Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Lechem - brak reakcji po straconej bramce

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

18.10.2021 21:30

(akt. 18.10.2021 21:30)

Piłkarze Legii przegrali z Lechem 0:1 i zanotowali już szóstą porażkę w tym sezonie w lidze. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Wyrównana pierwsza połowa meczu – W porównaniu do spotkania z Lechią w Gdańsku trener Czesław Michniewicz dokonał aż siedmiu zmian w składzie i posłał do boju od pierwszej minuty wydawałoby się  optymalną jedenastkę, zgodną z oczekiwaniami kibiców. Fani często domagali się by na ławce rezerwowych usiedli Filip Mladenović i Rafael Lopes i tak też się stało. Legioniści dobrze weszli w mecz, stworzyli sobie trzy sytuacje. Lech też miał swoje okazje, ale do siatki nie trafił. Każdy starał się wypełniać swoje zadania, imponować mogło zaangażowanie z jakim grał Luquinhas. Gdy stracił piłkę gonił rywala przez 30 metrów, aż ją odebrał. Dużo dawał z siebie też Josue. Nawet Muci, który w Gdańsku przeszedł obok meczu, teraz miał trzy dobre akcje, w których rywale ratowali się faulami. Była walka, był pomysł na mecz, trochę manewrów taktycznych. Obiektywnie trzeba ocenić, że pierwsza połowa była bardzo wyrównana i remis był wynikiem sprawiedliwym.  Nie wszystko funkcjonowało idealnie, niewidoczny był Mahir Emreli, ale ogólnie nie było źle i można było oczekiwać, że po przerwie będzie jeszcze lepiej.

Brak reakcji na gola – I druga połowa zaczęła się zgodnie z oczekiwaniami – Legia przycisnęła, zepchnęła Lecha na swoją połowę, Luquinhas wykreował znakomitą sytuację, którą koncertowo zmarnował Mahir Emreli. Niestety pierwszy wypad gości do przodu w tej części gry skończył się fatalnie. Josue faulował Mikaela Ishaka. Z rzutu wolnego w pole karne na dalszy słupek piłkę dograł Pedro Rebocho, a za Ishakiem nie zdążył Ernest Muci. Szwed trafił do siatki z bliskiej odległości, choć Kacper Tobiasz był bliski sięgnięcia futbolówki. Niestety dla zespołu Legii mecz w tym momencie właściwie się skończył, nie było żadnej reakcji, nie było widać sportowej złości, dążenia do wyrównania, tylko zrezygnowanie. W kolejnych minutach to Lech stworzył sobie kilka dogodnych sytuacji bramkowych. W zeszłym roku w podobnej sytuacji była drużyna Aleksandara Vukovicia, też przegrywała z „Kolejorzem” przy Łazienkowskiej 0:1. Jak mówił potem „Vuko” w wywiadzie, to był moment, gdy zespół mógł go spuścić, ale zareagował pozytywnie i wszystko się odmieniło. Serb budował zespół sam, dobierał sobie graczy według charakteru. Teraz tego właśnie charakteru zespołowi zabrakło. Trudno powiedzieć dlaczego. Może nie czuł się tego dnia na tyle mocny, a może dlatego, że tego zespołu trener sobie nie dobierał, a z graczy których otrzymał dopiero zespół buduje.  

