis Odjidja-Ofoe, Aleksandar Prijović i Michał Kucharczyk. W sobotę oglądaliśmy otwarty mecz, w którym gracze Kosty Runjaicia oddali 23 strzały, w tym 11 celnych! Oczywiście duża w tym zasługa rywali, którzy w ofensywie byli groźni, ale w defensywie byli jak dzieci we mgle – widoczny był brak Michała Pazdana oraz Tarasa Romanczuka. Nie zmienia to jednak oceny sytuacji – Legia strzeliła pięć goli, a mogła spokojnie osiem. Dawno już nie miało się tak dużej przyjemności z oglądania meczu Legii. Ostatni raz legioniści strzelili pięć goli na wyjeździe w Gliwicach wygrywając 5:1 z Piastem w 2016 roku – po dwóch golach Miroslava Radovicia, dwóch trafieniach Nemanji Nikolicia i jednym Vadisa Odjidji-Ofoe. Wygraną 5:2 Legia wyrównała najwyższe zwycięstwo z Jagiellonią w historii – pierwszy taki mecz miał miejsce w 1989 roku w Pucharze Polski. Taką Legię jak w sobotę chcemy oglądać i o takich rekordach chcemy pisać jak najwięcej.

Do poprawy ustawienie linii obronnej – Ostatnie trzy mecze były w wykonaniu Legii naprawdę dobre, forma poszczególnych piłkarzy rośnie, a trener Kosta Runjaić powoli osiąga to, co sobie zaplanował. To bardzo zła informacja dla przeciwników. Tak naprawdę do szybkiej poprawy zostało ustawienie linii obronnej przy grze trójką defensorów. Zarówno w pierwszej jak i w drugiej połowie meczu Jagiellonia miała łatwość w dochodzeniu do sytuacji bramowych. Głównie za sprawą podań za linię obrony lub prostopadłych zagrań między defensorów. Przez to czujny w bramce przez 90 minut musiał być Kacper Tobiasz, ale i sami obrońcy musieli mieć się na baczności. Poprawić należy też wejście w mecz, bo lepszy rywal taką ospałość wykorzysta. Zrobiła to przecież nawet Miedź Legnica w Warszawie. Gdy te elementy ulegną zmianie na lepsze, Legia będzie zespołem naprawdę trudnym do pokonania. Do końca rundy jesiennej pozostały dwa mecze ligowe – z Lechią i Śląskiem oraz jedno w Pucharze Polski z Lechią. Trzy wygrane spowodują znakomitą pozycję wyjściową przed rundą wiosenną.

Polecamy

Komentarze (62)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.