Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Molde - fatalny początek

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

17.02.2024 13:55

(akt. 18.02.2024 02:58)

Piłkarze Legii w fatalnym stylu rozpoczęli mecz w Molde, ale po przerwie dzięki czterem zmianom legioniści wrócili do gry. Końcowy wynik 2:3 daje nadzieję na udany rewanż i awans. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Zyba rzucony na głęboką wodę – Nie do końca rozumiemy wystawienie w pierwszym składzie na mecz z Molde Qendrima Zyby. Dwa tygodnie temu trener Kosta Runjaić tak mówił o pozycji numer sześć: „Jest absolutnie kluczowa. Chodzi także o tzw. połączenie z resztą drużyny, o głębokie zrozumienie. Czasami gracze potrafią błyskawicznie wyczuć siebie nawzajem, złapać kontakt boiskowy, ale ogólnie rzecz biorąc, potrzeba na to czasu, czasem miesięcy poprzez rozmowy, trening, by potem uzyskać informację zwrotną po meczach”. Pierwsza informacja zwrotna po meczu z Ruchem była taka, że Rafał Augustyniak szykowany przez cały okres przygotowawczy, zaliczył falstart. Zszedł w przerwie spotkania i nie wykluczamy, że w kolejnych dniach przez to nie był sobą, mógł to przeżywać i rozpamiętywać. Jednak biorąc pod uwagę słowa trenera o potrzebie czasu na głębokie zrozumienie między zawodnikami, wystawienie Zyby, który nieco ponad tydzień trenuje z drużyną, było pozbawione logiki. Jeśli nie „August”, to drugi w kolejności powinien być Filip Rejczyk, którego jednak z kolei szkoleniowiec nie widzi w tej roli. Wystawienie Zyby od pierwszej minuty wiązało się ze sporym ryzykiem. Tworzyły się dziury między formacjami, Qendrim nie mógł sobie znaleźć właściwego miejscz na boisku, a dwie z trzech akcji bramkowych miały swój początek w środku pola – gracze Molde mieli to zagranie wyćwiczone. Nie robimy z Zyby kozła ofiarnego, koledzy mu nie pomogli. Wiemy też, że Kosowianin musi być wprowadzany do gry, że kadra nie jest zbyt szeroka i trzeba Zybę sprawdzać w warunkach meczowych. Mimo wszystko uważamy, że postawienie na niego od pierwszej minuty w czwartek było bardzo złym pomysłem. 

Problemy z zestawieniem składu – Chyba nie było takiej osoby, która by trafnie wytypowała skład na mecz z Molde. Trener Kosta Runjaić już po pierwszym spotkaniu w Chorzowie miał utrudnione zadanie z ustaleniem składu. Radovan Pankov miał kłopoty z kolanem. W poniedziałek nie ćwiczył, zaś we wtorek wyszedł na boisko z tejpami na stawie kolanowym. Blaż Kramer asystował przy golu Marca Guala z Ruchem, ale miał też kłopoty zdrowotne, opuchliznę. W poniedziałek nie trenował, we wtorek wyszedł na murawę, ale nie był w stu procentach gotowy. Dodatkowo już w dniu wylotu do Norwegii a więc w środę, okazało się, że mocno przeziębiony Gual dostał gorączki i nie było sensu go ciągnąć do Molde. Jeśli do tego dodamy, że mecz odbywał się na sztucznej murawie, która nie jest wskazana do gry dla piłkarzy, którzy mieli zerwane więzadła w kolanie, a więc wystawienie od pierwszej minuty Bartosza Kapustki wiązało się z ogromnym ryzykiem, to widać jak na dłoni że sztab szkoleniowy miał ograniczone pole do manewru. Jednak skład jaki wyszedł na mecz z Molde był mocno chybiony. Obrona w składzie Jędrzejczyk, Kapuadi, Ribeiro grała wcześnie ze sobą dwa razy – z Pogonią i ze Stalą. W obu spotkaniach drużyna straciła po trzy gole. Na szczęście trener zauważył, że takie zestawienie nie działa i już w przerwie dokonał czterech zmian. Wejścia Marco Burcha, Rafała Augustyniaka, Bartosza Kapustki i Ryoyi Moroshity odmieniły oblicze Legii, pozwoliły podgonić wynik i dały nadzieję na awans w Warszawie. Ale to jak wyglądał mecz w Molde jasno pokazało, że jeśli mamy grać o najwyższe cele, to kadra musi być szersza. 

Fatalne 24 minuty meczu – Legia rozpoczęła ten mecz bardzo niemrawo. Już w pierwszej minucie błąd popełnił Steve Kapuadi, po chwili pod bramką rywala nie trafił w piłkę zagraną przez Josue – widać było, że to nie był jego dzień. W 8. minucie Kristian Eriksen będąc między Qendrimem Zybą a Kapuadim bez problemu wygrał główkę, ale ten strzał zdołał jeszcze obrobić Kacper Tobiasz. W 12. minucie Zyba nie zdążył w środku pola doskoczyć do Magnusa Eikrema, który świetnym podaniem z głębi pola uruchomił będącego na skrzydle Martina Linnesa, a ten dograł w tempo w pole karne do Fredrika Gulbrandsena i pierwszy gol dla gospodarzy stał się faktem. Trzy minuty później strzelec gola mógł pokusić się o drugie trafienie. Legioniści na wiele pozwalali graczom Molde, w tym przypadku bez problemu hasali sobie w polu karnym, ale na szczęście strzał Gulbrandsena został tym razem zablokowany przez Ribeiro. Ale co się odwlecze to nie uciecze. W 19. minucie tym razem  Artur Jędrzejczyk nie zdążył doskoczyć do Eikrema, który sprytnym podaniem uruchomił  Markusa Kaasa. Ten oddał w sumie nienajlepszy strzał zza pola karnego, ale błąd popełnił Tobiasz odbijając futbolówkę wprost pod nogi Gulbrandsena, który z najbliższej odległości wpakował piłkę do siatki. To jednak nic nie nauczyło legionistów. W 24. minucie znów za dużo miejsca miał Eikrem w środku pola i znakomitym podaniem uruchomił Erkisena, który poradził sobie z Ribeiro i wypatrzył Kaase. Ten za łatwo, w dziecinny niemal sposób, przełożył sobie Kapuadiego, a będący z tyłu Juergen Elitim nie zdążył z doskokiem. Kaase uderzył więc na bramkę z okolicy 13 metra, Tobiasz go wyczuł, ale był spóźniony i przepuścił piłkę pod swoim ciałem.  To były 24 minuty, które obnażyły wszelkie słabości Legii. Tak grać w Europie po prostu nie można. 

