Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Koroną - mało piłki, dużo agresji

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

18.07.2022 16:20

(akt. 19.07.2022 13:13)

Za nami pierwszy mecz Legii w sezonie 2022/23. Niestety w Kielcach w starciu z Koroną było mało gry w piłkę, a mnóstwo agresji, czasem brutalności. Poważnym urazem okupił to Maik Nawrocki. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Agresywna i brutalna gra

Niby każdy wie jak grają zespoły trenera Leszka Ojrzyńskiego. Nie ma tam miejsca na polot, finezję czy techniczne popisy. Nigdy nie brakuje za to agresywnej walki i zaangażowania. I styl gry nie zaskakuje, ale irytujący jest fakt, że sędziowie kolejny raz dali na taką grę przyzwolenie. Niby nie powinno to już zaskakiwać – tak w polskiej ekstraklasie jest od lat, ale zawsze boli gdy ostra gra za przyzwoleniem panów z gwizdkiem kończy się poważnym urazem. Tak było gdy Jakub Tosik brutalnie wszedł w Marka Saganowskiego i skończyło się to zerwaniem więzadła w kolanie, tak było gdy z Zabrza wracał cały poobijany i posiniaczony Luquinhas, pamiętamy jak dwa lata temu w końcówce sezonu nie mógł grać Bartosz Kapustka bo został brutalnie sfaulowany, tak było gdy „nierozważny” atak głową przeprowadził Bartosz Śpiączka, a Maik Nawrocki zszedł z boiska wsparty o lekarza i fizjoterapeutę i teraz czeka go operacja kości twarzoczaszki i długa przerwa w grze.

A pamiętamy przecież, że latami przyzwolenie na takie zachowania sędziów dawali komentatorzy telewizyjni, którzy pod niebiosa wynosili Jacka Góralskiego za to, że przez cały mecz kopał Vadisa Odjidję Ofoe, że wyłączył Belga z gry i został za to niemalże bohaterem narodowym – wkrótce trafił do reprezentacji Polski. Od lat słyszymy, że piłka nożna to męska i ostra gra. Była pochwała zaangażowania i mowa o wiaderku witamin. Ale w piłce nożnej naprawdę nie chodzi o to, by kogoś kopać, faulować, doprowadzić do płaczu czy kalectwa. W lidze angielskiej czy hiszpańskiej już dawno zrozumiano, że piłkarze dobrzy technicznie, potrafiący na boisku zrobić różnicę, wygrać mecz, to dobro całej ligi, że to na takich graczy ludzie przychodzą na trybuny lub zasiadają przed telewizorami. Dlatego też tacy zawodnicy są chronieni i nawet drobne faule na tych piłkarzach karane są kartkami. U nas jest odwrotnie – kozakami są zawodnicy, którzy wprawdzie nie potrafią z piłką wiele, ale strach ich minąć.

Były sędzia Adam Lyczmański przy zdarzeniu, które zakończyło się drugą żółtą kartką i w konsekwencji czerwoną dla Mateusza Wieteski, powiedział iż karany musi być sam zamiar zrobienia komuś krzywdy i nawet jeśli rywal po brutalnym ataku zrobi unik, to traktujemy to jak fakt dokonany. Bardzo pięknie powiedziane, tyle że rzadko stosowane. A gdyby tak było, to gracze Korony kończyliby mecz w ośmiu czy dziewięciu. Już w czwartej minucie w starciu z Trojakiem ucierpiał Wszołek i długo rozmasowywał bok, na który upadł. 20 minut później Jacek Podgórski bez piłki kopnął Josue. Tuż przed przerwą Jakub Łukowski wyprostowaną nogą atakował Jędrzejczyka, który uniknął faulu nawijając rywala i dogrywając w pole karne. Ale gdyby tego nie zrobił, gdyby rywal trafił w nogę postawną, to mogłoby się skończyć poważnym urazem. Tuż po zmianie stron trafiony w nogi dość mocno był Maciej Rosołek.

W 32. minucie Bartosz Slisz delikatnie popchnął Kiryło Petrowa i gol dla Legii po zagraniu Josue nie został uznany. W 79. minucie po tym jak Bartosz Śpiączka trafił głową w twarz Maika Nawrockiego nie było nawet przewinienia, rzutu wolnego. Gra została wstrzymana tylko dlatego, że dwóch piłkarzy leżało na murawie. W 90. minucie Śpiączka jak czołg zmiażdżył Yuriego Ribeiro – na szczęście tym razem obyło się bez poważniejszych konsekwencji.  Dobrze, że na taką postawę reaguje choć Legia, która zamieściła w mediach społecznościowych post następującej treści: Jesteśmy z Tobą Maik, czekamy na Twój powrót! W wyniku fatalnego urazu głowy, Maik Nawrocki będzie pauzował przez wiele tygodni. Tak dla walki fair play, nie dla brutalności na boisku.

