Kilka spostrzeżeń po meczu z ŁKS-em - Wdarł się marazm
12.12.2023 15:25
Przekonanie o swojej wielkości - Żadnych wniosków nie wyciągnęli piłkarze Legii z meczu z Koroną w Kielcach w Pucharze Polski. W tamtym spotkaniu gracze Kosty Runjaicia po przerwie włączyli tryb ekonomiczny będąc przekonanym, że gol wcześniej czy później wpadnie - tak się nie stało. Później oczekiwali na rzuty karne, ale ich nie doczekali. Niestety do legionistów nie dotarło, że różnice w ekstraklasie między poszczególnymi zespołami są bardzo małe i by mecz wygrać trzeba go wybiegać. Pierwsza połowa spotkania w Łodzi to również tryb ekonomiczny. Składnych akcji było jak na lekarstwo, raptem dwie groźniejsze akcje. Gospodarze skarcili legionistów dość przypadkowym golem i do przerwy ostatni zespół w tabeli prowadził z Legią Warszawa. „Wojskowi” kolejny raz grali na pół gwizdka będąc przekonanym o swojej wielkości. Może czas zejść na ziemię i grać z dużym zaangażowaniem od pierwszego do ostatniego gwizdka arbitra?
Słupki i poprzeczki były z ŁKS-em - Na drugą połowę spotkania zawodnicy Legii wyszli już z zupełnie innym nastawieniem. Byli skoncentrowani i wyraźnie podkręcili tempo. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Wprawdzie ze strzałem Bartosza Slisza poradził sobie jeszcze bramkarz ŁKS-u, ale po chwili Paweł Wszołek nawinął rywala w polu karnym i strzałem z lewej nogi posłał piłkę między nogami Aleksandra Bobka i wyrównał stan meczu. Później jednak gospodarzom dopisywało szczęście. Ribeiro huknął zza pola karnego i trafił w poprzeczkę, następnie Ernest Muci po dograniu Wszołka uderzył głową, ale golkiper miejscowych zdołał zbić piłkę na poprzeczkę. Potem Josue popisał się kapitalnym strzałem ale trafił w słupek, a próbę dobitki przez Blaza Kramera należy przemilczeć. Pod koniec meczu kapitan Legii trafił jeszcze raz w poprzeczkę po rzucie wolnym, a Gil Dias z pięciu metrów nie trafił do pustej bramki i remis stał się faktem. Szczęście dopisywało gospodarzom, ale gdyby legioniści zagrali z takim zaangażowaniem od początku spotkania, to nawet furmanka szczęścia wybrańcom Piotra Stokowca by nie pomogła.
Marazm - 27 września Legia zagrała ostatnie dobre spotkanie na krajowych boiskach - w zaległym meczu wygrała wówczas w Szczecinie z Pogonią 4:3. Od następnej kolejki czyli od starcia z Jagiellonią w Białymstoku w szeregach legionistów zapanował marazm - widoczne jest uczucie zniechęcenia i zmęczenia. Od początku października „Wojskowi” wygrali w lidze raptem dwa spotkania, trzy zremisowali i cztery przegrali. Dziewięć meczów i dziewięć punktów zdobytych co daje średnią zaledwie jednego punktu na mecz - bardzo mało, za mało by myśleć o mistrzostwie Polski. Bilans bramkowy z tego okresu wynosi 9:14 i również pozostawia wiele do życzenia. Legioniści są obecnie na piątej pozycji w tabeli, ale zespołami z pierwszej czwórki zdobyli na dwanaście punktów możliwych ledwie jeden. W tym okresie pojawiła się pierwsza od dawna porażka na własnym stadionie, który przez 537 dni pozostawał twierdzą nie do zdobycia. Zespół Kosty Runjaicia odpadł też z rozgrywek Pucharu Polski. Jeśli główny cel postawiony przed sezonem czyli odzyskanie tytułu mistrzowskiego ma być zrealizowany, piłkarze muszą błyskawicznie i radykalnie poprawić i swoją grę i wyniki. Czy pokazanie innej twarzy przez trenera w szatni zmieni sytuację? Przekonamy się wkrótce.
Wszystko przeciw Legii - Kibice Legii już przed meczem nieco złośliwie mówili, że wszystko jest przeciwko nam, że tego meczu nie da się wygrać i wyliczali - wszyscy rywale ligowi potracili punkty, gramy z ostatnią drużyną w tabeli, która w dodatku od trzynastu spotkań nie wygrała meczu. Oczywiście to była ironia, ale wskazująca na to, że legioniści zwykle nie wykorzystują takich szans podarowanych przez los i tak też było w tym przypadku. I choć druga połowa była w wykonaniu Legii dość dobra, to pierwsza zdecydowała o tym, że Legia spotkania nie wygrała.
Pech pechem, ale atak słabiutki - Można narzekać na skuteczność graczy Legii, choć w Łodzi w drugiej części spotkania mieli zwyczajnie pecha. Ale prawdziwym dramatem jest forma wszystkich napastników. Tomas Pekhart zaczął sezon nadzwyczaj dobrze, ale później z miesiąca na miesiąc słabł. Marc Gual wciąż nie może odnaleźć się w Legii w nowej roli. Moim zdaniem ma duży potencjał, ale wciąż nie został odblokowany. Póki co Hiszpan jest królem chaosu. Maciej Rosołek, podobnie jak koledzy, ma gorszą drugą część jesieni, nawet nie dochodzi do sytuacji bramkowych. Ernest Muci gra o wiele lepiej w meczach europejskich pucharów niż tych ligowych. I dlatego gra Blaz Kramer, który jednak po krótkim okresie po powrocie po kontuzji gdy prezentował się nieźle, znów wygląda fatalnie. I jeśli to Kramer jest obecnie najlepszym z napastników zespołu, to pokazuje skalę problemu Legii w tej formacji.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.