Co ten Tobiasz? – Nie ma łatwego życia od jakiegoś czasu Kacper Tobiasz. Jesienią popełnił kilka błędów, a dodatkowo rywale często oddawali strzały z gatunku nie do obrony. Teraz początek roku i znów pojawiła się krytyka gry bramkarza Legii – dodajmy zasłużona. Przy drugim golu popełnił błąd techniczny. Można się było spodziewać odbicia piłki, ale na pewno nie w tę stronę, nie wprost pod nogi rywala. Przy trzecim golu puścił piłkę pod brzuchem / biodrem. Również mógł zachować się lepiej, choć w tej sytuacji koledzy mu nie pomogli. W Legii od bramkarza oczekuje się tego, że nie tylko będzie łapał większość strzałów, ale też potrafił wybronić coś ekstra. Tego „Tobiemu” od pół roku brakuje i chyba zaczyna to coraz bardziej przeżywać. Po meczu spotkał się z ostrą krytyką, czasem za mocną. Pamiętajmy, że to trenerzy decydują o obsadzie bramki, z Kacper na obozie wyglądał najlepiej z trójki golkiperów, która została w klubie. Ktoś powie - jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz. To prawda, ale nikt przy Łazienkowskiej nie zamierza płacić kar za brak młodzieżowca w składzie. A po wypożyczeniu Gabriela Kobylaka i Igora Strzałka, minuty mógłby wypełniać jedynie Filip Rejczyk. Biorąc pod uwagę pozycję na jakiej występuje, trzeba być realistą. Jedynym graczem w kadrze Legii, mogącym wypełnić przepis o młodzieżowcu jest Tobiasz. Dodatkowo to piłkarz, którego klub chciałby latem sprzedać, by do bramki wpuścić kolejnego gracza – Hładuna, Kobylaka lub Kikolskiego. Ale by Tobiasza sprzedać, ten musi grać. W klubie podjęto decyzję i na niego postawiono. Teraz od niego zależy czy będzie to udany okres. W czwartek grą sobie nie pomógł, nałożył na siebie dodatkową presję – kolejny błąd może go przecież już wiele kosztować. Ale życie lubi pisać ciekawe scenariusze. Równie dobrze krytykowany dziś Tobiasz, za tydzień może być bohaterem serii rzutów karnych z Molde. 

Druga połowa dała nadzieję – Po przerwie zobaczyliśmy inną Legię, bardzo dużo dało wejście na boisko Rafała Augustyniaka i Bartosza Kapustki. Ten pierwszy strzelił gola, ten drugi potwierdza, że jest w bardzo dobrej dyspozycji. Legioniści w drugiej połowie stworzyli więcej okazji do strzelenia gola, niż gospodarze przez cały mecz. Trzy szanse miał „Kapi”, raz trafił w słupek, dwie okazje do strzelenia gola miał Marco Burch, który pokazał, że niektórzy za wcześnie go skreślili i wstawili na półkę z napisem nieudany transfer. Kapitalnym, przepięknym i skutecznym uderzeniem z powietrza popisał się Josue, gola głową po dograniu Juergena Elitima strzelił wspomniany „August”. Legioniści mogli zremisować, a przy odrobinie szczęścia nawet wygrać. Ale dwie bramki dają nadzieję na awans i udany rewanż w Warszawie. 

Doping na zakazie – UEFA ukarała po meczu w Birmingham kibiców Legii pięcioma meczami z zakazami wyjazdowymi. Molde nie przekazało wejściówek Legii, były ograniczenia przy próbach zakupu biletów na mecz a miejscowi mieli zakaz odsprzedaży wejściówek. Mimo to, w Norwegii zjawiło się około 220 kibiców Legii, którzy weszli na stadion razem i usiedli na górnej trybunie w jednym miejscu. Miejscowi okazali pełne zrozumienie dla sytuacji, stworzyli odpowiednie warunki do obejrzenia meczu i wspierania swoich zawodników. Kibice Legii przez całe spotkanie prowadzili głośny doping, wywiesili nawet flagę z napisem Legia Ultras. Obsługa stadionu w przerwie dopytywała czy wszystko w porządku, a po meczu czy wszyscy byli zadowoleni. Jakże to odmienna postawa od tej w Alkmaar czy w Birmingham. Wszyscy byli pod wrażeniem norweskiej gościnności, za którą po meczu przed konferencją prasową podziękował rzecznik prasowy Legii, Bartosz Zasławski i zapewnił, że w Warszawie klub zrobi co w jego mocy, aby Molde wraz ze swoją delegacją również było zadowolone z gościny. Niby tak niewiele, a jednak taką normalność trzeba podkreślać i chwalić. Takie czasy. 

Polecamy

Komentarze (119)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.