 

Słaby mecz

Tak naprawdę mało kto z piłkarzy Legii zagrał na solidnym, wysokim poziomie. Najlepszym graczem wydawał nam się Artur Jędrzejczyk. Choć stracił opaskę kapitana, to grał z dużym zaangażowaniem i wyczuciem, był przykładem dla innych. W defensywie nie popełniał błędów, wygrał większość pojedynków w powietrzu i na ziemi. Włączał się do akcji ofensywnych, pracował za dwóch. Słowa pochwały można skierować też do Ernesta Muciego, który zrobił swoje – strzelił gola, miał jeszcze dwie inne sytuacje. Może póki klub nie sprowadzi nowego napastnika, to warto spróbować młodzieżowego reprezentanta Albanii w ataku? Z łatwością dochodzi do sytuacji, potrafi uprzedzić obrońcę, jest trudny do upilnowania. Poza wspomnianą dwójką pozostali zagrali przeciętnie lub poniżej przeciętnej. Legia z przodu nie miała kim postraszyć rywala, brakowało klasowego napastnika i kreatywności w drugiej linii. Nie było pomysłu na rozprowadzenie akcji, zawodnika który balansem ciała czy dryblingiem zrobiłby przewagę. Josue, który ma świetny przegląd pola i doskonałą lewą stopę, grał zbyt daleko od bramki, nie było przez to większego zagrożenia w ofensywie. Skrzydła również nie potrafiły zrobić przewagi. Brakowało boiskowego cwaniactwa, by czasem detalami wynikającymi z doświadczenia i umiejętności oszukać rywala i zrobić przewagę. Tak naprawdę w tym spotkaniu brakowało wszystkiego po trochu. - Jest spore pole do poprawy pod kątem sposobu gry, pracujemy nad tym – podsumował trener Kosta Runjaić.

Pierwsze roszady

Pierwszy ligowy mecz i od razu pierwsze roszady i zaskoczenia w doborze składu. W podstawowej jedenastce nie znaleźli się Maik Nawrocki i Blaz Kramer. Obrońca dlatego, że w oczach sztabu szkoleniowego przegrał rywalizację z Lindsayem Rose. Trener Legii na tej pozycji ceni sobie przede wszystkim doświadczenie, a tu reprezentant Mauritiusu ma przewagę. Natomiast Kramer w tygodniu poprzedzającym spotkanie narzekał na problemy z mięśniem przywodziciela. W czwartek wziął udział w zajęciach i wydawało się, że będzie gotowy do gry w Kielcach. Stało się inaczej, ból powrócił i zawodnik został w Warszawie. Zastąpił go w ataku Maciej Rosołek – który walczył z agresywnymi rywalami, starał się pomóc zespołowi, ale nie przełożyło się do na zagrożenie pod bramką gospodarzy. Ani minuty nie zagrał dynamiczny Makana Baku czy szybki i nieprzebierający w środkach Lirim Kastrati. Zawodnik z Kosowa wydawał się idealny do podjęcia walki z piłkarzami z Kielc. Na bokach widzieliśmy za to Roberta Picha, który jednak nie poradził sobie z nadzwyczaj agresywnie grającą drużyną gospodarzy. Pozostaje mieć nadzieję, że w kolejnych meczach zobaczymy na murawie tych, których brakowało w Kielcach a mają większy potencjał w ofensywie – Filipa Mladenovicia, Bartosza Kapustkę i wspomnianego Baku.

Zasłużony remis

Legia w pierwszej połowie grając w komplecie nie potrafiła stworzyć sobie groźnych sytuacji pod bramką Korony, nie zepchnęła rywala do rozpaczliwej obrony. Co więcej to gospodarze mieli ciekawe sytuacje – jak po dośrodkowaniu z rzutu wolnego gdy przed znakomitą okazją stanął Jewgienij Szykawka, ale nie trafił w bramkę. Przed przerwą Jacek Kiełb dograł do Szykawki i na szczęście gracz Korony będąc w polu karnym został zablokowany przez Rose’a bo byłoby groźnie. Legia w pierwszej części gry nie stworzyła sobie dobrej sytuacji bramkowej. Po przerwie Podgórski dwukrotnie ograł Rose’a i dogrywał płasko w pole karne -  na szczęście czujni byli pozostali defensorzy. Bramkowa akcja Legii zakończona strzałem Muciego była tak naprawdę pierwszą groźną akcją ze strzałem. Niestety w 83. minucie legioniści grając w dziewięciu na jedenastu stracili gola po kapitalnym strzale Łukowskiego. Po chwili zdobywca bramki mógł wyprowadzić gospodarzy na prowadzenie, ale minimalnie chybił po strzale zza pola karnego. Legia była częściej w posiadaniu piłki, Korona stworzyła groźniejsze okazje. W sumie zasłużony remis.

Polecamy

Komentarze (77)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.