Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Piastem - Mieli być wypoczęci, a byli śnięci

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

05.08.2024 15:55

(akt. 05.08.2024 15:58)

Piłkarze Legii Warszawa w słabym stylu przegrali z Piastem Gliwice przy Łazienkowskiej. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Mieli być wypoczęci, a byli śnięci – Steve Kapuadi, Paweł Wszołek, Claude Goncalves, Luquinhas, Ruben Vinagre, Marc Gual i Blaż Kramer to piłkarze, którzy nie polecieli do Walii na mecz z Caernarfon Town. Zostali w Warszawie, by trenować i przygotowywać się do kolejnego spotkania. Cała siódemka rozpoczęła mecz z Piastem Gliwice od pierwszej minuty. Wszyscy mieli być wypoczęci i zagrać na świeżości z ekipą Aleksandara Vukovicia. Niestety w poczynaniach wszystkich brakowało bardzo wiele. O ile pierwsza połowa była na średnim poziomie, to druga była zwyczajnie słaba. Legioniści remisowali, ale nie konstruowali żadnych akcji, które mogłyby się skończyć zagrożeniem pod bramką Frantiska Placha. Były wymieniane podania wszerz i wzdłuż, w jednostajnym tempie, brakowało pomysłu i elementu zaskoczenia. Były próby grania długich podań, z pominięciem linii środkowej, ale rywale byli na to przygotowani. Jeśli już ktoś po przerwie kreował akcje, to byli to goście. Po meczu trener Piasta stwierdził, że odnieśli zasłużone zwycięstwo i chyba ma rację. Jego zespół był bardziej konkretny, zdeterminowany i zwyczajnie bardziej mu się chciało. Przed sezonem mówił o tym Goncalo Feio – by myśleć o zwycięstwach w ekstraklasie, to cechy wolicjonalne muszą być na tym samym poziomie co rywala. Mieliśmy wrażenie, że tym razem nie były.

Zawiedli liderzy – Do tej pory kluczowymi postaciami na boisku byli Luquinhas i Marc Gual. Niestety w niedzielę tak nie było. Luquinhas został wyłączony z gry i rywale nawet nie musieli uciekać się do faulowania, by swój cel osiągnąć. Brazylijczyk zbiegał do boku, szukał sobie miejsca, ale nie mógł go znaleźć. W dodatku po pchnięciu w plecy przez Grzegorza Tomasiewicza przesadził z reakcją, zwijał się z bólu na murawie, trzymając za głowę. Nie pomaga sobie "Luqui" takim zachowaniem. W kolejnym meczu naprawdę może mu ktoś coś zrobić, a sędziowie, mając w pamięci obrazek z meczu z Piastem Gliwice, mogą nie zareagować. Marc Gual z kolei w pierwszej połowie miał ochotę do gry, ale nie otrzymywał podań. Dwa razy stworzył jednak zagrożenie – za każdym razem po tym, jak sam przechwycił piłkę. Najpierw dograł świetną piłkę do Blaża Kramera, ale ten trafił w bramkarza Piasta, który odruchowo zbił piłkę na poprzeczkę, za drugim razem wywalczył rzut rożny. I to by było na tyle. Po przerwie już takich prób nie było. Martwi postawa Clauda Goncalvesa, który podczas przygotowań do sezonu, na treningach i w sparingach, był naprawdę dobry. Rozstawiał wszystkich po kątach, z łatwością odbierał piłkę, przewidywał zamiary rywali. Teraz tego nie widzimy, początek każdego spotkania to gra zachowawcza, czasem wręcz uciekanie od gry, odważniej Portugalczyk zaczyna grać dopiero po 30-40 minutach. Na o wiele lepszą grę niż w tym sezonie stać Pawła Wszołka, który mocno zawinił przy pierwszym golu. To piłkarz, który zawsze dawał Legii znakomite liczby, i tych jego asyst i bramek drużyna bardzo potrzebuje. W niedzielę Legia nie miała na boisku ani jednego piłkarza, który robiłby różnicę.

