Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Piastem - prezenty i transfery na przyszłość

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.03.2021 15:10

(akt. 05.03.2021 11:27)

Piłkarze Legii przegrali w środę z Piastem i pożegnali się z Pucharem Polski. Legioniści kolejny raz w tym roku rozdawali rywalom prezenty, do tego doszła fatalna murawa. W ofensywnie nie są w stanie pomóc nowi zawodnicy, bo wszyscy potrzebują czasu. Poniżej kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Tąpnięcie – Kiedyś prezes Mioduski powiedział, że w Legii nigdy nie jest spokojnie, że gdy drużyna wychodzi na prostą, wygrywa kolejne mecze i wszyscy chwalą zespół, to jest to znak, że zaraz się coś stanie, wydarzy coś negatywnego. To jest scenariusz znany od dawna przy Łazienkowskiej i cyklicznie się powtarzający. Nie inaczej było tym razem. Po wygranych z Wisłą Płock i Górnikiem Zabrze wydawało się, że zespół jest na fali wznoszącej, że odnalazł sposób na ofensywną i skuteczną grę i wtedy przyszedł mecz z Piastem – zespołem, który potrafi grać z Legią. W środę mistrzowie Polski przeważali, atakowali, ale niewiele z tego wynikało. Piast był dobrze zorganizowany w defensywie i legioniści z trudem dochodzili do sytuacji bramkowych, a te nieliczne, które stworzyli marnowali. Sami zaś popełnili dwa błędy, które rywale bezlitośnie wykorzystali. I stało się – Legia odpadła z rozgrywek Pucharu Polski. Jest to pierwsza porażka, która idzie na konto trenera Michniewicza. Odpowiedzialność za przegraną z Karabachem została rozmyta – nie można za to obwiniać ani trenera Vukovicia, ani obecnego szkoleniowca, który dostał zespół pod opiekę chwilę wcześniej. Z kolei podczas Superpucharu Polski drużynę prowadził Saganowski.

Pomysł Piasta i pomocna murawa – Trener Fornalik miał dość prosty pomysł na mecz z Legią. Przeszkadzać w dogrywaniu piłki z bocznych sektorów, zagęścić środek pola, cofnąć się i oczekiwać na błąd przeciwnika. „Piastunki” długimi momentami oddawały inicjatywę legionistom, czasem nawet jedenastu graczy przebywało na swojej połowie i się broniło. Trzeba przyznać, że formacje były blisko siebie i ogólna organizacja gry defensywnej stała na niezłym poziomie. Ale i to zdało by się na nic, gdyby Wieteska zamiast trafić w słupek umieścił piłkę w siatce, gdyby minimalnie strzałem głową nie przestrzelił Wszołek, gdyby lepiej przymierzyli Kapustka czy Gwilia. A tak Piast się bronił i doczekał się dwóch błędów Legii, które potrafił zamienić na gole. I szkoda tylko, że przy takim defensywnym nastawieniu ekipa z Gliwic dostaje od Legii dodatkową pomoc w postaci fatalnie przygotowanej murawy. Ta w kolejnym meczu jest grząska i z każdą minutą w coraz gorszym stanie. Kiedyś trawa na Legii kojarzyła się z zielonym dywanem, dziś to już wspomnienie. Wymiana murawy nie jest planowana, wkrótce powinna pomóc pogoda – zgodnie z hasłem "siły natury w służbie człowieka". Wprawdzie w luźnych rozmowach z władzami PZPN przed meczem z Andorą była poruszana kwestia wymiany murawy na nową, ale piłkarska centrala raczej nie ma zainwestuje w trawę przy Łazienkowskiej.