Szukając pozytywów – Legia w końcu stwarzała zagrożenie po stałych fragmentach gry – trzykrotnie w pierwszej połowie meczu i za każdym razem przy udziale Josue. Portugalczyk w końcu pokazał w spotkaniu o stawkę to, co regularnie robi na treningach. Najpierw dograł piłkę w pole karne i po chwili Artur Jędrzejczyk ładnym uderzeniem pokonał bramkarza Lecha. Radość nie trwała jednak długo, kapitan pomógł sobie ręką przy przyjmowaniu piłki. Po chwili Josue posłał piłkę na głowę Mateusza Wieteski i ten uderzył nad poprzeczką. W końcu wykorzystał fakt, że Ernest Muci był faulowany przed polem karnym. Ustawił sobie piłkę i uderzył precyzyjnie. Pomylił się niewiele, piłka trafiła w poprzeczkę. Legia potrafiła zagrozić bramce przeciwnika po stałych fragmentach gry. Zabrakło szczęścia. Innym pozytywem był obroniony w kapitalnym stylu strzał Mikaela Ishaka w rzutu karnego przez Kacpra Tobiasza. Wypada jedynie żałować, że do tego zdarzenia nie doszło kilka minut wcześniej. Może choć taka parada poniosłaby zespół do lepszej gry. Dla młodego bramkarza to była wielka chwila – jako kibic chodził na Żyletę, a teraz mając ją za plecami popisał się fenomenalną interwencją. Oby to zmobilizowało chłopaka do jeszcze cięższej pracy na treningach.

Różnica w jakości kadry – Stanisław Czerczesow mawiał, że najważniejsi wcale nie są gracze z podstawowej jedenastki, ale rezerwowi. Bo to oni często decydują o obliczu zespołu. To co rzucało się w oczy to fakt, że żadna zmiana w zespole Lecha nie osłabiła jego siły. Poziom był utrzymany. W Legii było odwrotnie. Gdy za Emrelego wszedł Pekhart, a za Muciego Lopes to jakościowo zespół prezentował się gorzej. Kolejny raz okazało się więc, że Legia ma bardzo dobrych na polskie warunki zawodników, ale jest ich za mało. Nie jest to kadra gotowa na grę na trzech frontach, a próby rotacji nawet w spotkaniach z mniej wymagającym rywalem kończą się tak, że muszą wchodzić na boisko podstawowi zawodnicy i ratować wynik. Tak było przecież choćby w Suwałkach z Wigrami – wtedy się udało. Tak były też w Radomiu, wtedy się nie udało. Oczywiście za wcześnie by kogokolwiek z zawodników skreślać, być może za pół roku się okaże, że sytuacja wygląda o wiele lepiej. Na dziś jednak to aktualny lider ma o wiele silniejszą i szerszą kadrę. Może dlatego też ta kadra jest przez różne portale wyżej wyceniana niż ta mistrzów Polski.

Kiepska sytuacja – Była to już szósta porażka Legii Warszawa w tym sezonie w lidze, na dziewięć rozegranych kolejek. To o wiele za dużo. Po meczu ruszyły spekulacje na temat przyszłości trenera Czesława Michniewicza. W klubie dało się usłyszeć, że na razie do zmiany nie dojdzie, że pracujemy dalej. Nie jest jednak tajemnicą, że klubowe władze wypytują o trenerów i sondują możliwości ich sprowadzenia. Na dziś jednak nikt nie jest po słowie, nikt nie jest dogadany, a sytuację utrudnia przepis o tym, że trener w jednej rundzie nie może pracować w dwóch klubach w ekstraklasie. Głownie dlatego Michniewicz pozostał trenerem i wiele wskazuje na to, że w na razie nadal nim pozostanie. Z jednej strony zapracował sobie grą w pucharach na wyjście z kryzysu, a z drugiej strony nowy trener na poprawę sytuacji potrzebowałby czasu i treningów. A tego nie ma, mecz goni mecz, w tygodniu odbywają się góra dwa normalne treningi. Czeka nas jeszcze przerwa na kadrę w listopadzie, ale przecież podczas ostatniej przerwy w ośrodku treningowych było 8-10 piłkarzy, żadnego bramkarza. To nie jest komfortowa sytuacja dla obecnego trenera, który musi przebudować zespół, a co dopiero dla nowego szkoleniowca. I choć niczego wykluczyć nie można, to na obecną chwilę wiele wskazuje na to, że trener otrzyma szansę na poprowadzenie zespołu. Najlepszym momentem na zmiany będzie bowiem zimowa przerwa.

Polecamy

Komentarze (67)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.