Autowa zmora – Piast dochodził do sytuacji strzałowych – Tomasiewicz już na początku podał do Kądziora, ale zdołał go zablokować wślizgiem Steve Kapuadi. Po przerwie po podaniu Tomasiewicza swoją sytuację miał Michael Ameyaw. Ale przede wszystkim rywale mieli okazje po stałych fragmentach gry po rzutach rożnych i przede wszystkim rzutach z autu. W 20. minucie po wyrzuconej piłce zza linii bocznej najpierw walkę o pozycję z Arielem Mosórem przegrał Claude Goncalves, Ruben Vinagre tylko przyglądał się jak piłkę zgrywa głową do kolegi Jakub Czerwiński, a Michał Chrapek wyprzedził Pawła Wszołka, przyjął piłkę i po chwili uderzył tak, że futbolówka zatrzepotała w siatce. W 66. minucie znów rzut z autu – stojący w polu karnym Mosór dał znać Patrykowi Dziczkowi, by rzucił do niego, a on sobie poradzi. I faktycznie piła trafiła do byłego obrońcy Legii, który wygrał główkę z Jean Pierrem Nsame i zgrał piłkę w kierunku Tomasa Huka. Tym razem poradził sobie jednak Kacper Tobiasz. W 84. minucie Maciej Rosołek naciskał na Steva Kapuadiego i ten wybił piłkę na aut. Dziczek wyrzucił piłkę w pole karne w kierunku „Rosiego”, który wygrał główkę z Ryoyą Morishitą i przedłużył lot piłki. Tam o pozycję walczyli Radovan Pankov z Czerwińskim, Serb wygrał pojedynek, ale główkował tak, że posłał piłkę wprost do Tihomira Kostadinova, który bez problemu zdobył bramkę. Legia nie umiała poradzić sobie z autami Piasta, a za tydzień zagra z Puszczą Niepołomice w Krakowie. Zespół Tomasza Tułacza ma auty opracowane do perfekcji.

Rzuty wolne bezpośrednie – Przez cały okres przygotowawczy strzały z rzutów wolnych oddawał Juergen Elitim. Kolumbijczyk jednak doznał urazu, miał operowaną łąkotkę i grać nie może. I od pierwszego meczu trwa poszukiwanie piłkarza, który by rzuty wolne bezpośrednie, z okolicy pola karnego, wykonywał. Na bramkę z takiego stałego fragmentu gry uderzali już Marc Gual, Blaż Kramer, Kacper Chodyna i Radovan Pankov. Tylko po strzale Hiszpana musiał interweniować bramkarz. To jest rzecz, nad którą z pewnością trenerzy muszą pracować. Na razie do rywala poszedł przekaz, że zawodników Legii można faulować przed polem karnym, bo nie ma nikogo, kto by to potrafił wykorzystać.  

Bezradność po przerwie – Tuż przed przerwą Legia wyrównała stan meczu. Bartosz Kapustka z rzutu rożnego posłał piłkę w pole karne, a tam Blaż Kramer poradził sobie z Fabianem Piaseckim, wygrał pozycję z Jakubem Czerwińskim i posłał piłkę do siatki. Wydawało się, że nic lepszego Legii przydarzyć się nie mogło. Bramka do szatni zwykle jednych uskrzydla, a drugim skrzydła podcina. Biorąc pod uwagę, że do tej pory w tym sezonie, gra Legii zawsze po przerwie wyglądała lepiej, można było mieć uzasadnione nadzieje, że po zmianie stron legioniści przechylą szalę zwycięstwa na swoją stronę. Nic takiego nie miało miejsca, wręcz przeciwnie. Jeśli już ktoś kreował sobie sytuacje bramkowe, to byli to piłkarze Piasta Gliwice. Nie pomogli zmiennicy – nikt nie podniósł i tak przeciętnego poziomu. A występy debiutującego Migouela Alfareli oraz Jean Pierra Nsame były wyjątkowo dyskretne, w zasadzie niewidoczne. Piast był cierpliwy i w końcu się doczekał, a Legia nie potrafiła przez całe 45 minut po przerwie stworzyć naprawdę groźnej sytuacji pod bramką Frantiska Placha. Brakowało pomysłu, błysku indywidualnych piłkarzy, gry z pierwszej piłki, stworzenia sobie przewagi. Zawodnicy podawali sobie piłkę z nadzieją, że kolega coś wymyśli. Niestety nikt nic nie wymyślił.

Polecamy

Komentarze (67)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.