Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Jagiellonią - Liczne prezenty i dobra druga połowa meczu

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

08.10.2024 16:35

(akt. 08.10.2024 16:38)

Piłkarze Legii Warszawa po słabej pierwszej połowie meczu, w drugiej robili wszystko, aby z Białegostoku wywieźć trzy punkty. Ostatecznie stanęło na jednym i już czwartym meczu z rzędu bez zwycięstwa w PKO Ekstraklasie. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Prezenty — Piłkarze Legii Warszawa rozpoczęli mecz z Jagiellonią w Białymstoku w identycznym zestawieniu jak trzy dni wcześniej starcie z Betisem. Ale tylko na papierze, bo na boisku wyglądało to inaczej. Zawodnicy sami podkreślali po ostatnim gwizdku, że zagrali w pierwszej połowie źle, zbyt bojaźliwie. I faktycznie było widać lęk przed rywalem i przede wszystkim nerwowe zagrania. Powrócił stary błąd Legii, szczególnie widoczny w okresie trenera Kosta Runjacia, czyli rozdawanie prezentów. Tomas Pekhart główkował w środku pola i piłkę przejął Afimico Pululu. Popędził na bramkę, próbowali go dogonić i powstrzymać Steve Kapuadi i Radovan Pankov. Ta sztuka ostatecznie udała się Serbowi, który przejął futbolówkę i odegrał do boku do Pawła Wszołka. Ten mając czas i miejsce podał jednak wprost pod nogi Darko Churlinova, który uruchomił od razu Pululu, a ten znalazł się w znakomitej sytuacji. Tobiasz zdołał wybronić strzał. To był prezent Legii numer jeden — oddana za darmo piłka. Kolejny podarunek miał miejsce w 20 minucie — Morishita zagrał do Luquinhasa, który dał się uprzedzić, stracił piłkę na rzecz Mikiego Villara, który odegrał do Pululu — ten uderzył zza pola karnego, ale świetnie wybronił Tobiasz. Prezent numer trzy miał miejsce w niegroźnej sytuacji — Legia wykonywała rzut z autu w pobliżu własnego pola karnego, Pankov zagrał do Tobiasza, a ten zagrał piłkę pomiędzy Luquinhasa i Vinagre, doskoczył do niej Michal Sacek i z pierwszej piłki podał do Jezusa Imaza, który pokonał „Tobiego”. Obrona była przygotowana do wyprowadzenia piłki i po stracie nie miała jak zareagować, nie było na to czasu. Tobiasz bronił w tym meczu dobrze, utrzymywał zespół w grze, ale bramka spada na jego konto. Po przerwie prezent rywalom podarował Kacper Chodyna, który oddał piłkę rywalom. Pululu pognał na bramkę, minął Pankova i gdyby zdecydował się na strzał zamiast na podanie, to byłoby bardzo groźnie. Ostatni prezent — numer pięć — miał miejsce w 61 minucie i sprawił go ponownie Tobiasz. Po podaniu od Kapuadiego bramkarz Legii wybił piłkę pod nogi Petera Kovaicika, po chwili na bramkę uderzał Taras Romańczuk, ale chybił. Pięć razy legioniści za darmo oddali piłkę graczom Jagiellonii i w sumie należy się cieszyć, że tylko raz gracze Jagiellonii z tego skorzystali.

Dobra postawa po przerwie — O ile gra defensywna Legii w tym sezonie wyglądała poprawnie, to zespół Goncalo Feio cały czas miał problem z kreowanie sytuacji w ofensywie. W pierwszej części gry było podobnie — najgroźniejsza akcja miała miejsce gdy Kapustka zagrał w pole karne do Luquinhasa, a ten uderzył głową — pomylił się o metr. Po przerwie Legia zagrała odważniej, nie miała czego bronić, atakowała większą liczbą piłkarzy, podchodziła wysoko z pressingiem i były tego efekty. Pierwsza groźna akcja po zmianie stron miała miejsce po faulu na Luquinhasie. Ruben Vinagre dograł w pole karne, a tam Pankov świetnie uderzył na bramkę. Miał pecha — piłka odbiła się od wewnętrznej części słupka i trafiła w ręce bramkarza, który tylko obserwował lot futbolówki. W 60 minucie Morishita zgrał piłkę w pole karne do Marca Guala, ten uderzył na dalszy słupek, ale piłkę po bardzo dobre interwencji sięgnął Sławomir Abramowicz. W 67 minucie wysoko podszedł Pankov, odebrał piłkę Pululu, futbolówka trafiła do Maximilliana Oyedele, który podał do Chodyny. Ten idealnie w tempo zagrał w pole karne do Guala, który pokonał bramkarza gospodarzy. W 72 minucie Vinagre ruszył z piłką, podał prostopadle do Guala, który posłał piłkę obok wychodzącego z bramki Abramowicza, ale z linii bramkowej Cezary Polak wybijał piłkę, ta jeszcze trafiła w słupek i zamieszanie zostało opanowane przez graczy Adriana Siemieńca. W 82 minucie w końcu ktoś spróbował strzału z dystansu — zdecydował się na to Chodyna i sprawił sporo kłopotów golkiperowi Jagi — ostatecznie skończyło się na rzucie rożnym. W 84 minucie kapitalnie zachował się Gual, który odebrał piłkę Adrianowi Dieguezowi, podał na środek pola karnego do Morishity, a Japończyk uderzył z pierwszej piłki w lewy róg bramki, ale fantastycznie spisał się powołany do reprezentacji Polski do lat 21 Abramowicz. Jeszcze w 95 minucie fantastyczną „ruletą” popisał się Wojciech Urbański, a następnie posłał prostopadłe podanie do Guala w pole karne. Hiszpan uderzył na bramkę z ostrego kąta, ale bramkarz zdołał wybronić to uderzenie. Pierwsza połowa dla Jagiellonii, druga wyraźnie dla Legii. Cieszy oddane 21 strzałów w tym 9 celnych. To coś, czego dawno w wykonaniu Legii nie było. Mamy nadzieję, że tak będzie częściej.