Legia jak św. Mikołaj – W siedmiu meczach w 2021 roku legioniści stracili dziewięć goli. Niestety w większości nie dlatego, że rywale przeprowadzili świetne akcje, wymienili podania z pierwszej piłki na dużej szybkości i bramkarz był bez szans, ale dlatego, że zawodnicy Legii bawią się w św. Mikołaja i rozdają rywalom prezenty. Błędy indywidualne są zmorą mistrzów Polski. W meczu z Podbeskidziem przypadek i rykoszet po rzucie rożnym wykorzystał Janicki i z czterech metrów posłał piłkę do siatki, w Białymstoku Imaz trafił z rzutu karnego po faulu Miszty, z Wisłą Płock złego wyboru dokonał Wieteska, piłkę stracił Jędrzejczyk, co wykorzystał Lesniak, zaś w Zabrzu Jimenez wykorzystał karnego podobnie jak wcześniej wykorzystał złe zachowanie w polu karnym „Jędzy”. A to tylko spotkania ligowe – pod drodze był mecz z ŁKS-em w Łodzi, gdzie Miszta odbił piłkę wprost pod nogi stojącego przed bramką Janczukowicza. W środę w rolę Mikołaja wcielił się Szabanow – tak zgrał piłkę do Wieteski, że przejął ją Alves, nie dał się dogonić i strzelił gola. Niestety nie w każdym spotkaniu da się podarować bramkę przeciwnikowi, ale samemu strzelić więcej i mecz wygrać. Te przydarzające się nadzwyczaj często błędy indywidualne to coś, nad czym musi pracować cała drużyna wraz ze sztabem szkoleniowym. Być może przyda się też pomoc psychologa, bo głowa w dzisiejszym sporcie to absolutna podstawa.

Transfery, ale na przyszłość - Legia ma trzech piłkarzy, którzy napędzają akcje ofensywne – Filipa Mladenovicia, Bartosza Kapustkę i Luquinhasa. Gdy wszyscy są wypoczęci, zdrowi i w formie, to zrobią różnicę w każdym meczu. Gorzej, jeśli spotkania są co trzy dni, brakuje świeżości a dodatkowo zawodnicy są poturbowani przez rywali. Wtedy nie ma kto wejść z ławki by ten poziom podnieść. Czasem się uda jak z Kacprem Skibickim w meczu z Lechem Poznań czy Kacprem Kostorzem w starciu z Górnikiem Zabrze. Ale w większości meczów tak się nie dzieje. Z zimowymi transferami już teraz widać jeden problem – to zawodnicy, którzy potrzebują czasu i nie są do gry na już. Jasurbek Yaxshiboyev długo nie trenował, musi ten czas nadrobić. Na razie po jednej czy dwóch akcjach znika nawet na treningach. Nazarij Rusyn też ostatnio grał mało – widać u niego brak ogrania. Powinien od pierwszego meczu w trzeciej lidze występować jak najczęściej w rezerwach by łapać minuty i w ten sposób dochodzić do formy. Z kolei Ernest Muci fizycznie jest gotowy i widać, że wiele potrafi, ale on z kolei potrzebuje czasu, aby odnaleźć się w tak kontaktowej i siłowej piłce. Nie jest na to przygotowany, musi się dostosować. Legia powinna mieć z niego pożytek, ale on teraz nie pociągnie gry drużyny do przodu, na to jest za wcześnie. Czyli wszystkie transfery ofensywne zostały zrobione z myślą o przyszłości. Tyle, że zespół potrzebuje pomocy już teraz. Tak to jednak jest, gdy idzie się na zakupy z niemal pustym portfelem.

Stoper Szabanow – Do Legii zimą trafił jeden piłkarz gotowy do gry o stawkę od pierwszego meczu – jest nim Artem Szabanow. Obrońca Dynama Kijów jak na polskie warunki jest naprawdę niezłym stoperem, nie zmieni tej opinii środowy mecz z Piastem Gliwice. Przydarzył mu się błąd, który zdarzyć się nie powinien, ale nie od pierwszy i nie ostatni w tym sezonie, który błąd popełnił. Poza tym wygrał jednak wiele pojedynków – tak w powietrzu jak i na ziemi. Po meczu mocno przeżywał swoje błędy, długo leżał na murawie i patrzył w niebo. Podniósł go i pocieszył Badia, on też go odprowadzał w kierunku szatni. Pozostali gracze Legii byli mocno niepocieszeni przebiegiem spotkania, porażką z Piastem i dość szybko udali się do szatni. Jesteśmy dziwnie spokojni, że kolejne spotkania Szabanowa będą lepsze i pewniejsze.

 

Polecamy

Komentarze (137)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.