Fatalna decyzja sędziego — Szymon Marciniak przez większość meczu prowadził zawody wzorowo, panował nad sytuacją, o nic nie można się było przyczepić. Pierwsze dziwne zachowanie miało miejsce w końcówce meczu — Legia była przy piłce, dokładniej Rafał Augustyniak, zawiązywała się kolejna akcja, poszło podanie do przodu i…. w tym momencie arbiter przerwał grę, aby ukarać żółtymi kartkami dwóch asystentów trenera — Inakiego Astiza i Dawida Golińskiego. Dopiero później podbiegł do leżącego na murawie Pululu, który po zejściu z murawy momentalnie ozdrowiał. W 90. minucie Ruben Vinagre dośrodkował z lewej flanki w pole karne, na 12. metr, gdzie o piłkę walczył Kacper Chodyna, który upadł po kontakcie z Cezarym Polakiem. Okazało się, że został nadepnięty i ucierpiał w tej akcji. Legii należał się rzut karny, co przyznali po analizie wszyscy eksperci. Niestety Marciniak tej sytuacji nie widział lub widział źle, a wóz VAR mimo powtórek z wielu kamer, nie zareagował. Mamy wrażenie, że nasz najlepszy polski sędzia czuje się tak pewnie, że niechętnie podchodzi do ekranu, by zweryfikować podjętą na boisku decyzję. Bezpośrednio po meczu nadal twierdził, że błędu nie popełnił. Szkoda, taka decyzja mogła kosztować Legię dwa punkty (karnego jeszcze trzeba strzelić), a trenera walczącego o swoją pozycję, posadę w klubie.

Gorąco przy Łazienkowskiej — W miesiąc piłkarze Legii zagrali cztery mecze ligowe i ugrali jedynie dwa punkty. To musi wywoływać złość i frustrację. Gdy są takie wyniki w Warszawie, posada trenera jest zawsze zagrożona, tym razem chwieje się też posada dyrektora sportowego. Po ostatnim gwizdku w Białymstoku trener Goncalo Feio długo siedział na ławce rezerwowych, kręcąc głową. Mowa ciała wiele mówiła — Portugalczyk był jakby pogodzony z losem, spodziewał się najgorszego. Na konferencji prasowej podziękował zespołowi za reakcję w tym spotkaniu i powiedział, że będzie z tej drużyny dumny, bez względu na to co się stanie. Dopytany o to, co się stanie, odpowiedział łamiącym się głosem, że nie wie. W pomeczowej rozmowie przed kamerami Canal+ dyrektor sportowy Jacek Zieliński również nie znał przyszłości — ani trenera, ani swojej, ale przyznał, że razem z Feio jadą na jednym wózku. Z mowy ciała można było wyczytać rozczarowanie i bezradność. W poniedziałek odbywały się liczne rozmowy w klubie. Od jakiegoś czasu klub przygląda się różnym trenerom dostępnym na rynku, prowadzi też mniej lub bardziej zaawansowane rozmowy. Wkrótce się przekonamy, jaka zapadnie decyzja. My niemal jak zwykle w przypadku chęci zmiany trenera powtarzamy jak mantrę, że pochopnymi decyzjami o zwolnieniu czy zatrudnieniu szkoleniowca, nic trwałego w Warszawie nie powstanie.

Kilka statystyk meczowych — Dla Legii wiele pomeczowych liczb się zgadzało, niestety nie zgadzała się ta najważniejsza, czyli liczba goli i punktów. Legioniści oddali więcej strzałów niż gospodarze, mieli też więcej uderzeń celnych, większe posiadanie piłki, wykonali więcej podań, mieli więcej odbiorów. Przebiegli mniej kilometrów niż piłkarze „Jagi” 119 do 123, ale liczba przebiegniętych kilometrów w meczach z Jagiellonią i wcześniejszym z Betisem pokazuje jasno, że ten zespół musi spotkanie wybiegać, by dać sobie szansę na wygraną. W kadrze nie ma aktualnie takich indywidualności, by można było wygrywać na stojąco. Legia miała 70 procent udanych dryblingów, Jagiellonia jedynie 28,6 procent. Legioniści wymienili 164 podania w ostatniej tercji boiska, gospodarze 86. Niestety wynik się nie zgadza — remis to tylko jeden punkt i już czwarty z rzędu mecz bez zwycięstwa w PKO Ekstraklasie.

Polecamy

Komentarze (11)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.